26/04/2017

Sen o zakupach

We śnie chodziłam po sklepach i kupowałam. Same ubrania, bieliznę, ciuchy. I to bez przymierzania. Wystarczył rzut oka i wiedziałam czy dana rzecz będzie na mnie dobrze leżała. Chodziłam i chodziłam po centrach handlowych, kilku. Odwiedziłam kilkanaście sklepów i w każdym coś kupiłam. Miałam jakiś przymus i zero radości. Wszystko odbywało się mechanicznie, jakbym musiała kupować i wydawać pieniądze. Jakbym to nie była ja?



 


Obudziłam się zmęczona tym nocnym chodzeniem.


Rozejrzałam się i nie zauważyłam żadnych toreb. Więc to był tylko sen ;)


Sen nic nie znaczący, bo odreagowałam zdarzenia z minionego dnia.


Poszłam do drogerii, bo kończy mi się podkład. Wiem jaki potrzebuję, więc nie chodzę i nie oglądam wszystkiego. Po co tracić czas. Była jakaś promocja. Kilka nastolatek stało przed „moją” witryną i oglądało każdy produkt. Trzymały w rękach gazetki. Była promocja 1+1, więc chyba dla dziewczyn korzystna. Na chwilę przepchnęłam się, zobaczyłam, że mojego kosmetyku nie ma i wyszłam. Szkoda mi czasu na spędzenie pół dnia w sklepie. Staram się ograniczać w kupowaniu kosmetyków i raczej idę w jakość, a nie w ilość.


Ciekawe, bo moje zachowanie we śnie było zupełnym przeciwieństwem mojego realnego życia. Nie łażę po centrach handlowych. Manu szczególnie nie lubię. To sklep w murach fabryki, w której wykorzystywano pracę ludzi. Prawie fizycznie czuję krew, pot i łzy robotników. Żadna muzyka i zapachy tego nie przykryją. Źle na mnie działają. Zawsze czuję potem przygnębienie. A jednak pracują tam ludzie, którzy muszą tam spędzać kilkanaście godzin dziennie.


Codziennie coś wyrzucam, ale nie mam potrzeby kupować w to miejsce czegoś nowego. Ostatnie dżinsy kupiłam 2,5 roku temu. Są świetne i ciągle pasują idealnie, to po co kupować kolejne. Sukienki kupuję częściej, ostatnią kupiłam 2 tygodnie temu, bo miałam wyjście.


 


Nastąpiła równowaga między rzeczywistością, a snem. I jest dobrze.


 

22/04/2017

Tradycja

Ostatni poniedziałek był ciężki. Dawno nie byłam tak oblana wodą. Nie ma się co dziwić, przecież był śmigus dyngus. Pogoda nie była sprzyjająca, ale wszyscy byli przygotowani. Gdy tylko wysiedliśmy z taksówki to się zaczęło pryskanie. Rozmazał mi się makijaż, od śmiechu czy od wody. Laliśmy się bez umiaru. Były tam małe dzieci, które zupełnie nie wiedziały o co chodzi, ale pryskane nie płakały.


Tradycja w mojej rodzinie nie zginęła. Na ulicach było pustawo, nikt się nie polewał wodą. Nic dziwnego, bo za to groziła kara 10 lat więzienia. Uniknęliśmy jej, bo nikt nie doniósł ;) Teraz nikomu nie w głowie kultywowanie tradycji, przynajmniej nie w mieście. Tak to jest jak brak kultury, trzeba znać umiar.



Dzielne magnolie.


Co z tego, że zimno. W końcu to kwiecień. Nie ma roślinki, która by nie czuła wiosny. To drzewo w drodze z pracy.




Dowiedziałam się, że mój wieloletni znajomy poważnie zachorował. Szok. Dobrze się czuł, a tu grom. Właściwie to zapracował na nią. Książkowy przykład. Nic nie jest ważne oprócz zdrowia. Zmieniają się priorytety. Zobaczymy jak w tym teście wypadnie służba zdrowia. Mam co robić. Motywować.




16/04/2017

Na święta

Myślałam, że czasy zapisów w sklepach minęły. Nie minęły. Poszłam dzisiaj po chleb do piekarni, w której zawsze kupuję pieczywo. Już nie było. A ja na to: poproszę o długi chleb. I ekspedientka wyciągnęła spod lady i mi sprzedała. Podobno były zapisy i tylko tyle było do sprzedania. Tak to jest, że gdy kupuję w zaprzyjaźnionych sklepach, to dostaję to co chcę. Jeszcze muszą mnie lubić. Nić sympatii jest konieczna.


Niedawno rozmawiałam z koleżanką i opowiadałam jej o kaczkach, które w środku zimy spacerowały po śniegu. A ona powiedziała, że muszą być chore, skoro nie odleciały do ciepłych krajów. A może one wiedziały, że nie ma po co lecieć daleko i że przetrwają zimę w mieście. A potem zdziwiłam się, że jest ciepło, a kaczek nie widać. Mówisz – masz. Gdy dzisiaj wracałam ze sklepu to zobaczyłam je w środku dnia, jak maszerowały. Zanim wyjęłam smartfon minęły mnie. Szły dostojnie w kierunku ulicy. Jak koleżanki. Piękne.



Dziwne, że byli inni ludzie, a jakby niczego nie zauważyli. A może kaczki są normą w mieście, a ja robię problem i się dziwię.


Zrobiłam dzisiaj mało kroków. Ciekawa liczba.



Większość dnia spędziłam przy telefonie i kompie, odbierałam życzenia, wysyłałam życzenia, wysyłałam sms-y, mejle. Ludzie potrzebują tego. To dobrze, że są takie okazje. Wszyscy zapracowani to nie mają czasu na częste kontakty. A przed świętami zawsze znajdą czas, żeby o kimś miło pomyśleć.


Dwa dni poza domem w gościach. Gdy wrócimy to będę 2 kg cięższa. Ale warto. Z rodziną nie możemy się nagadać. Dobry czas.


 


Miłego spędzenia czasu w te wolne dni :)


 


 


 




13/04/2017

Gen miłości

Mogę się zgodzić, że ludzie pozbawieni są dobra i wypełnieni są złem. Każdy ma gen miłości, ale czasem o tym nie wie. Są ludzie, u których gen miłości widać gołym okiem.


Dzisiaj wracałyśmy ze szkoły autobusem. Usiadłyśmy tuż za kierowcą. Sprawdzałam co jest w kieszeniach plecaka, znalazłam maleńką piłkę, która wypadła mi z rąk. Straciłam refleks ;)



Piłeczka była gumowa i miała 2 cm średnicy, mocno się odbiła i odbijając się dalej zaczęła się toczyć zygzakami w kierunku końca autobusu. Autobus podskakiwał i bujał na boki, bo takie są u nas drogi, zwłaszcza te świeżo wyremontowane. Nie było dużo ludzi, ale wszystkie miejsca siedzące były zajęte i ze 3 osoby stały. Piłeczka miała dużo wolnego. Zaczęłam ją gonić. Widok był zabawny, dorosła kobieta na obcasach gania za piłką. Ludzie obojętnie się patrzyli, młodzież z pustymi oczodołami nie była zainteresowana niczym oprócz swoich niebieskich ekraników. A przecież widok był śmieszny. Zastanawiałam się czy zdążę dogonić piłkę zanim autobus zatrzyma się na kolejnym przystanku. I w pewnej chwili jedna osoba wyciągnęła nogę i zatrzymała piłeczkę. To niezły wyczyn, bo piłka była maleńka. A osobą tą była pani 80+, w okularach. Jej oczy się śmiały i ona też się śmiała. Podziękowałam serdecznie, a ona była ubawiona. Dzięki niej nie musiałam ganiać przez cały przegubowiec. Są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie. Nie podstawiają ci nogi, a robią dobre uczynki. I ta pani była przepełniona miłością do drugiego człowieka, miała ten gen.


Inni też mają, ale pałają miłością do siebie i zagarniają co się da.


Większość dnia padało. Gdy przechodziłam przez skrzyżowanie to zauważyłam starszego człowieka, który klęczał i miał pudełko po margarynie. Zrobiło mi się go żal. Wrzuciłam mu 3 zł, niech ma miłe święta. Niech je wyda na cokolwiek co sprawi mu przyjemność. Gdyby każdy coś wrzucił to świat byłby lepszy.


Gdy wszystko płacę kartą, to mam potem problem z bilonem. Mam taką zasadę – gdy coś dostaję to potem oddaję. I tak nakręca się spirala dobra i pieniędzy coraz więcej. Trzeba się dzielić.


Spotkałam potem osobę, która na mnie poluje i próbuje mnie nawrócić i uduchowić. Ona ma głęboko ukryty gen miłości, nikomu nie pomaga, ale ma o sobie wysokie mniemanie. Teraz praktykuje pole serca, czy coś takiego. Potem dotyka się w dwa miejsca i ma być dobrze. Przestałam rozumieć te praktyki, staram się szybko odchodzić i nie dać się indoktrynować. Mnie wystarczy samo życie, które przynosi różne znajomości i korzyści. Chyba cały autobus praktykował pole serca i nie miał czasu zająć się realną pomocą śmiesznej pani, która biegała za piłeczką.


Odszukaj w sobie gen miłości i zrób komuś przyjemność. To nic nie kosztuje. Zobaczysz jak dobro wraca i dostaniesz to czego szukasz. Nie wierz, że za wszystko trzeba płacić. Pieniądze to tylko energia i lubią płynąć. Nie bez powodu mówi się: Bóg zapłać. Jak ci ktoś nie zapłaci, to Bóg (Los, Wszechświat lub w cokolwiek wierzysz) ci zapłaci. Tak to jest urządzone.


Zrób to na te święta. Obdarz kogoś miłością. Bezinteresownie.





 

12/04/2017

Zły człowiek

Dzisiaj przez ponad 2 godziny byłam biernym słuchaczem rozmowy. czasem się wtrącała, żeby czegoś więcej się dowiedzieć. Dwie panie wspominały osobę trzecią, która już nie żyje. Ja jej nie znałam, ale po rozmowie wyrobiłam sobie o niej zdanie.


Otóż ta osoba była chciwa, pazerna, swoje dobro przedkładała ponad wszystko inne. O innych osobach mówiła źle, ale tak, że wszyscy jej wierzyli, a o innych mieli złe zdanie. Pracowała kiedyś w jakiejś gazecie, a potem była radną. Miała pełno znajomych i mogła wszystko załatwić, choć nikt jej nie lubił. Taka osoba ze starych czasów, w czasach komuny świetnie prosperująca. Panie wspominały krzywdy jakie od niej zaznały one i inni. Ta pani wszystko robiła dla pieniędzy, od każdego wyciągnęła wszystko co jej się należało, a nawet więcej. Umiała świetnie manipulować ludźmi, że oddawali jej pieniądze. Ale czy one dały jej szczęście? Rozwiodła się, nie miała dzieci, a zmarła sama w domu. Odnaleziono ją dopiero po 2 tygodniach, bo siostra sobie o niej przypomniała.



Słuchałam i się zastanawiałam ile ta osoba zrobiła zła, że nawet po jej śmierci wzbudza tyle emocji. Czy o dobrym człowieku też można mówić godzinami? Chyba jednak złe emocje zostają na dłużej niż dobre. Wypalą się jak umrą wszystkie osoby, które ją znały i doświadczyły na sobie zła.


Ta osoba nie miała żadnych dobrych cech. Przez całe życie szkodziła ludziom i gromadziła pieniądze. Po co?



Dzisiaj byłam umówiona z jedną osobą. Miała przyjechać o 19.30 do mnie do domu. Musiałam odpuścić sobie kilka spraw, żeby być. W międzyczasie oglądałam policyjny serial (rookie blue – nowe gliny, choć ja przetłumaczyłabym tytuł jako nowicjusze). A tam jedna policjantka pyta swojego przełożonego czy w każdym człowieku jest cząstka dobra. A on jej odpowiada, że nie, w końcu jest gliną i coś o tym wie. A ona się upierała, że to niemożliwe. Kiedyś też tak myślałam, ale to się zmieniło. Są osoby złe, które nic dobrego w życiu nie zrobią. Nie mają w sobie dobra. Być może jako dzieci były lepsze, ale nikt tego nie pamięta. Natomiast zło jest w każdym człowieku, jak na obrazku. Łatwiej być złym niż dobrym. Będą cię pamiętać długo.


Znajoma nie przyszła. Obejrzałam cały film. Nawet nie zadzwoniła, ale nie jestem zła. W domu inaczej się czeka niż na mieście. Ta znajoma po prostu często pije i to na umór. Potem budzi się po 2 dniach i fabrykuje usprawiedliwienia. A ja udam, że jej wierzę i znowu się umówię.


Samo życie.




09/04/2017

Fit dzień

Dzisiejszy dzień był fit, ale wczorajszy był ciekawszy.


Dzień był słoneczny ale i deszczowy. Padał przelotny deszczyk, a na trawie leżały kropelki wyglądające jak perły. Wszędzie, na każdym trawniku, który mijałam. Widok niesamowity.


 


W mieście trwa rewolucja komunikacyjna. Jest jeszcze gorzej niż wcześniej. Niektóre tramwaje mają 1 wagon, ścisk niemożliwy. Autobusy dalej jeżdżą stadami i pojawiły się korki w nowych miejscach. Źle ustawione światła na nikim już nie robią wrażenia. Piesi mają dobrze, bo nagminnie przechodzą na czerwonym. Samochody tak nie mogą. Moja wiara w człowieka nie zginęła. Policzyłam, że na niektórych skrzyżowaniach aż 12 sekund czerwone mają wszyscy i się gapią na siebie. Ludzie tego nie wytrzymują i sobie idą. Szkoda, że nie wyłączą wszystkich świateł w całym mieście. Wtedy wszyscy jeździliby ostrożnie. Kiedyś Religa powiedział, że gdyby lekarze strajkowali to byłoby mniej zgonów o 30%. My nie chcemy kolejnych rewolucji w komunikacji, bo więcej czasu spędzamy na dojazdach niż w domu z rodziną. Wszystkim decydentom życzę długoletniej wycieczki w kosmos, na nasz koszt. Bye, bye, bye.


Byłam umówiona z 2 klientami. Sprawy załatwiłam szybko bez pogaduszek, na nikogo nie czekałam, sami wyszli mi naprzeciw. Dostałam nawet zapłatę z góry, a jeszcze nic nie zrobiłam. Taka niespodzianka.


I z kolejnym klientem pożegnałam się na zawsze. Nareszcie. Dawałam mu kolejne szanse, ale on nic sobie nie robił. Uważał, że jak mi płaci to może nie przygotowywać dokumentów, gubić faktury, nie przychodzić, zwodzić. Nie potrzebuję takiej współpracy, bo tracę za dużo czasu. Nie mam w sobie genu prostytutki, nie można mnie zmusić do niczego za pieniądze. Polityków i celebrytów można, oni sprzedadzą siebie i wykonają wszystko za mamonę.


Gdy klientowi wręczyłam wypowiedzenie to jakby się przebudził i prosił o kolejną szansę. Ile można? Zostawiłam mu wszystko, odwróciłam się i po prostu wyszłam.


Ja to mam szczęście, bo mogę wybierać. Współczuję innym, którzy tego nie mogą. Ekspedientki muszą obsługiwać upierdliwych klientów, lekarze muszą wykonywać swoje procedury i nie mogą nie zbadać śmierdzących chorych.


Takich firm jak moja są tysiące, więc mam wybór i jak mi się ktoś nie podoba, to nie współpracuję. I mam spokój, nie chodzę zestresowana, zdrowie kwitnie. O siebie trzeba dbać.



A dzisiaj choć zimno, trzeba było przewietrzyć sprzęt.




05/04/2017

Epitety

Zabawny był dzisiejszy dzień. Rano dostałam mejla od klienta, który napisał, że jestem Aniołem.


Potem od innej osoby dostałam mejla, że jestem cudowna. Zostawię sobie je na pamiątkę.




Zabawne jest to, że ja nic takiego nie zrobiłam. Robię to za co mi płacą, dobrze wykonuję swoją pracę. Przypominam klientom o różnych rzeczach, rozliczam, wszystko zgodnie z umową. Nic wielkiego.


 


W jakich my czasach żyjemy, że wykonywanie swoich obowiązków jest nagradzane takimi epitetami.


 


Profesor Julian Aleksandrowicz, lekarz i filozof, o którym wiele razy już pisałam, mówił:


"Człowiek tyle jest wart, ile uczyni dla drugiego”


Nie chodzi tu o jakieś specjalne rzeczy. Gdyby każdy dobrze wykonywał swoją pracę, ludziom żyłoby się lepiej.


 


Od 15 lat wydobyto z ludzi, a może zaprogramowano ich na nienawiść. Ludzie profilaktycznie nienawidzą innych, nawet nie znając swoich "wrogów". Hejterzy chociaż dostają za to pieniądze. A co dostają zwykli ludzie? Choroby.


Bo nienawiść niszczy zdrowie i zabija.


Profesor Julian Aleksandrowicz mówił, że


"Gdyby Chrystus miał elektrokardiograf w sposób naukowy przekonałby świat, iż nienawiść zabija zawałem nienawidzącego i znienawidzonego".


 


W dobrym tonie jest szkalować innych, obrzucać błotem, oceniać i obrażać. Czy to jakaś forma samoobrony, czy niepewność własnej wartości. Człowiek szczęśliwy, mający swoje pasje, naprawdę nie zajmuje się życiem innych, bo nie ma na to czasu. Proste i łatwe jest traktowanie innych po ludzku, bez jadu.


 


Gdy na tym świecie ktoś zachowuje się inaczej, od razu się wyróżnia i jest w jakiś sposób wynagradzany, choćby dobrym słowem.Może też być piętnowany, za inność.


Patrząc na moją ostatnią uprawę zauważyłam ciekawe zjawisko.



 


Wszystkie nasionka miały takie same warunki wzrostu, tyle samo wody i tyle samo światła. A jednak jeden rzeżuch ;))) ewidentnie się wyróżnił, bo wyrósł ponad inne. Kolejnego dnia jeszcze kilku wyrosło ponad przeciętność, ale lider był do końca uprawy.


Bardzo ciekawe.


Miło jest był miłym.


 


To nic nie kosztuje, a ludzi wprowadza w dobry nastrój. Mnie też.


 



04/04/2017

Uprawa

Co można uprawiać w mieście? Maleńkie roślinki, czyli pieprzycę, czyli rzeżuchę.




Codziennie o prawie tej samej godzinie robiłam zdjęcie. Jutro wszystko zetnę i zjemy na śniadanko. A co. Po to jest. Wysieję nowe. Po żniwach wyrzucę i zrobię nową uprawę. Lubię ich smak.


Kupiłam nowe nasionka, ale w domu nie pachniało, jak ze starych. Może mi się zdaje. W smaku są OK.


 



02/04/2017

Al 13

Dzisiejszego dnia wolno kłamać, bezkarnie. Wymyśla się niestworzone rzeczy, a potem się śmieje z tych, co dali się nabrać.


Ciekawe, że na kłamstwa zwraca się uwagę tylko 1 kwietnia. Prasa i tv codziennie produkują fałszywe informacje, fakty są koloryzowane, albo się straszy ludzi albo bagatelizuje zagrożenia. Taka jest teraz norma.


Niestety ludzie przestali samodzielnie myśleć. Ale czy to jest ich wina? Nie, to wina okoliczności przyrody.


Czy my nie jesteśmy królikami doświadczalnymi? Człowiek jest chyba jedyną istotą na ziemi, która je niejadalne rzeczy. Przemysł spożywczy przeszedł totalną metamorfozę. Żeby jedzenie miało długą przydatność do spożycia stosuje się wiele technik, dodaje się wiele środków chemicznych, ale też zamyka się wartościowe warzywa w puszkach. Ostatnio widziałam na półce tuńczyka z datą ważności 2021 r. Ciekawe, że napoje z fosforanami też pakuje się do puszek, a wiadomo, że zachodzi reakcja chemiczna.



Glin jest 3 najczęściej występującym pierwiastkiem na ziemi. Liczba atomowa 13 ;) Ma ciekawe właściwości – jest odporny na korozję i bardzo lekki. Oczywiste jest jego zastosowanie w przemyśle samochodowym czy lotniczym. Używa się nazwy aluminium, bo przecież nie mówi się o glinianych samolotach.


Oczywiście aluminium się nie je, ale już kontakt z żywnością może źle na nas działać.


Uważa się, że glin nie jest wydalany przez organizm człowieka, a wątroba w całości go asymiluje. Oczywiście tak, ale niewielkie ilości. Jak wszystko.


Dlatego zaczęto go stosować też w kontakcie z jedzeniem. Dopuszczono aluminium w postaci folii i stosuje się to wszędzie – do potraw zimnych i ciepłych.



 


W folię aluminiową pakuje się kanapki dla dzieci do szkoły, piecze się buraki w folii, grilluje się na aluminiowych tackach. Dlaczego kucharze jej używają - nie rozumiem. Przecież takie jedzenie zamienia się w truciznę.


Ale gdy zbadano mózgi ludzi zmarłych na Alzheimera, to stwierdzono ogromne ilości. Zrobiono to w latach 70-tych ubiegłego wieku.


Tylko dlaczego wycofano z użycia garnki i sztućce z aluminium. W moim domu nie używało się garnków, ale widelce pamiętam. Podobno w Australii folia al jest zabroniona. Nie pytałam znajomych, ale chyba coś jest na rzeczy. Garnków nie wolno używać, a folię tak.


 


Łatwo unikać aluminium gdy jest widoczne.


Można nie pić niczego z puszek, czy nie jeść warzyw i owoców z puszek. Ale jest on dodawany do kosmetyków (dezodoranty, kremy z filtrem), leków, szczepionek.


 


Najbardziej popularne związki glinu dodawane do jedzenia to:




  • E 554 – krzemian glinowo-sodowy, środek przeciw zbrylający dodawany do cukru, soli, gum do żucia,




  • E 559 – krzemian glinu (kaolin), środek przeciw zbrylający dodawany do przypraw i aromatów, soli, gumy do żucia, ryżu, serów, mleka w proszku, kawy rozpuszczalnej,




  • E 173 – aluminium, używane jako barwnik metaliczny, np. do zdobienia wypieków,




  • E 541 – fosforan glinowo-sodowy kwaśny, dodawany do proszku do pieczenia, serów topionych, wyrobów piekarniczych.




Zimą w mojej rodzinie dawno temu pito herbatę z cytryną. Przygotowywano ją nie z torebek, ale w czajniczku. Do naczynia sypało się 1 łyżeczkę herbaty liściastej, zalewało wrzątkiem i czekało 5 minut aż się zaparzy. Potem do szklanek wlewało się taką esencję na 1 cm, i dolewało gorącej wody. Dopiero wtedy słodziło się herbatę i dodawało cytrynę. Nikt w mojej rodzinie nie zachorował na Alzheimera, choć herbatę piliśmy kilka razy dziennie. Teraz koleżanka mojej mamy umiera, bo choruje właśnie na Alzheimera. A jej choroba zaczęła się gdy zaczęła się „zdrowo” odżywiać. Wyeliminowała cukier i używała słodzików, m.in. aspartam. I chyba to jej zaszkodziło, a nie aluminium. Nie wiem czy będzie badany mózg po jej śmierci, nikogo to nie obchodzi. Od kilku lat żyje w innym świecie, nikogo nie zna, niczym się nie interesuje. Śmierć będzie wybawieniem.


 


Wszystko w małych ilościach organizm człowieka jest w stanie przetworzyć i wydalić. Więc dbajmy o siebie.


 


Profesor Julian Aleksandrowicz nie wskazywał aluminium jako metal szkodliwy dla zdrowia. Może za jego czasów nie był tak dużo używany jak obecnie.


Wskazywał takie metale niebezpieczne dla zdrowia:


Arsen – lek i trucizna – działa wzmacniająco, przeciw anemii i na apetyt. Przedawkowanie powoduje raka krtani, oczu, białaczkę szpikową. Arsen jest odtrutką w wypadku zatrucia selenem. Kumuluje się on we włosach i paznokciach. A najwięcej jest go w skorupiakach (krewetki, homary) i rybach morskich. Ostatnio znaleziono dużo arsenu w ryżu.


Kadm – do pożywienia może dostać się z wodą np. z rafinerii. Nadmierne spożycie powoduje bóle w mięśniach, samoistne łamanie się kości, deformacje szkieletu, uszkodzenie płuc, nerek i nowotwory. Kumuluje się w wątrobie i nerkach i trochę we krwi, a jest wydalany w moczu i kale. Jest odtrutką na selen, rtęć i inne metale. Oczywiście nie w warunkach domowych, a szpitalnych. Między kadmem a żelazem występuje antagonizm, czasem trudne przypadki nieprzyswajalności żelaza leczy się takimi związkami.


Beryl – trujący w minimalnych dawkach. Stosuje się go w paliwie rakietowym, a więc narażeni są ludzie przy produkcji. A gdzie się podziewa beryl ze spalania? Czy opada na ziemię, czy leci w kosmos?


Ołów – powoduje nowotwory nerek, żołądka i jajników, a także białaczkę i mięsaki limfatyczne. Już w starożytności uważany był za przyczynę chorób umysłowych. Podobno Rzym upadł przez ołów, a to za sprawą wina, które było dosładzane sokiem z winogron przygotowywanym w ołowianych kotłach. Wyeliminowano ołów z benzyny, ale nie z akumulatorów.


Rtęć – już w starożytności uważano rtęć za największą truciznę, a Paracelsus stwierdził: „chorób spowodowanych przez żywe srebro (rtęć) nie sposób policzyć” Rtęć jest produktem wielkiego przemysłu. Zanieczyszczone rtęcią były wszystkie europejskie rzeki, zatrute też były ryby w Bałtyku. Znajduje się też w szczepionkach. Zatruwa powoli. Najpierw są bóle i zawroty głowy, zapalenie dziąseł, trudności z koncentracją, nudności, bezsenność, wypadanie włosów. Potem zaburzenia mowy, stany lękowe, nerwowość lub ospałość, degradacja białych krwinek krwi. Dalej sztywnieją stawy i człowiek staje się bezmyślną kukłą. Rtęć kumuluje się w organizmie bardzo powoli i daje znać w następnych pokoleniach. Kumuluje się w mięśniach, nerkach, systemie nerwowym i mózgu, atakuje płód. Rtęć wydalana jest z organizmu powoli, ale zdąży uszkodzić mózg, wzrok, smak, dotyk i psychikę. Odtrutką jest selen. Jednak nie polecam suplementacji, a szpital. Na własną rękę leczenie nie działa.


 


W Europie nie ma już przemysłu. Wszystko zostało przeniesione do Chin. Ale stamtąd pochodzą produkty skażone, jak np. ubrania farbowane chemikaliami, plastikowe pojemniki, zabawki, i wszystko co śmierdzi, nawet markowe dżinsy.


Dostarczamy sobie coraz więcej szkodliwych substancji. To taki test – ile jest w stanie skumulować w sobie człowiek zanim umrze. I jak umrze - w męczarniach czy nie. Na pewno ktoś to bada, ale bez naszej wiedzy. To coś jak z amerykańskimi żołnierzami, którym podaje się w jedzeniu narkotyki, albo testuje środki wywołujące halucynacje.


Na choroby mózgu zapadają coraz młodsze osoby. Jest tego jakaś przyczyna. Czy kogoś to obchodzi? Cała ludzkość sprawia wrażenie upośledzenia umysłowego, jest nieodporna na manipulacje, wierzy we wszystko co podają media. A to wina metali, które atakują ze wszystkich stron. I diet, które też atakują zdrowy rozsądek.


Nasze zdrowie nikogo nie obchodzi. Jedzenie stało się martwe, zamknięte w „glinowe” puszki. Nasza sprawa czy będziemy żyć długo i w zdrowiu, czy długo i w chorobie.


Aż przyjdzie sztuczna inteligencja odporna na choroby i nas zastąpi. :)





3.04.2017


 


Znalazłam w końcu linka do artykułu sprzed 3 lat o drenażu mózgu przez chemikalia w jedzeniu.


Tu drenaż IQ jest już zauważalny przez naukowców. I nikt z tym nic nie robi. Ubolewamy, że dzieci są coraz głupsze. A to nie ich wina, tylko nas, dorosłych. Dajemy im truciznę, bo niedługo nic innego nie będzie.