28/01/2018

Pies i śmieci

Dzisiejszy poranek spędziłam rozmawiając z przyjaciółką przez telefon. 2 godziny minęły szybko. Świadomy człowiek wie, że coś jest nie tak gdy córka zaczyna chorować na choroby matki. Córka widzi, że to choroba dziedziczna, a matka widzi, że córka przejęła od niej jej zachowania, poglądy, przekonania i zachowanie. Konieczna jest rozmowa wyjaśniająca. Bez tego nie ma uzdrowienia. Obie strony muszą tego chcieć, a to jest trudne.


Niektórym takie ciężkie rozmowy zabierają energię i mówią o wampirach energetycznych. Na mnie odwrotnie. Czułam się po tym naładowana, i zadowolona. Bo ja staram się znaleźć jakieś rozwiązanie. Wiem, że każdy jest inny i nie każdy umie zmieniać swoje myśli jak ja. Uświadomiły mi to przyjaciółki. Gdy dzwoni ktoś z problemem to zawsze staram się znaleźć rozwiązanie. Wtedy moje neurony się zapalają i grzeją szukając nowych połączeń. Moja podświadomość przypomina sobie różne podobne przypadki, wszystko co kiedyś przeczytała i mi podsuwa właściwe słowa. Po takiej pracy mózgu obie strony są zadowolone. Moja przyjaciółka uspokaja się, widzi sprawy takimi jakie są, bez oceniania, a potem kończy rozmowę: dobrze że cię mam. A ja jestem naładowana energią i mogę góry przenosić. To nielogiczne. Przecież jedna strona powinna brać a druga dawać. U mnie jest zupełnie inaczej. Obie strony korzystają. Nie boję się wampirów.


Wyszłam z domu, ale najpierw poszłam wyrzucić śmieci. Kto pierwszy wychodzi z domu wyrzuca śmieci. Idąc do śmietnika zauważyłam 17 latka z innego bloku, który szedł z psem na smyczy i w ręku niósł wyschniętą jemiołę. Wszedł do śmietnika i zaraz wyszedł. Za nim ja i widzę, że on tę roślinkę nie wrzucił do puszki tylko rzucił ją na ziemię, na środku. Każdy kto będzie tam wchodził będzie ją deptał. Co za człowiek. Można powiedzieć, że usuwa śmieci ze swojego domu, a śmieci w śmietniku.


 


Potem widzę, że jego pies załatwia się na trawniku, a właściciel patrzy, a potem idzie dalej. Nie miał torebki na odchody, zostawił je na trawniku. Zaczęłam się zastanawiać czy ja go nienawidzę czy czuje do niego pogardę. Wszyscy żyjemy w mieście, więc powinniśmy dbać o otoczenie. Ale tak nie jest. Nic nie czułam. Jak umrze to nie będę płakać. Ludzie, którzy krzywdzą innych szybciej się zwijają.


Mój mózg jeszcze pracował na wysokich obrotach.


Ciekawe, że koleś niósł właśnie jemiołę, o której Steiner mówił, że to roślina opóźniona w rozwoju.


Na każdym etapie ewolucji są istoty, które zostają w tyle – nie przechodzą do następnej klasy. W jemiole żyją rośliny-minerały, które nie mogą rosnąć w glebie mineralnej, ponieważ przyzwyczaiły się do gleby roślinno-mineralnej.Niedorozwój przecież nie jest zaraźliwy i nie przechodzi na człowieka. Chyba.


Pies i śmieci uruchomiły wspomnienie z podstawówki. Gdy byłam bardzo mała napadł mnie pies. Nic się nie stało, ale strach pozostał. Bałam się psów. Gdy jakikolwiek podbiegał do mnie, to stawałam nieruchomo jak sparaliżowana, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Czekałam aż odejdzie.


Ze śmieciami w wiaderku trzeba było wychodzić. Gdy była moja kolej to najpierw wyglądałam przez okno, żeby sprawdzić czy nie biega jakiś pies. Potem szybko zbiegałam po schodach. Często zdarzało się, że nagle pojawiał się pies, więc się wycofywałam. I śmieci zaczęłam wyrzucać pod schody na poziomie piwnicy. Wszystko było OK, żaden pies mnie nie pożarł. Aż przyszła kiedyś dozorczyni i powiedziała, że ja wyrzucam śmieci pod schody. Na dowód przyniosła karteczkę z moim nazwiskiem i imieniem. To był czas, kiedy trenowałam swój podpis. Na myśl mi nie przyszło, że to może się kiedyś obrócić przeciw mnie. Nie dostałam lania. Gdy powiedziałam, że nie chce wyrzucać śmieci bo się boję psów, rodzice to zrozumieli. Uzgodniłam z siostrą, że to ona zawsze będzie wyrzucać śmieci, a ja będę zawsze obierać ziemniaki. Siostra była zadowolona, bo śmigała z wiaderkiem na dół i w górę, a ja w spokoju, choć dłużej obierałam ziemniaki.


Mimo spotkania rano podłego człowieka dzień był nad wyraz udany. W każdym sklepie spotykało mnie coś dobrego. A to uśmiechnięta młoda dziewczyna podała mi koszyk, zamiast odłożyć do stojaka. A to inna otworzyła mi drzwi i z uśmiechem dała mi wejść. Niby to zwykłe rzeczy, ale ja je doceniam, uśmiecham się, błogosławię tych ludzi.


Nie spodziewałam się, że koło południa dostanę jeszcze chleb. I znowu przyjemna niespodzianka. Ekspedientka wyciągnęła pół bochenka spod lady i pokroiła mi go. Klient za mną stwierdził, że ja ma chyba znajomości. Nie zamawiałam pieczywa, ale gdy robi się zakupy w tych samych sklepach to nawiązuje się nić. Jak w Hunie – nić aka. Ta nić jest najsilniejsza między członkami rodziny. Ale pojawia się też między osobami, które chociaż raz dotknęliśmy. Wtedy nasza nieświadomość może wysyłać sygnały co chcemy. Opłaca się tak postępować.


W tym tygodniu nie miałam ciekawych liczb na paragonach. Wczoraj to zauważyłam, zanim wszystkie wyrzuciłam. Jednak nie zawsze liczby mnie lubią. Za to dzisiaj kupowałam 2 kosmetyki i dostałam ciekawe liczby: kwotę zakupów i godzinę. I jeszcze rabat 5 zł, niespodziewany. Jednak liczby mnie lubią ;) Jak każdego. Gdyby każdy zwracał na to uwagę, to by trafiał jak ja co jakiś czas coś ciekawego. Wystarczy uważność.




Każdy dzień można podsumować. Jeden zły człowiek i kilkunastu dobrych. Zawsze tak jest.


Bo, jak śpiewał poeta Czesław Niemen – dobrych ludzi jest więcej.


 


 

26/01/2018

Planowanie

Żaden człowiek nie może żyć bez planu. Gdy wstaje rano musi wiedzieć kim jest i jakie ma obowiązki, jakie plany. Gdy tego nie ma to chyba nie żyje. Działanie trzyma nas przy życiu. Gdy nie masz nic do roboty to się połóż, patrz w sufit i użalaj się nad sobą. Nie masz świadomości swojej boskiej istoty, więc leżysz czy siedzisz i marnujesz czas.


Każdy ma spadek energii, u mnie trwa to najwyżej godzinę. Jest tyle fajnych rzeczy do zrobienia, a życie płynie w jedną stronę. Jak mogłabym sobie spojrzeć w oczy po drugiej stronie.


Ja planuję zwykle na tydzień naprzód. Zawodowo mam pewne terminy, których nie mogę nie dotrzymać. I to mam zapisane w kalendarzu na biurku. Wszystkie rzeczy mam rozpisane w kalendarzu, który noszę w torebce. Kiedyś miałam A4, ale ciężko było jeszcze coś zmieścić. Do dzisiaj powinnam być bardzo zajęta, a ja ze wszystkim uporałam się do wtorku. Mam dużo energii, bo nie zajmuje się bzdetami. Na piątek miałam zaplanowane sprawy zaległe. Ale postanowiłam zrobić je dzień wcześniej. Co masz zrobić jutro zrób dziś ;)



Najważniejsze to wysłać list, wymienić walutę i kupić kosmetyki, które zawsze wychodzą mi równocześnie.


Rano ustaliłam kolejność: poczta, kosmetyki, kantor, bazar. Pocztę mam najbliżej i to w końcu ważne.


Wyszłam z domu i akurat podjechał tramwaj. Jestem elastyczna, nie ma przypadków. Wsiadłam i pojechałam do kantoru. Od 3 miesięcy miałam zamiar wymienić walutę, bo jej ważność kończy się 28 lutego. Ale czekałam na korzystny kurs, czyli do 4,70. I dziś rano taka właśnie była cena, sprawdziłam w apce. Gdy sprzedałam walutę, okazało się, że cena wymiany była 4,72. Niespodzianka. I jeszcze się okazało, że dziś w sieci tych kantorów ostatni dzień skupowania tych nominałów. Ja to mam szczęście. Dostałam więcej niż się spodziewałam (choć to tylko 0,02, dziękuję:) i nie musiałam szukać innych kantorów.


Z kantoru miałam blisko na bazar. Ale po drodze była poczta. Najgorsza w całym mieście. Tam były najdłuższe kolejki i niemiła obsługa. Kto mieszkał w tym rejonie (jak ja dawno temu) to miał przerąbane. Miałam nie wchodzić, ale coś mnie pchnęło. Weszłam, a tam wszystko przerobione. Z ogromnej hali zostało małe pomieszczenie z 4 okienkami, oczywiście uniwersalnymi. Nie było numerków elektronicznych. Kolejek nie było. Podeszłam do jednego okienka, a do okienka obok poszedł starszy pan, który przyszedł za mną. Ja szybko zostałam załatwiona, bo miałam już naklejony znaczek. Gdy odchodziłam i zapinałam torebkę usłyszałam, że kasjerka mówi do tego starszego pana, żeby poszedł do koleżanki. On już wyjął z torebki foliowej wszystkie książeczki opłat, a ta mu każe iść obok. On najpierw nie dosłyszał. A tamta znowu: niech pan idzie do koleżanki obok. Zapytał: dlaczego. A kasjerka: bo ja muszę coś zrobić. Nawet nie powiedziała co będzie robić w godzinach pracy. Pan zebrał wszystko i poszedł do mojego okienka. Wyszłam. Jak można traktować ludzi jak śmiecie. Paniusi nie chciało się obsługiwać, więc przegoniła klienta. A więc nic się nie zmieniło przez kilkadziesiąt lat. Niby nowe miejsce, ale ludzie ci sami. Pomyślałam, że tylko kobiety mogą być takie podłe.


Poszłam na rynek. Dziwny dzień na zakupy warzyw. A jednak handlarze byli. Kupiła wszystko co zaplanowałam. Lubię kłaść bilon na duże, twarde i czarne od ziemi dłonie. Od razu widać, że to nie miastowi. Pan nigdy nie używał kremu, ani dobrego mydła. I nie będzie. Takim ludziom coraz ciężej zrozumieć ten świat. A żyć trzeba.


Dziwnym trafem 3 sprawy załatwiłam szybko i zupełnie nie tak jak zaplanowałam. Pojechałam z powrotem po kosmetyki. Za farbę do włosów zapłaciłam 7 zł taniej niż zwykła cena. Ja to mam szczęście. Potem przechodząc obok apteki pomyślałam, że zapytam o linie kosmetyków, które miałam zamówić przez internet. Młody farmaceuta zapytał co chcę. Powiedziałam, a on zagląda w komputer i mówi w której aptece są te kosmetyki. Dał mi nawet wykaz aptek i adresy na kartoniku. Szybko się przekonałam, że faceci lepiej obsługują niż stare kobiety, nie są podli. Nie zostawiłam u niego kasy, a jednak był uprzejmy i pomocny.


Apteka – drogeria była rzut beretem, więc kupiłam od razu kolejne kosmetyki, które miałam zamówić i czekać na nie kilka dni. Wszystko z kalendarza załatwiłam w 2 godziny.


Więc jutro mam wolne ;)


I tak mam zawsze.


Wiem co chcę zrobić w danym tygodniu, a potem po wyjściu z domu zdaję się na nieświadome działanie. Jestem jakby prowadzona i nie stawiam oporu. I zawsze dobrze na tym wychodzę. Po prostu świadomie stawiam cele, a one nieświadomie się realizują w najlepszy sposób. Nie jestem zmęczona, choć przecież spotykam złych ludzi działających jak krwiożercze wahadła. Wszystko płynie jak wiatr i woda, feng shui. Wystarczy się temu poddać, być uważnym na znaki.


Czy życie nie byłoby piękniejsze i łatwiejsze gdyby każdy dobrze wykonywał swoją pracę.


Cały dzień był pochmurny. Na chwilę wyszło słoneczko zobaczyć mnie. Ale było jasno, świetliście, choć śnieg już spłynął. Szare ulice, a atmosfera radosna. Nie wiem jak to wytłumaczyć. To jakby światło z innego świata, w którym nie było chmur. Takie tam przenikanie. Nie ma innego wytłumaczenia.


Gdy pojedynczy człowiek jest silny i nieporuszony, rodzina prosperuje;


gdy rodzina prosperuje, wioska jest szczęśliwa;


gdy wioska jest szczęśliwa, kraj jest bezpieczny i silny;


gdy kraje są silne i bezpieczne, świat jest pełen pokory i szacunku, życzliwości i pokoju.”


Tak nauczał Sathya Sai Baba w lipcu 1968 roku.


Świat wokół nas jest zależny od nas samych. My tworzymy sobie rzeczywistość.


Teraz naucza się nas oceniać innych, szydzić, szukać kogoś słabszego komu można dowalić, straszy się wojną, puszcza filmy katastroficzne na okrągło. Tak zasiewa się ziarno zła.


Dla tych świat będzie ciemny i ponury, nawet jak będzie słoneczko.


Przysłowie na dziś:


Na Świętego Pawła, połowa zimy przepadła.”


A na niebie znakomicie widoczni Kastor i Pollux. Kastor zawsze mniej „świecący”. Bliźniacy, a jednak inni.


Piszę już plan na następny tydzień.


 

24/01/2018

Kar(m)a

Wrócę do ubiegłego piątku (19.01). Dzień wcześniej umawiałam się z nowym menadżerem. Powiedziałam, że odpowiada mi każda godzina, dostosuję się. A on na to, że pasuje mu 8-9 rano. Nie znamy się, bo wiedziałby, że ja jeszcze o tej porze śpię. Ale cóż. Powiedziałam to mam. Wybrałam 9. Oczywiście nie zdążyłam rano wypić kawy, szybko się ubrałam i poszłam. O 10 byłam wolna. Cóż można zrobić z tak wcześnie rozpoczętym dniem? Po chwili zadzwoniła koleżanka i prosiła o spotkanie. Zwykle przed 20-tym robię się nerwowa i nie spotykam się na pogaduszki. Ale przecież mam czas, zaoszczędziłam na śnie :)


Spotkałyśmy się. Była zestresowana. I od razu zapytała co ja sądzę o mrozach w Stanach, czy to nie karma? Ona ma siostrę w Stanach i ciągle rozmawiają. Zwykle Polacy mieszkający za granicą są inni od miejscowych. Mają inne wyobrażenia co się u nas dzieje, czują też nostalgię. Dlatego wielu po latach tu wraca. Kiedyś uległam stereotypowi i uważałam, że jak się ma kogoś za granicą to jest się bogatszym. Gdy poznałyśmy się bliżej to już wiedziałam, że to nieprawda. Siostra ma 2 domy, jeden w NY, drugi na Florydzie. (Stąd następnej nocy miałam sen w NY). U nich to normalne, nie jest to wyznacznikiem bogactwa. Nie wiem dlaczego akurat wini karmę o mróz. Czyżby miała poczucie winy (w imieniu kraju w którym żyje), że oczekuje kary? Bo większość ludzi uważa, że karma to kara za grzechy. I ja w to nie wierzę. Nie ma zapłaty za zło, które się wyrządza. Jest prawo przyczyny i skutku, ale ten skutek nie zawsze jesteśmy w stanie powiązać z faktyczną przyczyną.


Wiadomo, że Amerykanie kombinują z pogodą. Testują daleko od swoich granic różne urządzenia, chemię i nowe technologie. Ludzie o tym wiedzą, a niektórzy się boją. Gdy słyszymy o globalnym ocipieniu, a mamy mróz to rodzą się pytania: jak to naprawdę jest.


Jest jak ma być. Ja akurat jestem spokojna. Jest jakaś siła, która pilnuje, żeby wszystko wydarzało się jak jest zaplanowane w tym świecie. Nie oczekuję, że ktoś zapłaci za swoje winy. To jego życie.




Oczywiście najazd na Niemcy jest też tak odbierany. Niemcy zniszczyli pół Europy to teraz za to płacą, ich też zniszczą zaproszeni „uchodźcy”.


Ostatnio czytałam art. w GW, Duży Format z 20.11.2017. Mój ojciec codziennie kupuje tę gazetę i przynosi mi wszystkie dodatki. Dlatego czytam z opóźnieniem. Art. jest o Sierotach dla pedofilów. Jest taka wyspa Jersey u wybrzeży Francji, na której działała zorganizowana siatka przestępcza. Udostępniano dzieci z sierocińca pedofilom. A wśród nich był pedofil potwór J.Savile, gwiazda tv i premier w latach 1970-74. Ofiary płacą za horror do dziś. Były próby samobójcze, depresja, zniszczone życie. Jedna z ofiar powiedziała, że „urodziła się niepotrzebnie”. Straszne. Do dzisiaj nikt nie zapłacił za te przestępstwa. Bo pedofile działają jak ośmiornica, pomagają sobie w niszczeniu dowodów. Gdzie tu działa karma? Pedofile żyją bardzo długo w dobrobycie, są szanowani, a ofiary nie. Te małe dzieci wiele razy modliły się o ratunek, który nigdy nie nadszedł. Przecież „nie ma sprawiedliwości na tym świecie”. Ludzie mylą to z karmą. Przecież tak powinno być, że za krzywdzenie innych powinna być kara. Może jest, ale nie w tym życiu.


Oglądałam film dokumentalny o USA. Końcówkę. A tam Oliver Stone opisał ten kraj. USA stosują na świecie zorganizowaną przemoc. Sprzedają broń komukolwiek, prowadzą wojny w 150 krajach. Amerykanów cechuje samouwielbienie, dominują na świecie. Uważają, że jak wygrywają to mają rację, czyli są dobrzy. Są narodem niezastąpionym. Nie dopuszczają do siebie myśli, że mogą być największym nieszczęściem tej planety przez swoje działania. Nie ma w nich empatii i współczucia. Wszyscy w historii wiemy, że imperia upadają (osmańskie, ang., austro-węgierskie, rzymskie czy chińskie). Zamiast łagodzić konflikty oni je tworzą i prowokują. Nic dziwnego, że ludzie boją się kar(m)y.


Kiedyś na początku małżeństwa, z maleńkim dzieckiem, zostaliśmy okradzeni. W święta wielkanocne poszliśmy w gości. A w tym czasie sąsiad z piętra niżej wyrąbał siekiera połowę naszych drzwi i zabrał co chciał. Oczywiście pieniędzy nie wziął, bo były za szybą na wysokości oczu. Ale z szaf wyrzucił wszystko. Złapano go, odzyskałam tylko tv i koc. Na sprawie sędzia powiedziała, że o zwrot wartości mienia mogę wystąpić na drogę cywilną, ale musiałabym wpłacić coś. Odpuściłam. Przecież złodziej nigdy nie będzie uczciwie pracował. Po co jeszcze do tego dopłacać. Ten człowiek był mi obojętny, nie żywiłam do niego urazy. Finansowo odczuliśmy stratę. Potem dowiedziałam się, że facet po kilku miesiącach umarł. Czyli miałam rację, nie poniosłam więcej strat. Zresztą męża babcia wyszła za mąż i zostawiła nam swoje mieszkanie. Nie musiałam patrzeć na sąsiadów, którzy nie słyszeli rąbania drzwi. Ktoś powiedziałby, że to karma. Nic podobnego. Przecież on utrzymywał się z kradzieży, a gdy w więzieniu nie mógł kraść to umarł. Zwykłe prawo przyczyna – skutek.


Gdy początkująca aktorka szła na rozmowę do producenta i lądowała na kanapie, to potem dostawała ciekawe role i Oscary. Przecież trzeba jakoś wybierać osoby. Nie ma innej drogi. Hollywood tak właśnie działa. Gdy Oprah Winfrey wygłaszała pełne hipokryzji przemówienie, w tym czasie lawina błota zniszczyła jej dom. Czy to kar(m)a? Oczywiście, że nie. Nie ma przypadków, nie buduje się domu tam gdzie się chce, trzeba szanować przyrodę. Ona nie zna litości, nie patrzy na nagrody i pozycję.


Dostałam kiedyś książkę od koleżanki.





Nie przeczytałam jej. Mam kilka takich „dziewiczych” książek. I sądzę, że ich nie przeczytam. Szkoda czasu.


O wiele ciekawsze są teksty Rudolfa Steinera. Teraz dostępne w internecie. Dzięki translatorowi mogłam je czytać. Są dobrze napisane, że tłumacz daje radę.


Jest taki esej z 1903 roku – Jak działa Karma.


Zaczyna się od stwierdzenia, że sen to młodsza siostra śmierci. Wiadomo, że to powiedzenie arabskie. Gdy się budzimy, to pamiętamy wcześniejsze dni. Inaczej nie moglibyśmy funkcjonować. „Dzisiejsza osobowość musi opierać się na wczorajszych czynach”. Pojęcie Karmy nieodłącznie związane jest z reinkarnacją. Nie pamiętamy tego, ale są sposoby, żeby zobaczyć swoje wcielenia. Ludzie rodzą się w pewnych okolicznościach, które są wypadkową przeszłych doświadczeń. Człowiek stwarza swoje przeznaczenie wykonując dziś pewne działania. Ludzie nie mogą dokonać zmian w swoim życiu, gdy wcześniej nie przygotowali ku temu warunków. „Dobry człowiek często musi cierpieć, a zły może być szczęśliwy”. Powodów tego nie widać w jednym życiu. Steiner uważa, że „pielgrzymka przez inkarnacje będzie ewolucją w górę”. To szeroki temat, ale ciekawe jest to, że z tego świata nie zabieramy materialne rzeczy. Zabieramy pewne umiejętności i doświadczenia po to, żeby być mistrzem przeznaczenia. Widzimy rzeczy takie jakie są i wybieramy to co dla nas najlepsze, świadomie.


Steiner wygłosił wiele wykładów na ten temat. Lubie go, bo tłumaczy wszystko bardzo dokładnie. Wszyscy wiedzą, że był masonem. Czy nie jest tak, że masoni mają dostęp do ukrytej wiedzy i dawkują ją nam, przeciętniakom? W ten sposób kierują rozwojem ludzkości. Teraz robią to Alex Jones i Dawid Icke i wielu innych. Oni kształtują nas, ujawniają co chcą, kierują naszą uwagę albo na ważne rzeczy albo na manowce.


Przeciętny człowiek powinien zdobywać w życiu jak najwięcej umiejętności. Jego dusza tylko to weźmie ze sobą w dalsza podróż. Uczmy się, aby wzrastać.


Człowiek, którego spotkało coś złego nie doczeka się „wyrównania krzywd” w tym życiu. Szkoda czasu na czekanie na to, jak te dzieci – ofiary pedofilów. Życie ludzkie jest jak mgnienie oka w porównaniu z wiecznością. Na pewne rzeczy trzeba czasu.


Gdy zimą jest zimno to nie wina karmy. To natura.


Koleżanka się uspokoiła. To był dobry dzień. :)





21/01/2018

Sen w NY

Sen usiłujący złamać mój stereotyp. Wczoraj rozmawiałam z klientem, krótko. I on powiedział, że sny są prawdziwe, a nasze życie jest snem. Być może, ale na dziś mam inne zdanie. Musiałam się nad tym zastanawiać skoro w nocy zamiast spać to śniłam.

Znalazłam się w Nowym Jorku. Nie przyleciałam. Tego jestem pewna. Byłam tam z koleżanką i z jakimś facetem na jakieś zaproszenie. Miałam wygłosić wykład. Chodziliśmy po mieście, ale nie wśród wieżowców, tylko normalnymi ulicami, na których mieszkali ludzie. Pora roku – lato. Było ciepło, ale nie słonecznie.

Mijaliśmy zadbane sklepy, z których wychodzili uśmiechnięci ludzie. Byli bardzo życzliwi. Gdy dowiadywali się kim jestem, to ściskali mi ręce i mówili, że marzyli, żeby mnie spotkać. Potem poszłam sama i weszłam do knajpki. Zamówiłam coś i gdy chciałam zapłacić to zorientowałam się, że nie mam pieniędzy. I znowu ktoś za mnie zapłacił, gdy dowiedział się kim jestem. Potem szłam znowu ulicami, zrobiło się słonecznie. Zdziwiła mnie kwiaciarnia, bo wszędzie stały szklane wazony z kwiatami na białych półkach. Był tylko jeden rodzaj.


Trochę złe proporcje. Łodyga była cieńsza, a kwiatów więcej.

Kwiaty wyglądały jak małe drzewka, choć niektóre miały ok. metra wysokości. Każda roślina miała śnieżnobiałą łodygę, zwężającą się ku górze. A na gałązkach, również bielusieńkich były niebieskie kwiatki. Ale te kwiatki były różnych kształtów gdy im się bliżej przyjrzałam. Jedne wyglądały jak storczyki, inne jak tulipany, inne jak dzwonki, inne jak bratki i jeszcze inne. Wszystkie były idealne i do siebie pasowały, bo miały jeden kolor. Wnętrze kwiaciarni było białe, wazony szklane i te białe łodygi z niebieskimi kwiatami. Piękny widok.

Potem poszłam do budynku, w którym miałam wygłosić wykład. Spotkałam koleżankę. Poszłyśmy do toalety. Wyglądała okropnie, jakby to nie był Manhattan a Rosja. Musiałam wyjść, koleżanka została. A ja poszłam jakąś klatką schodową do góry. Do sali prowadziły różne klatki schodowe, można tam było dojść z różnych stron, żeby nie było tłoku. Jak na mojej uczelni. Spotykałam różnych ludzi. Wszyscy byli uśmiechnięci i z niecierpliwością czekali na mój wykład. Ponieważ to była dzielnica finansowa, to pomyślałam, że mam wygłosić wykład z ekonomii albo finansów. Nic to dla mnie.

Obudziłam się.

Cały ten sen to iluzja. Od pierwszej sceny. Nie można się dostać do NY drogą lądową tylko samolotem albo statkiem. Dotarłam tam szybko więc droga morska odpada. Potem kwiaty. Nie jest możliwe, żeby miały białe łodygi i miały różne kwiatki. I ten kolor. Wazony były przezroczyste, więc nie pojono je atramentem. Zauważyłabym. Potem jeszcze ten wykład. Nie znam angielskiego, więc w jakim języku miałabym wykładać? Kiedyś miałam wykłady z rachunkowości, ale miałam tremę i ten stres bardzo przeżywałam. Na pewno nie zgodziłabym się tego robić teraz. Nowy Jork też wybrałam do śnienia nieprzypadkowo. To efekt spotkania, o którym miałam wczoraj napisać, ale jestem troszkę zajęta. Napiszę następnym razem. Chronologia zdarzeń nie jest obowiązkowa., to nie szkoła ;)

A więc śnił mi się inny świat, nierzeczywisty. Ja w niego weszłam i odgrywałam swoją rolę. Wiele razy miałam takie sny, bez emocji, jak w teatrze. Wszystko już było, jest i będzie w jednym czasie. Nie wierzę też w reinkarnację, a raczej w wybór roli do odegrania.

Nie jestem gotowa na zmiany swoich poglądów, bo mój sen był wybitnym złudzeniem. Wyobraźnia ludzka nie ma granic.




16/01/2018

Makar Sankranti

Życie człowieka to nieustanne wybory.


Gdy budzisz się rano wybierasz co zjesz na śniadanie. Ja nie mam tego wyboru rano, bo wieczorem patrzę do lodówki i wiem. :)


Potem wybierasz w co się ubierzesz. Ja wybieram wieczorem poprzedniego dnia. Tak jest łatwiej. Nie tracę czasu rano.


Pierwszy mój wybór to wybór jakości dnia. Gdy patrzę w niebo to wiem, że to będzie dobry dzień.


Wczoraj dostałam garść cukierków, gdybym miała gorszy dzień. Wszystko się przyda. :) Kiedyś.



profilepicturesdp 


Pierwsza strona, która pojawia się po odpaleniu kompa to Mysl dnia. Zwykle nastraja mnie optymistycznie. Otóż wczoraj, 14 stycznia rozpoczęło się święto Makar Sankranti, czyli wejście Słońca w znak Koziorożca (makar). To jedyne święto „słoneczne”. U nas Słońce w znak Koziorożca weszło w grudniu. A dzisiaj jest nadal w Koziorożcu, już w 25º razem z 5 planetami jak: Księżyc w 12º, Merkury w 6º, Wenus w 27º, Saturn w 3º i Pluton w 19º. Bardzo wyróżniony ten Koziorożec.


To święto radości i urodzaju. Warto świętować.


Hindusi co rano zwracają twarz ku słońcu i śpiewają mantry z prośbą o błogosławieństwo na cały dzień. Ja robię podobnie, choć nie śpiewam mantr. Wypowiadam życzenie i już.


Dzień święta Makar oznacza, że z każdym dniem jest coraz więcej światła, a ciemność znika. Hindusi z wdzięcznością patrzą ku górze i puszczają w niebo tysiące kolorowych latawców, jako ofiarę. Sięgając jak najwyżej latawcem ludzie dają znak swej tęsknocie za bliskością Boga. Świętują nawet 4 dni, więc każdy może się jeszcze załapać.


W tych dniach żegnamy się z tym czego nie chcemy, co nas hamuje, złe wspomnienia, choroby i nieszczęścia. Ten dzień rozpoczyna czas, gdy kończymy z tym, co w nas złe i robimy miejsce na rzeczy dobre.


Zmiana z nieszczęścia na szczęście, z niepokoju do pokoju i z bólu do przyjemności.”


Makar Sankranti oznacza początek dobrego. Wszystkie smutne chwile, które miały miejsce w przeszłości, zostały zapomniane w tym dniu. To nowy etap życia, który jest pełen wiedzy, czystości i mądrości. Trzeba się cieszyć, świętować i ucztować. Uważa się, że słodycze symbolizują pokój i harmonię. Produkty spożywcze zawierające sezam mają zdolność absorbowania i emitowania dużych ilości częstotliwości sattva, czyli dobroci, Wtedy na człowieka nie mają wpływu nieszczęścia czy pech. Sattwa


My nie musimy kąpać się w Gangesie, żeby zmyć to co stare i niepotrzebne. Ale możemy wziąć prysznic właśnie w tej intencji i zjeść coś dobrego. Ostatnio ciągle piekę ciastka z sezamem. Chyba brak mi wapnia. Przydały się do uczczenia święta.


To bardzo ważne święto, które rozpoczyna czas prosperity (pół roku), sprzyjający osiąganiu życiowych celów. Ten dzień (14.01) jest uważany jest za jeden z najbardziej pomyślnych dni w roku.


A potem dowiedziałam się, że właśnie dzisiaj jest Blue Monday. Czyli najsmutniejszy dzień roku. Produkt zachodu. Wymyślono go w celach marketingowych. Reklama była słaba, firma splajtowała. Złe dni można mieć gdy jest ciepło i wszyscy dookoła są zadowoleni. I od lat media programują ludzi na zimową depresję. Nawet dostałam mejla, że jakaś księgarnia w ramach „blue week” oferuje coś tam na smutki. To żyje własnym życiem. Ludzie się nabierają.


To się kłóci ze świętem radości obchodzonym trochę dalej na wschód. Tam są najszczęśliwsze dni w roku, a u nas czarna rozpacz.


Co wybierasz? Bo masz wybór. Dostaniesz co chcesz. Bo to my mamy wpływ na to co wpuszczamy do naszego życia, do naszej warstwy świata.



Patrzyłam jak zakład produkuje ciepło i puszcza w kosmos biały dym. I dobrze, bo mamy ciepło w domach. Na dworze -6º, więc trzeba się ciepło ubrać i wystawiać twarz do słoneczka. Wsiadłam do tramwaju. A on po kilku przystankach zamiast skręcić w prawo, skręcił w lewo. Gapiąc się w niebo nie zauważyłam, że jedzie do zajezdni. Mam wybór, zdenerwować się lub uśmiechnąć się z własnego gapiostwa. Wybrałam to drugie i zobaczyłam, że na drugim torze stoi inny tramwaj, który zawiezie mnie tam gdzie chcę. Straciłam 3 minuty. Dojechałam o czasie, a nawet byłam za wcześnie. Osoba, z którą byłam umówiona czegoś tam nie zrobiła i musiałam czekać. Mogłam ją zwymyślać i ona miałaby zły dzień. Po co, lepiej być miłym (nie zawsze ;)). Rozsiewam gunę dobroci ;) W końcu musimy współpracować. Poczekałam i przy okazji załatwiłam inne sprawy.


Zawsze mamy wybór.


"Zaczynaj dzień z miłością, wypełniaj dzień miłością, kończ dzień z miłością - to jest droga do Boga". Jeżeli będziesz to praktykował, pozostaniesz zawsze szczęśliwy i nie będą cię niepokoić smutki i trudności.


Wybieraj.


A ja nadal świętuję, choć to święto hinduskie.


 

13/01/2018

Sen z pożarem

Wyśniłam go między 6:58 a 8:33.


Obudziłam się o 6:57. Nie wstaję w nocy, a dzisiaj wschód słońca miał być o 7:44. Więc szybko zasnęłam.


 


Siedziałam przed komputerem. Na ekranie miałam ujęcia z kilku kamer. Chyba 9. (Lubię earthcam, często patrzę co się dziej, jaka jest pogoda w różnych częściach świata.) Ale te we śnie kamerowały wnętrza. Na jednej zobaczyłam mój pokój. Kamera była skierowana na okno, pod którym stała komoda.



Jakiś facet stał przed tą komodą i coś tam robił. Nie otwierał szuflad, co mnie zdziwiło. Więc wstałam, zawołałam koleżankę i pojechałam do mojego domu. Moja koleżanka cały czas rozmawiała przez telefon, chodziła po mieszkaniu, na mnie nie zwracała uwagi. Podeszłam do komody i nic nie zauważyłam. Ale przecież facet coś przy niej robił. Gdybym tego nie widziała to bym niczego nie zauważyła. Zajrzałam pod komodę, a właściwie pod dolną szufladę. A tam były jakieś przewody, które się żarzyły. Ta konstrukcja była tak zaplanowana, żeby się w pewnej chwili zapaliła i przy okazji wywołała pożar w moim domu. Zdemontowałam to „urządzenie”, więc pożaru nie będzie. Moja koleżanka ciągle gadała, zajęta sobą. A ja czułam ciągle niepokój. Czy to nie za łatwe? Więc odsunęłam tę komodę. Zobaczyłam, że podłoga pod nią była prawie przepalona. Deski były rozżarzone, jak w ognisku. Niby były w całości, a jednak już przepalone. Dziwne, że komoda się nie zapadła piętro niżej. Nalałam do garnka wodę i zalałam ogień. Nie były to wesołe ogniki, ale żar. Syknęło i zgasło. Wtedy poczułam, że zagrożenie minęło. Wszystko OK. Obudziłam się.


To kolejny sen, w którym nie czułam, że śnię.


Mój dom we śnie to było pierwsze mieszkanie po wyprowadzce od rodziców. Wcześniej lokator spalił to mieszkanie, a remont był długi, bo trzeba było skrobać ściany. Długo było czuć spaleniznę. Mieszkanie było małe, 18 m², czyli 3x6m. Stojąc w drzwiach było widać wszystko. Ciekawe, że we śnie miałam przeczucie i akurat trafiłam na kamerę w moim domu. W życiu też tak mam. To już nie synchronizacja, to wykształcona cecha mojej osobowości. Zawsze trafiam na to co mnie interesuję, na błędy w pismach, błędy innych, na sprawy, które mogą mnie dotyczyć lub zainteresować. Oczywiście to nie moja zasługa, a zasługa mojej podświadomości. We współczesnej nauce mówi się o nieświadomości, która w głównej mierze podejmuje za nas decyzje. Gdy gram w coś na telefonie, to najlepsze wyniki mam gdy robię to machinalnie nie myśląc o grze. Naukowcy już to zauważyli, testując decyzje wielu ludzi. Polecam dokument Tajemnice ludzkiego mózgu.


Przypomniałam sobie o mojej podświadomości, z którą kiedyś miałam bliski i świetny kontakt. Poprzez sen skontaktowała się ze mną i ostrzegła przed niebezpieczeństwem. Poradziłam sobie.


Potem sięgając do półki po nowe ręczniki znalazłam szalik. Pół roku temu mi zniknął, myślałam, że zgubiłam, więc go nie szukałam. I dzisiaj się znalazł. Moja podświadomość jest mistrzynią w szukaniu zgub. Wróciła do mnie w pięknym stylu. A właściwie to wyszła z cienia, bo przecież zawsze jest przy mnie gotowa do zabawy. :) Muszę jej częściej dawać zajęcie, żeby nie czuła się zapomniana.


Potem gdy usiadłam do kompa, to zauważyłam ciekawe saldo. Ono ciągle się zmienia.



No i zakupy zrobiłam na ciekawą kwotę. Kilkanaście pozycji i suma:



Liczby mnie lubią ;) z wzajemnością. Czy to zabawa czy zwracanie uwagi?


Potem dostałam gotówkę za prezent. Niektórzy nie umieją dostawać prezentów za nic i czują się do czegoś zobowiązani. A ja oddałam to co dostałam nietrafionego dalej i tego nie ukrywałam. Za darmo. Aż do dzisiaj. Dostałam kasę i nakaz: kup sobie co chcesz.


Ludzie nie umieją dostawać coś za darmo. Tak zostali nauczeni, że nie ma nic za darmo. A ja uważam, że to co potrzebujemy dostajemy i ciężka praca jest niepotrzebna. Nie trzeba za wszystko płacić. Śmieszą mnie strony, które żebrzą o kasę na swoją wydumaną „ważną” działalność. W życiu jest wiele możliwości. Kasa sama płynie.


Piękny słoneczny dzień. Choć jeszcze krótki.











06/01/2018

Sen z umową

Weszłam do jakiegoś pokoju, a właściwie do małej sali konferencyjnej. Na środku stał duży prostokątny stół, a wokół krzesła, ok. 10.


Po prawej stronie od wejścia siedziała tęga blondyna w nieokreślonym wieku. Ja usiadłam naprzeciwko niej po lewej stronie stołu. Za mną wszedł facecik, który usiadł bliżej okna, które było naprzeciwko drzwi. Potem weszły jeszcze ze 3 osoby. Usiadły gdzieś. Przed każdym leżały zadrukowane kartki, ok. 50-100. Był to duży plik kartek.




Ta blondyna powiedziała, że to jest umowa, którą musimy podpisać. Wtedy zdałam sobie sprawę, że jestem pracownikiem ogromnej, bogatej i znanej firmy. Ale pracownikiem szeregowym i pracuję gdzieś w połowie wieżowca. A my spotkaliśmy się na najwyższym piętrze – tam gdzie urzęduje szczyt władzy. Wydało mi się to dziwne. Umowa była bardzo ważna. Więc zaczęłam czytać. Przerwałam i zapytałam gdzie są dyrektorzy i prezesi, bo to oni powinni podpisać tę umowę. Blondyna trochę się zmieszała i powiedziała, że musieli pilnie gdzieś polecieć. Dlatego my, ja i facecik, mamy ich zastąpić i podpisać umowę, bo ona jest bardzo ważna. Można to zrobić tylko dzisiaj. Facecik był niżej ode mnie w hierarchii zatrudnienia. Może to jakiś 30- letni stażysta. Robił co ju kazano, bezmyślny.


Spojrzałam w okno. Poziome żaluzje były podciągnięte do góry. Nasza sala była oświetlona, a na dworze robiło się już ciemno. Czułam się w tamtym miejscu niekomfortowo. Zawsze gdy czuję się niepewnie to żartuję. Taki wentyl bezpieczeństwa. Więc powiedziałam, że w tak oświetlonym pokoju jesteśmy jak na celowniku, łatwo nas wystrzelać. Trochę to kuriozalne, bo byliśmy naprawdę wysoko.


Wtedy przypomniał mi się film Wanted – Ścigani. Pamiętam scenę gdy główny bohater i Angelina biegli po dachu pociągu, żeby w ułamku odpowiedniej sekundy zastrzelić człowieka, który myślał, że jest bezpieczny.




A blondyna zaczęła nerwowo chichotać. Czy ona nie zrozumiała dowcipu? A może to nie dowcip, a zobaczyłam co nas czeka. Facecik przekartkował umowę i zaczął podpisywać każdą stronę. A ja zaczęłam czytać na serio. Przeczytałam, że my występujemy w imieniu firmy jako jej reprezentanci i odpowiadamy życiem i majątkiem za prawdziwość ustaleń umowy. Potem było jeszcze gorzej. Właściwie to my zostaliśmy wystawieni przez szefów. Poczułam, że jak podpiszę to mnie zabiją. Było tam takie sformułowanie, że gdyby mi się coś stało, to nikt za mnie nie będzie odpowiadał. To był duży przekręt, a ceną moje życie.


Gdy się tak zastanowiła, to stwierdziłam, że nie zależy mi na tej pracy w połowie wieżowca, znajdę inną. A na życiu mi zależy i to bardzo, bo mam je tylko jedno. Nie czytałam już więcej, bo było coraz gorzej. Czułam się jakbym grzęzła w błoto czy bagno. Wstałam, rozrzuciłam kartki tej umowy (były luźne, niczym nie spięte, bo było ich naprawdę dużo) i powiedziałam, że nic nie podpiszę. Blondyna znowu nerwowo się śmiała. Facecik patrzył na mnie zdziwiony, bo on podpisał już połowę kartek. Kiedyś może pojaśniłabym mu sytuację i razem byśmy wyszli. Teraz uważam, że każdy ma swój rozum i nie będę zajmowała się czyimś losem. Niech radzi sobie sam. Gdy wyszłam z oświetlonego pokoju na korytarz to poczułam ulgę. Uratował życie i nie dałam się zeszmacić. Bogaci tak mają, że wykorzystują słabszych i biedniejszych od siebie. Ja nic dla nich nie znaczę. Nie ja to inna znajdzie się na moje miejsce. Niech sobie poszukają innej naiwnej.


Wiedziałam, że jak wyjdę z budynku to już tu nie wrócę. I dobrze.


W życiu realnym teraz nic nie podpisuję, a zawsze czytam umowy. Jestem spostrzegawcza i to co miało być ukryte czy błędy ja zawsze widzę. One po prostu do mnie „wychodzą” z treści.


Po południu dostałam mejl z banku, że uznali moją reklamację. 20 października z mojego konta zrobiono przelew 2 razy po 11,07. Transakcje były opisane jako google*msp aps,g.cp/helppay#, GB. Natychmiast zablokowałam kartę, a potem dostawałam smsy, że mam odblokować kartę, bo przelewy nie mogą przejść. Automatem. Kwoty nieduże, ale chciałam wyjaśnić. Tego dnia płaciłam kart w 2 sklepach, ale zbliżeniowo. Nikt mnie nie pytał mnie o hasła czy numer karty, a jednak pieniądze zniknęły. Bank 22 października oddał mi na konto te kwoty, ale reklamację miał rozpatrzyć w styczniu. Z pisma niczego się nie dowiedziałam, oprócz tego, że reklamacja została rozpatrzona pozytywnie. Wszystko mejlowo. Mam teraz nową kartę i długo nie będę korzystała z płatności kartą w internecie. Wole przelew bankowy, idzie parę godzin dłużej, ale nikt nie będzie mi robił własnych przelewów.


Właściwie to sen był proroczy :) Wygrałam we śnie i w życiu.




01/01/2018

Rodzina

Wigilia była świetna, bo była tylko najbliższa rodzina. I dostałam to co chciałam. W święta już gorzej, bo była osoba, której nie lubię. Nikt jej nie lubi, bo jest podła. Jestem miła, ale nie dla niej. Nie odzywałam się do niej, bo nie lubię złych ludzi i ich unikam. Gdy wróciłam do domu to zaczęło mnie boleć gardło. Nic dziwnego – brak porozumienia. Nie dało się, musiałam to odchorować.


Czasem do rodziny wchodzą osoby, które nie pasują, nikt ich nie lubi, a trzeba je zapraszać.


Rodzina jest bardzo ważna w życiu człowieka. Bo to ona kształtuje charakter. Rodzimy się konkretnego dnia z pewnym potencjałem. Potem rodzice nadają nam imiona i nazwisko. A potem starają się z nami zrobić co sami chcą. Mają jakieś wyobrażenia, niespełnione marzenia i chcą, żeby dziecko to realizowało. Rzadko zdarza się, że rodzice dają wolną rękę. Często gdy znikają to można iść własną drogą, bo nikt nie przeszkadza.


Gdy poziom frustracji jest wysoki to zaczynamy unikać tego co nam szkodzi. Omijamy rodzinne spotkania, żeby nie wysłuchiwać uwag pod swoim adresem. Moja mama ciągle pytała moją siostrę kiedy będą mieli dziecko, bo była już po ślubie. Więc ja, żeby tego uniknąć najpierw zaszłam w ciążę, a potem był ślub. Zresztą ślubu by nie było, gdyby moja mama mnie nie szantażowała. Przecież rodzina się obrazi. Presja była ogromna. I tak jest ciągle. Przez lata nic się nie zmieniło. Tylko teraz już mi to nie przeszkadza. Olewam, nie przejmuję się. Ważne jest zdrowie.



Na tym zdjęciu są moi rodzice, część z tych osób już chyba nie żyje. To było ponad 50 lat temu.


Kiedyś na ślub zjeżdżała się cała rodzina. Teraz więcej jest znajomych i przyjaciół, a dzieci nie zawsze są mile widziane. Moja kuzynka na swój ślub nie zaprosiła babci, bo powiedziała, że nie lubi starych ludzi. Teraz jest stara, to chyba ją też nikt nie lubi. A może umarła, nie utrzymujemy kontaktu.


Rodzina to korzenie. Bez korzeni roślina długo nie pociągnie, a człowiek? Rodzinę mamy jaką mamy, nie nasza wina ani zasługa. Rodzina jest ważna gdy chodzi o choroby. Jeśli kobiety umierały na to samo, to mówi się, że to choroby genetyczne. Ale geny to program, można go zmienić. Sprawdź jak zachowywała się babka i matka, wtedy unikniesz ich losu, gdy ty będziesz się zachowywać inaczej. To naprawdę wykonalne. Lepiej być zdrowym niż się użalać, że tak być musi.


Nie musi.


Podczas 3 dniowego leżenia i zdrowienia obejrzałam film sprzed 15 lat. City by the Sea, a polskie tłumaczenie Dochodzenie. Lubię filmy o czymś. Najważniejsza w filmie jest historia, a potem obsada i zdjęcia. Angielski tytuł sugeruje miejsce – w tym wypadku umierające miasteczko, a polski tytuł skupia się na wątku kryminalnym.




Scenariusz powstał na podstawie artykułu w prasie. Kto nie widział filmu, niech dalej nie czyta.


Główną rolę gra Robert De Niro, zagrał poprawnie. Jego syna zagrał James Franco (czy on mnie prześladuje ;)) Ojciec De Niro miał pecha. Był biedny i zadłużony, więc porwał dziecko. Gdy czekał na okup dziecko się udusiło. Miał pecha. Poszedł do więzienia. De Niro został policjantem. Miał syna Joeya, ale po rozwodzie nie utrzymywał z nim kontaktu. Joey został ćpunem. Świetnie gra ten Franco. Ćpuna nie tak łatwo zagrać, można przegiąć. Gdy Eliza Dushku mówi, że musi się naćpać to chciało mi się śmiać, zupełnie niewiarygodna.


Joey wpada w kłopoty, bo pojawia się w złym miejscu i czasie i jest uznawany za mordercę. Nie jest w stanie opiekować się swym synem. Każdy z tych panów opuszcza swego syna, z różnych powodów. Powiela schemat, wydawałoby się nieunikniony. Tali los. Dziwna scena gdy De Niro oddaje swego wnuka, bez emocji. A potem akcja przyspiesza. De Niro wygłasza monolog, a potem bawi się z wnukiem na plaży. Mamy tu 4 pokolenia, które popełniają ten sam błąd.


Wątek kryminalny jest słaby, potrzebny tylko po to, żeby pokazać wiarę ojca w niewinność syna.


Oczywiście każdy widzi w tym filmie inne przesłanie. Dla mnie film pokazuje, że w życiu nic nie jest przesądzone, zawsze można zmienić swoje życie. Gdy rodzina wyciągnie do ciebie rękę to chwytaj ją, możesz się zmienić, ale tylko gdy ty sam zechcesz. Tak to jest z nałogowcami. Ciągle obiecują, przysięgają, że się zmienią i dalej nurzają się po dnie. Świetny Franco. Nic dziwnego, że go lubię :)


Rodzina jest źródłem informacji. Wiedza bardzo się w życiu przydaje. Nie chcesz być taki jak ojciec czy matka, a robisz dokładnie to co oni. Znam dziewczynę, która traktuje swoją córkę tak jak jej matka ją traktowała. Wiem na co zachoruje. A dziewczyna nie zdaje sobie z tego sprawy. Może tak ma być.


Podobno wszyscy jesteśmy połączeni. Tylko, że ja tego nie czuję. Natomiast czuję ścisłe połączenie z rodziną. Wiem kto potrzebuje pomocy, gdy jest chory lub szczęśliwy. Wiem kiedy zadzwonić, albo oczekuję telefonu. To jak nici Aka, o których wiedzą Kahuni. Po tych niciach idzie informacja, to nie magia. Trzeba tylko nastawić się na nadawanie, albo odbieranie.


Kiedyś nie mogłam spać, aż syn nie wrócił do domu. Czekałam cała w nerwach. Kiedyś mi powiedział, że gdyby coś się stało to i tak nic bym nie mogła zrobić. Ale nic się nie stanie więc mam spać spokojnie. Odpuściłam. Ale mu powiedziałam, że jak będzie coś robił to niech wie, że ja stoję obok i patrzę. A co, takie prawo matki ;)


 


Dzisiaj nie wychodziłam z domu, żeby wydobrzeć. Upiekłam ciasteczka na szczęście i ulepiłam pierogi z kapustą i grzybami. To sentyment po świętach, chyba za mało wtedy zjadłam ;) Pogoda znakomita. Księżyc prawie pełny, a ja spałam znakomicie bez zasłaniania okna.


I doczekałam jest fajerwerków. Kocham i uwielbiam. Szkoda, że tak rzadko można je podziwiać. Sąsiedzi nie zawiedli. Pół godziny widowiska, ale z domu nie wychodziłam. W tym roku było dużo nowości, a kaskada światełek była najlepsza. Jak konfetti :) Gapiłam się w niebo, ledwo zdążyłam kilka uwiecznić.



Na świecie to chyba w Hongkongu były najlepsze. Wiadomo, Chińczycy mają kilka tysięcy lat tradycji, są mistrzami.


I dostałam życzenia, że mam się nie zmieniać. Ciekawe. Czy to znaczy, że mam stać w miejscu?


To będzie Dobry Rok :) Jedenastka.