29/10/2014

Zjeżdżalnia

Byłam bardzo zmęczona i wcześnie zasnęłam. Pojawił się sen aktywny ;)


Znalazłam się w pobliżu zjeżdżalni.



Wspięłam się po drabince i zjechałam. Nikogo w pobliżu nie było, bo było pochmurno. I tak zjeżdżałam sobie raz za razem. Potem zauważyłam, że przed zjeżdżalnią płynie rzeka. Taka typowa rzeka z woda ani mętną, ani krystalicznie czystą. Płynęła w odpowiedniej szybkości. Pomyślałam, że gdyby zjeżdżalnia była wyższa to mogłabym do tej rzeki wpaść. Nic by się nie stało. Najwyżej bym była mokra. I dalej zjeżdżałam, jak dziecko. Czyżby mało ruchu w realu?


Potem zobaczyłam, że po przeciwnej stronie rzeki jest identyczna zjeżdżalnia. Tak jak lustrzane odbicie. I zobaczyłam mężczyznę w długim czarnym płaszczu, jak Neo. Nie widziałam jego twarzy. Gdy ja szłam do drabinki to on też. Ale on nie wchodził tylko stał obok. Ja zjeżdżałam, a on stał. Potem odchodził kawałek i znowu szedł do swojej zjeżdżalni, jak ja i gdy ja wchodziłam on stał i patrzył. Powtarzało się to wielokrotnie. Starałam się go rozgryźć, dlaczego niby mnie przedrzeźnia. On ani razu nie zjechał.


I się obudziłam. Trochę poćwiczyłam w nocy :) Nie mam zakwasów ;)





 

27/10/2014

Decyzje

Pisałam już o znajomym, który kupił dom i działkę poza miastem, ale po 5 latach stwierdził, że to nie dla niego. Wszystko sprzedał i wrócił do mieszkania w mieście. Właściwie można powiedzieć, że to był jego cel, bo on o tym marzył. Tylko jego rodzina o tym nie marzyła. Żona była wiecznie zmęczona świeżym powietrzem. Życie towarzyskie nastoletniego syna legło w gruzach. Córka odmówiła wyjazdu i przeprowadziła się do narzeczonego. Ale on apodyktycznie zdecydował i nikt się nie sprzeciwił. Byli nieszczęśliwi jako rodzina. Jeśli jesteś sam jak kołek to realizuj swoje marzenia. Natomiast jeśli masz rodzinę to musisz uzgodnić zmiany, zwłaszcza te drastyczne. Zeland pisze, że „kiedy zaczynasz żyć dla siebie, robić to, co ci się podoba, to pozostałe układa się automatycznie”. Zgadzam się, ale jeśli to „pozostałe” to są sytuacje, a nie ludzie.


Nie każdy będzie szczęśliwy w takim domu.


  http://www.thereadingroom101.com/weirdhouse04.jpg 


Pamiętam jak moja mama chciała zmienić pracę. To wtedy wszyscy usiedliśmy przy stole i wszystko uzgodniliśmy, choć my z siostra chodziłyśmy do liceum. Moja mama zawsze chciała być kelnerką albo sprzedawczynią w sklepie. I taka okazja się nadarzyła – miała pracować w sklepie firmowym. Problemem były godziny pracy. Zamiast od 7 do 15 miała pracować od 10 do 18. I wszyscy się zgodziliśmy, choć to wiązało się z dodatkowymi obowiązkami. Musiałyśmy się z siostrą nauczyć gotować. Mama przygotowywała rano wywar, a potem my gotowałyśmy zupy. Często dzwoniłyśmy, żeby zapytać jak kroić ziemniaki – w kostkę czy jak leci, bo tego nie było na kartce. Ciężko się było przyzwyczaić, że nikogo w domu nie było jak wracałyśmy ze szkoły. Ale dałyśmy radę. Nikt nas nie zmuszał, potraktowano nas jak ludzi. I my podjęłyśmy tę decyzję wspólnie.


W piątek zadzwoniła moja przyjaciółka i powiedziała, że zmienia mieszkanie. OK, każdy może, tylko, że ona 4 lata temu kupiła to mieszkanie jako docelowe. Od początku wszystko szło nie tak, znalazł się dziki lokator, współwłaściciele nie mogli się dogadać co do ceny, wyszło zadłużenie i wiele innych kłód pod nogi. Mówiłam jej, że gdy tak się dzieje to nie jest dla niej, to świat nie chce dopuścić ją do tego mieszkania. Ale ona nic nie słuchała, mówiła, że to takie wymarzone, że się jej przyśniło. Moim zdaniem to jej umysł rządził, a nie serce. Bardzo chciała mieć własne lokum i wzięła pierwsze lepsze. Teraz stwierdziła, że to mieszkanie zabiera jej życie, czuje się nieszczęśliwa, nic się jej nie układa. To gdzie mieszkamy ma duże znaczenie. Często jest tak, że w nowym miejscu np. chorujemy, a wcześniej byliśmy zdrowi. Mieszkanie musi nam pasować energetycznie, bo przecież mamy w nim nabierać sił, a nie umierać. Człowiek to czuje, jak dopuści serce do głosu.


Każdy myślący człowiek codziennie podejmuje decyzje. Nie dotyczy to ludzi, którzy płyną z prądem jak śmieci. Oni zdają się na los, nikt nie steruje ich okrętem życia.


Często moje koleżanki dzwonią i pytają czy coś dobrze zrobiły. A skąd ja mam to wiedzieć. Pewnie, że niektóre rzeczy można przewidzieć, bo są wynikiem wcześniejszych działań. Np. jak zaczniesz pracę w banku, to możesz kiedyś zostać jego szefem.


Aktorzy to mają przerąbane. Często jest tak, że odrzucają role, które weźmie ktoś inny i dostanie Oscara. Zamiast pić czy ćpać z żalu, powinni sobie powiedzieć, że tak miało być. A co by było gdyby to ten właśnie aktor nie odrzucił roli? Może nie zagrał by tak dobrze. Czasem działa Los i ktoś się rozchoruje, złamie nogę, właśnie po to, żeby nas skierować na właściwy tor. Zauważ te znaki i bierz życie we własne ręce. Ale takich znaków nie bierz pod uwagę;)



Dawno temu moja ciotka powiedziała, że ona to by teraz była doktorową i miała dom ze służbą, bo jej były chłopak został lekarzem. Ale ona wybrała wujka. I miała poczucie, że jej los mógłby być lepszy. Takie uczucie niespełnienia, złego wyboru jest wyniszczające.


Czy gdybym wiedziała, że się rozwiodę to bym nie wychodziła za mąż? Wszyscy dookoła mówili, że do siebie nie pasujemy, ale ja byłam głucha. Ale to była moja decyzja. Gdybym jej nie podjęła, to bym się całe życie zastanawiała, że może inni nie mieli racji. A tak przeżyliśmy kilka pięknych lat i kilka złych.


Decyzje każdy podejmuje sam. Może słuchać doradców, podszeptów wrogów czy innych znaków, ale decyzja jest suwerenna. Zwykle wydaje nam się, że wybieramy dobrze, zgodnie z dostępną wiedzą właśnie w tamtym momencie. Potem okazuje się, że jednak powinniśmy dokonać innego wyboru, bo nasza wiedza jest już większa, pewne mechanizmy nie zadziałały, albo zadziałały na naszą niekorzyść. I wtedy trzeba podjąć kolejną decyzję. Albo żyć w poczuciu klęski i niespełnienia życia. Najgorzej to żyć w maraźmie, nie dostrzegać, że to nie nasza droga. Nie szkodzi, że minęło kilka lat. Widocznie było to nam potrzebne. Każdy idzie własną prędkością.



Życie płynie cyklicznie. Raz jesteśmy na górze, a raz na dole. W życiu są dni lepsze i gorsze. Raz mamy katar, a raz czujemy, że świat nas kocha i robi nam przysługi. Dopuść do siebie gorsze dni, bycie non stop happy jest wyczerpujące i z euforii możesz wpaść w depresję. Gdy widzę, że ktoś jest nieustannie "kochający" to robię się czujna.


Każda decyzja jest dobra, jeśli jest twoja.


Jeśli po jakimś czasie okaże się, że to jednak była pomyłka, to podejmij kolejną decyzję, świadomą.


Nie żałuj przeszłości. Ona była taka jak powinna była być.


Zawsze możesz wybrać inną przyszłość.



Czy przyroda podejmuje jakieś decyzje?


Jest nieustannie pięknie i słonecznie, do czasu aż kupię płaszcz na zimę ;)





 

24/10/2014

Synchroniczność

Wczoraj pisałam o muralach (godz. 23.13). Czekałam na profesjonalne zdjęcia. Mówisz – masz. Dzisiaj ukazał się art w lokalnej prasie. (godz. 13.52)





a potem jeszcze tu (godz. 17.58)


Trochę mijają się z prawdą, bo są większe w Europie. Ten jest wyjątkowy. To nie jest zwykły obrazek-portret. Nie są to bliźniacze obrazy, bo nie są jednakowe. To raczej początek historii na 1 muralu i koniec na 2. Uwielbiam twórczość młodych ludzi, bo są tacy nowatorscy. Wiedzą, jaka będzie przyszłość. A na tej fotce w prawym dolnym rogu podpis autorów - artystów.


Widzimy ludzi o małych mózgach, za to ogromnej tuszy, jak idą do swoich pudełek - pracy, niosąc podobne jedzonko w skrzyneczkach. Praca, nie tylko w korporacjach, ale beznadziejnie nudna, podobna do siebie. Kolor zimny – odcienie niebieskiego. Wszędzie kamery. Na górze widać szkielet drzewa, jest nadzieja. Na drugim muralu ludzie wracają, bez jedzonka. To taki obraz beznadziei. Pomarańczowe ubranka mówią o sukcesie, jaki chcieliby ci ludzie odnieść, ale ciągle idą do tej samej pracy i robią to samo. Aż chciałoby się krzyknąć: obudźcie się! Ale oni mają małe główki i małe uszy, nie usłyszą nic. A może to jest zupełnie co innego. Każdy widzi inaczej. I to jest piękne w sztuce.

Co to synchroniczność to chyba każdy wie, albo myśli, że wie.

Ostatnio czytałam o tym w Numerologii chaldejskiej. Autorka Heather Alicia Lagan pisze, że „Energie, które płyną z prądem, a nie pod prąd, w naturalny sposób będą doświadczały synchroniczności.”

Myślę o kimś, chcę do kogoś zadzwonić, a tu niespodzianka – on dzwoni. To nie przypadek. To tylko energia. Kiedy energia płynie w tym samym kierunku. albo ku temu samemu celowi i tą samą drogą, to powstaje synchroniczność. „Im bardziej świadomy się stajesz, tym więcej synchroniczności pojawia się w twoim życiu i tym lepiej dostrojony zaczynasz się czuć”.

Wniosek jest taki, że gdy tego nie doświadczasz to może pora się obudzić?

Można powiedzieć, że wywołałam wilka z lasu. Ktoś też widział te murale i o tym napisał.

Wieczorem stałam na przystanku. Widziałam jak dwie kobiety rozmawiały ze sobą. W pewnej chwili usłyszałam jak jedna mówi: pedał to też człowiek. Kto teraz używa takich słów, dzieci nie wiedzą o kogo chodzi. Nadjechał autobus i wsiadłam.

Nowe pokolenie w mojej rodzinie zaczyna edukację. Byłam na ślubowaniu pierwszych klas. Był tłum ludzi, bo klas było 7. Powinnam się była domyśleć, że to tęczowa impreza (wiadomo kto zawłaszczył symbol tęczy).


Dziwaczna trochę, dzieci tarzały się po podłodze, machały różnymi gadżetami, mówiły wierszyki, których nie można było zrozumieć, bo do mikrofonu mówi się inaczej. Miesiąc ćwiczeń, a dzieci nic nie robiły równo. I tak ma być, bo przecież każde dziecko jest inne. Na koniec szkoły będą już robiły równo. Różnice zostaną wyrównane do średniactwa. Na koniec ślubowały wybrane dzieci i wybrani rodzice. Potem w klasach dostały medale i dyplomy podpisane przez prezydentową miasta. Dziwna jest teraz szkoła. Dzieci mają 3 godz. religii, a jedną w-f. Ja robiłam z żołędzi ludziki i zwierzątka, teraz dzieci robią różańce. Nie pamiętam, żeby taka impreza była gdy ja zaczynałam szkołę, a mój syn też na takiej nie był.

To, że synchroniczność istnieje wiedziałam i doświadczałam. Ale ostatnio wszystko dzieje się szybko. Właściwie można przewidzieć co będzie się działo, a nawet można prowokować pewne sytuacje. Opierając się na synchroniczności można kreować swoją rzeczywistość (jak w transerfingu). Ostatnio pisałam o przekręcie z ebolą, i okazało się, że to nie żadna epidemia, i ludzie zdrowieją zamiast umierać. Dam temu spokój, niech winni się nie ujawniają, ale niech temat zniknie. Nie będę tego drążyć. Synchroniczność zadziałała. W końcu celem jest zdrowie ludzi, a nie karanie winnych.

Proszę spróbować synchronizować wydarzenia w swoim życiu. Np. szukasz czegoś – to znajdziesz, nawet pracę i miłość. Wystarczy tylko skoncentrować myślenie. To potrafi każdy.

Trening czyni mistrza.



23/10/2014

Oczekuj najlepszego

Zadzwoniła przyjaciółka, żeby mnie poinformować, że świat jest do d... Była w szpitalu, a tam wszyscy byli na nie – chorzy, lekarze, pielęgniarki. Chorzy zostawieni sami sobie, personel ma znieczulicę. Nie można się przejmować każdym. Naprawdę dołujące przeżycie. Ale czego się spodziewać w szpitalu?

Kłania się lekcja 6 transerfingu – Bumerang.

Wiadomo jak to działa. Myśli, które wysyłasz w świat, wracają do ciebie. Jeżeli wokół ciebie są tylko ludzie, którzy narzekają, to wcześniej ty ich wywołałeś, oczekiwałeś, że tak będzie.

Gdy złamałam rękę 10 tygodni temu, to ostrzegano mnie przed szpitalem, do którego musiałam iść. Ponieważ jestem czujna, to zastanowiłam się, jak to możliwe, żeby szpital był zły. Przecież to ludzie leczą innych ludzi. OK, mogą być sami mierni, bo przecież podobne przyciąga podobne. Dopuszczam taką możliwość. Ale ja pomyślałam, że jest późno i rzeźnicy poszli do domu, a mnie będzie „składał” młody i zdolny ortopeda. I tak się stało. A na koszulce miał napis Hero ;) Musiało być dobrze.

Co ja mogłam poradzić na jej smutki? Tylko zmianę myślenia. Jeśli czujesz się zdołowany, przyparty do muru, nie możesz się odbić od dna, wszystko się wali, życie nie ma sensu, nikt cię nie kocha – to wyszukaj cokolwiek dobrego w twojej sytuacji, a ignoruj to co złe. Skup się na tym co chcesz osiągnąć i zobacz to oczami wyobraźni.

Możesz też programować się pozytywnie. Powiedz do lustra w łazience przy porannym myciu: ciekawe co dobrego mnie dziś spotka. I obserwować rzeczywistość. W moim złamaniu dobre było to, że to lewa ręka, a nie prawa. I pełna akceptacja. Poznałam też zupełnie innych ludzi, mam nowych znajomych, co jest cenne.

Każdy żyje własnym życiem. Nie da się stosować cudzych rad, jak się samemu tego nie czuje. Ale wystarczy raz czy dwa razy tak pomyśleć, a zaczną się dziać cuda. Ja już nie umiem myśleć inaczej. Takie myślenie wryło się w moją osobowość. Nie potrafię się użalać nad sobą czy innymi. Mogę wskazać rozwiązanie, ale nie mogę żyć za kogoś.

Dzisiaj wracałam z pracy w deszczu. Wysiadłam wcześniej, bo autobus był przepełniony. Lepiej się przejść niż się kisić. I oto co zobaczyłam.




Dwa murale. Powstały dopiero co. Są niesamowite. I takie nieoczekiwane, bo w mojej części miasta nie ma murali. Mural dwuczęściowy, na 2 wieżowcach, ma 1020 m2 i malowało go pięciu polskich artystów: Sepe, Chazme, Proembrion, Tone i Cekas. To prawdziwy obraz i niezwykła opowieść. Trzeba czekać na profesjonalne fotki. Kolory są niesamowite, ale ich nie widać w deszczu. Nie wszystkie szczegóły zauważyłam, ale jak będzie ładniej to się przyjrzę bardziej.

Kolejna dobra wiadomość dzisiaj jest taka, że wróciły wróbelki :) Pisałam kiedyś na blogu, że zniknęły. Coś stuknęło w szybę, potem drugi raz, jak spojrzałam to zauważyłam wróbelka, który chciał do mnie wlecieć. Czyli sroki pozdychały. Mała rzecz, a cieszy. A potem się dowiedziałam, że bliska mi osoba dostała to czego chciała i mam dobry humor. Choć jest buro i ponuro to mnie chce się śpiewać :)

Każdego dnia można doświadczyć czegoś pięknego. Może to być tylko chwila.


jesień z wczoraj

Więc nie myśl źle o sobie, ani o innych. Oczekuj najlepszego :)




17/10/2014

Weloch Boe

Patrząc na taką jesień można by mniemać, że sny będą piękne.



A tu niespodzianka. Dzisiejszy sen był chyba najdłuższy jaki mi się kiedykolwiek śnił. Dużo rzeczy się działo.


Nie potrafię nigdy powiedzieć od czego się zaczyna każdy mój sen. To nieuchwytne.


Sen był odbiciem zwykłego dnia. Byłam najpierw na przystanku, potem w parku, potem w dużym sklepie, potem w jakiejś knajpie. I wtedy spojrzałam w tv, bo u nas w każdej knajpie są tv. A tam pokazano przystanek, na którym byłam rano i ludzi, którzy zostali zabici, chyba zostali zastrzeleni. Po chwili pokazano jatkę w parku. Ludzie, którzy tam byli też zostali zabici. W sklepie, w którym byłam to samo. Poczułam się dziwnie, bo przecież to nie ja. Ale na kamerach na pewno można było mnie zobaczyć. Właściwie to tylko ja przeżyłam, nieważne ile osób było wokoło, wszyscy zginęli. Siedziałam jak skamieniała i zastanawiałam się co robić. I wtedy usłyszałam strzały, ludzie zaczęli spadać z krzeseł. Ukryłam się za jakąś komodą i uciekłam. Wtedy zdałam sobie sprawę, że to mnie ten ktoś goni, że to ja jestem celem. Potem znalazłam się w poprzednim moim mieszkaniu. Ktoś zadzwonił do drzwi, zobaczyłam przez wizjer jakiegoś faceta, który wymachiwał czymś. Wiedziałam, że to morderca. Ale nagle przestałam się bać. Jak chce mnie zabić to przecież nie dam rady uciec, po co to odwlekać. Otworzyłam drzwi i znalazłam bilet lotniczy. Potem już byłam wysoko w samolocie. Przez lornetkę spojrzałam na ziemię. A tam ten facet, który zostawił bilet, jechał kabrioletem i trzymał w reku szarfę z napisem Weloch Boe, taki transparent. Miałam czas, żeby się temu przyjrzeć i dokładnie to zapamiętałam. Facet się uśmiechał i machał mi przyjaźnie ręką!? Wzięłam do ręki smartfon i w guglarkę wpisałam te słowa. Pojawiła się jakaś muzyka wschodnia, ale wyjaśnienia tych słów nie było. Spytałam kobietę, która siedziała obok mnie co mogą znaczyć te słowa, a ona odpowiedziała, że to: zmień swoje życie. Ale to przecież 3 słowa. Skąd znała te słowa? Obudziłam się.


Wzięłam smartfon i w notatce napisałam te słowa. Była 7.19, więc postanowiłam się jeszcze przespać. W końcu śniłam całą noc i byłam zmęczona. Obudziłam się znowu przed 10 i nie mogłam sobie przypomnieć słów ze snu. Dobrze, że zapisałam.


 


Każdy człowiek myśli o sobie dobrze. Nie widzi, że ktoś może czyhać na nasze życie i nie znać powodu. Ktoś kto wydaje się przyjacielem okazuje się wrogiem, a potencjalny morderca chce nam pomagać. Nie oglądam horrorów itp. filmów, bo nic nie wnoszą do mojego życia. A wręcz zakłócają moja energię. Rejestruję oczywiście różne złe informacje, ale przepływają one przeze mnie. Jednak moja podświadomość widać sobie z tym nie radzi i buszuje we śnie. Ostatnio widziałam na ulicy różowego cadillaca i zastanawiałam się co to za typ faceta jeździ takim autem ;) Ale to nie kabriolet. Jesienią nie jeździ się kabrioletami. Właściwie ten sen można wytłumaczyć reakcją na to co się dzieje na wokół mnie.


Zastanawiające są tylko te słowa, nie przypominające żaden język.


Jeśli to anagram, to udało mi się ze wszystkich liter ułożyć tylko: chlew oobe.


A może to nic nie znaczy ;)




15/10/2014

Lermontow

Michaił Jurjewicz Lermontow gdyby żył, obchodziłby dziś 200 urodziny. Mało śmieszne, bo żył tylko 27 lat. Zginął w kolejnym pojedynku, a swą śmierć wcześniej przewidział. Był poetą, powieściopisarzem, dramaturgiem i malarzem – bardzo uzdolniony, choć mniej znany niż Puszkin.


Jak to u artystów bywa, „był człowiekiem skrajnie niesympatycznym – kłótliwym, ironicznym; błyskotliwym, lecz wiecznie cierpiącym, w tym także wskutek świadomości swojej mało przyciągającej powierzchowności.” cytat z Tajemniczy geniusz 


Z takim wyglądem romansował i porzucał. Ciekawy miał życiorys.



źródło: http://hrono.ru/img/rgd/lermontow.jpg


 


Ucz się gardzenia przykrościami, rozkoszowania się chwilą bieżącą; nie troszcz się o przyszłość i nie żałuj przeszłości”


 


Ciekawe ;-)




  • w 1914 roku w 100. rocznicę urodzin poety wybuchła I wojna światowa (dla Rosji);




  • w 1941 roku, 100 lat po jego śmierci – rozpoczęła się Wielka Wojna Ojczyźniana;




  • w 1991 roku, 150 lat od daty śmierci – nastąpił rozpad Związku Radzieckiego.




 


Dobrze, że w tym roku nic się nie stało i zorganizowano w Rosji i Szkocji wiele wystaw.
Lermontow uchodzi za twórcę metafizycznego. Jest hołubiony przez obecne władze, bo uważa się, że był patriotą, a Kreml nazwał „ołtarzem Ojczyzny”. Znam jego wiersze o miłości i stracie.


Jego wiersze są melodyjne i dobrze brzmią zarówno po rosyjsku, jak i w tłumaczeniu. Taka próbka, może ktoś zna rosyjski.


 


Нет, не тебя так пылко я люблю

Нет, не тебя так пылко я люблю,
Не для меня красы твоей блистанье:
Люблю в тебе я прошлое страданье
И молодость погибшую мою.

Когда порой я на тебя смотрю,
В твои глаза вникая долгим взором:
Таинственным я занят разговором,
Но не с тобой я сердцем говорю.

Я говорю с подругой юных дней;
В твоих чертах ищу черты другие;
В устах живых уста давно немые,
В глазах огонь угаснувших очей.
1841


 


Nie ciebie kocham

Nie ciebie kocham żarem namiętności,
Ani mnie twoje olśniewają wdzięki;
Ja kocham w tobie dawnych cierpień męki
I zatracone dni mojej młodości.

I gdy spojrzenie czasami cię bada
I wzrok zatapiam w twoje piękne oczy,
Serce rozmowę tajemniczą toczy,
Ale nie tobie wtedy odpowiada:

Wtedy rozmawiam z druhem dni minionych,
W twych rysach szukam rysów ulecialych,
W twych kraśnych ustach - ust już oniemiałych,
W błyszczących oczach - blasku oczu śćmionych.
tłumaczenie: Krzysztof Mąkowski (1890)


Źródło: http://j_uhma.republika.pl/lermontow.html




13/10/2014

Ponowna wizyta

Mój mózg nie ma co robić w nocy i szaleje. Znowu przyśniła mi się dziwna energia, jak dwa miesiące temu. Na początku tylko czułam czyjąś obecność, bez kształtu. Potem pomyślałam, że nie da się rozmawiać z czymś bezkształtnym i wyobraziłam sobie blondynkę. Z koleżankami fajnie się rozmawia. Ale ona miała na sobie moją, czerwoną spódniczkę!? Fakt, że jest na mnie za mała, albo już jej nie ma, ale nie gadam ze złodziejkami. Blondynka zniknęła, zdałam się na energie i pojawił się starzec, jak w filmie Moja mama jest kosmitką ;) Taki zamglony, w białym ubranku z kapturem. Czy mój mózg nie ma lepszej wyobraźni?


Jego wizyta u mnie (jak to brzmi?) dotyczyła wypełnienia mojego życzenia z sierpnia. Miała być u mnie zorza i podobno była. Tylko ja jej nie widziałam, choć codziennie przed snem patrzę w niebo. Nie uwierzyłam, ale powiedziałam, że sprawdzę. Koniec spotkania, bo nie było o czym rozmawiać. Chyba to ja stawiam warunki. Wyraźnie nie byłam przygotowana.


Rano sprawdziłam. Faktycznie zorza była, ale niewidoczna gołym okiem. http://www.twojapogoda.pl/wiadomosci/114024,czerwono-zielona-zorza-polarna-swiecila-w-nocy-nad-polska


Czy to się liczy?



Dziwna sytuacja:


12 sierpnia – wizyta i moje zamówienie (notka Sen na zamówienie)


12 września – niewidoczna zorza ;)


12 października – ponowne spotkanie i co dalej?


Zupełnie nie wierzę w obce energie, które mnie nawiedzają. Za duży odstęp w czasie między wydarzeniami. Na jawie bez problemu w ciągu kilku minut mogę „wyjąć” słońce zza chmur. Z zorzą tez bym sobie poradziła. To nic takiego. Wtedy myślałam, że to rzadkie zjawisko, ale brak mi wiedzy. Mózg błądzi, szuka jakiegoś porozumienia z moją świadomością, czy co? Albo to jakaś psychomanipulacja. Człowiek we śnie powinien odpoczywać.


Nie wiem czego ode mnie chce ta niby obca energia, ale wiarygodna to ona nie jest. Ostatnia szansa: niech ujawni ebolowe oszustwo. Zmarły 4033 osoby, a świat mówi o mega epidemii, choć 7 miliardów jest zdrowe. Więcej umiera na zwykłą grypę. Tego nie jestem w stanie sama zrobić, a obca energia owszem. Jak sprawa ucichnie, albo wyjdzie na jaw, że to kant to uwierzę i możemy pogadać. Myślałam też o Yellowstone, ale tam mogą zginąć ludzie, a mnie chodzi raczej o zniszczenia materialne i o to, żeby żołnierze wrócili do domu i zajęli się pomaganiem ludziom, zamiast mordować cywilów.


Zobaczymy co będzie.Wtedy możemy pogadać w nocy. Chyba, że się rozmyślę.


Muszę poszukać czerwonej spódniczki :)


14.10.2014


Chris Brown twierdzi, Ebola jest "formą kontroli populacji"


http://www.independent.co.uk/news/people/chris-brown-claims-ebola-is-a-form-of-population-control-9790708.html


 


 




12/10/2014

Przemijanie

Spotkałam się dzisiaj z przyjaciółką na pogaduchach. Pogoda przypomina o przemijaniu.


Patrzysz pod nogi – wyschnięte liście.



Patrzysz w górę – różnokolorowe liście. Lubię jesień, bo jest taka kolorowa.



Mama przyjaciółki umiera na Alzheimera. Od lat choruje, ale teraz jest gorzej. Mało wiem o tej chorobie, ale z rozmów wynika, że znika gdzieś świadomość człowieka. Oczywiście nie od razu, to bardzo powolny proces. To tak jakby świadomość nie chciała już tu być i powoli się wycofywała. Na początku było jeszcze widać matkę, ale od kilku lat ona nie jest sobą. Nikogo nie poznaje, nie wie kto jest kim. To jakiś byt, który zarządza schorowanym ciałem, żeby się nie rozpadło. Trudno pogodzić się z tym, że kochanej osoby już nie ma. To takie umieranie na raty. Oczywiście są leki (bardzo drogie), ale one nie leczą tylko wydłużają życie. Ona nie umie się sama ubrać, zapomniała wszystkie umiejętności, które są niby na całe życie, nawykowe. Niby ma 82 lata, ale to jest matka. Jest trudno. Wszyscy wiemy, że życie przemija.


Mojej mamy koleżanka też zachorowała na tę chorobę. Na razie zapomina, ze np. były imieniny i ona nie zadzwoniła z życzeniami. Moja mama jest obrażona, bo przecież każdy ma kalendarz i może spojrzeć. Ona nie rozumie, że taka osoba żyje już w innym świecie. Każdy sądzi po sobie, jakby on się zachował. Tylko natura nikogo nie osądza.



Lubię rozmawiać z ludźmi w realu i umiem wyciągać od nich różne istotne rzeczy. Niby gadamy, ale zawsze o czymś ważnym. Zauważyłam, że zaczęłam zwracać uwagę na to co wypowiadam. Nie mówię mniej, ani wolniej, ale moja świadomość jest super czujna. Na zewnątrz nic się nie zmieniło, ale wewnątrz widzę, że tak. Zaszła zmiana. Ostatnio były takie sytuacje, które mnie zmusiły do zastanowienia się nad sobą. Pierwsza sytuacja to ewidentne przyspieszenie materializacji myśli czy słów, czyli słowo (i myśl) ciałem się stało.


Druga sytuacja to zmiana zachowania znajomego znajomego po ayahuasce. Ten człowiek stał się małomówny, zastanawia się nad każdym słowem jakie ma wypowiedzieć. Właśnie tak jakby słowa miały moc stwórczą. Nie wiem co on takiego przeżył na seansie, bo się tym nie chwali, ale zmieniła się jego osobowość. Trudno powiedzieć, czy na dobre czy złe, okaże się, i czy to jest długotrwała zmiana czy szybko minie. Może to zaraźliwe?


Gadulstwo to utrata energii. Sądziłam, że takie skupienie i uważność wymaga dużo energii, a to jest tylko przekierowanie jej w innym kierunku. To proste. W krótkim czasie można się dowiedzieć wszystkiego i zadaje się właściwe pytania. Człowiek zmartwiony staje się odprężony, przerażony przestaje się bać, zagubiony widzi różne możliwości. To jest niesamowite, jak taka rozmowa zmienia rzeczywistość, a właściwie postrzeganie rzeczywistości, bo przecież nic się jeszcze nie zmieniło.


Nie jestem agentem CIA, FBI, NSA, chyba, że nieświadomym.


 


 



09/10/2014

Stój i czekaj

Czyż jesień nie jest piękna :) To pierwszy dzisiaj kasztan. W domu mam już 2 kg.



Wieczorem wracałam z pracy. Gdy tramwaj zatrzymał się na przystanku zauważyłam chłopaka, który wysiadł i bardzo szybko zaczął biec. Biegł do autobusu, który stał na przystanku, jakieś 300 m dalej. Autobus miał otwarte drzwi i nikogo na przystanku, mógł odjechać. Więc powiedziałam w myślach do autobusu: stój i czekaj. Temu chłopakowi bardzo zależało, bo naprawdę biegł jak szalony. I autobus czekał. Chłopak wsiadł, ale autobus stał dalej. Może ktoś jeszcze biegł, ale nie. Gdy mój tramwaj ruszył, a autobus jeszcze stał to pomyślałam, że przecież takie dostał polecenie i szybko powiedziałam w myślach: ruszaj. I w tej sekundzie autobus zamknął drzwi i ruszył, jakby czekał na moje pozwolenie. To było dziwne.


Często widzę jak kierowcy zamykają drzwi tuż przed nosem ludzi. Nie wtrącam się. Ta sytuacja była inna, bo poczułam, że od tego zależy jego życie. Gdyby nie zdążył, czekałby ok. pół godziny na następny. Może czekała na niego dziewczyna, a może by go ktoś napadł po nocy. Nie wpłynęłam na jego życie nieproszona. Ja po prostu usłyszałam jego prośbę i mu pomogłam. To tak jakby świat wydelegował mnie do pomocy. Wkoło było sporo ludzi, ale każdy zajęty jest własnymi sprawami. Tylko ja nie spałam.


Za szczęśliwymi splotami wydarzeń stoją ludzie, którzy nie zdają sobie sprawy, że zmieniają cudzy los. Gdy ktoś idzie na rozmowę o pracę to musi trafić na kogoś kto usłyszy, że komuś zależy. Ludzie zgadzają się na pewne rzeczy, sami nie wiedzą dlaczego.


Muszę nauczyć się wypowiadać precyzyjniej. Było trochę mało czasu, żeby zatrzymać autobus słowami: proszę zaczekaj, aż dobiegnie ten miły chłopak, a potem jedź dalej. To by nie zadziałało.


Prawie usłyszałam jak chłopak mówi: dzięki Boże. Nie ma za co ;)))

08/10/2014

Świat nie ma serca

Świat był zawsze i będzie zawsze. Ludzie rodzą się i umierają. Umierają matki trojga dzieci i bezdzietne kobiety. Czy to sprawiedliwe? Dlaczego świat nie stanął? Bo nic się nie stało. Wszystko w porządku. Taka kolej rzeczy.


Woda płynie, ptaki śpiewają, słonko świeci. Jak dzisiaj w parku w centrum miasta.



Zawalił się świat w rodzinach, w których doszło do tragedii. Bez względu na status materialny czy popularność.


O ile śmierć to ruletka, o tyle choroby mają swe źródło w naszych myślach o sobie i innych.


Z artystami jest problem, bo oni kreują swój wizerunek. Poza bliskimi nikt nie wie jacy oni naprawdę są. Tylko przyjaciele mogą wygarnąć im prawdę i powiedzieć: przestań, zmień się. Ale przyjaciół trzeba mieć. A może ktoś obcy, nieznajomy powie prawdę.


Każdy kto choruje jest samotny w swoim bólu. Nikt poza nami samymi nie zna prawdy. A często my sami siebie oszukujemy, karmimy się złudzeniami, śpimy.


Nie oglądam seriali więc nie znałam aktorki, która ostatnio zmarła. Jakiś czas temu dowiedziałam się o niej i jej chorobie od przypadkowej osoby, która była pewna, że choruje od farby do włosów, którą ta aktorka reklamowała. Zresztą tę sytuację niedawno opisywałam na blogu. Ludzie myślą, że to co widzą w tv to prawda. Dotyczy to nie tylko starszych.


Choroby trzustki, śledziony i wątroby powoduje:


Podwyższona drażliwość, wybuchowość, gniew, wściekłość, nienawiść, zrzucanie winy na innych, pycha i zarozumiałość, egoizm, zatracanie się w świecie iluzji, w mrzonkach, obrażanie się na los, życie, na otaczających nas ludzi i sytuacje, stałe rozdrażnienie.


Te cechy muszą być nagminne, a nie sporadyczne.


Przeczytałam wywiad, którego aktorka udzieliła Vivie. Polecam przeczytać cały, bo mówi wszystko o niej i dlaczego zachorowała. W tym wywiadzie potwierdzają się wyżej wymienione cechy.


Np. mówi Zaczęłam więc pracować nad sobą, żeby nie ściągać tyle złej energii, która niszczy, kiedy masz w sobie złość. Teraz zaczynam to kontrolować. (...) Dawniej, kiedy facet zajechał mi drogę, wyzywałam go w myślach od najgorszych. A przecież można tego człowieka jakoś wytłumaczyć, zrozumieć – był zamyślony albo ma jakiś problem domowy, albo po prostu nie jest dobrym kierowcą.”


Ona była mądrą osobą i przeczuwała co powinna robić. Przecież wymieniła negatywne cechy, których nikt w niej nie widział. Każdy widział tylko pogodę ducha i uśmiech. Trudno jest bez przerwy udawać. Ja się boję ludzi, którzy zawsze są happy, bo oni są z innego świata.


Potem mówi: „Wyzbywam się więc złych emocji, które nagromadzone we mnie sprawiają, że cierpią na tym najbliższe mi osoby. Staram się więc nie ulegać impulsom, nie złościć, być po prostu na co dzień życzliwą. To działa w obie strony, bo im ja jestem lepsza dla siebie, tym jestem lepsza dla innych. Czynienie dobra powinno przede wszystkim dotyczyć nas samych.


A więc najbliżsi wiedzieli.


Udawała przed sobą, że nie jest poważnie chora mówiąc: najbardziej chciałabym wyjść z tej sytuacji, w jakiej się teraz znajduję, i móc funkcjonować tak, jak funkcjonowałam do tej pory.


Swoją chorobę określała jako „sytuacja”. To jest straszna wypowiedź. Świadczy o strachu i niepewności. A jak walczyć z sytuacją? Właściwie to ona walczyła z paparazzi, a nie z chorobą.


Artyści oddają się szołbiznesowi. A to przecież wahadła, które czerpią energię z eksploatowania gwiazd. Ona chciała, żeby wszystko było na jej warunkach, a tak się nie da. Wahadło nie popuści, nawet po śmierci czerpie energię. Jej działania były niespójne. Wrzucała fotki na FB, a potem awanturowała się za publikowanie innych zdjęć. Brak konsekwencji. Nie miała wsparcia nikogo. Zresztą, czy ona kogokolwiek by posłuchała?


Z Korą jest inaczej. Ją media śledzą i publikują fotki z najbardziej intymnych sytuacji w szpitalu z kroplówką lub w domu w lesie. A ona nic. Ona wie jakie są reguły. Takie są wahadła. Dasz rękę to wciągną cię w całości.


Ostatnio oglądałam dokument o modelkach, które kiedyś były sławne. Zapamiętałam jak jedna z nich powiedziała, że jej syn, teraz nastolatek podziękował jej, że nie robiła sobie zdjęć nago. Bo to mądra kobieta. Teraz jego koledzy na próżno przeszukują internet i nie mają co wyśmiewać. Kto chciałby, żeby zdjęcia matki wisiały w pokoju kolegi. Czy nasze celebrytki o tym myślą?


Zdefiniowanie choroby to pierwszy krok do uzdrowienia. O chorobie mojego ojca dowiedzieliśmy się gdy miał iść do szpitala. My i on doskonale wiedzieliśmy, że ma raka nerki. Rozmawialiśmy o tym, to nie był temat tabu. Szukaliśmy rozwiązań. Pamiętam jak mama kazała mi spojrzeć w karty czy nie ma zagrożenia. Wtedy jej powiedziałam, że nic mu nie będzie jeśli nie pójdzie na chemię. Ojciec tak właśnie się zaprogramował. Za duże pieniądze pozbył się prawej nerki i był pewien, że pozostała nerka da sobie radę. Miał taki wewnętrzny zamiar, który nie znał wątpliwości. Nawet nie wiedział, że to Transerfing, zresztą ja też wtedy nie. Lekarz nawet mu tego nie zaproponował, bo od ojca biła pewność siebie.


Jeśli nie umiesz nazwać choroby to idź do psychologa, żeby to oswoić. Bez tego nie da się żyć z chorobą, a już o wyzdrowieniu nie ma mowy. Jak nie masz nikogo bliskiego z trzeźwą głową to koniecznie idź do psychologa. To powinno być obowiązkowe, zamiast trucizny do żyły.


Jeszcze jedno zdanie mną wstrząsnęło: Chcę jeszcze trochę pożyć. Bardzo głęboko wierzę, że mi się uda”.


No i dostała co chciała. Trochę pożyła. Ona nie chciała wyzdrowieć. Nie padło takie zdanie. Wiara w Boga to za mało. Trzeba być pewnym, że się będzie zdrowym. Mój tata już się tego nauczył. Trwa to 15 lat. Co pół roku robi badania. Ostatnio w poniedziałek odebrał wyniki i są w normie. On wie jakie myśli i przekonania są dla niego niedobre i nad tym pracuje. Bo nie walczy się z chorobą tylko pracuje nad sobą. Bóg nie uzdrawia tylko pomaga, stawia na naszej drodze osoby, które są nam w stanie pomóc, podrzuca ciekawe książki itd. Kiedyś zastąpiłam drogę chłopakowi, który chciał wejść na jezdnię, a nie widział nadjeżdżającego samochodu. Musiałam go uratować. Być może Bóg – czyli siła wyższa, kazała mi tak postąpić, żeby uratować go przed kalectwem lub śmiercią. Nie da się z Bogiem iść na kawę, to trywializowanie tej siły. Z Bogiem lepiej być w dobrych relacjach. Jest taki dowcip: człowiek mówi do Boga, dlaczego tak mnie karzesz, mam takie ciężkie życie? A Bóg na to: bo cię nie lubię.


A wahadła nadal bujają. Nie ma szacunku dla rodziny, wiwisekcja trwa. Media wyciągają wszystkie intymne informacje z najdalszej przeszłości. Znajdują się niby-przyjaciele, którzy wcześniej nic nie zrobili, a teraz udzielają wywiadów. Oni widzieli to co ona im chciała pokazać, to tacy powierzchowni znajomi. Przechwalają się kto z nich pierwszy się dowiedział o chorobie. Lekarze mówią teraz, że był to rak łagodny, więc powinna przeżyć. Czy lekarze mogą ujawniać tajemnicę po śmierci? Gdzie poszła etyka. Każdy jest teraz najmądrzejszy, a kobiety nie ma.


Trudno powiedzieć komuś co ma robić, zwłaszcza jak jest sławny i bogaty. Raczej nie zrozumie. I będzie się okłamywał, że przecież jemu nic nie będzie, bo jest wyjątkowy. Wielu już zgubiła pycha, czy brak pokory. Choroby nie biorą się z powietrza. Muszą najpierw zaistnieć w naszych myślach. Problem jest w naszych przekonaniach i to dostajemy. Trzeba je traktować poważnie, a nie robić sobie jaj jak np. Morrissey (wokalista The Smiths). Poklepywanie też nie pomaga.


Dzisiaj dostałam skierowanie do rehabilitanta. Każdy powtarza, że będzie dobrze, ale, żeby było dobrze szybko, to trzeba nad tym pracować. Powiedziano mi, że się nie dostanę, bo wszystkie miejsca do końca roku są zajęte. Ale ja mam inne przekonania. Skoro moja ręka jest niesprawna to potrzebuję wskazówek jak mam ćwiczyć. Dla mnie miejsce będzie. Zadzwoniłam i miejsce się znalazło. Bo ja byłam pewna, że tak będzie. Nie mam problemu z wewnętrzną pewnością i nikt nie jest w stanie mnie z tej pewności wytrącić. A mój ojciec dał sobie wyciąć nerkę, potem prostatę, ale nie da sobie założyć gipsu, bo się boi. Gdy coś się dzieje, to robi okłady i bandażuje. Czy to nie zabawne, przeżył dwa raki, a boi się gipsu ;) Chyba mnie i moją siostrę podziwia ;)