27/09/2015

Przed pełnią


 

Znowu słowa

Dzisiaj cały dzień spędziłam w domu. Czas zaczął płynąć wolniej, spokojniej. Pranie, selekcja, pakowanie. W międzyczasie przeglądałam kolejne gazety.


W sierpniowych WO trafiłam na wywiad z profesorem od mózgu. Vetulani udzielił wywiadu w cyklu Jak żyć, żeby nie żałować. Podobnie jak Małgorzata Pasjami lubiła ludzi, którzy to, co robią, robią po mistrzowsku.” Mistrz-i-Malgorzata


Ja mam to samo, lubię mądrych ludzi. Czytam jego blog https://vetulani.wordpress.com/ 


Mózg jest fascynującym organem człowieka.



Kolejna osoba, która każe ważyć słowa. Znamienne.


Założenie wywiadu było takie: dlaczego ludzie nie mówią tego co myślą i dlaczego tego żałują na łożu śmierci. Robią to głównie ze strachu, a na łożu śmierci nie mają nic do stracenia.


Umysł ludzki wybiórczo koncentruje się na czymś, co zakwalifikuje jako zło. I uruchamia lawinę. Fobie społeczne (np. gluten, szczepienia, Żydzi, mania zdrowotności) nakręcają ogromne biznesy. Ludzie ulegają ideom, które im się podobają.


Kiedy dziecko płacze to najlepiej jest je przytulić i pogłaskać po głowie. Wydziela się oksytocyna i dziecko się uspokaja. Proste, a skuteczne. Tylko kto to teraz stosuje.


Przez inteligencję emocjonalną można zwiększyć umiejętność niezależnego myślenia. Etykietujemy ludzi, ale ciągle uważamy, że myślimy samodzielnie, indywidualnie, a my ulegamy schematom.


Ludzie, którzy w centralnym układzie nerwowym mają przewagę dopaminy s przedsiębiorcze, ryzykują, pakują walizki i płyną za morze. Jeśli przeważa noradrenalina, to dominującą cechą temperamentu jest zależność od nagrody, satysfakcji – to łakomczuchy. Grupa z przewagą serotoniny to ostrożnisie, którzy idą ze stadem. A myślą, że są samodzielni.


Nie każdy dobrze znosi metamorfozę. Ludzie są różni, mają inne mózgi i nie da się z ostrożnisia zrobić ryzykanta. Niektórzy jadą za chlebem, ale sobie nie radzą, a jest to „wina” neuromediatorów w cun. Nie pomoże nlp, kwanty i kwarki. Liczy się tylko sprzedaż złudzeń i kasa.


Badania wykazują, że nasze zachowania najpierw wypływają z emocji, a dopiero potem przychodzi racjonalizacja.


Nie brałam udziału w tych badaniach, ale też tak mam. Tylko ten czas emocji bardzo się skrócił i otrzeźwienie przychodzi szybko. Zwłaszcza gdy zdrowo odżywiające się osoby umierają.


Ja niestety muszę mówić prawdę, bo nie umiem kłamać. Tak jest lepiej. Po co zwodzić, czy dawać nadzieję, albo udawać kogoś kim się nie jest.



W ramach nie ulegania emocjom robiłam fotki samolotom, które dzisiaj lądowały. Wszystkie muszą przelecieć nad moim domem na pułapie 1750 stóp z prędkością średnio 184 knot czyli 340,768 km/godz.


o 10:13 E.Midlands


o 11:09 mały samolot, którym przyleciał chory, ciągle stoi na płycie


o 13:00 Dublin


o 13:30 Antalya


o 15:15 Londyn Stansted


o 16:43 Kos


o 20:50 Edynburg


Walizka spakowana. Stres.


 



26/09/2015

Zdrowa śmierć

Wczoraj dowiedziałam się o śmierci znajomej. Spotykałyśmy się 3 razy w roku, więc nie była to osoba mi bliska. Ale dużo o niej wiedziałam. Była pasjonatką zdrowego jedzenia. Naprawdę o siebie dbała i nie chorowała na nic. Jednak w te wakacje źle znosiła upały, bolało ją w mostku, było jej duszno. Odżywiała się zdrowo (według prasy, tv i książek), więc to na pewno nic poważnego. I w sierpniowy piątek dostała zawału serca. Był tak rozległy, że nie było ratunku. Pogotowie przyjechało natychmiast, ale nic nie mogli zrobić. Kobieta zmarła, a miała 48 lat. Wszyscy są zszokowani.

Ludzie myślą, że jedzą zdrowe jedzenie więc powinni być zdrowi. Ale to złudzenie. Nie ma zdrowego jedzenia. Ten sam produkt dla jednej osoby jest korzystny, a dla innej zabójczy. Kiedy ktoś pozwie jakiś program tv o wprowadzanie ludzi w błąd?

Wczoraj też dostałam kilka gazet z gatunku „prasy kobiecej”. Już tego nawet nie czytam, tylko przeglądam. W większości są to artykuły sponsorowane, więc dla mnie bez wartości. Ale ludzie w to wierzą, i stosują. A potem chorują.

W jednej z tych gazet widzę coś takiego.



Nie wiem kto to pisze, ale mógł sprawdzić życiorysy wymienionych osób. To ważne, bo dwóch z nich zmarło właśnie na zawał serca.

Ojciec Andrzej Czesław Klimuszko, mój idol, urodził się 23-08-1905=28=10=1

Jako Jedynka inspirował ludzi i robi to do dziś, choć nie żyje od 35 lat. Wszystkie współczesne poradniki i książki o zdrowiu kopiują jego mieszanki ziołowe (właściwie kradną jego dorobek).

Klimuszko upierał się, że ziół nie należy gotować, tylko zaparzać przez 3 godziny. On to sprawdził i wiedział, że tylko tak przyrządzone zioła działają. Wszystkie jego mieszanki mają nieparzystą liczbę składników. Miał ogromną wiedzę. Był też jasnowidzem. Ze zdjęcia osoby diagnozował jej choroby i dawał zalecenie. Nigdy się nie pomylił. Pomógł wielu osobom. Ale sam sobie nie umiał.

Był nałogowym palaczem i pił dużo kawy. Chorował na płuca, ale zioła nie pomagały. Zmarł 25-08-1980 roku na niewydolność krążenia. Miał 75 lat.

Bronifrater, Ojciec Jan Grande, a właściwie Jerzy Majewski, był propagatorem zdrowego jedzenia. Okazało się to niewystarczające, bo w wieku 79 lat w dniu 9-04-2013 we wtorek zmarł nagle przed drzwiami swojego mieszkania na rozległy zawał serca.

Franciszkanin Ojciec Grzegorz Franciszek Sroka zmarł nagle w piątek 22 grudnia 2006 r. - na rozległy zawal serca. Miał 76 lat.

Nie znam ojców Benedyktynów.

Lekarze wiedzą, że najwięcej zawałów występuje w piątek albo w dzień wolny, albo na urlopie. Właśnie wtedy stres odpuszcza i następuje zator.

Gdy do mięśnia sercowego nie dochodzi krew i tlen, to ta część serca ulega martwicy. W tętnicy doprowadzającej do serca utlenowaną krew dochodzi do zatkania przez blaszkę miażdżycową. To skąd miażdżyca, skoro ludzie odżywiali się „zdrowo”?

Na kolejnej stronie jest odpowiedź – nowa piramida żywienia. Gdy ktoś będzie ją stosował to szybko zachoruje na jakąś chorobę autoimmunologiczną, albo dostanie zawału. Niewskazana dla dzieci.


Te zalecenia są naprawdę bezmyślne, ignorujące fizjologię człowieka. Złe proporcje. Powinno się jeść jedzenie zróżnicowane. Będzie więcej chorych, ale może o to chodzi.

Aktywność fizyczna jest dobra dla dzieci i młodzieży, które rosną. Dzieci z biednych domów są zdrowe i szczupłe. Dzieci bogatych rodziców są grube i często chorują, bo się mało ruszają. Rodzice wszędzie ich wożą. Spotkałam kiedyś takie dziecko, to nie wiedziało co jest za jego domem, bo nigdy tam nie był. Ludzie biegają po zdrowie, a na mecie znajdują śmierć przez zawał. Lobby sportowe jest bardzo silne, bo to krociowe zyski. Im człowiek starszy tym ruch ograniczony, spacery za to wskazane.

Produkty zbożowe i oleje nie są zdrowe. Pieczywo jest teraz głęboko zamrożone i w sklepach podpiekane. Przez to ma zmienioną strukturę i inaczej smakuje. Dodawanie ziaren jest zbędne, ale częste. Na drugi dzień takie pieczywo jest niejadalne. Oleje to produkt przetworzony, nienaturalny, często fałszowany. Dobry olej jest drogi i nie ma potrzeby częstego stosowania.

Warzywa i owoce – teraz kładzie się nacisk na jedzenie owoców, albo picie soków. Soki są dosładzane, więc dzieci sobie szkodzą i chorują – osłabiają śledzionę i trzustkę.Owoce powinno się jeść w małych ilościach i tylko sezonowe. Cytrusy są zbędne w naszym klimacie, bo silnie wychładzają. Jabłka dla osób starszych i chorych są niewskazane, bo zawierają pektyny. Mogą powodować zaburzenia żołądkowe. Od gruszek boli brzuszek - tak się kiedyś mawiało.

Warzywa jeść bez ograniczeń ??? To chore, wszystko w nadmiarze szkodzi. Surowe warzywa silnie wychładzają organizm, ludzie tyją i chorują. Nie łączy się owoców z mlekiem, bo niszczy to śledzionę i wątrobę.

Orzechy, rośliny strączkowe – nie chronią przed nowotworami, rośliny strączkowe wzdymają wątrobę i nie powinno się ich jeść za dużo. Orzechy jedzone w nadmiarze niszczą śledzionę i ochładzają.

Ryby, drób, jajka – Ryby wolno jeść raz w tygodniu i nie wszystkie gatunki. Jedząc surowe ryby jesteśmy zagrożeni pasożytami, mogą też zawierać szkodliwe substancje, bo oceany są już b.zanieczyszczone. Drobiu jeść mało, bo jest ochładzający. Zresztą ostatnio nie ma żadnego smaku, tak jest pojony wodą i chemią. Nawet przyprawy słabo pomagają. Jajka są idealny źródłem witamin i minerałów.

Nabiał – mleko to silny alergen. Twaróg można jeść tylko z masłem, śmietaną, przyprawami, cebulą, ale nie za często. Ser żółty jeść sporadycznie, bo to koncentrat wapniowo-białkowy, nadmiar wapnia niszczy organizm i wychładza. Jogurty owocowe zakwaszają organizm, niszczą śledzionę i żołądek. Podczas przeziębienia odstawić twarogi i sery  to choroba szybko przejdzie.

Kiedyś na śniadanie codziennie przez 3 lata jadłam jogurt owocowy z płatkami. Miałam często chrypkę, infekcje gardła. Ciągle musiałam przełykać ślinę, bo coś mi rosło w gardle.  Gdy przeczytałam Tombaka i odstawiłam jogurt wszystko minęło, nie mam żadnych problemów z płucami. A paliłam ;)

Czerwone mięso i słodycze – mięso jest konieczne dla osób osłabionych, anemicznych, pracujących fizycznie, sportowców. Nie powinno się z niego rezygnować, ale jeść czasami. Słodycze są zbędne, bo to czysta chemia.

Praca serca zależy od funkcjonowania śledziony i żołądka, a osłabiają je produkty surowe, kwaśne i zimne. Źle pracująca śledziona pobiera energię z serca. Stąd zawały u osób odżywiających się surowizną. Niby zdrowo, a umierają nagle.

Przy jedzeniu trzeba myśleć i obserwować własny organizm jak reaguje na różne produkty. Wtedy naprawdę będziemy zdrowi.

A to migawka z dzisiejszego dnia :)


Świat jest taki piękny:)

28-09-2015

Przypomniało mi się.

Często  zawał mają ludzie w piątek, albo na wakacjach. I o tym doskonale wiedzą kardiolodzy.

Tak było np. z Jamesem Gandolfinim, który miał zawał na wakacjach we Włoszech 19-06-2013 roku.


Paco de Lucia, znany gitarzysta zmarł na wakacjach w Meksyku 25-02-2014 roku.



Nic nie zapowiadało śmierci.

Artyści często tak pochłonięci są pracą, że nie mają czasu na odpoczynek. Pracują dzień i noc. A potem jadą na urlop i brakuje im adrenaliny. To nie stres powoduje zawał. Jedzenie też nie. To brak racjonalnego trybu życia. Praca musi być przeplatana wypoczynkiem, bo wtedy organizm się regeneruje. Trzeba słuchać swego organizmu. Ale ludzie na fali nie chcą stracić swojej szansy, a nie wiedzą, że mogą stracić życie.

24/09/2015

Świetlik

Ojciec i syn szli po zamarzniętej tafli jeziora. Lód się pod nimi załamał. Mieli zginąć, a jednak ojciec uratował syna. Później latem syn, Peter, złapał świetlika. Nie wiedziałem, że to zrobi.


Lecz przez to pewna dziewczynka kilka kilometrów dalej nie złapała go i w nocy szukała innego. Nie wiedziałem, że nie wróciła. Jej ojciec zaczął jej szukać. Jechał w deszczu, nie wyhamował przy zmianie świateł i zabił przechodnia.


Tym przechodniem był Bobby, który był w drodze na koncert ojca, Roscoe. Wszedł na przejście dla pieszych, gdy pewne auto wpadło w poślizg. To nie była niczyja wina.


Dla jego ojca wszystko przestało się liczyć. Zespół rockowy, w którym grał rozpadł się.


Ojciec Petera zmienił naturalny bieg rzeczy. Naruszył równowagę wszechświata w sposób, którego nie można było przewidzieć. Nastąpiła reakcja łańcuchowa.


Wszystko to się wydarzyło, bo ojciec nie chciał stracić swego syna, a w konsekwencji inny ojciec stracił swojego.


Po 25 latach zdarzyła się sytuacja, która mogła przywrócić równowagę.


Ojciec sporządził serum, które miało go uleczyć. Nie zdążył go wypić i schował do lodówki. Jego syn jechał samochodem. Widział wypadek. Zatrzymał się. Sprawca wypadku zaczął uciekać, Peter ruszył za nim w pogoń. Sprawca uderzył go w głowę i Peter stracił przytomność. Gdy się obudził, to pojechał do domu. Bolała go głowa więc wziął aspirynę i popił mlekiem z lodówki (z serum). Dostał ataku. Gdy podano mu zastrzyk odczulający Peter odzyskał przytomność i przeżył. Bo był młody i silny.


Reakcja łańcuchowa miała uratować ojca, który nie przeżyłby zabójczego serum. Nawet ból głowy musiał ktoś wywołać. Koło się zamknęło. Ojciec uratował dawno temu syna po to, żeby on uratował kiedyś swego ojca.


Historia z tv.



Nasze życie jest powiązane z życiem innych ludzi. Bądź uważny, bo możesz zrobić coś co zmieni przyszłość.


Każda akcja wywołuje falę, a konsekwencje mogą być oczywiste albo nieprzewidywalne.


Ostatnio duże wrażenie zrobił na mnie znajomy, który po ayahuasce zmienił się bardzo. On teraz zastanawia się zanim coś powie (kiedyś gadał by gadać), cedzi każde słowo, bardzo uważa co mówi. Nie ujawnia wszystkiego co mu się tam przytrafiło, ale zmiana zachowania jest widoczna dla każdego. On wie, że może nierozważnym słowem zmienić komuś życie.


Ważmy każde słowo, bo możemy kogoś zdołować. Lepiej dowartościowywać ludzi, bo wtedy suma szczęścia rośnie, pozytywna energia wzrasta.


Jeśli jesteś przytomny to nie przegapisz fali szczęścia, kiedy twoje marzenie się spełnia i wszystko dzieje się samo przez się.


Przyszłości nie można przewidzieć, można ją kształtować.



 To dzisiejsze widoki


A więc patrz pod nogi, patrz w niebo, patrz na ludzi wokół ciebie. Obserwuj sytuacje, które dzieją się wokół. I reaguj.


Nie łap świetlików bez powodu.




23/09/2015

Odporność

Nadeszła jesień. Moja ulubiona pora roku. Właśnie teraz co zasiałeś to zbierzesz. Natura się zmienia, ty też się zmieniasz. Tej pory roku nie mają na Florydzie, w Hollywood, czy na Filipinach.

To dobra pora roku dla ludzi, którzy dbają o swoje zdrowie, a zwłaszcza o odporność na choroby. Nic samo się nie dzieje.

Obroną organizmu przed chorobami zajmuje się tzw. układ immunologiczny, czy limfatyczny.

Budowa tego układu jest skomplikowana. Tworzą go:

  • Limfocyty, makrofagi, monocyty, komórki K - rozsiane są w ustroju, krążą we krwi i w chłonce oraz skupiają się w narządach limfatycznych.

  • Szpik kostny i grasica, śledziona, węzły limfatyczne, migdałki i rozsiane skupiska tkanki limfatycznej w postaci grudek chłonnych.

  • Błony śluzowe np.: przewodu pokarmowego, dróg moczowych, dróg oddechowych.

Niby to wszystko wiemy, ale skąd taki wysyp chorób „autoimmunologicznych”. Dlaczego organizm niszczy własne komórki i tkanki, atakuje sam siebie i chce popełnić samobójstwo.

Gdy zadbasz o siebie, to twój organizm nie zgłupieje i będzie dzielnie cię bronił przed chorobami. Zanim wydasz majątek na hity – kity, które zrujnują twoją wątrobę, trzustkę i śledzionę, przypomnij sobie o rodzimych owocach ziemi.

Zacznij od czosnku i cebuli. Te pokarmy znane są od zamierzchłej starożytności. Początkowo elity spożywały czosnek, a plebs jadł cebule. Później odwrotnie, tylko arystokracja spożywała cebulę, dla biedoty pozostał czosnek.

Ludzie, którzy jadają czosnek i cebulę w większych ilościach, mają w swoim krwiobiegu detromycynę – naturalny antybiotyk. Organizm produkuje antybiotyki własne, które są tak silnymi środkami bakteriobójczymi, że ludzie odżywiający się w ten sposób nie chorują. Bakterie nie mają do nich przystępu. Eteryczne olejki cebuli są zbawienne jeszcze pod jednym względem, nie tylko dlatego, że rozpuszczają krew, cebula dostarcza również siarki i te eteryczne olejki cebuli mają zbawienny wpływ na naszą śluzówkę.

Czosnek jest drogocenny, ale nie można przekraczać 2-3 średnich ząbków na dobę, bo rozdyma bardzo kanały wątrobowe. Jest silnie bakteriobójczy, zapobiega sklerotyzacji, uszczelnia naczynia krwionośne, zapobiega osłabieniu całego organizmu.

Bierzemy 3 średnie ząbki czosnku, kroimy na malutkie kawałeczki, położyć na chleb i posmarować masłem. Tylko masłem. Margaryny nigdy nie jedz, bo skrócisz sobie życie. Masło kupuj tylko w „złotku” lub „sreberku”, bo tylko takie zawiera witaminę A. Witamina ta nie ginie przez gotowanie czy smażenie, ale ginie w świetle. Masło można zrobić też samemu. Na koniec posyp taką kanapkę posiekaną natką pietruszki, która jest środkiem silnie moczopędnym, przeciwzapalnym, bardzo bogatym w żelazo i najbogatsza w witaminę C. Natka niweluje też ostry zapach czosnku. Taką kanapkę należy zjeść przed kolacją przez miesiąc. Potem zrobić tygodniową przerwę i kontynuować kurację.

Właśnie teraz czosnek jest najlepszy, nasz polski. Warto kupić cały warkocz na bazarze, bo taniej i mamy pewność, że to z naszych plantacji.

W naszej rodzinie, gdy byłyśmy dziećmi, ojciec robił nam taką kurację. Zawsze w soboty wieczorem. Podobało nam się to, bo dostawałyśmy pół bułki z czymś piekącym. Nie czułyśmy smrodu, bo jedli to wszyscy domownicy. Nawet jak ktoś złapał katar, to przechodził po 2 dniach, a inne choroby przechodziły łatwo i szybko. Gdy dziąsła są uszkodzone to pieczenie jest ostre. Wtedy wiesz, że trzeba iść do dentysty, albo zmienić szczoteczkę.


Gdy wybitnie nie trawisz czosnku to polecam kurację cebulą. Właściwie to nie kuracja, a nawyk jedzenie.

Już samo krojenie cebuli i wdychanie tego „gazu” zapobiega wystąpieniu gronkowca w zatokach, czy w oskrzelach. Wszystkie szczepy gronkowców i złocistych, i zieleniejących, i różne paciorkowce, odporne nawet na antybiotyki, nie opierają się eterycznym olejkom cebuli przesyconym siarką. I to ratuje organizm ludzki. Jeśli ktoś ma zapalenie spojówek na tle gronkowcowym, to jednego dnia ucierać chrzan na tarce, a drugiego dnia ucierać 2-3 główki cebuli i porządnie popłakać. Za tydzień wypłacze chorobę z siebie. Cebula jest też dobra na odciski, wrzody, czyraki.


W zimie cebulę powinni jeść wszyscy, przynajmniej co 3 dzień. Jedną dużą lub dwie średnie cebule kroimy na plasterki i solimy, żeby puściły sok. Potem polewamy oliwą lub olejem, jaki kto lubi, bo to ma nam smakować. Oliwa łagodzi też ostrość cebuli i chroni naszą wątrobę. Potem na godzinę zostawić pod przykryciem, żeby się dokonały cudowne procesy chemiczne. I w końcu można ją zjeść przed obiadem lub kolacją.

Wymienione wyżej kuracje są tanie i wykorzystuje się lokalne produkty. Chcesz być zdrowy to zapomnij o zamorskich frykasach.

Jesienią jemy polskie warzywa.

Dzięki temu, że była susza to polskie marchewki są w tym roku dłuższe i chudsze. Normalnie szukały wody i rosły wzdłuż, a nie wszerz. Łatwo je odróżnisz od tych z kontenerowców.  Polskie marchewki nawet po umyciu szczoteczką (jak te poniżej) nigdy nie będą takie jak w markecie. Trzeba by moczyć marchewki w ace lub chlorze, żeby były takie jak w markecie.

Warto też kupić koperek, bo teraz jest najtańszy i najlepszy. Można kupić kilka pęczków, umyć, pokroić i wysuszyć, albo zamrozić. Można wykorzystać pojemnik na kostki lodu, ale biały zafarbuje. Przez całą zimę mamy własny produkt, a nie węgierski. Zimą nigdy nie ma polskiego koperku w sklepach. W doniczce kiepsko się uprawia.


Natkę pietruszki można hodować w domu. Do doniczki z ziemią wsadza się końcówki korzeni pietruszki i podlewa. Można też wysiać nasionka do doniczki i trzymać na parapecie. Natką jest łatwa w uprawie. Ja jej nie suszę. Zużywam dużo, bo lubię potem wydłubywać z zębów. ;)


Żeby utrzymać odporność zapomnij o owocach cytrusowych zimą, bo wychładzają organizm.

 

20/09/2015

Gimnastyka po raku

Ruch jest niezbędny do funkcjonowania człowieka. Organizm bez naszej wiedzy wibruje, komórki tworzą się i umierają. Oprócz tego potrzebny nam jest celowy ruch – dla zachowania zdrowia. Dla tych co dużo siedzą najlepsza jest praca fizyczna, bo przyśpiesza obieg krwi, reguluje jej ciśnienie, wzmacnia mięsień sercowy, utlenia serce i mózg, usprawnia czynność wątroby, odnawia cały ustrój człowieka. Jednak nie każdy chce się męczyć fizycznie i pojawiają się choroby.

Kiedyś dzieci miały dużo ruchu na wolnym powietrzu i mało było zachorowań. Teraz dzieci są wożone przez mamusie wszędzie, są grube i chorują.

Ćwiczenia gimnastyczne wykonywane na komendę, wspólnie – niewiele dają korzyści, a nawet są szkodliwe, jak zauważył dawno temu Ojciec Andrzej Czesław Klimuszko. Każdy człowiek ma inny refleks, odmienne reakcje, indywidualne tempo ruchów i odruchów. Nakazy narzucane przez kogoś innego wywołują zamieszanie równowagi.

Dużo ludzi ćwiczy teraz jogę, ale najpierw powinni poznać ćwiczenia pod okiem mistrza (a tych niewielu). W przeciwnym razie joga może powodować zaburzenia psychiczne, a nawet można sobie pogorszyć zdrowie wykonując niewłaściwie asany.

Ludzie już dawno przestali żyć wg praw przyrody, boją się słońca, zatruli powietrze i wodę, zajadają się sztucznymi smakołykami w sztucznych opakowaniach. Sami sobie hodują raka.

Wczoraj zadzwoniła przyjaciółka zasięgnąć porad w sprawie raka nerki, bo ktoś z jej rodziny właśnie został zdiagnozowany. Ciekawe, że już wiadomo, że to rak złośliwy. Widocznie diagnostyka poszła daleko. Co ciekawe, ma już wyznaczony termin do szpitala, ale nic w swoim życiu jeszcze nie zmienił, jest gruby i ma raka.

Ludzie są leniwi. Myślą, że ktoś usunie z ich życia chorobę. Owszem, jeśli to rak nerki, to chirurg usunie guz, potem nerkę, zaszyje i wypisze do domu. Potem przez 5 lat zaprosi na badania kontrolne. Aż do następnego raka, bo przecież chory człowiek nic nie zmienił w swoim życiu.

Pozytywne myślenie nic nie pomoże, rak nie zniknie i umrzesz uśmiechnięty. A przecież chodzi ci o długie życie. Trzeba było myśleć pozytywnie całe życie wcześniej, a nie jak jest za późno.

Dzisiaj chciałabym przedstawić kilka ćwiczeń, które wykonuje mój stary ojciec, po kilku operacjach, w tym 2 raki. Ma się coraz lepiej, co jest nielogiczne, bo przecież jest coraz starszy. Byłam kilka dni na działce i go przyłapałam na ćwiczeniach.

To wygląda tak, że rano się budzi, odkrywa kołdrę i robi „rybkę” (w łóżku).

W leżeniu na plecach kładziemy dłonie na wysokości 4,5 kręgu szyjnego, zgiąć łokcie i całym ciężarem przylgnąć do podłoża (potylica, ramiona, biodra, łydki). Łóżko mój ojciec dawno wymienił na twarde. W tej pozycji wykonuje się kołysanie na prawo, na lewo, jak płynąca rybka. Ćwiczenie wykonuje się ok. 1 minuty, można wahnięcia liczyć, jak ktoś chce.

Potem wykonuje kolejne ćwiczenie „karaluszek”. To ćwiczenie to imitacja biegu, ale nie obciąża stawów i serca.


Podnosi się do góry ręce i nogi i potrząsa, jak przewrócony karaluch. Można robić nogami rowerek, a rękoma wkręcanie żarówki czy śruby. Wykonuj ok. 1 minuty. W ubiegłym roku po złamaniu nadgarstka zawsze rano wykonywałam to ćwiczenie, jeszcze zanim otworzyłam oczy. Po prostu drętwiała mi ręka i trzeba było ją jakoś rozruszać. Wszystko przeszło i jest dobrze.

Potem mój ojciec unosi obie nogi wyprostowane do pionu (90º), ręce dotykają kolan i stara się je jeszcze wyprostować. To ćwiczenie może być trudne dla osób otyłych, ale mój ojciec od 40 lat waży tyle samo, jest szczupły i gibki.



Minęły 3 minuty, mama jeszcze nie zdążyła wyjść z łazienki. Teraz dopiero ojciec wstaje i wykonuje uziemianie. Podnosi ręce do góry (wdech) i opada na pięty (wydech), aż ciało przelecą drgania. To wykonuje 3 razy.

To ćwiczenie jest znane z Qi gong i innych technik. Zwykle kończy cykl dowolnych ćwiczeń.

Pisałam o tym tu 8-aksamitnych-ruchow Można je wykonywać kiedykolwiek i być dowolnie ubranym, ale na boso.


Te ćwiczenia są zainspirowane Michałem Tombakiem (kompleks Nishi) i Ojcem Klimuszką. Nie są dokładnie te same, ale wypracowane i dostosowane do mojego ojca. Ojciec ćwiczy tylko rano i sam, czyli spełniony warunek dobrych ćwiczeń. Nie popisuje się przed nikim, bo nikt nie widzi. Ćwiczy we własnym rytmie, ale codziennie od czasu ostatniej operacji raka prostaty. A potem jedzie na ryby :)

Tuż po operacji ćwiczył w myślach, bo przecież miał szwy i czuł się fatalnie. Opowiedziałam mu o Louise Hay, która zaraz skończy 89 lat (8.10) i ma się świetnie (louisehay ). A była sparaliżowana i miała nie żyć. Zresztą już teraz naukowcy robią eksperymenty i opisują jak to mięśnie się wzmacniają, choć ćwiczenia wykonuje się w myślach.

Te ćwiczenia polecam każdemu dorosłemu (dla dzieci to za nudne), grubemu, staremu lub choremu. Żeby być zdrowym trzeba o to zadbać samemu.

Dbaj o siebie. I ćwicz.

13/09/2015

Obnażanie konia trojańskiego

Pod koniec sierpnia byłam świadkiem obnażania się w miejscu publicznym.


 


Grupa kobiet rozebrała się i karmiła dzieci piersią. Ujawniły swój ekshibicjonizm, bo o dzieciach to one nie myślały. Pojawiła się od razu grupa młodych chłopców, którzy niezdrowo się podniecali. Byli też starsi panowie, ale oni tylko zerkali i ślinili się, nie byli nachalni.



Widok dla każdego był żenujący. Najintymniejsza chwila z własnym dzieckiem została wystawiona na widok publiczny w niewiadomym mi celu. Małe dzieci nie mają jeszcze odporności, a wystawiane są na zarazki, wirusy, zagrzybioną klimę w galerii, a nawet „złe oko”. Ale co tam, obnażanie się jest modne. Rozbierają się wszyscy, nawet sportowcy i dorabiają jakieś uzasadnienie. Kto namówił te kobiety do takich zachowań? Oszust Sinon.


Skąd ta nienawiść do dzieci?


Każda ciężarna wie, że najlepszym pożywieniem dla dziecka jest mleko matki. Dowiaduje się tego od własnej matki, siostry, babki, koleżanek, lekarzy. Ale nie każda może karmić, albo nie chce. Tak było zawsze, że jedne matki karmiły a inne nie. Od tego były mamki. Takie akcje w żaden sposób tego nie zmienią. Normalne matki, kochające swoje dzieci nie narażą je na niebezpieczeństwo. Gdy za kilka lat takie dziecko zachoruje na jakąś dziwną chorobę, to mamuśka znowu się obnaży w celu zbiórki pieniędzy na leczenie.


A może to nowy kult Izydy – egipskiej bogini magii, mądrości, odrodzenia, leczenia, władzy, miłości, małżeństwa, macierzyństwa i zmarłych.



To Izyda karmiąca swego syna Horusa. Ale to chyba nie ta epoka.


Ciekawe w jakich czasach żyjemy. Dziecko, żeby przyjść na świat zachodni musi się sporo namęczyć. Musi ominąć kobiety po aborcjach, bo one pachną śmiercią.


Mamuśki szybko chcą „dojść do formy” po ciąży i zostawiają swoje dzieci, bo muszą się „realizować” albo podróżować. A przecież w każdej książce o pielęgnacji niemowląt piszą, że najważniejsze dla dziecka są pierwsze 3 lata życia. I dziecko powinno być z matką non stop. Wtedy emocjonalnie jest zdrowe, a potem nie choruje, nie ma depresji, anoreksji czy myśli samobójczych.


Matki wschodu witają na świecie każde dziecko i mają ich wiele. Wschód nie zginie.


Dzieci są pod ochroną. Jak np. te z Wietnamu w 1975 roku. Stany Zjednoczone najpierw zabili rodziców tych dzieci, żeby potem zabrać te sieroty.


ze strony joemonster.org


Dzieci tuż po urodzeniu są szczepione, niektóre potem chorują.


Potem dziecko jest skazane na jedzenie tego co da mamusia. Nagminnie karmi się dzieci warzywami, których one nie lubią. Ciekawe dlaczego. Propaguje się przemycanie zieleniny do potraw, czyli uczy się dzieci oszukiwania. A wcale to zdrowia nie "daje".


Małe dziecko jest narażone na ekscesy seksualne, a nie umie się bronić. Czasem krzywdzą je najbliżsi. Robi się wszystko, żeby dzieci były obiektem seksualnym. Po to właśnie organizuje się konkursy piękności od 1 miesiąca życia.



Oglądałam kilka odcinków i współczułam tym dzieciom. Wiele z nich choruje, bo nie potrafią się matkom sprzeciwić. Smutne to widowisko. Smutne dzieci.


Sesje zdjęciowe małych dzieci przebranych za dorosłe wzbudziły niesmak i zdecydowaną dezaprobatę. Ale zawsze znajdzie się jakaś mamuśka, która wrzuci do netu zdjęcia „wystylizowanego” dziecka. Lobby pedofilów już pracuje nad tym, żeby obniżyć wiek dzieci gotowych do współżycia. Muzułmanie mogą brać ślub z 12 dziewczynkami. I tak będzie.


Zgodnie z hasłem: wszystkie dzieci są nasze, politycy robią wszystko, że odciąć dzieci od rodziny. Teraz muszą pracować oboje rodzice, a dzieci trafiają do żłobków, przedszkoli. Potem trafiają w młyn indoktrynacji szkolnej. Co roku „dla ich dobra” zmienia się program szkolny i zasady, wymyśla się niepotrzebne przepisy. Żeby potem wracać do tego co było. Nikt nie może się czuć pewnie w systemie szkolnego wyrównywania. A później dzieci dorastają i swoim dzieciom robią dokładnie to samo.


Im bardziej zakryty jest wschód tym bardziej odkryty jest zachód.





Ludzie są jacyś zamuleni i nikt nie protestuje przed pornografią, wyuzdaniem i prostytucją od rana do nocy w mediach. To ma być wzorzec kobiecości czy maszynka do seksu. A przecież nie wszystkie kobiety są takie.


Propaguje się ostatnio modę na przezroczyste ubrania, na wystawianie ciała na widok publiczny. To jest obnażanie się, a udawanie, że się jest ubranym.


Nie ma żadnej tajemnicy.


Nic dziwnego, że wschód przybywa, żeby zrobić z tym porządek. Już wcześniej przygotowano grunt – mają już swoje jedzenie – kebaby, swoje ubrania –chusty z cekinami i spodnie haremki (;))), swoje restauracje itd. Wszystko już tu jest. Nie muszą czekać jak Polacy 10 lat temu w Anglii. Teraz są tam polskie sklepy, ale na początku Polacy musieli jeść to co Anglicy.


A wszystkim to się podoba. Bardzo popularny serial propaguje kulturę muzułmanów. Pokazują, że życie ludzkie jest nic nie warte, można każdego zabić i jeszcze znaleźć uzasadnienie w swoich świętych księgach. Rolą kobiety jest służba mężczyznom, można ją wykorzystać i porzucić. Albo jesteś muzułmaninem, wyznajesz ich Boga, albo jesteś niewiernym, giaurem i można cię zabić. Imperium rosło w siłę, aż pojawiła się ruda Słowianka i rozwaliła całe to imperium w drobny mak.


Anastazja zw. Hürrem


Ten zorganizowany najazd na Europę skojarzył mi się z koniem trojańskim. W szkole uwielbiałam mity greckie i zawsze dziwiło mnie, że Trojanie tak dali się nabrać. Przecież nie byli głupi, a zostali zmanipulowani przez elity. Zwykli ludzie mają zwykle zdrowy rozsądek i myślą racjonalnie. Ale jak się ich wyzywa od grekofobów, tchórzy bez serca, to każdy zamilknie, nawet na wieki.


O koniu trojańskim pisał Homer w Odysei i Wergiliusz w Eneidzie. Koń trojański jest symbolem niewinnego prezentu, który przynosi zgubę. Trojanem nazwano zabójczy wirus komputerowy. Ta historia jest zupełnie inna niż w przysłowiu „darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby”.


Koń trojański był drewnianą ogromną konstrukcją, w którego wnętrzu ukryli się najlepsi wojownicy greccy z Odyseuszem na czele. Zwykli ludzie chcieli go spalić, ale król Priam wprowadził konia do miasta. Król dał wiarę słowom Sinona – syna znanego oszusta Autolika. Ciekawe, że oszuści mieli najwięcej do powiedzenia. Szczegóły tej historii proszę sobie doczytać.



Coś jak teraz u nas. Najwięcej do powiedzenia mają ci, którzy najmniej wiedzą o tej kulturze. Wystarczy kilku Sinonów na wysokich stanowiskach i wojna gotowa. Dla muzułmanów nie liczy się miłosierdzie, demokracja, litość. Nie jadą do bogatych krajów muzułmańskich tylko do Europy, żeby nas nawracać na swoją religię.


Przybywają bojownicy, mężczyźni w sile wieku z wymyślonymi ckliwymi historyjkami. Kobiety i dzieci zostały w kraju pogrążonym w wojnie. Niewiele z nich decyduje się na podróż zagrażającą życiu ich dzieci. Ale co one mają do gadania. Zostawione zostały na pastwę wojny i to one muszą walczyć o wolność. Wojna nie zaczęła się wczoraj, więc dlaczego wcześniej nie uciekli?


Nie ma przypadków, a ta akcja jest dobrze zorganizowana. Wielu się nabierze.


Jest taki film dokumentalny BBC o miastach w północnej Anglii. Przybyło tam na początku XX wieku sporo Pakistańczyków i Hindusów do pracy w fabrykach. Potem przemysł włókienniczy upadł, a oni zostali. Teraz nie pracują, bo żyją z zasiłków. Zresztą muszą się ciągle modlić. Większość kościołów jest przerabianych na meczety. Ta kultura nie asymiluje się, nie zmienia swoich przyzwyczajeń, ani swoich przekonań religijnych. To jest zakazane.


Ludzie zachodu zachowują się jak istoty bez mózgu, które zatraciły instynkt samozachowawczy.


Właściwie pozostaje tylko się modlić o rozum.


Nie udało się wywołać wojny z Ukrainą to może teraz wystawić narody na zag ładę. A nuż się uda.


Jest taki świetny obraz Zdzisława Beksińskiego z 1980 roku, który pokazuje współczesną rzeczywistość, która rozpada się na naszych oczach. Piękna wizja.



Nie mamy ani przeszłości, ani przyszłości, rozpadamy się powoli. Odrywamy się od własnych korzeni, tradycji i nie będzie dzieci, które byłyby naszą przyszłością, naszymi mścicielami.


Zdzisław Beksiński nie żyje od 10 lat.


 


 


 




07/09/2015

Rzeżucha po sumeryjsku

Tytuł trochę mylący, bo to będzie wpis o pieprzycy siewnej, zwanej potocznie rzeżuchą. Prawdziwa rzeżucha jest zupełnie inną roślinką. O kulturze sumeryjskiej pisałam niedawno tu, a chodzi o wykorzystanie naturalnych naczyń, w tym przypadku skorupek jajek. Roślinka pochodzi z Bliskiego Wschodu, więc być może to nie „chwyt reklamowy”. Od IV wieku p.n.e. minęło sporo czasu. Roślinka jest testowana w Polsce od XV wieku, więc jest dobrze rozpracowana.

Każdy zna tę niepozorną, śmierdzącą roślinkę. Pojawia się w wielu domach przed Wielkanocą. W moim domu pojawia się co jakiś czas przez cały rok, więc kupuję znaczną ilość właśnie na wiosnę. Potem trudno ją dostać w sklepie.

Uprawa tej roślinki jest bardzo łatwa. Wystarczy wysypać do naczynia trochę ziarenek i podlać, a potem tylko uzupełniać wodę, żeby podłoże było ciągle wilgotne. Ja polecam wysiać do skorupki po jajku. Wyłożyć watą lub ligniną i posypać. A potem gdy urośnie to jeść. Ilość wskazana i bezpieczna dla zdrowia to właśnie tyle, ile mieści się w skorupce, czyli łyżeczka. Właściwie rzeżuchę jemy jak kiełki, ale uprawiamy tylko do 9 dni. Bo potem ma gorzki smak i zakwita. Czasem jak wsypiemy za dużo ziarenek, to możemy po ścięciu jednej warstwy, poczekać aż wyrośnie następna i mamy wtedy drugi zbiór.

Pora roku też jest odpowiednia, choć niektórzy łączą rzeżuchę z Wielkanocą. I dobrze. Bo na wiosnę rzeżucha była pierwszą roślinką uprawianą i jedzoną w tym okresie. Może dlatego, że posiada wiele minerałów i witamin wpływających korzystnie na człowieka. Zimą ludzie odżywiali się monotonnie, zwykle jedzono kasze, pieczywo, czasem mięso, czasem owoce, które można długo przechowywać. Ludzie byli ociężali, mieli słabą przemianę materii, bo zimą to tylko przy kominku się siedziało, mało ruchu.

Gdy nadchodziła wiosna zaczęto wysiewać rzeżuchę. Nie bez powodu. Zaobserwowano, że jedzenie tej roślinki powodowało szybszą przemianę materii, bo ma ona ostry smak. Pobudza to wydzielanie śliny i większy apetyt. Dzieci – niejadki zaczynały jeść. Zmniejszały się brzuchy, bo poprawiało się krążenie (działanie odchudzające), ludzie nabierali więcej chęci do życia (działanie oczyszczające), skóra i włosy nabierały blasku (działanie odmładzające). Kiedyś ludzie nie mieli pojęcia o składzie roślin, a wiedzieli na co pomagają i czemu szkodzą.



Jedzenie rzeżuchy korzystnie wpływa na dziąsła, bo zawiera witaminę C. Ta roślinka w 100 g zawiera więcej tej witaminy (61-89 mg) niż cytryny (20-70 mg), pomarańcze (16-47 mg), grejpfruty (24-45 mg). A rośnie w naszym domku, a nie płynie miesiącami w kontenerach bez światła.

Witamina C jest bardzo ważna dla naszego zdrowia, bo podnosi ogólną odporność organizmu. Zapobiega chorobom, ale ich nie leczy. A już kwas askorbinowy, kupowany w aptece jest bezużyteczny. Nie jest przyswajany przez organizm tylko wydalany z moczem. Szkoda pieniędzy na suplementy.

Po zimie włosy, skóra i paznokcie są słabe, łamliwe. Gdy do jedzenia zaczęto dodawać rzeżuchę zauważono, że następuje poprawa wyglądu. Cera stawała się promienna, bo krew szybciej krążyła, włosy przestały wypadać, a paznokcie przestały się łamać. Teraz wiemy, że to zasługa siarki. Gdy rzeżuchy jest dużo, to można wyciskać sok i smarować zmiany na skórze, takie jak trądzik, wypryski, owrzodzenia. Sokiem można też smarować dziąsła, bo ma działanie dezynfekujące. Nie polecam picia soku z rzeżuchy, bo łatwo wtedy przedawkować. A rzeżucha ma działanie moczopędne, w końcu krew szybciej krąży. Osoby z nieprawidłową pracą nerek powinny jeść jej mało. Umiar, albo Hara-hachi-bu jak zawsze, wskazany.

Korzystne działanie rzeżuchy na skórę jest zasługą prowitaminy A, czyli karotenu. Rzeżucha (w 100 g) ma jej więcej niż sałata, pomidory, brzoskwinie, morele czy śliwki.



Ta witamina jest konieczna dla urody, czyli dobrego wyglądu skóry i dla oczu. Niedobór jej powoduje „kurzą ślepotę”, „gęsią skórkę”, zahamowanie wzrostu u dzieci.

Nadmiar tej witaminy jest toksyczny dla organizmu, a magazynuje ją wątroba. Powoduje krwawienie warg, swędzenie i suchość skóry, nadpobudliwość.

Jeśli masz takie objawy, to idź do lekarza i zrób badania. Suplementacja na własną rękę może przynieść więcej szkody niż pożytku.

Jeśli nie odpowiada ci zapach tej roślinki, to poszukaj sobie innej. Nie ma sensu jeść coś co nam nie smakuje. Jeśli uprawiasz tę roślinkę, to w całym domu pachnie, specyficznie. Nie każdemu to odpowiada. Ale chyba jest ona lepsza i ma sprawdzone działanie niż opisane przeze mnie dziwne jedzenie . Nie zdziwię się, jeśli okaże się, że ich „cudowne” właściwości to ściema. A na pewno działają niekorzystnie na mózg.

Rzeżucha ma jeszcze więcej mikroelementów, które wzmacniają działanie opisane powyżej. Warto ją jeść przez cały rok, co jakiś czas, na zmianę z natką. Ale w bezpiecznych ilościach i na surowo.

Gdy już jesteśmy przy skorupkach jajek, to powiem, że w moim domu prawie się ich nie wyrzuca. Dostają drugie życie, aż oddadzą to co zawierają.


Jajka przed jedzeniem się myje bardzo dokładnie w gorącej wodzie. Potem się ich używa do ciasta, jajecznicy czy innych dań. Jeśli skorupki są nieskazitelne to gotujemy je ok. pół godziny, uważać na wygotowującą się wodę. Potem pozbawiamy je błonki, łamiemy i tłuczemy w moździerzu. A potem używamy tego pyłku do posypania jedzenia. Bezpieczna ilość to połowa płaskiej łyżeczki. Nie wolno podawać tego dzieciom, bo mogą się zakrztusić. Proszek jest ostry i najlepiej dodać go do masła, albo twarożku, a ja posypuję np. pomidory, bo przyzwyczaiłam się. Mój ojciec stosuje to od lat. Nigdy nie miał złamań, ani zwichnięć, nie ma osteoporozy. To idealne źródła wapnia, aby dożyć późnej starości.

Gorszej jakości skorupki, np. z plamami, moczymy w wodzie, a potem podlewamy taką wodą kwiatki. Można też pokruszone skorupki dodać do ziemi, do kwiatków. Nic się nie marnuje.

Jedzmy jedzenie sprawdzone przez naszych przodków i rosnące w naszych domach, bez nawozów i szkodliwych substancji.


03/09/2015

Kotek

Mam lenia.


Nic mi się nie chce.


Więc nic nie robię, bo nie muszę.


Nic się nie dzieje.


Nie ma o czym pisać.


 


Wczoraj wracałam z pracy i zobaczyłam śpiącego kotka.



Jemu też było gorąco. Ze zmęczenia zasnął w takiej dziwnej pozycji. Mam nadzieję, że nie spadł z okna.


Zwierzęta w mieście mają się różnie. Mój sąsiad ma psa, który wyje pół dnia. Gdy pan wraca z pracy to przestaje. A nazajutrz od nowa koncert. Pies nie rozumie, że pan go nie porzucił, że wróci.


Znam też pana, który wstaje godzinę przed pracą i idzie ze swoim psem do parku. Pies się wybiega. Wracają do domu i pan idzie do pracy, a pies odpoczywa. I jest cicho, chyba, że ktoś przejdzie w pobliżu drzwi. Wtedy szczeka, a głos ma donośny, bo to duży owczarek. Pan po pracy znowu idzie ze swoim psem do parku i biegają. I są szczęśliwi.


Mimo wszystko zwierzęta w mieście mają nieciekawie.


W dzień świeci słońce, a w nocy księżyc.


To fotka z 29 sierpnia. Widno jak w dzień.


 


Bratki w skrzynce na balkonie ciągle piękne.



 


A życie płynie bez deszczu :)