31/12/2018

Pomiędzy

Mamy teraz czas pomiędzy świętami a nowym rokiem.




Święta już się skończyły. Było goszczenie się, jedzenie, picie, rozmawianie. Było miło. Wszystko było pyszne. Ciekawe, że wszystkie wyroby własne miały idealny smak, czy to kiełbasa, czy piernik, czy barszczyk. Nie zawsze tak jest, bo ludzie przekombinowują i dodają coś czego nie powinni. To było niezwykłe. Gotowanie z miłością zawsze się sprawdza.


Zastanawiałam się, które życzenia się spełnią, a które nie. Czy słowa są ważne? Jasne, że tak, ale ważniejsza jest intencja. Czyli coś nieuchwytnego, ale dla każdego zrozumiałego. Jak trzymanie dłoni osoby chorej.


W pierwszy dzień świąt po obiedzie powiedziałam do ojca, że nie mogę się doczekać nowego roku. A on zapytał dlaczego? No właśnie. Proste pytanie, a odpowiedzi dobrej nie ma. Mam w sobie jakąś radość, ekscytację, oczekiwanie najlepszego itd. Okoliczności przyrody tego nie zwiastują. Mamy deszcze i pochmurne niebo. Czy to się zmieni 1 stycznia? A przecież nie chodzi o pogodę. Jak jest słonecznie to wszyscy są bardziej optymistycznie nastawieni do życia. Tu chodzi o coś innego. Ale nie wiem o co. Ale radość jest i związana jest z nowym rokiem.


Pożyjemy, zobaczymy.


 


 



24/12/2018

Twórczość

Wczoraj byli znajomi, więc nie było kiedy coś napisać. Życie toczy się wokół zbliżających się świąt, a internet jest tylko dodatkiem do niego. Dlaczego wielu osobom to święto przeszkadza? Narzekanie stało się modne. A potem ludzie się dziwią, że im się nie wiedzie tak jakby chcieli.


Wczoraj też ambulans zabrał samotnego sąsiada. Facet jest nałogowym alkoholikiem. Często pije kilka dni, potem lekarze go ratują, bo upadnie i się skaleczy. Wybrał świetny czas na szpital. Przynajmniej nie będzie sam, jak odzyska przytomność.


Mam nowy kominek. Ładnie pachnie ;)



Jest na wosk, który się rozpuszcza i pachnie. Dostałam też kilka zapachów. Na razie zapach zen najbardziej mi odpowiada. Palę codziennie, bo to przecież światło jest teraz najważniejsze.


Dzisiaj dzień na luzie, wszystko się gotuje, samo, ale trzeba być w domu, żeby pilnować.


Prezenty wymagają kartek, żeby było wiadomo dla kogo. Zawsze robię karteczki i maluję choinki, bombki, gałęzie. Prezenty są kupione, ale lubię zrobić coś własnoręcznie. To taka chwila uwagi dla konkretnej osoby. Zawsze tak robiłam i będę.


Tyle lat żyję, a dopiero niedawno dowiedziałam się o trójkątnych ołówkach i kredkach. Były kredki sześciokątne i okrągłe. Teraz są takie:



Świetnie się układają w palcach. Taka prosta rzecz, a jaka świetna. Gumka na końcu jest okrągła, ale nigdy jej nie używam.


Kartki szybko namalowałam. Postanowiłam zrobić obrazek, który kiedyś znalazłam w sieci. Z pozoru prosty, a okazał się pracochłonny.


Każdy twórca potrzebuje dużo czasu na dzieło, cokolwiek robi. Trzeba w życiu zachować równowagę i robić różne rzeczy.


Zaczęłam od drabiny, która jest kluczowym elementem. Najpierw szczebelki przymocowywałam nitkami. Ale ciągle mi się rozjeżdżały. Więc skorzystałam z pistoletu na klej. Poszło zdecydowanie szybciej. Wybitnie wygląda jak ręczna robota.



Mam też główną część obrazka, wokół której wszystko się dzieje. Mogłabym to wydrukować, ale nie byłoby takiego efektu. I radości z twórczości lub odtwórczości.



Jak skończę to pokażę oryginał i mój twór. Kiedykolwiek to będzie. Może jeszcze w tym roku ;)


Taksówka na jutro zamówiona.


Zaczniemy świętować i się gościć :)


Wesołego świętowania wszystkim co lubią świętować :)


 


 


 

22/12/2018

Zakupy

Co można napisać jak się nic nie dzieje. Idą święta więc każdy sprząta, robi zakupy prezentów i jedzenia, gotuje.


Moje dzisiejsze zakupy były w równowadze. Kupiłam pyszne ogórki kiszone z wodą, bo miałam własny pojemnik. Kupiłam też kapustę kiszoną, choć wyglądała dziwnie. Była blada, błyszcząca i nie wyglądała na ukiszoną jakimkolwiek sposobem. W domu sprawdziłam smak. Nie nadaje się do niczego, nawet groch tego nie zamaskuje. Ktoś ją siekał w niszczarce, miała niewielkie kawałki. Do wyrzucenia. Obie rzeczy kupiłam u jednego sprzedawcy. Jeden do zera. Jutro kupię kolejną kapustę gdzie indziej.


Miałam kupić mięso do upieczenia, ale się rozmyśliłam. Pierwszy raz byłam w takim sklepie. Nikt mnie nie znał, ale panią przede mną już tak. Okazało się, że znajoma klientka dawno nie robiła zakupów. Na pytanie dlaczego odpowiedziała, że żywiła się sztucznie. Każdy pomyślał o jakiejś sondzie albo czymś gorszym, a pani powiedziała, że jadła sajgonki i takie tam. Ciekawe, bo sama kupiła mięso mielone dla syna, który lubił i miał przyjść. A w sajgonkach to nie ma mielonego mięsa? To wszystko jest sztuczne. Potem zobaczyłam filet z piersi kurczaka na wadze. Miał prawie kg. To ile kg miał cały kurczak? Kiedyś filet miał pół kg, a teraz sprzedają nam potwory giganty. Normalny kurczak tyle nie waży, nawet nastrzykany wodą.


Jak mi przejdzie obrzydzenie to może jeszcze coś kupię.



Ptaki dzisiaj leciały tuż przed 15. Było ich zdecydowanie mniej. Nie sposób przegapić ich przelotu, bo skrzeczą i robią hałas. Gdy tak się zastanawiałam znowu, gdzie one lecą to kilkanaście się zatrzymało i usiadło na drzewie. Siedziały tak do zmroku, czyli do prawie 16.


Ptaki lecą z zachodu na wschód, czyli zostawiają dobrobyt i lecą do biedy. Co im każe to robić. One coś czują, ale nie wiadomo co.


A potem powaliła mnie ta reklama. Jak można podarować komuś radość? I z czego, z cukru, z popsutych zębów. Radość się czuje albo nie. Nie można sobie jej kupić. Reklama do niczego, nie zachęca, odstręcza.



Dzisiaj rozmawiałam z kilkoma osobami, ale one nie lubią świąt. Nikt na nie nie czeka. Po co? Dzieci wszystko mają, więc jest problem z prezentami. Trzeba siedzieć z rodziną przy stole i gadać o niczym lub wszystkim. Jakie to męczące ;( A kiedyś czekało się na święta. W świecie, w którym o wszystko było trudno, dzieci czekały na czekolady, pomarańcze, czapki i szaliki, może książki i zabawki. Jadło się orzechy na bieżąco łupane, piło kompot z suszu, jadło się mnóstwo słodyczy, które były ukrywane.


Teraz wiadomo, że nie ma Mikołaja, to wymysł tego co sprzedaje radość. Choinki to wymysł germański, a tradycja wcale nie wiekowa. No i z czego tu się cieszyć?


Cieszyć to się trzeba z tego, że siedzimy wszyscy przy jednym stole, żyjemy, jesteśmy zdrowi. Telefony nie dzwonią więc można spokojnie porozmawiać z rodziną. Bo to święta rodzinne. Jedzenie jest drugorzędne, bo jest pretekstem do spotkania. Od dobrobytu ludziom się w głowach poprzewracało – tak mówiła moja babcia dawno temu. Zawsze wyjeżdżałam w góry na narty w drugi dzień świąt. Był taki pociąg do Zakopanego o 21. Wracaliśmy w Nowy rok. Wszyscy byli szczęśliwi.


Czas szybko ucieka, ludzie odchodzą. Jak będą wyglądały święta w rodzinach zmarłych górników? Coś o tym wiem, bo mój wujek zmarł 24 grudnia. Wszystko staje się nieważne.


I minął pierwszy dzień zimy. Najkrótszy dzień w roku, zwany przesileniem zimowym. W większości kultur ten dzień był okazją do świętowania narodzin Słońca.


Jutro dzień będzie dłuższy. Słońca będzie coraz więcej i będzie rozjaśniało mroki.


A swoją drogą to dlaczego moje fotki są takie niewyraźne, a fotki z Marsa są idealne? Do rozważenia.


We wrześniu ;)


 

21/12/2018

Wypieki

Dzień na luzie. Odebrałam długi, za wyjątkiem jednego. Jestem na czysto, sama nie mam długów wobec nikogo. Miałam dziwną sytuację z bankiem, w którym kiedyś miałam rachunek. Napisałam do nich mejla, żeby mi nie przysyłali regulaminów i żadnych informacji, bo nie mam u nich konta. Rzecznik odpisała, że korespondencję wysyłają tylko do aktywnych kont. No to ja jej, że od 2011 nie mam u nich konta. A ona znowu swoje. Ale za kilka dni przyszło pismo, że bank wypowiada mi rachunek i prosi o numer nowego konta, żeby mi zwrócić 60 parę złotych. No to ja im, że umowę to ja rozwiązałam i zrobiłam im ksero mojego wypowiedzenia i pokwitowanie odbioru 80 parę złotych, które zostały po rozliczeniu. Takie rzeczy trzymam wiecznie, właśnie dla takich sytuacji.


Zapytałam bank skąd wykreował mi pieniądze, zupełnie nienależne mi. Zero odzewu. Ludzie popełniają błędy, byle nie często. Każdy błąd można naprawić. Po co dopisywać historię do nieważnych rzeczy.


Upiekłam kolejny chleb, z cynamonem.



Dziwny przepis. Trzeba wsypać cukier i sól, a soli nie było w przepisie. Pisze o półtorej łyżeczce drożdży instant, a to jest jedno opakowanie 8g, nie ma tego na wagę. Pisze o 1 łyżce oliwy, ale o 15 g cukru. Przecież to 1 łyżka. Po co tak gmatwać. Wszystkie przepisy na chleb są dla pszennej mąki 650, a w moich sklepach jest mąka chlebowa 750. Może dlatego mi nie rosną chlebki. Ten dzisiejszy też mi nie urósł. Pachnie cynamonem choć to tylko 1 łyżeczka.


Kocham cynamon bardziej niż imbir czy kardamon.


Od nadmiaru czasu upiekłam też batony.



Wyszło na 1/3 blaszki, bo mam 25x36, a powinna być 22x22.


Chciałam zrobić grubsze. To wszystko zależy co się doda. Nieraz robię cienkie jak sezamki. I nie daję już moich ulubionych orzechów włoskich. W ogóle ich nie czuć, lepiej dać laskowe. Czasem kroję wąskie paski, a dzisiaj w dużą kostkę.


Ciekawe ile utyję przed świętami.


O 15:13 znowu zobaczyłam chmarę ptaków, leciały do 15:15 na wschód, nisko, pod chmurami. Może ktoś im tam zostawił pyszne jedzonko?


I tak minął sierpień ;)



Jeszcze tylko 4 dni i z pisania dziennika wrócę do prowadzenia pamiętnika. :)


 

20/12/2018

Pomarańczowy świat

Dzisiejszy dzień miałam spędzić wyłącznie przy biurku. Terminy! Ile można.


Więc postanowiłam sprawdzić czy to ja kreuję swoją rzeczywistość czy wszystko samo się toczy. Znałam wynik, ale co szkoda sprawdzić. Zainspirował mnie księżyc.


Położyłam się spać o godz. 0:22. Niebo było zachmurzone. No tak, ciekawe gdzie jest księżyc? I wyszedł na kilka sekund na zachodnim niebie, akurat w mojej sypialni. Jakby chciał powiedzieć mi dobranoc.



Ze słońcem ten numer wychodzi mi za każdym razem gdy mówię dzień dobry. Mam wyjątkową łatwość we wpływaniu na pogodę. Jak mi zależy, przecież nie cały czas, bo szkoda na to tracić energię.


Dzisiaj miałam nigdzie nie wychodzić, więc postanowiłam pomalować swój świat nie na pomarańczowo, ale na żółto. Wystarczy, że wyjrzę przez okno, na pewno podjedzie jakiś dostawca, bo oni mają żółte samochody. Mam cytryny i żółte doniczki, więc wystarczy. W VII tomie Transerfingu jest VI rozdział właśnie pod takim tytułem. Dla odmiany nie chciałam koloru orange ale inny, ciepły, niech będzie żółty.


No i się zaczęło.


Rano umyłam włosy i sięgnęłam po nową odżywkę, opakowanie pomarańczowe. Potem wyjęłam rurkę do picia. Mam w szafce całe opakowanie i na ślepo wyciągam jak potrzebuję. Lubie pić wodę z miodem i cytryną przez rurkę. Jaki miała kolor – pomarańczowy. Czyżby to przypadek? Nie, bo nie ma przypadków. Wyjęłam wszystkie i sprawdziłam. Wzięłam ostatnią rurkę pomarańczową. Zostały czerwone i inne.



Jakie jest prawdopodobieństwo, że wyciągnę właśnie jedyną pomarańczową? 1:50. Tyle było.


Musiałam niestety wyjść z domu na godzinę. Była 10, więc ludzi mało. Od razu zauważyłam pana w pomarańczowej kurtce, zrobiłam fotkę, ale skasowałam, bo mi się dziwnie przyglądał. Potem musiałam szybko reagować, bo pomarańczowe rzeczy szybko się przemieszczały. Fotki są poruszone. Wszystko było pomarańczowe. Żółtych rzeczy było kilka. Gdybym była dłużej na ulicy, to może by się coś zmieniło.



W krótkim czasie mój świat stał się pomarańczowy, zamiast żółtego. Nie nadążałam tego rejestrować.


Żółty też się pojawił, ale nie dominował. A dzień był pochmurny.



To jak w powiedzeniu: nie patrz na niebieski. Musisz zobaczyć ten kolor, żeby go unikać ;)


Koordynacja zamiaru działa, i to jak. Każdy może spróbować.


Można pomalować swój świat na jaki kolor zechcesz, ale musisz naprawdę chcieć.


Czy ja powiedziałam nie pomarańczowy? A może zapomniałam o „nie”.


Świat pesymisty zanurza się w mroku. Gdy człowiekowi jest źle to zmierza w otchłań. Depresja.


Inni chcą nam narzucić wygląd świata, ciągle informując nas o wojnach, przestępstwach, o nadlatującej komecie, która nas zniszczy, o 3 WŚ. Nie reaguj. Zmień swój świat jak chcesz. Niech ci to wejdzie w nawyk. Sam zobaczysz jak wszystko się zmieni. Nie musisz ciężko pracować by pomalować swój świat. Ty koordynujesz, ty masz wpływ. Cokolwiek zrobisz zawsze jest dobre, tak przyjmij i bądź konsekwentny. Świat nabierze innych barw, które pamiętasz z dobrych momentów życia.


Z tego bierze się deja vu - „jakby powracało coś radosnego i świeżego, zapomnianego gdzieś w dzieciństwie”. (s.194). Deja vu nie można kontrolować ani zaplanować. A świat można.


Będzie dobrze :) W lipcu ;)


 

19/12/2018

Szóstka

Dostałam pyszną przekąskę. Miała czekać do świąt, ale nie mogłam się powstrzymać. Pomysłowy deser. Żeby to zjeść trzeba puknąć w stół, a wtedy kula rozkłada się jak owoc pomarańczy. Jakie to dobre, i ten smak pomarańczy. Jak zobaczysz w sklepie kupuj w ciemno, chyba, że nie lubisz słodyczy, albo jesteś chory, czyli na diecie. Potem możesz pościć.


Po takim zastrzyku cukru postanowiłam zrobić ciastka z płatków owsianych, orzechów i suszonych owoców. Gdy już wszystko miałam zmieszane (prócz mleka) zorientowałam się, że nie mam papieru do pieczenia. Papier jest konieczny, bo nie da się odkleić gotowych ciastek od formy. Wszystko się pokruszy. Więc musiałam specjalnie iść do sklepu tylko po papier.


Akurat dostałam mejla o paczce. Co za zbieg okoliczności ;) Załatwię 2 sprawy za jednym zamachem.

Przed paczkomatem była kolejka! Byłam szósta. Pierwszy raz stałam w kolejce po paczkę ;) Ludzie odbierali paczki małe i duże. Moja paczka była mała, a zostawiono ją w górnej dużej skrytce. Usiłowałam ją wyjąć, ale byłam za niska. Miły pan zapytał czy mi pomóc. Oczywiście, a raczej mnie uratować, nigdy bym jej nie wyjęła, bo paczka dotykała zewnętrznej ściany, była bardzo daleko. Musiałabym mieć drabinę. Ciekawe czy można zamknąć skrytkę bez odbierania paczki, pójść po krzesło i znowu otworzyć skrytkę. Dobrze, że była kolejka, przede mną i za mną. 6-1-6

Przesyłka dotarła w 28 godzin, a jest szczyt dostaw. Prenumeraty ciągle nie ma. Muszę wymyślić co z tym zrobić. Niech złodziej się nią udławi.

Miałam paczkę, kupiłam papier. Nie upiekłam ciastek, bo przyszedł znajomy i trochę pogadaliśmy. On wyjątkowo przeczytał w tym roku 6 książek, a ja wyjątkowo nie przeczytałam żadnej w całości. Czytam ciągle fragmenty książek o przyczynach chorób, piszę mejle z informacjami. A potem nie mam żadnej informacji zwrotnej. Czy ja nie marnuję czasu? Ale czytanie dla czytania jest bez sensu.

Spotkałam dzisiaj Ukraińców na schodach, Rano powiedzieli „dzień dobry” bardzo ładnie bez akcentu. A wieczorem ukłonili się przed klatką „dobry wieczór” z lekkim akcentem. Co za zmiana, umieją mówić i są kulturalni.

Jutro będę pakować prezenty i piec ciastka, które dojrzewają w misce;) Chyba, że znowu ktoś mnie odciągnie od planów. Lubię jak ktoś moje plany rujnuje.

Urobiona byłam, czy taki będzie czerwiec? Szósty miesiąc.




18/12/2018

Sen z sublokatorami

Jakaś niespokojna ta noc. Dwa razy się budziłam, wstawałam, piłam.


Nie spoglądałam na zegarki, bo było ciemno.


Akcja ;)


Wróciłam do domu. Gdy weszłam do pokoju zobaczyłam kilka osób, które chowały się za meble. Dziwne, pomyślałam, skąd oni się wzięli, bo zamki były w porządku. Pokój był dziwny. Prawdziwy pokój ma 2,30 na 4 metry, a we śnie miał 5 x 10. Wydłużył się gdy chciałam podejść do tych ludzi, przez co oni się oddalali ode mnie. Weszłam do innego pokoju, a tam kolejni ludzie. W innych pomieszczeniach też się szwendali, ale nie mogłam się do nich zbliżyć. Wszyscy byli ubrani na czarno i byli cudzoziemcami z Bliskiego Wschodu.


Miałam pełno pytań. Byłam w szoku. Co ja teraz zrobię, gdzie będę spała, czy w ogóle zmrużę oczy? Do kogo zadzwonić, bo tak być nie może. Zadzwoniłam na policję, ale oni nie przyjeżdżali, nie śpieszyli się. Chcieli mi wmówić, że jak nie ma włamania to oni mają prawo tu być. Przypomniałam sobie, że mój syn zgubił klucze w parku 15 lat temu. Znalazca musiałby sprawdzić kilkaset bloków i tysiące mieszkań, żeby je dopasować do mojego mieszkania. Może to trwało 15 lat ;) Byłam w kropce. Ci ludzie nie zamierzali nigdzie iść. Patrzyli tylko kiedy zasnę, żeby się mnie pozbyć. Znikąd pomocy. Co ze mną będzie ???


I wtedy przyszła mi myśl, że to chyba nie moje mieszkanie. Przecież mam kamerę i włączam ją gdy wychodzę. Dostałabym powiadomienie gdyby coś się w domu poruszyło. Czyli to ja byłam intruzem w ich komunie. To się nie zdarza. To tylko sen. I obudziłam się. Była 8:30.


Kiedyś były małe mieszkania, a wszyscy przyjezdni się mieścili. A w tej chatce ile osób mogłoby spać?


źródło: TMZ.com


Zanim wypiłam kawę, zanim wydrukowałam załączniki do mejli, spóźniona zamówiłam prezenty. O dziwo przelew poszedł szybko, o 13:17 dostałam mejlem potwierdzenie i przesyłka już w trasie.


Gdy jestem mobilna to wybieram paczkomat zamiast kuriera. Zawsze o czasie, często poniżej 23 godzin. Nigdy nie zamawiam przez pocztę. Ostatnio ukradli mi wrześniowy egz. prenumeraty, a numer grudniowy idzie od 25 listopada, ciągle czekam. Nic dziwnego gdy w sortowni pracują skazani. Nikt tego nie pilnuje, a poczta płaci odszkodowania. Niestety wygrała przetarg i prenumerata nie może przejść przez inne ręce. Kiedy ta instytucja się skończy?, kibicuję konkurencji.


Potem tel. z US. Sprawdziłam i wysyłam korektę. Jak łatwo można naprawić błąd używając telefonu, pisząc wyjaśnienia i wysłać je mejlem ze skanem, a także wysłać natychmiast e-deklarację korygującą. To jedyne ułatwienia w tej pracy.


Potem pismo do zwolnienia. Zwolnienia są elektroniczne, ale z-15 już nie. Z-3 też trzeba wypisać. Na 8 stronach trzeba podać wszystkie informacje, które zus już ma. Czy tam pracują informatycy upośledzeni umysłowo? Aż się prosi o AI, która będzie łączyła wszystkie informacje i znikną urzędnicy, będą zbędni. Nic to, wszystko przeżyję. Nie powiem czego sobie życzę w związku z tym ;)


Wyszłam po 15, bo miałam 3 spotkania. 2 odwołałam.


W natłoku spraw zauważyłam jednak księżyc, po I kwadrze. Jedni idą spać inni do pracy.



Pierwsze skończyło się o czasie, ale po 5 minutach zostałam zawrócona i rozmowa przeciągnęła się. Kolejne spotkanie, opóźnienie tłumaczyłam sms. Gdy szłam na kolejne dostałam tel. „czy ja zapomniałam o spotkaniu”? Oczywiście, że nie, lecę, biegnę, będę najszybciej jak się da. Nic to, jest pochmurno, ale słoneczko się przedziera. I zawsze pod chmurami jest niebieskie niebo.


Potem w ramach odreagowania kupiłam sobie balsam borówkowy, naturalny, boski. Taka tam łapówka, zarobiłam to mam. Mikołaj przyniesie co innego.


Dziwny dzień. Gości z noclegiem mam umówionych w marcu i w lipcu/sierpniu.


Czy w maju też się ktoś pojawi?


 

17/12/2018

Deja vu

Napisałam zaległy list do Mikołaja. Na pewno zdąży z prezentami, bo na liście były tylko 2 pozycje ;)


Potem było dziwnie. Dzień wyglądał jakby wyjęty ze snu, albo z filmu, albo z przeszłości. Trudno to wyjaśnić. Pasuje tu określenie deja vu – czyli już widziane.

Reszta się nie zgadza. Deja vu to przebłysk w ułamku sekundy, a u mnie cały dzień toczył się jakby był powielony. To już się kiedyś wydarzyło, dawno lub nie. Sen to w końcu lot duszy poprzez przestrzeń wariantów, w której są scenariusze wszystkich możliwych zdarzeń. Takie rzeczy zdarzają się zwykle gdy stoimy przed jakąś decyzją. Musiałam zobaczyć sceny z jednego dnia i je odgrywałam, nieświadomie. Gdy już coś zrobiłam to łapałam się na tym, że już to było. Jakby świat się zaciął i nadszedł dla mnie dzień świstaka.

Za wyjątkiem rozmowy z przyjaciółką. Rozmawiałyśmy o jej sprawach. Poczułam, że już kiedyś to było. I faktycznie, ciągle rozmawiamy na ten sam temat, więc to nie deja vu ;)

Cokolwiek robiłam działo się jakby we śnie, jakbym odgrywała jakiś scenariusz z góry wiadomy.

Nawet gra na kompie. W wolnej chwili.


Jakie jest prawdopodobieństwo, że dwa razy wychodzi ci serce? Zerowe. To stara gra Dune II. Nie ma takiej możliwości, bo za każdym razem inaczej zbiera się przyprawę.

A może to norma, bo przed świętami wykonuje się podobne rzeczy każdego przedświątecznego dnia.

Muszę to przemyśleć. Nic ważnego się nie działo, więc po co ta powtórka? Na pewno wrócę do tego tematu, jak to rozgryzę.

Minął dziwny dzień, czyli kwiecień.

16/12/2018

Wash and go

Na początek podlewanie, bo sobota to dzień podlewania roślin. Od lat nic się nie zmienia. Znam kilka osób, które robią to dokładnie tego samego dnia co ja. Pozdrawiam osoby, które mają sztuczne rośliny ;) Suche rośliny to umieranie i śmierć, lepiej nie mieć tego w domu.


Dzisiaj od rana zajęta byłam pracą. I dobrze, bo zarobiłam na waciki ;)


Potem były zakupy. Ludzi sporo. Przy wagach zwykle spotykam ludzi, którzy sobie nie radzą. Dzisiaj przy wadze stał starszy pan z siatką winogron. Podeszłam i zapytałam czego potrzebuje, bo obsługa była zajęta czym innym. Pan szukał znaczka. Pokazałam, a on dalej stoi. Więc położyłam jego winogrona na wagę i nacisnęłam obrazek. Powiedziałam panu, że winogrona kosztują 11,99 za kg, a on ma 70 dkg. Pan stwierdził, że dobrze i zabrał siatkę. Chciał odejść, a przy kasie miałby problem. Urwałam kod z ceną i nakleiłam mu na siatkę. Zważyłam swoje cytryny i mandarynki i poszłam. Ludzie słabo odnajdują się w dzisiejszej technice. Gdyby mieli smartfony to mieliby promocje, a tak to nie wiedzą o niczym.


Jak łatwo jest robić dobre uczynki. To nic nie kosztuje, a kolejny czarny punkt na mojej mapie życia został wymazany.


Reszta dnia upłynęła mi na praniu.



We wrześniu stara pralka stanęła, bęben się nie obracał. Wytrzymałam 3 miesiące i prałam ręcznie. Natomiast pościel czekała na nową pralkę. Gdy zapasy były na ukończeniu trzeba było kupić nową. Szału nie ma. Pralka ma niby 1000 obrotów, a wiruje jakby miała 800, czyli tyle ile poprzednia. Pokazuje czas prania, to jedyny plus. A jak kończy się pranie to trzeba czekać. Nie da się jej otworzyć od razu, trzeba czekać aż pralka łaskawie pozwoli.


Ciekawe, że to właśnie pralka jest najważniejszym wynalazkiem człowieka, podobno. OK, pralka oszczędza czas, ale tylko po to, żeby kobiety więcej robiły w domu zanim pójdą do pracy, a potem na zakupy, a potem coś ugotują, odkurzą dom ... Wash and go.


Pralka pierze ja se leżę - powie tylko facet. Kobieta w tym czasie musi zrobić wiele innych rzeczy.


Moja pralka stoi w łazience. I tak ma być. Łazienka symbolizuje zdolności integracyjne z innymi ludźmi. Jeśli człowiek często się myje to nie potrzebuje kontaktów z innymi. Dzieci nie lubią się myć, bo mają dużą potrzebę bliskości z drugim człowiekiem i nie znoszą być same. Kochankom Napoleona nie wolno się było myć przed jego przyjazdem, żeby poczuł prawdziwy ich zapach.


Na filmach po seksie pary zaraz idą pod prysznic, żeby zmyć z siebie zapach partnera. A przecież nie doszło do gwałtu. Chyba robią to po to, żeby iść z kolejnym do łóżka. Gdy seks jest udany to nikomu nie przyjdzie do głowy zmyć z siebie zapachy. Marzymy tylko o tym, żeby się wtulić w siebie i zasnąć. Rano możemy z siebie zmyć wszystko, żeby w pracy nikt się nie domyślił ;)


Jeśli w łazience nie ma pralki, to oznacza, że w tym domu panuje formalizm i nie można wpaść z niezapowiedzianą wizytą. Tak jest u moich znajomych. Oni mają pralkę w kuchni. Kuchnia symbolizuje przyjemności. Postawienie tam pralki oznacza wypranie z wszelkich brudów, wszystkiego – czyli brak przyjemności. (Twoje mieszkanie, a twój charakter – Józef Onoszko). Czy pranie brudów należy do przyjemności czy konieczności?


Do mnie ludzie często przychodzą i dzwonią z klatki z pytaniem o numer mieszkania ;) Jestem zawsze przygotowana na gości.


Cudownie jest spać w świeżo wypranej pościeli i w wywietrzonej sypialni.


Za oknem biało, spadł pierwszy śnieg. Tylko po co komu w mieście śnieg? Pa.


I tak minął marzec. ;)


 

15/12/2018

Artefakty

Rano w drodze do śmietnika minęłam małżeństwo emerytów. Ona przyglądała mi się, więc ja jej też. Była podobna do mojej babci, która nie żyje już 25 lat. Umalowała się, czarną kredką podkreślone miała brwi, a szminką usta i policzki. Wyglądała ładnie, choć była w wieku 80+


Po wyrzuceniu śmieci, poszłam na przystanek. Minęłam znowu to małżeństwo. Byłam umówiona i szłam szybciej niż oni. Gdy weszłam na przystanek podjechał tramwaj, wsiadłam i usiadłam.


Para starała się szybciej przejść przez pasy, ale mieli marne szanse, żeby zdążyć. Wydałam w myślach polecenie: mają zdążyć i patrzyłam. Światło się zmieniło, więc tramwaj mógł jechać, ale ja powiedziałam – stój i czekaj. I tak było. Trochę zmęczeni staruszkowie weszli do tramwaju, zadowoleni, że mieli szczęście. Uwielbiam takie sytuacje :)


Kierowcy publicznego transportu są różni. Jak mają zielone światło to jadą i nie rozglądają się na boki. Kto by się przejmował emerytami. Mają dużo czasu, więc mogą poczekać 15 minut na zimnie na kolejny tramwaj. Gdyby pani nie przyglądała mi się wcześniej, być może nie zwróciłabym uwagi. Para wysiadła przy bazarze. Tam jest taniej niż w osiedlowych sklepach. Można trochę zaoszczędzić. Dla emerytów to kwestia przeżycia.


Dzień zaczął się znakomicie. Kolejny zły uczynek został anulowany na mojej tablicy życia.


Teraz jest mi łatwiej sterować ludźmi, czyli dekoracjami w moim świecie. Nie wpływam na ich życie, ale je ułatwiam, żeby myśleli, że mają szczęście. To dodaje mi energii i wszyscy zyskują.


Ciągle jednak, choć rzadko, stosuję wolniejszą technikę spełniania pragnień. Wczoraj szukałam maleńkiego drzewka szczęścia z różowego kwarcu, nie znalazłam. Przypomniały mi się artefakty, wykorzystywane w technice spełniania pragnień.


Są ludzie, którzy nie mają wyobraźni i nie umieją „zobaczyć” czego chcą (slajdy) Ja gdy sobie wyobrażę, że klienci walą drzwiami i oknami to tak się dzieje ;) Każdy jest inny i dla każdego jest skonstruowana inna technika.


Technika artefaktów jest łatwa. Wystarczy, że jakiś przedmiot przykuje twoją uwagę. Może to być zabawka, kamyk, muszelka, łańcuszek, czy cokolwiek. Gdy już masz coś takiego to musisz go zaprogramować. Wtedy zwykła rzecz staje się niezwykła.


Jak w definicjach:


Artefakt w badaniach naukowych to czynnik zniekształcający przedmiot badań i wnosi do badań czynnik, który nie istnieje.


Artefakt to przedmiot wytworzony przez człowieka, nieistniejący w naturze. Tak nazywa się przedmioty wytworzone ręką człowieka i po tysiącleciach odkrywane.


Chodzi mi o przedmioty, które stają się niezwykłe, bo wykonują pracę dla właściciela. Musisz wziąć do ręki ten przedmiot, przywitać się, zatroszczyć się o niego i poprosić o spełnienie pragnienia. To nie ma być coś takiego, jak pouczają internetowi „miszczowie” - proszę uzdrów mnie i moją rodzinę, bo to głupie. Nikt cię nie uzdrowi, nabroiłeś, nie szanowałeś się, weźmiesz tabletkę i już ma być OK. Tak nie jest.


W sprawie zdrowia mam ciągle ten sam artefakt – zabawkę – pony. To taki osobisty strażnik.



Stoi na moim biurku. Gdy na nią spojrzę to przypomina mi się intencja i co ma dla mnie ten konik robić. Ma mnie chronić, wskazywać dobrego lekarza, bo świat się o mnie troszczy. Wiadomo, że choroby są, ale mogą trwać krótko. Zabawka ma mi wskazać rozwiązanie problemów ze zdrowiem moim i najbliższych, skierować do właściwych książek czy rzetelnych stron w sieci. Koń kojarzy się mi się ze zdrowiem, więc ta zabawka łatwo przyjęła moją intencję. Ostatnio gdy lekarka upewniwszy się na co jestem uczulona, przepisała mi złe leki, konik zadziałał. Zmusił mnie do przeczytania ulotek i uniknięcia problemów. 3 lata temu moja dentystka namawiała mnie na szczepienie wzw, a teraz namawia na mycie zębów wyłącznie sodą oczyszczoną. Świat się zmienia na lepsze.


Ostatnio zaprogramowałam małego słonika. Poniekąd ma coś wspólnego ze zdrowiem, ale ma spełnić wyjątkową rzecz. Ma mi wyrosnąć ząb. Bo nie mam jednego zęba, odszedł na zawsze. Muszę mieć mostek czy protezę, albo coś takiego.



Zęby mamy w 2 rzutach, mleczaki i stałe. Jak wypadną to nie odrosną. To jest na razie niewykonalne, ale świat już nad tym pracuje. Najpierw czytałam, że był taki człowiek, który modlitwą prosił o nowe zęby i to się działo. Ale on jest na końcu świata, dla mnie nieosiągalny. Potem czytałam o technice „wywoływania” - mówisz, że właśnie ci rośnie, kiełkuje zdrowy, nowy ząb. Trochę to za wolne dla mnie. Ostatnio dowiedziałam się o nowej metodzie drukowania zębów i „sadzenia” w dziąsłach. Czas szybko biegnie, więc chyba się doczekam. Równocześnie widzę reklamę protez, ale to ostatnie podrygi lukratywnego biznesu. Pewnie, że to lepsze niż poste miejsce po zębie, ale nowe technologie już wchodzą do praktyki. Ten artefakt to trochę żart, ale świat wszystko traktuje poważnie. Chcesz to będziesz miał.


Ludzie mają szczęśliwe monety. One są dobre do pragnień materialnych. Ale moneta musi być wyjątkowa i się różnić od obiegowych. Możesz ją zaprogramować i powiedzieć: wołaj kolegów, im więcej tym lepiej. Zawsze ma to być coś twojego, przez ciebie wymyślonego. I najlepiej do rymu.




Ja mam ciągle w portfelu żabkę, która pławi się w monetach. Używam coraz mniej gotówki, więc trzeba się będzie kiedyś z nią pożegnać.


A to zabawka, która szybko spełniła swoją rolę ;)))



Mam też kamień od przyjaciółki. Gdy go dotknę to zdzwaniamy się, ona albo ja.


Technika artefaktów nie wymaga dużego ładunku energii, jak w przypadku „mówisz-masz”. Nie musisz w to wierzyć. Przedmioty z intencją to nie są zwykłe przedmioty. Niektóre znikają do innego świata, jak to drzewko :)


Jeśli masz muszelkę i lubisz morze, to możesz wyrazić intencję: co roku wyjeżdżam nad morze. I tak będzie, znajdą się pieniądze, wolny czas i różne morza. Chyba, że wskażesz konkretne morze Lepiej nie, po co się ograniczać.


Przestrzega zasady: jeden artefakt-zabawka – jedno pragnienie. Nie zadziała pragnienie: jestem piękny, zdrowy i bogaty ;) Możesz mieć wiele artefaktów, ale każdy do czego innego. Wystarczy, że spojrzysz, a przypomnisz sobie czego chcesz. Możesz zdać się na los i kręcić się w kółko, albo ustalić cele i je realizować, z pomocą artefaktów.


Na początku bierz w dłonie przedmioty rano na dzień dobry i na noc na dobranoc. Powtarzaj intencję, żeby tobie się utrwaliła. Zabawce wystarczy jeden raz, żeby działać, ale intencja musi być krótka i konkretna i mieć pozytywny wydźwięk. Jeśli powiesz: żeby ta podła baba zniknęła z mojego życia to nic się nie wydarzy, albo ty znikniesz, bo jesteś podłą babą. Możesz powiedzieć: otaczają mnie dobrzy i mili ludzie, albo: mam bogatych przyjaciół (kto ci broni jak marzysz o luksusie). Treściwie i zwięźle, wtedy nie ma pomyłki. Najlepiej zastanów się czego chcesz i zapisz to w kilku słowach. Gdy zaczniesz pojaśniać cel, słowa same się ułożą. Mnie wystarczy samo spojrzenie za rzecz i już wiem gdzie zmierzam.


Jeśli masz wątpliwości to ułożone słowa powiedz komuś i zapytaj co one znaczą. Dowiesz się czy ich wydźwięk jest pozytywny i czy o to ci chodziło.


Artefakty nie mają nic wspólnego z rzeczami "na szczęście". To nie talizmany czy amulety, nie mają nas chronić tylko realizować zadanie. Raczej nie dawaj nikomu ich dotykać, a na pewno nie mów nikomu, że to artefakty. Niech każdy ma swoje własne, osobiste artefakty.


Miałam więcej takich rzeczy, ale po ich spełnieniu gdzieś się podziewają, znikają.


Wiesz co masz robić, a przynajmniej spróbuj. A potem przekaż dalej. Za darmo.


Upiekłam kolejny chleb, pełnoziarnisty. Nie urósł, ale jest pyszny.




I tak minął luty.


 

14/12/2018

Łucja

Dziwaczne jest świętowanie rozpoczęcia wojny, czy to 1 września czy 13 grudnia. Nie świętuje się takich rzeczy, bo to złe. Po co świętować rozpoczęcie zła, co się upamiętnia i gloryfikuje? Zło.





Takie świętowanie zasila zło, oprawcy mają się dobrze, żyją w luksusach, nigdy nie zapłacili za zło, które czynili. Po co dawać im energię do długiego bezkarnego życia.


Za każdą decyzją urzędów stoją ludzie. Na Radę Państwa, która powołała wronę składają się ludzie – marionetki. Myślą, że są bezkarni, a tak nie jest. Wykonywanie złych poleceń jest złe i bezcelowe jest zasłanianie się urzędem.


Oczywiście ta suka karma ich nie dopadnie, bo do tego potrzeba uczuć. Ludzie myślą, że złych ludzi w końcu spotka sprawiedliwość, a to się nie stanie nigdy samo.


Źli ludzie nie mają uczuć. Nie mają poczucia, że zrobili coś źle. Ale każdemu na czymś zależy. Nie wychodząc z domu można sprawić, że zapłacą wysoką cenę za swoje złe uczynki.


Tę metodę testuję od dawna, z sukcesami. Wystarczy pomyśleć i chcieć, żeby oprawcy poczuli to samo co torturowani, bici i zabijani ludzie. A najlepiej, żeby tacy ludzie nie mieli następców.


Jest wyraźna niesprawiedliwość i brak równowagi. Żeby to zniwelować trzeba chcieć to zmienić. Zwykli ludzie mają najlepszą broń – własne myśli i uwagę. Nie zasilaj zła, nie upamiętniaj, nie pal świec w oknach, bo to nie światło wolności, nie tego dnia.


A wystarczy pomyśleć i wysłać w przestrzeń dobre myśli. Nie wiem dlaczego to działa, być może jeśli zły człowiek poczuje coś na własnej skórze to coś tam dotrze.


Mam wypaczone poczucie sprawiedliwości, byłabym dobrym sędzią. Boli mnie krzywda bezbronnych, niezaradnych ludzi, bo to nie ich wina, że tacy są.


Każdy kto dostał kasę za tajne więzienia poczuje to co torturowani ludzie. Ból i bezradność. Za grzechy ojców płacą dzieci i wnuki, ale nie brudną forsą. Natura lubi równowagę.


Gdyby dużo ludzi myślało w ten sposób świat byłby lepszy, bo zostałby oczyszczony.


Dobrze, że twarz stanu wojennego umarła i nie ma pochodów pod jego dom. Ile tam było życiodajnej energii, dlatego oprawca długo żył w spokoju. Miał poczucie ważności. Nie zasilać nieświadomie zła.


Dlatego nie świętuj początku żadnej wojny. Przecież nie zgadzasz się na bezsensowne zabijanie.


Dzisiaj można było świętować imieniny Łucji. Nieważne, że nie znasz nikogo takiego.


Ten dzień był przez wieki znaczący, bo rozpoczynał 12 dni do Wigilii.


Święta Łucja głosi, jaką pogodę styczeń przynosi.


Kolejne dni obrazują jakie będą kolejne miesiące, dla każdego inne. Obserwuj uważnie co się wydarzy każdego dnia, a potem możesz udawać jasnowidza. Nie tylko pogoda jest ważna, bo tą człowiek już zmienił. Ważne jest wszystko. Zapisuj, a potem sprawdzaj.


Świętuj swoje życie.


Jutro zobaczysz co cię czeka w lutym ...





 

13/12/2018

Orbs

Włączyłam kamerę w nocy, w pokoju. Udostępniłam ją, bo co czworo oczu to nie dwoje. Okazało się, że w nocy pojawiły się orby. Dwa obok siebie płynęły powoli przed kamerką, na chwile się zatrzymały i zniknęły. Szok nie pozwolił zrobić fotki, ani tego nagrać. To stare fotki.


Minęło już 10 lat od zrobienia fotek orbom, czyli ślicznym świetlistym kulom, niewidocznym dla oczu. Przez tyle lat się tym nie zajmowałam, bo po sfotografowaniu mgły już wiedziałam skąd się biorą orby. Nie mam już tych kwiatów i tych mebli.



Ale mgły dawno nie było, więc skąd one się wzięły? Przedtem udało się sfotografować pojedyncze orby w pobliżu kwiatów i kamieni. A teraz połączyły się w pary i przechadzają się przed kamerą?

Może zacznę filmować wszystko przez całą noc, żeby je uchwycić. Mam włączony czujnik, ale nie wychwycił orbów. Na pewno to one otwierają drzwi jak mnie nie ma w domu. To jedyne wytłumaczenie.

Odkąd piekę chleb w automacie nie odwiedzam piekarni. Jak mąka się skończy to najwyżej chleba się nie je.


Ostatni chleb to mieszany, pszenno-żytnio-graham z dodatkiem kminku. To chleb 10, czuć ten kminek. Nie będę już liczyła i ciągle szukam idealnego. Pszenne dobrze rosną, ale na 3 dzień się kruszą. Pełnoziarniste nie rosną i są ciężkie.

W ubiegłym tygodniu straciłam głos. Nagle przestałam mówić. Żeby się porozumieć szeptałam, a inni też szeptali, dla towarzystwa. Zabawne to było. Poszłam do lekarza, żeby posłuchał płuca. Okazało się, że wszystko OK, ale dostałam antybiotyk, probiotyk i płyn do płukania gardła. Lekarka kilka razy pytała na co jestem uczulona.

Jestem uczulona na penicylinę, od dziecka. Kiedyś ją dostałam i prawie umarłam. To pierwsza rzecz jaką mówię lekarzowi.

Przeczytałam ulotkę i co dostałam? Czystą penicylinę.


Raz wypłukałam gardło przepisanym płynem. Prawie to połknęłam, kolor truskawkowy, smak owocowy, ohyda. Postanowiłam to wylać, przeczytałam ulotkę.


Lek niewskazany dla osób uczulonych na aspirynę. A ja jej nie biorę, bo miałam po niej krwotoki z nosa. Lekarce to powiedziałam, i co?

Na koniec sprawdziłam probiotyk, który dostałam w aptece. A tam na pierwszym miejscu maltodekstryna – produkt chemiczny powodujący podniesienie poziomu glukozy we krwi.

Ten sztuczny twór dodaje się do wszystkiego, zawsze jest na etykietach żywności przetworzonej. Biorą to też sportowcy.

„Kilka badań nad zwierzętami i ludźmi z chorobami trawiennymi wykazało, że dieta bogata w maltodekstrynę może zmienić skład bakterii jelitowych, powodując, że ciało jest bardziej podatne na infekcje i choroby. W jednym z badań naukowcy stwierdzili, że narażenie ludzkich komórek jelitowych na maltodekstrynę pomagało szkodliwym bakteriom, takim jak E.coli rozwijać cechy, które uszkadzają środowisko jelitowe. W innym badaniu stwierdzono, że narażenie komórek jelitowych myszy na maltodekstrynę zmniejszyło odpowiedź na antybiotyki, co czyni je łatwiejszym celem inwazji Salmonella.” (źródło: maltodekstryna)

W składzie jest jeszcze błonnik, żelatyna woda, a na końcu 4 szczepy żywych kultur bakterii. Tylko dlaczego ten probiotyk nie był w lodówce?

Po co wypełniać suplement taką chemią i nazwać to probiotykiem?

Dostałam wszystko czego nie mogę brać i to miało mnie uzdrowić? Co jest grane?

Odstawiłam wszystko, wzięłam telefon i zadzwoniłam do przyjaciółki. Poszeptałyśmy i doszłam do wniosku, że zaniemówiłam, bo nie umiem się dogadać z 2 klientami. Postawiłam sprawy jasno, a oni dzwonią, na zmianę i próbują wszelkimi sposobami zmienić moją decyzję. Jestem miła i nie rzucam inwektywami. A szkoda, byłabym zdrowa. Następnym razem utnę rozmowę, albo powiem coś brzydkiego. Uzdrowiła mnie rozmowa i uświadomienie sobie przyczyny choroby.

U lekarki pokazałam wyniki moich badań. Zaświeciły się jej oczy na cholesterol. Wyciągnęła tabelkę i stwierdziła, że kwalifikuję się do wstępnego leczenia. Odmówiłam, bo dzień wcześniej obejrzałam dokument o cholesterolu. Ludzie dali się nabrać, a faktem jest, że wysoki cholesterol, czyli 270-310, chroni przed Alzheimerem i chorobami głowy. Żeby być zdrowym wystarczy jeść normalnie i ruszać się. Dostałam już skierowanie na bezpłatne badanie, pójdę na wiosnę. Bez promocji ;) Dobrze jest wiedzieć co się dzieje w środku człowieka.


08/12/2018

Sen z gwiazdą biura

Kilka dni temu coś mi się śniło. Po przebudzeniu wszystko dokładnie pamiętałam, ale na chwile zamknęłam oczy i znowu zasnęłam. Potem już snu nie pamiętałam.


A dzisiaj przyśnił mi się ten sam sen. Tak czułam.


 


Byłam pracownikiem jakiegoś biura. To było typowe współczesne biuro, czyli bez pokoi, a tylko otwarta przestrzeń i 100 osób przy biurkach. Byłam zwykłym szeregowym pracownikiem.


Pewnego dnia z nudów udzieliłam komuś „wywiadu”, czyli ktoś o coś mnie zapytał, ja odpowiedziałam. Ponieważ praca była nudna to zaświrowałam. Zawsze tak mam, jak jest zbyt nudno to dostaję głupawki i wymyślam coś, żeby się zresetować. To jedyna prawdziwa rzecz w tym śnie. Kolejnego dnia gdy przyszłam do pracy to wszyscy mi się przyglądali, uśmiechali się, kłaniali.


Okazało się, że ten wywiad został gdzieś wyemitowany i tym sposobem stałam się popularna. Jakby mi na tym zależało. Kolejne dni były coraz gorsze. Nie mogłam pracować, bo ciągle ktoś mnie o coś pytał. Potem ludzie zaczęli ustawiać swoje biurka tak, żeby ciągle na mnie patrzeć. Nie miałam ani chwili prywatności. Nikt z tym nic nie robił. Czekali co się wydarzy. I wydarzyło się. Musiałam zwolnić się z pracy. Nie zdążyłam napisać podania, bo się obudziłam.




Sen był odbiciem wczorajszego dnia. Gdy zamówiliśmy jedzenie to powiedziałam: kiedy nadejdzie czas gdy otworze okno i dron przywiezie mi zamówione jedzenie. To był żart.


A wieczorem oglądaliśmy dokument pt. Prawda o robotach zabójcach. Dość długi, ale warto obejrzeć. Zaczyna się od fabryki VW, w której robot zabił człowieka. Oczywiście wina była człowieka, bo znalazł się w rejonie operacyjnym robota. Nie ma prawa karzącego roboty, nic im nie można zrobić. Są prawa dla robotów, ale ustalone przez pisarzy sf. Mają nie krzywdzić ludzi, ale jak ich tego nauczyć i jak to egzekwować. Czy robot pójdzie do więzienia? Opisywane są też inne przypadki morderstw ludzi przez roboty.


Film jest smutny. Pokazuje, że w krótkim czasie wiele osób straci pracę, bo zastąpią ich roboty.


Niektóre urzędy muszą zniknąć, bo są bezużyteczne.


 


Robot to inny rodzaj człowieka, to pracownik i niewolnik, ale nigdy nie upomni się o nic, bo nie ma praw. Na pewno znikną kierowcy i dostawcy. Zginie jeszcze trochę ludzi, ale to koszt nieunikniony każdego postępu.


Ludzie na produkcji, przy taśmowej pracy też odejdą. Trudno im będzie znaleźć inną pracę, bo nie mają innych umiejętności. Z czegoś trzeba będzie żyć.


Operacje w okulistyce są wykonywane przez komputer. Wiele badań możemy wykonywać sami w domu i łączyć się z jakimś lekarzem.


W Japonii w hotelach pracują roboty udające ludzi, a w Londynie są hotele gdzie nie ma recepcji i wszystko jest na ekranach. Samoobsługa w kolejne branży.


A wszystko zaczęło się od automatyki przemysłowej i zachłanności przemysłowców. Są takie fabryki, w których pracuje kilku ludzi, a wszystko jest zautomatyzowane. Jest tam ciemno jakby nic się nie działo. Jakie to oszczędności. Podwyżka cen prądu zmusi nas do automatyzacji ;)


Na nic nie narzekają, nie wychodzą na papieroska czy siku. Nie wchodzą w interakcje z ludźmi.


Na AI zarabiają tylko ich właściciele. Dla zwykłego człowieka to zagrożenie.


Śpieszmy się doceniać pracę, bo szybko zniknie.



Dokąd zmierzamy?


 


 

01/12/2018

Kolejny zwykły dzień

Rano wyszłam do fryzjera. Była godzina 10:35, a ja widzę przed sobą Księżyc. Przetarłam oczy, nie spałam.


Po lewej było Słońce, a na południu Księżyc. Jak to jest możliwe, że nasz satelita jest widoczny jako rogal? Co go zasłania? Coś musi być z odległościami, a ja nie mogę tego pojąć.

Na klatce minęłam się z Ukrainkami. Nie kłaniają się, w soboty piją przed klatką. Nie mówią po polsku. Po co one tu przyjechały?

Powietrze było OK, można wyjść z rodziną na spacer, tak zachęcano.

Nieustannie EC puszcza w niebo dużo pyłów. To jedyny truciciel w okolicy, nie ma tu domów jednorodzinnych i kamienic.


Wieczorem już jest ostrzeżenie – Bywało lepiej – CAQI 61.

W autobusie znowu Ukraińcy. Czy to jakaś ich miejscówka?

O 15:40 usłyszałam szum i skrzek. Zobaczyłam ogromne chmary ptaków, które leciały jak szalone na wschód. Czuć było ich strach.


Zdążyłam zrobić kilka ujęć, ale nie dojrzałam co to były za ptaki. Na oko było ich ponad 200, więc to chyba gołębie, bo ich jest najwięcej. 4G działa. Ptaki są wolne, mogą lecieć gdzie chcą.

Na środkowym zdjęciu jest samolot Tokyo-Paris.

Nareszcie zima. Najwyższa pora.Zdecydowanie wolę słoneczny dzień, nawet zimny.

Pod dom przyjechały 3 karetki, ludzie chyba gorzej się czują.

Kolor na włosach wyszedł świetny i strzyżenie twarzowe. Zawsze tak jest jak Księżyc jest korzystny (np. w Pannie, ubywający). Sprawdziłam. Miałam rację. To był też dobry dzień na depilację, którą zrobiłam rano ;) Po południu zrobiłam też pranie ręczne, bo pralkę przywiozą mi w poniedziałek. To też dobry dzień na to.

Dzień przeżyłam w rytmie natury, nieświadomie.

Zwykły dzień.




27/11/2018

Chmury

Wczoraj zadzwoniła koleżanka, żeby mnie poinformować, że niebo jest od kilku dni zachmurzone. Miałam tyle zajęć, że nie patrzyłam w niebo. Oczywiście, jak nie widać słoneczka to ludziom wiedzie się gorzej. A na pewno mają gorszy nastrój. Jak też tak masz to zadzwoń do przyjaciela, bo razem można coś wymyślić. Krótka albo długa rozmowa powoduje, że nastrój się poprawia, zaczynasz widzieć światełko w tunelu pod chmurami. Druga, bliska ale obca osoba widzi sprawy inaczej, ma dystans. Potem jest lepiej.


Mój przykład jest niezgodny z podręcznikami z cyklu Jak być szczęśliwym. Wszystkie moje koleżanki zaliczają się do wampirów energetycznych. Gdy się zdzwaniamy albo spotykamy to ciągną ode mnie energię, a mi niczego nie ubywa, a nawet lepiej się czuję. Powinnam unikać takie osoby, a ja robię jak mi się podoba i jestem szczęśliwa. Bo nie ma nic lepszego niż podniesienie na duchu zdołowanej osoby. Uczucie jest boskie, czujesz, że żyjesz.


Te poradniki o szczęściu są jakieś dziwne. Dowiedziałam się z jakiejś strony niby zdrowotnej, że trzeba jeść algi, żeby być szczęśliwym. Skąd oni biorą takie bzdety. Na myśl o algach i innych glutach robi mi się niedobrze. A co ma wspólnego jedzenie ze szczęściem? Są osoby, które mówią, że jakieś jedzenie jest lepsze niż seks. Współczuję. Widać nie trafiły na dobrego partnera i nie miały dobrego seksu.


Po rozmowie spojrzałam w niebo, chmury były, ale się rozstąpiły i ujrzałam księżyc tuż po pełni. Była godzina 20:15.



Każdy na świat patrzy inaczej. Patrzymy na to samo, ale widzimy co innego. A właściwie to skupiamy się na tym co uzasadnia nasze samopoczucie. Nawet chmury mogą się rozstąpić. Na życzenie.


Dzisiaj musiałam pojechać do mojej starej pracy po zaświadczenie. 13 lat temu jeździłam tam jednym tramwajem i trwało to 39, a czasem nawet 28 minut. Dzisiaj wg rozkładu podróż miała trwać 59 minut z 2 przesiadkami. Musiałam przejechać kilka przystanków tramwajem z niemieckich śmietników z początku ubiegłego wieku. Okropne. Dzisiaj do klimy wlali jakiś zapach, nie czuć było capem, ale kwiatki nie są OK. Spotkałam znajomego i podziwiałam filmik naćpanego małolata, który wyrwał sobie jelita, które rozlały się na asfalcie. Szukał wiewiórki i ją znalazł, uspokoił się. Takie osoby się odtruwa, a potem one wracają. I tak upływa ich życie. Aż pomoc nie dotrze na czas.


Potem musiałam jeszcze jechać na spotkanie. W 1/3 trasy niespodzianka, awaria.



Właściwie to już norma w tym mieście odkąd ruchem sterują komputery, nie mylić z AI. Wszystkie tramwaje stanęły i to w takim miejscu, że nie ma alternatywy. Kiedyś była, ale nastąpiła zmiana na gorsze, żeby ludziom popsuć humor. Ale nie mnie, dowiedziałam się od młodziutkiej motorniczej, że tramwaje będą stały 40 minut. Wiedziałam, że nie zdążę. Nic to zaczęłam iść we właściwym kierunku. Nie przeszłam nawet jednego przystanku i tramwaje ruszyły. Może stały 40 minut i postanowiły ruszyć. Spóźniłam się 3 minuty. Gdy spotka mnie coś niespodziewanego, to nie szaleję, akceptuję, szukam wyjścia z trudnej sytuacji i wszystko układa się na moją korzyść. Bez nacisku na świat, bez marudzenia, ale też bez oczekiwania.


Moja kamera w domu działa w 4G. Gdy wychodzę to ją włączam. Gdyby był jakiś ruch to się nagrywa na kartę i dostaję film i sygnał na telefon. Drzwi się same nie otwierają, zapałka stoi. Mam spokój.


A już niedługo będzie 5G, tylko u nas. Nie ma powodu do dumy. Nic dziwnego, skoro moim miastem rządzą osoby z wyrokami za oszustwa. Oszukują nas nadal w majestacie prawa. W styczniu ogłoszono, że to właśnie w moim mieście mieszkańcy dostąpią zaszczytu bycia świnkami do eksperymentów. Będzie głośno, ale nikt nie będzie tego łączył z 5G. Wielkie anteny instalowano już 2 lata temu. Nikt nie informował po co to. Teraz już wiemy. System komunikacyjny jest sterowany przez komputery, dlatego podróżuje się długo i w strasznych warunkach. Tablice świetlne nie działają gdy pada deszcz, gdy świeci słońce za mocno, gdy jest mgła, albo nie i koniec. Człowiek czyni zło człowiekowi. Niedawno obejrzałam jeden odcinek 9-1-1 o karmie. Nie oglądam takich seriali, ale ten odcinek mnie zainteresował. Scenariusz surrealistyczny, np. koleś rzucał czymś w tygrysa w zoo, a ten przeskoczył ogrodzenie i zagryzł dowcipnisia. Dowiedziałam się, że karma to suka. Może i działa, ale nie oczekujmy sprawiedliwości dla tych co sprzedają nasze zdrowie i bezpieczeństwo. Skoro karma to suka, to zapłata będzie, ale zapłacą wnuki. Wtedy bardziej będzie bolało.


W sobotę zaatakował mnie gołąb. Przechodziłam obok piekarni w zadaszonej hali. Gołąb uciekając trzepnął mnie we włosy. Niedługo ptaki uciekną, albo zdechną od promieniowania.


Ludziom też odbija. Poszli karnie na wybory i wybrali osobę karaną. Nie wierzę. Przecież to wszystko jedno kto będzie wydawał bez opamiętania moje pieniądze, ale ludzie lubią przestępców.


Patrzą i nie widzą. Widzą co chcą.


A samoloty latają bez opamiętania i chmurzą nasze niebo.


 

25/11/2018

Badania

Zrobiłam badanie krwi. Nie jedno a 14, w promocji. Straciłam dużo życiodajnego płynu.

Pani, która pobierała, pielęgniarka lub lekarka, była świetna, jak poprzednio. Mam cienkie i słabo widoczne żyły, więc po obudzeniu i zebraniu moczu, wypiłam szklankę letniej wody. Pani stwierdziła, że to za mało i powinnam wypić 3 szklanki na godzinę przed pobraniem krwi. Podobno wtedy żyły będą bardziej widoczne. Zrobię tak na wiosnę.


Pani jest mistrzynią w swoich zawodzie, bo użyła najcieńszej igły, więc siniak był niewielki i zszedł po 5 dniach. Nie użyłam żółtego kremu z apteki czyli u mnie maści arnikowej, a nie badziew. Ta maść zdziałała cuda złamaniu nadgarstka kilka lat temu, po zdjęciu gipsu.

Wynik dostałam po kilku godzinach, na stronie.

Dziewięć parametrów było powyżej normy, a 2 poniżej.

Jak kiedyś sprawdziłam widełki, bo one co roku się zmieniają. Raz jesteś chory a raz nie.

Elektrolity

Sód norma Ja

2007 135-148 142,9 - dobrze

2018 136-145 149,0 - źle

Potas

2007 3,5-5,3 4,08 - dobrze

2018 3,5-5,1 5,2 - źle

Wg norm sprzed 11 lat to prawie w porządku.

Glukoza – 117,0 a norma 70,00-99,00 – dużo za dużo.

Ciekawe skąd, bo cukru jem 2 łyżeczki dziennie do kawy. Ciastka piekę sama, nie kupuję nic gotowego. Nie jestem otyła, ani chora. W 2007 jadłam po 2 pączki codziennie przez miesiąc i ni mi nie było. Nie mogłam się opanować. Ale chyba wtedy jedzenie było inne. Wygląda na to, że cukier jest wszędzie. Trzeba samemu robić wszystko, jak za czasów naszych babć. One dożyły 88 lat, więc warto się na nich wzorować. Może przez ten cukier mam nieustająco dobry nastrój;)

Cholesterol – dobrego za mało, złego za dużo. Robiłam pierwszy raz, więc nie mam porównania.

Doskonale wiem skąd taki wyszedł. Gdy byłam chudą nastolatką to wzięłam książkę o jedzeniu, wypisałam na kartce najbardziej kaloryczne produkty i je polubiłam. Był to m.in. ser żółty. Jem go za dużo, wiem. Odstawiam teraz, bo on jest coraz gorszy i nie smakuje jak ser.

Kolejnym produktem podwyższającym cholesterol jest wątróbka, którą nauczyłam się jeść gdy miałam anemię. Szybko postawiła mnie na nogi, bo brakowało mi żelaza. Jem czasem wątróbkę z indyka, ale teraz odstawiam.

Odstawiam też makrelę, bo ona jest dobra na mózg, ale zapycha żyły. To jedyne tłuste co jadłam, a jednak LDL wysoki (171).

Jajka będę jeść nadal, bo nie ma nic lepszego na śniadanie jak 2 jajka na miękko z czymś zielonym: rzeżuchą, szczypiorkiem czy natką. W białku jaja nie ma cholesterolu, a w żółtku jest 180 mg. Dlatego tak natura to wymyśliła, żeby jeść je w całości ;)

Wędlin w ogóle nie jem więc nie mam co odstawiać. Kiełbasę robi mój ojciec, siostra i siostrzenice, więc sama nie muszę. Masła nie odstawiam, ale zmniejszę jej używanie. Margaryny nigdy nie kupię, w mojej rodzinie nikt tego palcem nie tyka.

Do kanapek zamiast sera żółtego będę robiła pasty. Kiedyś robiłam i wracam do nich.


To mój 5 chlebek. Dodałam jajko i mąkę pszenną i orkiszową. Chleb bardzo urósł, a kromki wyglądały jak brudne, to chyba z tego orkiszu. Żadna rewelacja.

Zrobiłam moją ulubioną pastę z białej fasoli. Najlepsza jest z dużego ugotowanego Jasia, ale jak ktoś nie ma czasu to może być z puszki (jest mniejsza). Przepis jest prosty: fasolę i uprażony słonecznik zblendować, dodać ogórek kiszony w drobną kosteczkę i drobniutko pokrojoną natkę. Pycha. Nie potrzeba masła.

Jutro upiekę kolejny chleb i zrobię pastę z cieciorki z suszonymi pomidorami.

Gdy w internecie chciałam sprawdzić co oznaczają pozostałe moje czerwone wyniki, to ręce mi opadły. Muszę się liczyć z cukrzycą I, nadczynnością lub niedoczynnością tarczycy, białaczką szpikowa, różnymi nowotworami, osłabionym układem odpornościowym itd. Obdzwoniłam koleżanki i one zakazały mi to czytać. Straszą wszędzie, a ja jestem podatna. Mama zakazała mi iść do lekarza. To po co ja zrobiłam te badania?:)

Zmienię trochę jedzenie i do lekarza pójdę gdy nic się nie zmieni.

Widełki na pewno się zmienią.

Z ciekawości odszukałam wyniki z 2007 i z 2016 r.

Jaka ja byłam wtedy chora, a nie umarłam.

Z jakiego powodu zmienia się widełki?

Leukocyty (norma, Ja)


2007


4,0-10,8


4,03


2016


3,7-5,1


4,6


2018


4,0-10,0


6,24


Erytrocyty

2007 4,2-5,4 3,67 - b.źle

2016 3,7-5,1 4,6

2018 3,93-5,22 4,9

Hemoglobina

2007 11,5-16 6,9 - dużo poniżej

2016 12-16 13,9

2018 11,2-15,7 14,5 - super

MCHC (stężenie hemogl.)

2007 27-31 18,8

2016 32-37 32,9

2018 32,2-35,5 33,1

Hematokryt

2007 37-47 24,3

2016 37-47 42,3

2018 34-45 43,8

Płytki

2007 130-450 356

2016 140-440 287

2018 150-400 291

Limfocyty

2016 1,00-3,50 2,58

2018 1,00-3,00 3,12 teraz niedobrze :)

Kiedyś robiłam badania, bo byłam chora, teraz z ciekawości. Czuję się dobrze, ostatni raz chorowałam w styczniu tego roku. Trwało to 16 godzin. Jak się wychodzi rozebranym na balkon to się potem leży w łóżku, śpi i poci. Wszystko szybko mija.

Musiałam to gdzieś zapisać, żeby nie zginęło. Wiosną dopiszę kolejne rewelacje, jak dożyję ;) Dam zarobić lekarzom.

Swoją drogą obecne nazewnictwo jest bardzo mylące. Moja babcia mówiła o kasie chorych i to miało sens. Bo do lekarzy chodzili ludzie chorzy. A teraz mamy NFZ, który ze zdrowiem nie ma nic wspólnego. Mamy też wielkie Ministerstwo Zdrowia, które o zdrowie obywateli nie dba i niczego nie finansuje, a daje zarobić tabletkarzom. Nazwać sieć aptek dbam o zdrowie to już kuriozum. Organizują w mieście biegi uliczne w smogu, ale to podobno dla zdrowia. Czyjego?


16/11/2018

Nie zabytek

W drodze do sklepu zainteresował mnie dzisiaj samotny domek na Pabianickiej.



To ruina. Nikomu nie przeszkadzał więc sobie niszczeje. Trzeba poczekać aż się sam rozpadnie.


To żaden zabytek, może zniknąć z naszych oczu. Mieszkali tam zwykli ludzie. Zostaną zdjęcia, nieretuszowane, jako znak czasów. Może trafią do książek z architektury. Ciekawe ile lat postoją obecnie budowane domy.


Każdą ruinę trzymają ludzie, którzy w niej mieszkają. Gdy ludzi nie ma, każdy budynek niszczeje, aż w końcu się rozpadnie.


A ulica Włókiennicza została uznana za zabytek i będzie pudrowana. Odradzam zamieszkanie tam. To mury zasikane, stęchłe, zapleśniałe, które nigdy nie będą dobre dla ludzi. Nie chodzi mi tylko o choroby, bo przecież wszyscy wiedzą, że tam gdzie grzyb, tam prędzej czy później ludzie chorują na płuca. Ile tam ludzi dostało nożem pod żebra, ile tam krwi wsiąknęło w ziemię. Ulica w centrum miasta będzie lukrowana. Pieniądze wydawane bez sensu, moje pieniądze.


Wielka firma państwowa wyburzyła jedną kamienicę na głównej ulicy miasta, choć to był zabytek. Nikt za to nie zapłacił. Szanujemy zabytki czy nie w tym mieście?


W centrum Polski mamy też inne zabytki.



Co jest ważniejsze? Człowiek jest nieważny. Ten zabytek musiałby się zapaść pod ziemię, wtedy coś by z tym zrobiono.


Dzisiaj na niebie świetnie widoczny Mars i Księżyc.



Ta jasna kropka po lewej stronie Księżyca to właśnie Mars. Nie chciałam mazać po fotce, więc wklejam zrzut z przydatnej apki.


Księżyc w 25° Wodnika i Mars w 29° Wodnika.



Na niebie mamy same stare planety, ale nie zabytki. Gdyby wysłać tam człowieka to by wszystko zniszczył. Pokazano jak człowiek to robi w filmie Avatar (nie lubię).


Patrzmy póki są ;) Niektórzy już się szykują na podbój tych staroci.


 

13/11/2018

2 chleb z maszyny

Co za dziwny dzień. Poniedziałek a wolny od pracy. Nie dla mnie. Mam taką pracę, że pracuję kiedy chcę, odpoczywam kiedy chcę. I dzisiaj pracowałam, bo zwykle w poniedziałki pracuję.


Nie oglądam żadnych programów informacyjnych w tv i nie bardzo wiedziałam dlaczego dzisiaj jest wolny dzień od pracy. Co się takiego wydarzyło 12 listopada? Znalazłam tylko urodziny mordercy Charlesa Mansona. Niby dlaczego mamy to świętować?


Ciekawe kto to wymyślił? I jeszcze wszystkie szczeble legislacji to klepnęły. Po co? Mam nadzieję, że pomysłodawca zapłaci za chaos, za straty i za głupotę.


W międzyczasie upiekłam kolejny chleb z maszyny.



Chciałam upiec chleb z ziarnami i zrobiłam wg opisu z książeczki dołączonej do maszyny. Wykorzystałam 4 mąki: zwykłą chlebową, żytnią, orkiszową i pełnoziarnistą. Dodałam 5 łyżek ziaren słonecznika. Chlebek jest dobry, słonecznik widoczny jak się przyjrzeć i chrupie przy jedzeniu. Nie kruszy się, choć jest zbity. Trochę inaczej go pokroiłam, bo kromki są duże. Jedną kromką można się najeść. Nie będzie to mój ulubiony chlebek i go więcej nie upiekę. Wolę chleb mieszany pszenno-żytni, bo ja lubię gluten, nie szkodzi mi.


Ponieważ kupiłam różne mąki to muszę je zużyć. Po co ja tyle kupiłam? Przecież jej nie wyrzucę.



Kolejny chlebek będzie tostowy lub francuski.


Trzeba się tylko przyzwyczaić do jego kształtu. Od razu widać, że to z maszyny.


Dzięki tej maszynie mam więcej czasu. Wkładanie do wiaderka składników trwa łącznie z przesianiem mąki ok. 10 minut. Zamykam i zostawiam na 3 godziny. Potem wyjmuję, wiaderko przecieram szmatką i chowam maszynę jak wystygnie. Nie mam brudnych naczyń. Bardzo mi pasuje taka organizacja. Musiałam tylko znaleźć nowe miejsce dla wagi, żeby była pod ręką.


Raczej nie kupię już chleba ze sklepu. Jak się wprawię to będę piekła dla całej rodziny. Wszyscy mają maszyny, a nie pieką.


Mało mam rzeczy których nie używam. Jak mi coś nie leży to rozdaję.


 

12/11/2018

River Phoenix

W sierpniu przeczytałam artykuł na stronie VOGUE wspominający młodego aktora, który był pierwowzorem współczesnych celebrytów i ikon stylu. Jaki byłby 48 letni River? To zupełnie niemożliwe, żeby dożył tego wieku. W jego życiu wydarzyły się rzeczy, które zbliżały go do śmierci. Musiałby zmienić środowisko i wyleczyć traumę z dzieciństwa (od 4 roku życia). Zmarł w wieku 23 lat.

River Jude Bottom urodził się 23.08.1970 = 30 = 3


O Trójkach już tyle napisałam. River od Losu dostał wiele zainteresowań i duże możliwości = 30 = 10 Uranów = artysta.

Z urodzenia realizował się 3/8/1/7 – przeznaczenie bycia artystą, charakter silny, miał intrygującą osobowość i robił wrażenie na innych (1), potrzeby i pasje (7) – potrzeba bycia przydatnym i pomocnym.

Rodzice nazwali swego pierworodnego syna Rzeka zainspirowani „rzeką życia z powieści Siddhartha Hermana Hessego. Jude to z Beatelsów (Hey Jude).

River urodził się z potrzebą bycia wolnym (23). Tatuś emocjonalnie wychowywał syna, od dziecka nauczył go odgrywania ról, wymuszał zachowania niezgodne z psychiką dziecka. Dziecko nie miało pojęcia o hipisach i wolnej miłości. Matka (8) mało zajmowała się dzieckiem, bo przychodziły na świat kolejne dzieci. Ograniczała się do wydawania nakazów i zakazów ograniczających rozwój dziecka. River robił co chciała matka. Był bardzo z nią związany.


Kolejne dzieci pojawiały się już w sekcie:

Rain Joan of Arc = 21.11.1972 = 24 = 6

Joaquin Rafael = 28.10.1974 = 32 = 5

Liberty Mariposa = 5.07.1976 = 45 = 9

Summer Joy = 10.12.1978 = 29 = 11

rodzinka uśmiechnięte grupowe fotki

Co kierowało rodzicami, Arlyn i Johna Lee, że nadawali dzieciom takie imiona? Rzeka, Deszcz, Wolność, Lato – czy to kojarzy się z ludźmi? Czy to ich nie krzywdzi? Czy ty chciałbyś nazywać się Jabłko albo Wschód?

Joaquin miał normalne imię, ale chciał mieć takie jak rodzeństwo, więc nazwał się Liściem (Leaf) w wieku 4 lat. Gdy był starszy to mu przeszło i wrócił do swojego imienia urodzeniowego. Po śmierci brata wycofał się. Teraz jest jego czas. Gra w filmach, przygotowuje się do roli Jokera. Ciekawe jak to się dla niego skończy. Heath Ledger Gra w coraz ciekawszych filmach i gra coraz lepiej. Dziwny był film Znaki z Melem Gibsonem. Ostatni film jaki z nim widziałam był o miłości do sztucznej inteligencji. Nie przeszkadzało mu, że zakochał się w maszynie, ale to, że w jednej sekundzie maszyna uwodziła miliony innych mężczyzn. Zabawne.

W 1972 r. rodzina dołączyła do sekty „Dzieci Boga” w Caracas w Wenezueli. Po latach wyszło na jaw co to była za sekta. Wykorzystywali seksualnie dzieci od najmłodszych lat, kazali im sypiać razem, pozwalali na sex z innymi dziećmi i z dorosłymi obu płci. Ojciec został arcybiskupem sekty. River opowiadał w wywiadach, że został zgwałcony w wieku 4 lat, ale wyparł to i nie chciał o tym pamiętać. Jak to na niego wpłynęło? Rzeka z najstarsza siostrą Deszcz musiał żebrać śpiewając na ulicach i przynosić pieniądze do sekty. Dzieci nie chodziły do szkoły. Uprawiały warzywa i owoce, były blisko z naturą, nie krzywdziły zwierząt. Żyli ekologicznie.

Rodzina opuściła sektę w 1978 r. Zmienili nazwisko na Phoenix, bo zamierzali się zmienić, zapomnieć o gwałtach i odrodzić się mocniejsi. Gdy wracali do kraju dzieci zobaczyły w jaki sposób traktowano ryby na kutrze. Od tamtej pory są weganami z wyboru. Na Florydzie dzieci występowały w różnych talent show, zarabiając na życie. Potem przeprowadzili się do Kalifornii, bo rodzice zdecydowali, że ich dzieci podbiją Hollywood.

W wieku 10 lat Rzeka zaczął grywać w reklamach, a potem w serialach i filmach.

River Phoenix = 3/1/3/7 – wrażenie na innych bardziej piorunujące (3 w osobowości), nic dziwnego, że dziewczyny za nim szalały. 1 w ekspresji – wiele talentów, rozpoczynanie wielu przedsięwzięć. Zajmował się aktorstwem, muzyką, działalnością charytatywną.

Skrzywdzone dzieci mają jakąś wrażliwość, która powoduje, że cokolwiek robią wzbudzają emocje. Ich krzywda wychodzi na wierzch i powoli ich zabija.

Gdy miał 16 lat zagrał w filmie Stay with Me, scenariusz na podstawie Body S.Kinga. Rivera od razu pokochały fanki. Znaczący film w karierze 4 chłopców. Dał im początek do kariery.


Pierwszy z lewej to Jerry O'Connell grał potem w Slidersach, w Jerrym Maquire, ostatnio w tv detektywa Cartera, ma wiele ról filmowych i tv na swoim koncie. Obok River, dalej Wil Wheaton, który zagrał w Star Treku. Pierwszy po prawej stoi Corey Feldman, który po niedługo po tym filmie zaczął ćpać, potem odwyk, potem ćpanie … Nikogo nie interesuje dlaczego młodzi ludzie ćpają. Przecież wszystkim nie przewróciło się w głowie, każdy ma powód. Żeby przetrwać życie (o normalnym życiu nie ma mowy) muszą się znieczulać. Mało który trafia na psychoterapię, żeby wyrzucić z siebie złe rzeczy z przeszłości.

Podczas wywiadu Corey'a z Barbarą Walters, ona kryła pedofilów. Powiedziała: "Niszczysz cały przemysł!". Video z tym wywiadem jest w sieci. Po aferze z Wildsteinem sprawy wyglądają inaczej, może ktoś mu uwierzy.Nikt nie chce przyjąć do wiadomości, że dzieci nie powinny grać w filmach, bo to źle działa na ich psychikę. Ja już nie oglądam takich filmów, zwłaszcza Kevina, którego jak na ironię puszczają w święta w pomarańczowej tv co roku.

Na tej stronie świetnie opisano ten film i młodych aktorów. http://lostfilm.info/kinoguide/137/

Jako 19 latek dostał nominację do Oscara za Running on Empty. A potem dostawał wiele nagród, świat filmu go doceniał.



Przyjaźnił się ze starszym od siebie o 6 lat Keanu Reeves. Zagrali razem w My Own Private Idaho. To wtedy River zaczął ćpać, żeby lepiej zrozumieć graną postać.

Razem płakali nad znikającymi lasami deszczowymi. To River kupił 800 akrów w Kostaryce, żeby chronić lasy. Nic dziwnego. River miał karmę misjonarza (7) gotowego do poświęceń i wypełnienia jakiegoś posłannictwa. Zaangażował się w ochronę środowiska, prawa zwierząt i w politykę. Był bardzo aktywny, nie dla fejmu.

Matka zmieniła imię na Heart i chciała zarządzać karierą syna. Ojciec przeprowadził się do Kostaryki, pił.

30 października 1993 roku River wybrał się do klubu Johna Deppa The Viper Room w West Hollywood. Tam balował z Kate Moss, Naomi Campbell, swoim bratem Joaquinem, siostrą Rain i dziewczyną. Ciekawe, że z duetem Depp-Moss balował też Michael Hutchence, który odszedł z tego świata nafaszerowany narkotykami i lekami w 1997 r.

Ostatni drink zmieszanych narkotyków powalił go, upadł i nie odzyskał przytomności. Zmarł 31.10.1993 roku o godz. 1.51. Miał we krwi marihuanę, kokainę, morfinę, Valium i leki bez recepty na przeziębienie. Kto trzeźwy wziąłby taką mieszankę. Nie ma grobu, bo prochy zostały rozsypane na rancho na Florydzie. Klub zamknięto na tydzień, a potem Depp zamykał go naw dniu 31.10. każdego roku, aż go sprzedał w 2004 r. Media zrobiły szopkę, włamali się do domu pogrzebowego i robili fotki. Nic dziwnego, że Joaquin się wycofał z życia publicznego i często zmyślał w wywiadach. Tego dnia zmarł też Federico Fellini, ale miał 73 lata. Odchodzą parami. To już 25 lat jak ich nie ma.

Każdy aktor w tamtych czasach mówił, że River to utalentowany młody człowiek, który zajdzie daleko. Miał też dobre serce i wrażliwość na cudze cierpienie. Nie latał samolotami, podróżował pociągami i samochodami. Był weganinem i nałogowym palaczem, nie widział sprzeczności. Uważał, że nie trzeba być z marginesu, żeby być narkomanem. Bo też ćpał.

Przyjaźnił się z Harrisonem Fordem, zagrał w Indiana Jonesie. James Cameron rozważał powierzenie mu roli w Titanicu, przez śmierć dostał ją Leonardo di Caprio. Miał zagrać Andy Warhola i wiele innych ról. Inni wykorzystali szansę.

Wykorzystywał swoją sławę, żeby coś zmieniać w życiu na ziemi. Jego życie miało sens, choć śmierć była bez sensu. Kochał Sama Sheparda, który był mu jak ojciec, porozumiewali się bez słów.

Uważał, że zwierzęta nie są naszymi zabawkami. Bolało go ich krzywdzenie i zjadanie. Chciał mieć dzieci, którym poświęciłby pierwsze 8 lat ich życia. Zdawał sobie sprawę z niedostatków własnego wykształcenia. Nie uczył się w szkole, nie miał dużej wiedzy. Wspierał finansowo organizacje ekologiczne.

I to wszystko w ciągu 23 lat życia.

Na początku pisałam, że nie było możliwe, żeby River dożył 48 lat. Na jego drodze stanęli ludzie, którzy pociągnęli go na dno. Każda decyzja powoduje wejście na drogę, z której nie ma odwrotu, zwłaszcza gdy świadomość jest nieobecna po narkotykach.

Wszystko co go spotkało zbliżało go do takiego końca - dorastanie w sekcie, wykorzystywanie dzieci dla pieniędzy, również seksualne, presja ze strony matki i załamanie nerwowe podczas kręcenia ostatniego, niedokończonego filmu.


Na tej kartce usiłowałam rozrysować życie człowieka. Dotyczy to każdego. Rodzimy się w punkcie A mając rodziców takich a nie innych. A potem kształtuje się nasza osobowość przez działania i decyzje rodziców, a potem nas samych. Nie sądzę, że czas jest liniowy. Czasem mamy poczucie, że żyjemy w pętli i nic się nie zmienia w rutynie dnia codziennego. Kiedyś pracowało się w jednej firmie 30 lat aż do emerytury, więc można było odczuć zapętlone życie, w którym wszystko jest łatwe do przewidzenia. Trzeba być trzeźwym, żeby móc wybrać drogę długiego i dobrego życia, eliminować złych ludzi. Wil Wheaton powiedział po śmierci Rivera, że był na niego zły, że umarł, bo miał wszystko, żeby osiągnąć długoletni sukces, a odszedł na haju, zanim pokazał wszystkie swoje umiejętności. Wokół każdego młodego aktora w Hollywood pojawia się grupa pasożytów, która doi z niego kasę. Ci ludzie separują ich od rodziny i zastępują przyjaciół, którymi nie są. Gdy doprowadzają do tragedii szukają następnego dawcę.

Codziennie podejmujemy decyzje, a czasem musimy podjąć ważną decyzję, które zmieni życie czy cele. Polecam obejrzeć ten film. Jaką decyzję podejmie bohater?

Bóg zapłać


Świetnie to widać w tym filmie krótkometrażowym Bóg zapłać , którego reżyserem i scenarzystą jest Jakub Radej. Film trwa tylko 10 minut i warto go obejrzeć. Polecam. Reżyser ma wrażliwość Kieślowskiego, ale swoje własne umiejętności pokazywania ludzkich dylematów. Ciekawy artysta, o którym jeszcze usłyszymy. Tak myślę.