27/05/2019

Sen z opalaniem

To najkrótszy sen jaki miałam. Wydarzył się dzisiaj miedzy 6 a 8 rano.
Miałam nic nie pisać, ale przecież coś mi się śniło.


Ktoś mnie odwiedził w domu. Jakimś domu, nie moim. Spojrzałam na siebie w ogromnym lustrze, które wisiało na ścianie. Byłam pięknie opalona. Zdziwił mnie ten widok, bo nie przypominam sobie, żebym się gdzieś opalała. Ta osoba też to zauważyła i mnie komplementowała.
Koniec snu.

Dziwaczny ten sen.  niczym. A jednak ludziom śni się opalanie, bo takie hasło tam występuje. Wszystko będzie OK.
I dobrze.
W weekend byłam w lesie.
Drzewa usilnie powiększają się w widoczny sposób.

Niezapominajki rosną gdzie popadnie.

Weekend był ciepły i pachnący. Przywiozłam pełno szyszek, patyczków, kory. Powrót do cuchnącego miasta wywołał tęsknotę za relaksem na łonie przyrody. Trzeba się poopalać. 😎





21/05/2019

Konwalie

Dzień bez dobrego uczynku jest dniem straconym. Dla mnie. Gdy zobaczyłam staruszkę sprzedającą konwalie to poczułam, że muszę je kupić.


Kupiłam dwa pęczki, razem 8 zł. Nie majątek, a dla kobiety zarobek. Znajomi byliby zdziwieni, że kupiłam cięte kwiaty. Przecież kwiaty bez korzeni żyją w agonii, często sztucznie podtrzymywanej. Czuję fizycznie ich cierpienie. Moje konwalie też wydzielają ten specyficzny zapach śmierci, ale wieczorem ich zapach unosi się w pokoju. Kiedyś częściej kupowałam byle co u ulicznych sprzedawców, zwłaszcza wyglądających na biednych. Teraz mam dość śmieci i nie kupuję nic niepotrzebnego. Sklepy są pełne kolorowych śmieci, czyli rzeczy nikomu niepotrzebnych.
Mamy przymus kupowania zbędnych rzeczy. Ulegamy reklamom wmawiającym nam, że musimy coś mieć, musimy gdzieś być, musimy pójść gdzieś, choć tak naprawdę nie mamy na to ochoty.
Staram się teraz bardziej czuć rzeczy, które zamierzam kupić. Dzisiaj szukałam też prezentu. A właściwie nie szukałam jakiegoś prezentu tylko torby, która ma być podobna do mojej. Komuś się spodobała i też chce mieć taką. Tylko, że już takiej nie ma nigdzie. Więc szukałam podobnej. Sprzedawczyni usiłowała mi wcisnąć jakiś badziew, zupełnie niepodobny do mojej torebki, ale w promocji. I ten slogan: zaoszczędzę. Raczej stracę, gdy kupię coś zbędnego i zaraz wyrzucę.
To jak z kwiatami. Są takie, które kosztują majątek. Są dziełem człowieka, który krzyżuje różne odmiany, aż stworzy coś niepowtarzalnego. Ale to zawsze są rośliny. Po co płacić za coś co przetrwa kilka dni.
Konwalie kwitną tylko w maju, więc są wyjątkowe. Wyjątkowo też są trujące, łącznie z trującą wodą, w której są w wazoniku. A jednak produkuje się z nich wyroby medyczne, które pomagają np. na nadciśnienie. Lepiej jednak samemu uważać. Kiedyś konwalie rosły tylko w lasach. To oczywiste, bo lubią półcień, który jest pod wysokimi drzewami. Teraz można konwalie zasadzić sobie w ogrodzie, jak się go ma. Ja nie mam, więc chyba tęsknota za lasem kazała mi kupić te drobniutkie kwiatki. Podobno są też konwalie w doniczkach, ale nie spotkałam. Czy warto pielęgnować roślinki, które są kapryśne i kwitną tylko w jednym miesiącu?
Za to w doniczce mam sosnę. Rok temu pisałam, że kupiłam lawendę z nasionkiem gratis.


Nie dbałam o sosenkę, tylko o lawendę. Obie w jednej doniczce. Gdy  lawenda przekwitła, to poprzycinałam końcówki i zostawiłam doniczkę na balkonie. Podobno lawenda nie jest rośliną jednoroczną to na wiosnę zaczęłam podlewać. Podlewałam też skrzynki z zeszłoroczną ziemią i mam bratki. Lawenda wypuściła nowe listki, a sosenka przetrwała i rośnie. Ciekawe jak duża urośnie w małej doniczce. Może pojadę do lasu i tam ją zasadzę w jakimś tajemnym miejscu. 
Ciągnie człowieka do natury w betonowanym mieście bez drzew.





18/05/2019

Lekkość dobro bytu

Lepiej być wesołym niż smutnym. 
Dlatego prezentuję obrazki ku pokrzepieniu serc. Artystka uważa, że szczęście nie zależy od wyglądu człowieka. Natomiast fit guru wręcz przeciwnie, namawiają do katowania swego ciała w imię zdrowia, cokolwiek to znaczy.
Zwróciłam uwagę na te obrazki, bo są zabawne. Autorka jest Sarah-Jane Szikora, artystka z UK, żyjąca. Stworzyła ona świat szczęśliwych i zabawnych kobiet, które odżywiają się ciastkami, tortami, lizakami, babeczkami i wszystkimi słodyczami świata. One cieszą się życiem, nie zważając na swój wygląd. Czy one się tak postrzegają czy widz?
To pierwszy obrazek, który zwrócił moją uwagę.


Zabawnie przedstawiona rodzinka. Rodowód. Piękne.


Trzeba dbać o jedzonko ;) 


Szczęśliwa kobieta leży i pachnie w piankach.


Szczęśliwa osoba nie pasuje do ram, które narzucają inne kobiety.


Jestem lekka jak piórko, aż się unoszę.


 Panowie mają własne zdanie. Widzą sercem, gdy oczy zakryte albo jest ciemno ;)


Trzeba się postarać, żeby dobrze wyglądać w słodkich sukienkach.


Dla szczęśliwej kobiety wszystko jest możliwe.


Czy na pewno te kobiety są grube? Przecież głowy mają normalne, ale malutkie w stosunku do reszty ciała. Może postrzegają siebie jako tęgie, a rzeczywistość jest inna. Artystka sama miała problemy z odżywianiem i ten temat jest jej bliski. Ma już swój własny styl. Nikogo nie kopiuje, jest oryginalna i interesująca.

Jestem przekonana, że każdemu te obrazki poprawią nastrój. Nie słuchaj, gdy ktoś ci mówi, jak masz wyglądać. Nie miej kompleksów.

Obejrzyj więcej obrazków na stronie artystki i opowiedz własną historię.


Jest też na FB, ale mnie tam nie ma ;)))
 
Lubię obrazki. Artyści mają tę łatwość, że nie muszą dużo gadać, wszystko wiadomo. Każdy ma własną interpretację i mózg się rozwija gdy zajęty jest myśleniem.

Muszę się zastanowić, który obrazek powiesiłabym w kuchni ;)

Na dobry weekend. 

Uśmiechnij się 💋


13/05/2019

Ręce do góry

Każda matka wie, że gdy dziecko się zakrztusi to najlepszym rozwiązaniem jest, żeby podniosło ręce do góry. Klatka piersiowa się rozszerza i jest łatwiej oddychać. W mojej rodzinie po jednym razie każde dziecko w razie potrzeby samo podnosiło ręce i kaszel przechodził.
O unoszeniu rąk pisałam już przy okazji ćwiczeń mojego taty w poście gimnastyka-po-raku
On ciągle ćwiczy rano, nieustannie. Jest ciągle sprawny i samodzielny.
Ja często podnoszę ręce w wolnej chwili i wkręcam żarówki raz w jedną, raz w drugą stronę. Nad palcami pojawia się dziwne uczucie, jakbym dotykała jakiejś niewidocznej bańki.


Dlaczego powinniśmy podnosić ręce do góry i sięgać nieba?
Bo to korzystne dla zdrowia. Gdy unosimy ramiona to przewód pokarmowy się rozciąga, pokarm nie zalega w żołądku. Rozciąga się kręgosłup, który staje się bardziej elastyczny. Znam kilka osób, które nie są w stanie już podnieść rąk, bo mają sztywne stawy i przykurcze.
Z wiekiem wszystkie wewnętrzne organy opadają wskutek grawitacji. Ciało nie ćwiczone osłabia się, powięzi puszczają i są wiotkie. Serce leży, brzuch staje się obwisły. Gdy masz zaparcia to skutecznym lekarstwem będzie wypicie szklanki wody i uniesienie rąk, na kilka minut. Można chodzić lub tańczyć z uniesionymi rękami.
Takie podnoszenie ramion jest nudne. Ludzie są kreatywni i 41 lat temu wymyślono taniec kaoshiki.


6 września 1978 r. Shrii Shrii Anandamurti przedstawił ten jogiczny taniec, który jest korzystny dla ciała, umysłu i ducha. Joga jest nudna, ale ten taniec to komplet ćwiczeń, które są łatwe, a pracuje całe ciało. Ćwiczyłam chyba z 5 lat temu i zapomniałam. Teraz znowu ćwiczę ok. 50 cykli, co zajmuje mi ok. 10 minut. Lubię ten rytm, bo łatwiej jest wykonywać ruchy. Można też śpiewać mantrę Baba Nam Kevalam, jak ktoś lubi.
Każdy ruch został przemyślany. Unoszenie rąk do nieba, podnoszenie głowy do słońca powoduje, że się uśmiechamy, mamy dobry humor i uczucie radości i wolności. Depresja znika. Dłonie złączone oznaczają koncentrację umysłu na jednym punkcie reprezentującym boskość. Ma to swoje źródło w asanie drzewo i to właśnie symbolizuje, pochylamy się jak drzewo na wietrze.
Ruchy stóp poprawiają koordynację i bystrość umysłu. Ruchy ramion po bokach oraz w przód i w tył, otwierają główne meridiany ciała i poprawiają krążenie krwi. Wygięcie do tyłu otwiera serce i symbolizuje zdolność pokonywania przeszkód w życiu.

Przez 41 lat sprawdzono efekty zdrowotne u osób tańczących kaoshiki.
Wyżej już część wymieniłam. Dodam jeszcze, że ten taniec zwiększa żywotność, wyostrza umysł, leczy bezsenność, ataki paniki, strach, rozpacz, a także przepuklinę, choroby wątroby, jelit, usuwa zapalenie stawów, szyi, bioder i nadgarstków, otyłość, leczy nerki, drogi żółciowe, znikają bóle pleców. Wszystkie narządy wewnętrzne lepiej pracują. Kaoshiki jest bezpieczne. Likwiduje skutki grawitacji i nie potrzeba zwisać głową w dół, co ma wiele przeciwwskazań zdrowotnych. Całe ciało wibruje, wszystko się normuje i odmładza.

Łatwo jest ćwiczyć kaoshiki. Robi się to w dowolnym miejscu, w dowolnym ubraniu. Nie potrzeba żadnych przyborów do ćwiczeń czy maty. Nikomu nie musisz płacić. Tańczysz i stajesz się szczęśliwy i zdrowy. Nie nudzisz się. Nie musisz na początku poprawnie wykonywać tych ruchów, bo każdy ma własne ograniczenia. Jak na tym filmie, każdy ćwiczy jak potrafi. Nawet panowie. Ubaw po pachy :)
Na YT jest wiele filmów instruktażowych.
Polecam spróbować. 👍

09/05/2019

Wolność chlebowa

W ostatni dzień przed majowym weekendem spotkałam sąsiada. Powiedział, że o godz. 13 nie było już chleba w piekarni. To niebywałe, bo przecież chleb jest zawsze, o każdej godzinie. Musiał iść do jakiegoś marketu po pieczywo mrożone, które jak wiadomo nie przetrwa 2 dni. Czyżby ludzie aż tak dużo kupili tego chleba, że zniknął? Nie będę mu mówiła, żeby sobie upiekł, bo on nie widzi takiej potrzeby. Ludzie wola narzekać i utyskiwać niż rozwiązywać problemy.
Pozwoliłam innemu człowiekowi być innym i nie pomagam nieproszona. I tak ma być. Wystarczy tylko robić co należy i nie krzywdzić ludzi. To nie znaczy „róbta co chceta”, bo to złe. Ludzkość zginie jeśli będzie tolerowała przemoc. Modne stało się dowalanie każdemu kto myśli inaczej. A wystarczy nie reagować. Jak z tym marszem równości, który niedawno obserwowałam. Akurat tam gdzie stałam nikogo nie było. Brak było energii. Śmieszna nazwa takich marszów. Czy oni chcą żeby walec wyrównał wszystkich ludzi na ich obraz? O jaką to równość chodzi.? Niech sobie maszerują i się obnażają, ale bez widowni. Omijać wahadła, nie karmić.
Niestety zwykły człowiek niewiele może zrobić, ale może nie szkodzić i zawsze pomagać. Jakiś czas temu uruchomiłam skrypt – ujawnienie wszystkich pedofili na ziemi. I to się dzieje. Powoli. Nie można żądać dla nich kary, bo oni są upośledzeni, mają jakieś ubytki w mózgu. Ich nie boli krzywda drugiego człowieka, nie odczuwają wyrzutów sumienia, nie mają pokory, uważają, że wszystko ujdzie im na sucho. Uważam, że jak wszystko wyjdzie na jaw, to część ludzi się od nich odsunie, na ich cierpienie nie ma co liczyć. Nie ma karmy, ale ich dzieci i wnuki będą za to płacić. Skrzywdzenie seksualne dziecka powoduje, że ma złamane życie, krzywda jest dożywotnia, nie jest łatwo się z tego otrząsnąć. Tym bardziej patrząc, że inni ludzie zawsze stają po stronie oprawców, a nie ofiar. Bo oprawcy są mili, uprzejmi, elokwentni i mają zawsze wytłumaczenie.
Każdy człowiek na ziemi może coś zrobić. Wystarczy, że sobie pomyśli o ujawnieniu oprawców. Myśl ma moc, tworzą się myślokształty i działają.
I pozwalam sobie być sobą. Nie muszę się nikomu przypodobać. Nie muszę udawać, że lubię to co inni, że myślę tak jak inni. Lata praktyki.
Gdy sobie wymyśliłam cel – żyć 120 lat, to świat zaczął mi się kłaniać i podsuwać mi wszystko, żebym ten cel zrealizowała. Zaczęło się od kosmetyków. Część odstawiłam, zmniejszyłam ich ilość używam niewiele. Przerażają mnie blogerki, które co miesiąc denkują tonę kosmetyków. Po co. Przez skórę ta cała chemia dostaje się do organizmu i powoli go zatruwa. Przestały mnie wzruszać choroby. Każdy jest kowalem własnego losu. Ma to na co zapracował.
Dlatego też przestałam jeść sklepowy chleb. Nie jem tego co mi szkodzi. Od 1 listopada nie byłam w piekarni i nie kupiłam chleba. Na tłusty czwartek kupiłam pączki i mam dość na rok.
Ostatnio mówiłam o tym koleżance. Jej córka też piecze chleb, ale sporadycznie. Zapytała mnie skąd wzięłam zakwas? Zakwas to woda z mąką i czas. Po 7 dniach zakwas jest gotowy. Sama uległam stereotypowi, że pieczenie chleba jest trudne. W sieci jest pełno złych przepisów.
Dlatego dostałam maszynę do chleba, żeby samo się robiło. Chleb w smaku zawsze był dobry. Czasem nie wyrastał, czasem był suchy, a przepisy coraz gorsze, żeby zniechęcić. I z mąki pszennej chlebowej typ 750 nie powinno się piec chleba.
Ostatnio piekę chleb pszenno-żytni na zakwasie. Pasuje do wszystkiego i zawsze jest dobry.


Przepis jest łatwy
1,5 szklanki mąki żytniej typ 720
1,5 szklanki mąki pszennej typ 550 (to b.ważne)
1 szklanka zakwasu żytniego (nie mam innego), nieraz daję niepełną.
1 łyżkę miodu (kiedyś dawałam cukier i nie ma różnicy)
1 płaska łyżka soli albo czubata łyżeczka, w zależności jaką mam pod ręką.
2 łyżki ziaren siemienia lnianego
3 łyżki uprażonego słonecznika (czasem zamieniam i daję 3 siemienia i 2 słonecznika)
woda ciepła – mam naszykowane ok. 400-500 ml. Zawsze zostaje. Powinno się dać 300 ml, ale nieraz to za mało, żeby ciasto dobrze wymieszać. Może zakwas jest za gęsty.

W niektórych przepisach mówi się – dowolne ulubione ziarna. Owszem, ale wtedy trzeba zwiększać wodę, bo ziarna inaczej ją chłoną. Ja lubię siemię i mi ten przepis pasuje. Większa ilość mąki spowoduje, że chlebek jeszcze bardziej wyrośnie.

Nie robię już zaczynu. Szkoda czasu. Wszystko mieszam łyżką w misce i wlewam do keksówki 31 cm. Zawsze używam papieru do pieczenia, bo ciasto wyrasta ponad rant i się wylewa. Wstawiam keksówkę do dużej foliówki (od ubrania) i szczelnie zamykam spinaczami. Gdy przykrywałam ściereczką to raz mi wyschło i musiałam zdjąć 1 ściemniałą warstwę. Reklamówki są za małe i przy wyjmowaniu zabierają trochę ciasta. Nie sypię niczym na wierzch.


Piekę 10 minut w 230 st, 10 minut w 200 st. i 30 minut w 180 st. Razem 50 minut. Nie otwieram piekarnika, choć tył mi trochę przypieka. Potem wyjmuję, od razu zdejmuję papier i chlebek stygnie, długo, 3 godziny to minimum.


Potem trzymam chlebek w ręczniku lnianym i w folii. W chlebaku zawsze pojawiała się woda, a potem pleśń, a może to od drożdżowych chlebów.

Niedawno dostałam telefon o przyjeździe gościa. Miałam do wyboru iść do sklepu i kupić chleb dla niego, albo upiec. Wyjęłam zakwas z lodówki. Po 2 godzinach jeszcze był zimny, ale go dokarmiłam. Po 5 godzinach (miało być po 12) zrobiłam ciasto i wlałam do keksówki. Odczekałam 6 godzin i wstawiłam do piekarnika. Na rano chleb był gotowy.
Wiedziałam, że wyjdzie, choć podobno nie powinien. Zakwas w lodówce był 2 tygodnie, bo akurat był post i jedliśmy mało i co innego. A podobno trzyma się tylko tydzień. Zakwas wystarczyło obudzić i dokarmić. I być dobrej myśli. Jakby zakwas wiedział, że ma być dobrze.

Jako dzieci stałyśmy z koleżankami ok. 2 godzin pod piekarnią, żeby kupić chleb na święta. Wtedy jadło się dużo chleba i nikt nie myślał o jego domowym pieczeniu. Od tego byli piekarze. A i chlebek był dobry i długo świeży. Wszystko się zjadało i nikt go nie mroził w lodówce. Teraz ze względów zdrowotnych lepiej upiec samemu. Bo zdrowie jest najważniejsze. I człowiek jest wolny.



07/05/2019

Pozwól innym być innymi

Dedykuję rodzinie

Przed majowym długim weekendem zadzwoniła przyjaciółka z problemem. Jej 29 letnia córka powiadomiła ją, że chce wyjechać za granicę odpocząć, na kilka dni. Moja przyjaciółka nie chciała jej puścić, ze względów zdrowotnych, a właściwie ze strachu. Łatwo sobie wyobrazić różne przeszkody, trudności, złe rzeczy, które mogłyby się wydarzyć. Dziewczyna mieszka z chłopakiem, ma swoje życie, a matka ją ciągle kontroluje.
Rodzice, a zwłaszcza matki mają skłonności do kontrolowania dorosłych dzieci. Moja przyjaciółka zdaje sobie z tego sprawę i dlatego zadzwoniła. Nie chciała, żeby ją uspokoić, ale z pytaniem jak córce przemówić do rozsądku, żeby nie jechała.
Ja jej poradziłam, żeby jej pozwoliła, bo to jej życie. Jak ma się coś stać to może się stać we własnym domu. Rodzice są mądrzejsi, mają własne doświadczenia, mają gotowy scenariusz na życie dziecka. Dzieci nie są własnością rodziców. Powinni je chronić, uczyć pewnych zachowań i dać wolność.
Jeśli ktoś robi coś po swojemu to nie pouczaj go, bo nie znasz wszystkich wariantów jego drogi życia. Nie kontroluj – obserwuj. Nie da się przewidzieć wszystkiego, nie da się żyć za kogoś, nie uchroni się dziecka przed niepowodzeniami. Nie wiosłuj pod prąd, bo tracisz energię, a problemów i przeszkód przybywa.
Relację matka – dziecko już przerobiłam. Gdy syn chodził na dyskoteki zwykle ok. 2 w nocy budziłam się i wysyłałam sms kiedy wraca. I tak do rana. Nie mogłam spać, bo nie widziałam co się dzieje. I syn powiedział mi, że „nie przeżyję życia za niego”. I to prawda. Nic nie mogłabym zrobić będąc daleko, a sama się nakręcałam. Odpuściłam. Ale powiedziałam, że jak przyjdzie mu do głowy zrobić coś złego, to niech wie, że ja stoję obok i patrzę. Wiadomo jak jest po alkoholu. Bardzo chciałam, żeby wyrósł na dobrego człowieka. Od tamtego czasu mogę spać spokojnie. Nic się nie stało. Pozwól dziecku być kim chce, niech popełnia własne błędy. Niech nie robi nikomu krzywdy.

Jeśli jesteś rodzicem to daj dziecku wolność, ale obserwuj. Jesteś mądrzejszy więc możesz chronić dziecko, ale żeby tego nie wiedziało. To co się dzieje w domu ma duży wpływ na późniejsze życie małego człowieka. Macie więzy rodzinne, więc wspieraj dzieci. Rodzina jest jak korzenie, nie podcinaj ich. Bo wtedy życie będzie skomplikowane. Gdy będziesz szukał pomocy to zwróć się do rodziny. Ja wiem, że są trudne relacje, ale potraktuj rodziców jako nauczycieli. Oni nie chcą być wścibscy, ale taką mają rolę. Im się wydaje, że robią dobrze. Ale przecież dziecko nie musi iść drogą ojca lub matki. Ma się uczyć na ich błędach i na swoich. I wzrastać.

Do tej pory gdy mogę to wspieram każdego członka rodziny, zwłaszcza jak wybierają się w podróż.


Wyobrażam sobie drogę bez przeszkód, słoneczną, bezpieczną. Bo mogę. W jakiś sposób chronię ich myślami. Ustawiam taki obrazek i zajmuję się zwykłymi sprawami. A potem niespodzianka – serdecznie się witamy ;) Nikt o tym nie wie. Chronię całą moją rodzinę, bo ją mam i doceniam. Jest łatwiej żyć. Zdalną ochronę opanowałam do perfekcji.
Jeśli jesteś dzieckiem nadmiernie chronionym to powiedz rodzicom to co mój syn powiedział do mnie. Jeśli jesteś rodzicem to powiedz dziecku, że się martwisz, nie kontroluj, nie wtrącaj się, nie krytykuj. Trzeba sobie pewne rzeczy wyjaśnić, żeby móc ze sobą rozmawiać przez lata. Buduje się w ten sposób zaufanie. Połowę mojego życia walczyłam z rodzicami. Przeszło mi jak sama zostałam rodzicem. Ale pewne sprawy wolę rozwiązywać z przyjaciółkami, bo rodzice chcieliby za mnie wszystko załatwić. Nie pozwalają mi być innym człowiekiem. Dla nich ciągle jestem dzieckiem.
Obejrzałam niedawno 2 sezony serialu Timeless – Poza czasem. Tam bohaterowie skaczą do jakiegoś czasu w przeszłości. Nigdy nie wiedzą czy czegoś przypadkiem nie zmienili i wrócili do swojej linii czasu. W jednym odcinku gdy bohaterka wróciła to w jej świecie zniknęła jej siostra. Tylko ona ją pamiętała. Robiła potem wszystko, żeby jej siostra znowu się pojawiła. Więzy rodzinne są silne.
Wieszamy się na drugim człowieku, uważamy go za swoją własność. Powinniśmy być tylko towarzyszami na drodze życia. Nie cierpieć gdy ktoś znika, umiera. Życie to iluzja.
Inspiracją do tego wpisu był też wspomniany poprzednio Arthur Conan Doyle.

Arthur Ignatius Conan Doyle ur. się 22.05.1859 = 32 = 5 (5/6/7/8)

Ojciec (22) był alkoholikiem, narkomanem i znęcał się nad rodziną. Dziecko nie miało poczucia bezpieczeństwa. Ojciec wzbudzał lęk więc dziecko budowało swój własny świat.
22 to dwa księżyce – dziecko ciągle się czegoś boi.

Matka (5) inteligentna manipulantka, pracowała, żeby zapewnić rodzinie byt. Dużo czytała dzieciom.
32 – talent pisarski
5 – (Merkury) kocha wolność i niezależność, trudny do wychowywania jako dziecko, ma wyobraźnię. Miał trzy Piątki w dacie. Piątka to też nagłe zmiany. W jego życiu były to zmiany nagłe i bolesne.

Arthur od problemów w domu uciekał w świat wyobraźni i pisał. Równocześnie skończył medycynę, potem był okulistą, ale ciągle pisał, bo miał mało pacjentów. 22 zawsze ma jakiś talent, ale boi się go realizować. Dlatego został lekarzem, na wszelki wypadek. Miał dużą potrzebę założenia domu. Był żonaty 2 razy, miał 5 dzieci. Zanim zmarła pierwsza żona, zdradzał ją z przyszłą żoną numer 2.
22 ostrzega przed siłami tajemnymi, hipnozą, taka osoba ma wgląd w życie innych, ale nie w swoje. A on interesował się seansami spirytystycznymi. Napisał nawet książkę i przetłumaczył inną na ten sam temat.
22 pojawia się też w jego duszy w nazwisku, którego używał i tak się podpisywał Arthur Conan Doyle = 5/5/1/22.
To drugie ostrzeżenie. Miał moc, siłę wewnętrzną, lecz nie wykorzystał jej w dobrym celu.
Był przywiązany do rodziny. Wielka Wojna zabrała mu syna Kingsleya, siostrzeńca, brata i szwagra. Sam nie był w wojsku, bo miał nadwagę. Wpadł w depresję i zwrócił się w stronę paranauki i seansów. Szukał odpowiedzi. Skąd ja to znam ;)
Przez te seanse stracił przyjaźń Houdiniego – pogromcy oszustów. Wiadomo, że gdy się wzywa kogoś zmarłego to on nie przyjdzie, nigdy. Zawsze znajdą się kreatywni ludzie, którzy dla pieniędzy wykorzystają ludzką słabość. Po latach okazało się, że wszystko w co wierzył było oszustwem. Nie ma przecież jasnowidzów, są tylko dobrze poinformowani. Nikt nie zna twojej przyszłości, bo tworzysz ją ty sam, swoimi wyborami. Magia nie istnieje. A ludzie ciągle się na to nabierają.
Stworzył postać Sherlocka Holmesa, ale z czasem miał go dość. Piątki często się nudzą, potrzebują nowych wyzwań i zainteresowań. Często robią kilka rzeczy naraz. Gdy go uśmiercił to pod wpływem czytelników musiał go przywrócić do życia. Ludzie w każdym czasie są dziwni, hejtują i wymuszają co chcą. W serialach też często wracają z zaświatów ulubieńcy tłumów. To działanie 22 – niepewność własnych wyborów, pod naciskiem podjął decyzję dla kasy (8).
Spełnił się zawodowo, napisał 60 książek. A w duszy smutek. Z synem nie pogadał.
Zmarł też przez seanse, bo jechał do Holandii w tym celu i dostał zawału. Miał 71 lat.


01/05/2019

Harry Houdini - 11

Jak potoczy się życie człowieka, który wierzy w siebie i powtarza, że jest wielki?
Nie będę pisała o Hitlerze, choć on całymi dniami powtarzał swoje przemówienia, żeby wypaść jak najlepiej i żeby ludzie go słuchali. Trening czyni mistrza.
Mistrzem był najbardziej znany iluzjonista świata Harry Houdini. A właściwie Wielki Harry Houdini, bo tak zwykł przedstawiać siebie. Mówienie i myślenie o sobie dobrze zawsze przynosi sukcesy.

Wielki iluzjonista urodził się w Budapeszcie jako Erik Weisz - 24.03.1874 = 11/8/7/1
I wszystko jasne.

To typowa Jedenastka – charyzmatyczna, ogromna energia 2 słońc. Ma silny charakter i dużą potrzebę sukcesu. Ma wysokie mniemanie o sobie i potrzebuje sukcesu. Próbuje w młodości wszystkiego, żeby potem odkryć swoje powołanie. A wtedy osiągnie szczyt marzeń.
Misja życiowa (8) to panowanie nad ludźmi – na scenie. Swoją osobowością (7) hipnotyzował innych, a w duszy (1) był pionierem, musiał być pierwszy i najlepszy w czymś
W 1878 cała rodzina wyruszyła do Ameryki i wszyscy zmienili imiona i nazwiska. Ojciec był rabinem, potem uzyskali obywatelstwo i zmienili nazwiska.
Teraz Erik nazywał się Ehrich Weiss (11/9/8/1).
Mówiono na niego Erie lub Harry, bo tak łatwiej było wymawiać to nowe imię.
A potem, gdy już wiedział, że będzie zajmował się iluzją, sztuczkami magicznymi i będzie występował na scenie, zmienił nazwisko na Harry Houdini – 11/6/5/1
Zainspirował go francuski iluzjonista, uważany za pierwszego nowożytnego artystę iluzji Jean Eugene Robert-Houdin – 7.12.1805 = 6/2/3/8.
Swoją drogą te zmiany nazwiska są spójne i nie zmieniały jego osobowości.
W tamtych czasach ludzie wykonywali różne profesje, żeby się utrzymać. To mądre, bo nie wiadomo co się kiedy przyda.
Harry wykonywał prace ślusarza, zamki nie były dla niego tajemnicą, umiał otworzyć każdy. I potem z tej umiejętności zrobił swój znak rozpoznawczy. Uwalniał się z kajdanek, z łańcuchów, z więzienia, z kaftana bezpieczeństwa, pogrzebany żywcem, z pojemnika wypełnionego wodą. itp. Stał się międzynarodową sensacją, bo umiał uwolnić się z każdej sytuacji. Ludziom się to podobało.
Gdy już podążał właściwą drogą odnosił same sukcesy.
Występował w USA i w Europie. Poznawał wielu znanych ludzi tamtych czasów. Założył dwie firmy, ale nie odniósł sukcesów finansowych. Zarabiał świetnie na iluzji. Miał też znanego menedżera, zdobył sławę i pieniądze. W 1909 r. kupił samolot i stał się pierwszą osobą, która w 1910 r. odbyła udany lot nad ziemią Australii. Napisał kilka książek. W 1916 r. założył organizację magów. Ujawnił, że używał różnych wytrychów, sznurówek do wyswobodzenia się, nabierał dużo powietrza w płuca, żeby łańcuchy były naprężone i by łatwiej się oswobodzić. Zagrał w kilku filmach, wyprodukował też film o swoich ucieczkach. Nie przyznawał się do węgierskich korzeni.

Miał silną potrzebę założenia rodziny. Gdy spotkał Bess, od razu się zakochał, a po 3 tygodniach się pobrali. On miał 20, ona 18 lat. On żyd, ona katoliczka.
Był 22.06.1894 r. Jego życie nabrało tempa. Ona go inspirowała i dawała mu wolność w realizacji pasji.

Wilhelmina Beatrice Rahner urodziła się 23.01.1876 r. = 1/8/3/5


Urodziła się w Nowym Jorku w rodzinie niemieckich imigrantów. Jako typowa Jedynka z Piątką w duszy interesowała się wieloma rzeczami – opiekowała się menażerią domowych zwierząt, zbierała lalki, szyła kostiumy na występy. Nie mogła mieć dzieci. Po śmierci męża otworzyła herbaciarnię, potem występowała w wodewilu. Dbała o pamięć męża.
Bess Houdini (1/8/3/5) występowała razem z mężem na scenie jako jego asystentka. Razem w pracy, razem w życiu. U niej zmiana nazwiska też nie wpłynęła na osobowość.


Zmarła na atak serca w wieku 67 lat. Nie pochowano jej razem ze zmarłym mężem. Ona katoliczka, a on żyd – przeszkoda nie do pokonania. Nie wystarczy zmienić nazwisko.

Po śmierci ukochanej matki w 1913 r. Houdini zaczął demaskować spirytyzm. Ujawniał oszustwa i przez to był znienawidzony przez to środowisko. Pasjonat seansów spirytystycznych, Arthur Conan Doyle (ten od Sherlocka Holmesa) przestał być jego przyjacielem. Uważał, że Houdini miał kontakt z zaświatami, bo jego sztuczki były niewykonalne. Houdini go wyśmiał. Każda Jedenastka ma w sobie coś nieuchwytnego, ma sny, intuicję, pewnie zmierza do celu, jak go odkryje. To silna osobowość. Liczba osobowości urodzeniowej - 7 - robi wrażenie na innych, że wie więcej niż inni.

Houdini zmarł 31.10.1926 w Detroit na zapalenie wyrostka robaczkowego. Wykonując taki zawód był wytrzymały na ból. Zlekceważył go, doszło do zapalenia otrzewnej i w wieku 52 lat zmarł w Halloween.
Houdini umówił się z żoną, że gdy umrze i będzie chciała się z nim skontaktować to wypowie hasło. A Bess przez 10 lat chodziła na seanse spirytystyczne i nigdy „duch” jej męża się nie odezwał. Ogłosiła to oficjalnie. Oszuści zawsze żerują na niewiedzy, bólu po stracie bliskiej osoby. Tak jest do dziś.
Wielki Harry Houdini był wyjątkowym iluzjonistą i dziś niektóre jego sztuczki nie są wykonywane.

Po jego śmierci wszystkie rekwizyty wykorzystał jego młodszy brat Theo.
Brat też był iluzjonistą. Urodził się jako Ferenc Dezso Weisz 4.03.1876 = 11/1/4/6.


Również miał charyzmę i wiele pomysłów na znakomite sztuczki.
Zmienił nazwisko na Theodore Hardeen – 11/1/4/6.
Często występował z bratem i podpowiedział mu, żeby uwalnianie się robić na oczach widzów, a nie za zasłoną jak robili wszyscy. Miał wiele pomysłów, które wykonywał on albo brat. Gdyby nie było brata to on byłby sławny.
Założył Gildię Magów i zasłużył się w propagowaniu sztuczek magicznych. Założył rodzinę i miał dzieci (6 w duszy).
Rekwizyty po Houdinim trafiały w ręce różnych magów. Większość jest teraz w rękach Davida Copperfielda. To Harry Houdini pierwszy sprawił zniknięcie słonia ;)
Theo zmarł w wieku 69 lat w wyniku komplikacji po prostej operacji. Jego wnuk George Hardeen prowadzi serial telewizyjny Houdini's Last Secrets.

Wielki Harry Houdini – mistrz ucieczek – mawiał, że nie odczuwa strachu, bo strach jest nieprawdziwy. Gdy uwalnia się z więzów nie odczuwa strachu tylko myśli o ucieczce, skupia się na zadaniu, a nie na baniu się. Wszyscy to znamy. Gdy spotyka nas coś złego to strach nas paraliżuje. Gdy zaczynamy działać paraliż mija i strach się ulatnia.

Dbaj o siebie.