25/07/2017

Sen z kontenerem


Obserwowałam kontener na jakimś parkingu. Z wysokości, ale nie mam pojęcia czy na czymś stałam czy siedziałam. Raczej moja świadomość tam była i unosiła się w powietrzu. Czekałam na coś, co miało się wydarzyć. Kontener był trochę oświetlony, ale niewyraźny. Inne kontenery stały dalej. W pewnej chwili przyszedł mężczyzna. Bardzo znany, ze szczytu władzy, wszyscy go znają. Nie podam nazwiska, bo po co. Był sam, bez ochrony. Otworzył drzwi konteneru i zobaczyłam, że tam są kilkuletnie dzieci. Nie widziałam je, ale słyszałam taki szmerek rozmów, jak w przedszkolu. On wszedł zamknął drzwi za sobą. I wtedy struktura konteneru jakby się rozluźniła i widziałam co się dzieje w środku. On się zmienił w zwierzę i zjadł wszystkie dzieci. Zrobiło się cicho. Kontener zgęstniał i dalej nic nie widziałam, więc gdzieś poleciałam.


kontener3
Po obudzeniu poczułam niesmak. Jednak ten sen nie zrobił na mnie dużego wrażenia, chociaż zginęły dzieci. Bardziej mnie zachwyciła umiejętność widzenia przez ścianę kontenera. Bo ona nie zrobiła się szklana, czy przezroczysta, a jakby materia się rozrzedziła, atomy się od siebie oddaliły. Widziałam równocześnie i kontener i to co było w środku.


Sen dziwny i głupi i nie mam zamiaru dochodzić jego znaczenia. Po co.


Najlepsze było potem, w ciągu dnia. Otóż, momentami czułam piękny zapach. Na kilka dni wyjechałam pooddychać innym powietrzem. Bez tv i internetu. Ubrania raczej nie pachniały, a właściwie zalatywały stęchlizną czy wilgocią. Czekają, żeby je wyprać. Szukałam źródła zapachu. Wąchałam różne rzeczy w każdym pomieszczeniu. Wszędzie coś pachniało. Czułam lawendę, cytryny, maciejkę, mydła i proszki w łazience, spoconą rękę, zakurzony koc, pościel czekającą na wypranie, herbatkę owocową, oddech, coś z zewnątrz itp. Nie znalazłam nic co by przypominało ten zapach. Właściwie powinno być czuć bałagan. Czeka mnie kilka dni porządków, więc będzie pachniało, ale jak skończę.


A zapach był świeży, czysty, trochę jak mydło, jak wiatr. Oddychałam tym świeżym zapachem przez cały dzień. Doszłam do wniosku, że pachnie mi wnętrze nosa, te małe włoski, bo nic innego nie przyszło mi do głowy. Chyba, że z innego wymiaru, co jest mało prawdopodobne. Zapach był przy mnie, obojętnie gdzie byłam. Nic co miałam na sobie tak nie pachniało.


Ciekawe jak będzie jutro, czy mi to zostanie na dłużej.







 

21/07/2017

Aloes

3 lata temu dostałam aloes od mojej przyjaciółki. Roślina miała ok. 90 cm, albo więcej. To była jedyna roślina, która jej nie umarła. Nie potrzebuje żadnej pielęgnacji, najlepiej o niej zapomnieć i rzadko podlewać. Trzeba jej jednak znaleźć dobre miejsce w domu. Wtedy rośnie jak szalona. Z tamtego aloesu moja mama zrobiła kilka butelek nalewki. Mam jeszcze jedną w lodówce. Czasem pijemy po łyżce na wzmocnienie, czy odporność. Aloes to bardzo pożyteczna dla człowieka roślina i powinna być w każdym domu.


Mój duży aloes stoi na parapecie w kuchni. Rozrasta się, więc dotyka liśćmi do szyby. 3 miesiące temu zauważyłam, że jeden liść złamał się. Normalnie urwałabym go, ale pomyślałam, że może by go uratować. Chwyciłam w dwa palce miejsce złamania i ciepło pomyślałam. Dałam roślinie impuls do samonaprawienia. Potem zostawiłam ją w spokoju.





Aż dzisiaj przypomniało mi się o niej i sprawdziłam „złamanie”. Zadziwiające, że liść się złączył i jest jędrny na całej długości. Został tylko ślad i jest inny niż pozostałe liście.


Nie wiem co o tym myśleć. Wola życia, to oczywiste. Może chciał, żeby mu zrobić fotkę ;)


Czy jest możliwe „naprawienie” większych złamań. Czy złamaną gałąź też można „naprawić”. Muszę potrenować, bo to bardzo ciekawe. Nie oczekuję, że złamaną nogę człowieka można naprawić bez gipsu, ale coś mniejszego chyba tak. Potrzebny jest czas spokoju, a u ludzi to deficyt. Nikt nie chce pracować nad sobą, bo wszystko trzeba robić szybko. Jakby świat miał się zaraz skończyć. Ja mam dużo czasu, więc potrenuję. :)


Lubię rośliny, bo są ciche i mało wymagające. A dają dużo piękna.


 

18/07/2017

Wola życia

Niedawno rozsadziłam odnóżki aloesu. Odcięłam od matki małe roślinki. Nie miały korzonków. Od razu wsadziłam do ziemi. Podlewałam zwykłą wodą. Była też fotka, ale nie chce mi się teraz szukać.


Po kilku dniach widać było, że się przyjęły. Trzy. Czwarta roślinka miała tylko brązowe liście i była wiotka. Powiedziałam jej: dasz radę. A pomyślałam, że powinnam ją wyrzucić i uszczknąć nową odnóżkę. Po kilku dniach roślinka jakby wiedziała co ją czeka, po prostu wypuściła nowe młode liście. Aloesik musiał podsłuchać moje myśli.



To ta ostatnia doniczka.


Zwykła roślina, a jaką ma wolę życia. Wybrała życie u mnie w doniczce na parapecie, zamiast na śmietniku. A przecież rośliny nie czują, nie rozumieją, nie mówią i nie podsłuchują.


Ze zwierzętami jest podobnie. One wiedzą. Tylko ludzie wybierają, które zwierzęta są do kochania, a które do jedzenia.



Przyszły prezydent George Clooney miał przez 18 lat świnkę, z którą chodził po ulicy i nawet spał. Czy on jadł koleżanki swojej świnki?



Nie jemy świnek morskich i świnki Peppy. Gdy na świnki padnie zaraza to się je zabija i pali. Dobrze, że nie grozi to ludziom. Nie chciałabym, żeby moje cycki leżały na czyimś stole, a piersi kurczaka leżą.


Jedni kochają psy, inni je jedzą.


Moja mama jadła gołębie, jak był głód tuż po wojnie. I do dziś pamięta jak smakowały – „takie podszyte wiatrem”. W mieście nikt nie lubi gołębi, ale ich nie jemy.


Czy rośliny popełniają samobójstwo? Czy zwierzęta chcą umrzeć? A człowiek, najmądrzejsza istota, może się zabić. Ale chyba nie dlatego, że chce być zimny i martwy, ale ze strachu przed życiem.


Nie szanujemy niczego, nawet życia.





Każda istota na ziemi chce żyć. To jest jedyne prawo, obowiązek i zaszczyt. Życie.


 

12/07/2017

Sen z napadem i śniegiem

Muszę uważać co oglądam przed snem.


 


Byłam w jakimś sklepie – butiku. Stałam na środku, bo nie było lady. Pełno półek wokół i lekki półmrok. Ktoś wszedł i kierował się w moją stronę. Gdy był blisko mnie rozpoznałam w nim kogoś podobnego do Johna Travolty. Naprawdę ;)


Wiedziałam, że chce mi zrobić krzywdę. Podszedł bardzo blisko. Zauważyłam, że nie ma noża ani pistoletu i mi ulżyło. Zaciekawiło mnie jak mnie zabije. Może sobie poradzę. Chciał mnie chwycić za gardło, a ja już kombinowałam jakiś unik z krav magi. Wiedziałam, że sobie dam radę. I w tej chwili do sklepu wpadł jakiś koleś, a za nim uzbrojeni i zamaskowani ludzie z sił specjalnych. Powalili Travoltę na ziemię, zakuli w kajdanki i wyszli. Powiedziano mi, że to była pułapka, a ja byłam przynętą. Tylko nic mi nikt nie powiedział. Nikt mnie nie przeprosił, bo przecież nic mi się nie stało. Wszystko było pod kontrolą. Okazało się to był groźny przestępca i wszystkim ulżyło, że już siedzi.


Potem jeszcze musiałam udzielić paru wywiadów i kilka razy opowiadać co się wydarzyło.


Nareszcie mogłam pójść do domu. Z mamą i siostrą poszłyśmy do sklepu. Nic nie kupiłyśmy. Wracałyśmy szeroką ulicą. Było ślisko, śnieg był udeptany. A my trzymałyśmy się za ręce, mama w środku, ja po jej lewej stronie, siostra po prawej. Rozpędzałyśmy się i ślizgałyśmy się po tej ulicy. Było super. Nie wiem jak nam się udało równocześnie ślizgać w jednym rytmie. Było fajnie. O napadzie zapomniałam.


 


Obudziłam się. Było widno. Od razu zachciało mi się śmiać. Bo wczoraj wieczorem, gdy gasiłam telewizor to właśnie leciał film z Johnem Travoltą Punisher. I mnie się przyśniła dokładnie ta scena z filmu. Dobrze, że nie puszczali zwierzęcej kreskówki, bo co wtedy by mi się przyśniło ;) Tylko, że ja przeżyłam.





Nie mam wytłumaczenia na ten śnieg.


W ciągu dnia nic specjalnego się nie wydarzyło. Uciekł mi autobus, bo komunikacja jeździ jak chce. Do pracy dojechałam 2 tramwajami i 4 autobusami. Spóźniłam się tylko 10 minut. Zapomniałam jednego telefonu, którego używam jako radia. Było cicho.


Nie zdarza mi się to. Rozśmieszyło mnie to, bo to ewidentnie „wina” snu. Tak miało być.


Wieczorem wysypałam na podłogę pół puszki groszku. Wyrzuciłam. W sałatce było mniej.


Samo życie. Nikt mnie nie napadł w realu.




11/07/2017

Nikola Tesla

Dzisiaj minęło 161 lat od urodzin Nikoli Tesli. W dniu swoich urodzin (od 1931 r.) urządzał konferencje prasowe, wspominał swoje życie i informował nad czym pracuje. Od 74 lat tego nie robi, bo nie żyje.


Ludzie ekscytują się jego wynalazkami i pomysłami, a nie doceniają go jako człowieka.


Jestem po lekturze jego autobiografii. Akurat teraz ;) Dobra pora.


Tekst książki to jego własne słowa, wywiad opublikowany w czasopiśmie Electrical Experimenter w 1919 roku, gdy wynalazca miał 63 lata.


 


Nie patrząc na jego datę urodzenia można w ciemno powiedzieć, że jego droga to Jedynka – pionier i odkrywca inspirujący innych.


To mnie z nim łączy ;) A w mojej bliskiej rodzinie jest Nikola, ale dziewczynka ;)


 


Nikola Tesla ur. się 10.07.1856 roku w serbskiej rodzinie.



Jedynka jest odważna i ambitna, dumna i twórcza. Dziecko Słońca. Przy takim wsparciu pracował nad swoim charakterem.


Jako dziecko był słabego zdrowia. Tylko dzięki swojej woli zdrowiał. Tak było gdy chorował 9 miesięcy na cholerę. Wyzdrowiał gdy jego ojciec obiecał, że pozwoli synowi na realizację własnych planów życiowych. To taka choroba na życzenie. Nikola chciał umrzeć jeśli nie będzie inżynierem.


Ojciec (10) był duchownym i wojskowym. Dzieci urodzone tego dnia są pod szczególną boską opieką, mają jakąś misję. Planował karierę Nikoli w duchowieństwie, zwłaszcza po śmierci pierworodnego syna. Zupełnie zdawał się nie dostrzegać technicznych uzdolnień syna. Uderzył go tylko raz. Nikola jako dziecko nadepnął na tren pewnej bardzo ważnej kobiecie i suknia się rozdarła. Ojciec ”siny z wściekłości” „delikatnie go spoliczkował” i „była to jedyna kara cielesna, jaką kiedykolwiek wymierzył synowi”. A Nikola w wieku 63 lat, gdy udzielał tego wywiadu ciągle czuł ciepłe policzki. Gdyby Nikola urodził się kilka minut wcześniej, czyli 9 lipca, to na pewno byłoby łatwiej dziecku. Ojciec był oczytany, poetą i pisarzem, a jego kazania wyróżniały się elokwencją. Nikola po nim odziedziczył miłość do poezji i dobrą pamięć. Zmarł nagle gdy Nikola miał 23 lata.


Matka (7) poświęcała się dla dziecka. Pochodziła ze starej i bogatej rodziny. Miała duży wpływ na kreatywność Nikoli. Ćwiczyła z synem odgadywanie cudzych myśli, zapamiętywanie długich sentencji, czy liczenie w pamięci. Codziennie. Przydało mu się to po pożarze jego laboratorium w NY. Odtworzył z pamięci własne notatki, pomysły i nowe projekty.


Często biła syna za różne przewinienia, a właściwie „za całokształt twórczości” (s.50). Jedynka od urodzenia ma swoje zdanie, więc trudno jest ją złamać.


Matka była bardzo pomysłowa, zaradna, wymyśliła wiele przyrządów ułatwiających prace domowe, sama plotła tkaniny i szyła z nich ubrania. Pracowała od świtu do nocy.


Zmarła gdy Nikola miał 36 lat. Czuł, że matka umiera, bo miał wizję. Zobaczył ją na chmurze, która ulatywała do nieba.


 


Pierwsze wewnętrzne dziecko, czyli ważny moment w życiu, miał miejsce w 6 roku życia. Gdy Nikola miał 5 lat w wypadku na koniu zginął jego brat Dane. Ale przeprowadzka w wieku 6 lat zrobiła na nim większe wrażenie. Rodzina przeprowadziła się do miasteczka niedaleko.


Przeprowadzka była dla mnie niczym przekleństwo. Rozstanie z naszymi gołębiami, kurami … niemal złamało mi serce.” (s.50). To właśnie wtedy ojciec go spoliczkował, podczas drugiej wizyty w kościele. Nie mógł zostać księdzem.


Jako dziecko nie miał wiary w siebie. Wszystko co robił miało zrekompensować rodzicom stratę syna. Ale już ok. 17 roku życia wiedział, że będzie wynalazcą, a nie klerykiem. Od dziecka pojawiały mu się obrazy, które ukazywały mu różne rzeczy. Wizualizował sobie wszystko co chciał. Interesowało go dlaczego kula śniegowa robi się coraz większa, przez co ma większą siłę niszczenia, albo powiązanie błyskawic i deszczu. Był ciekawy praw Natury.


 


Drugie wewnętrzne dziecko (5+6) – w wieku 11 lat nauczył się powstrzymać swoje wizje siłą woli. Panował nad nimi i mógł je dowolnie modyfikować.


 


Liczba ekspresji 11 – misja – praca dla dobra innych. Idealista i marzyciel. Problemy w związkach (Nikola nie był w żadnym związku. Podobała mu się żona przyjaciela, ale była żoną innego). Często żyje w chmurach. Czasem przebija się Dwójka, która przynosi biedę i rozpacz – Nikola przynajmniej 2 razy przeżył załamanie nerwowe. Ale czas „agonii” wykorzystał na rozwój mentalny.


 


Liczba osobowości (jak jesteśmy postrzegani)– 7 – Neptun - zdystansowany, pełen rezerwy, długo się zaprzyjaźnia. Myśliciel i badacz. Otwarty na duchowość. Dlatego dzięki Swami Vivekanandzie (żył 39 lat, 3x13) uwierzył, że wszystko jest energią i całe życie poświęcił na sprowadzenie energii z kosmosu na ziemię dla dobra ludzi.


Miał 1,88 cm wzrostu, fascynujące oczy i ciekawa osobowość.


 


W duszy ma 22 czyli 4 – był praktyczny, surowy, miał talenty mechaniczne i manualne, zdeterminowany i uparty w dążeniu prosto do celu.


 


Miał nałogi, ale umiał je pokonywać. Tak było z hazardem. Namiętnie grywał w karty na pieniądze, aż wyrzucili go ze studiów. Matka go wspierała, mówiła: wiem, że z tym skończysz. I tak się stało. Z dnia na dzień przestał palić. A gdy zaobserwował, że picie porannej kawy może mieć zgubny wpływ na serce to z niej zrezygnował.


Sprawdzał wszystkie swoje nałogi co dało mu wielką satysfakcję. Nie odczuwał tego jako wyrzeczenie czy poświęcenie.


(Gdy o tym czytałam to jakbym czytała o sobie. Opisywałam moje „sprawdzania” na blogu i okazało się, że nie ma niczego co mogłoby mnie uzależnić, nie jestem podatna na nałogi.)


 


Miał dziwne upodobania i fobie (s.34), z których doskonale zdawał sobie sprawę:




  • brutalna niechęć do kolczyków u kobiet,




  • nigdy nie dotykał włosów innych osób,




  • dostawał gorączki patrząc na brzoskwinię




  • dyskomfort na zapach kamfory




  • liczył kroki




  • obliczał objętość talerza zupy, filiżanek kawy i porcji jedzenia,




  • wszystkie czynności musiały być podzielne przez 3. Ostatni pokój w hotelu miał numer 3327.




 


Każdy ma jakieś nawyki, tylko nie zawsze zdaje sobie z tego sprawę. Ja do niektórych zup dodaję zawsze 3 ziarnka ziela angielskiego, a do 3 łyżek płatków owsianych dodaję 9 orzechów laskowych. :) Lubię liczbę 3 :)


 


Nie popierał prohibicji, bo przecież są inne używki bardziej szkodliwe niż alkohol (kawa, herbata, guma do żucia, papierosy). „Wszystkie te używki są wielkimi eliminatorami asystującymi Naturze przy utrzymaniu na jej pokładzie prawa, dzięki któremu przetrwają najsilniejsi” (s.41).


Dbał o siebie. Przez całe dorosłe życie miał jednakową wagę i nosił ten sam rozmiar. (Mój tata też tak ma. Całe życie wygląda i waży tak samo, tylko jest starszy.)


W młodości kilka razy uniknął śmierci, popadał w tarapaty, z których wydostawał się w „magiczny sposób”. Miał silną wolę życia (Słońce rozświetla czarne chmury). Podczas chorób czytał. Kiedyś zafascynował się książkami Marka Twaina, a po 25 latach go spotkał i zaprzyjaźnił się. Czytał Newtona, Paula de Kocka, Goethego, mitologię, wszystko co było w bibliotekach do przeczytania. Jego elokwencja zjednywała mu ludzi. Gdy masz dużą wiedzę ogólną to z każdym można nawiązać kontakt. Prócz pustaków.


Świetnie pływał, ale 2 razy prawie się utopił. W czasie pobytu w Paryżu codziennie pływał w basenie, 27 (9x3) długości, potem szedł godzinę do firmy na „śniadanie drwala”. Lubił jeść, ale z umiarem, nie był wege. Był pracoholikiem.


Miał manię kończenia wszystkiego co zaczął. Na studiach zaczął czytać dzieła Woltera. Był przerażony kiedy dowiedział się, że „ten potwór” napisał prawie sto tomów pijąc dziennie 72 filiżanki czarnej kawy. Skończył czytać wszystko i nigdy więcej tam nie zajrzał.


Jedynki nie są interesowne, ale chcą, żeby płacić za wykonaną pracę. Dlatego gdy Edison go wykiwał to rzucił pracę. Wiele razy był bez kasy. Wtedy brał co było, np. kopał rowy – ciężka fizyczna praca. Jedynki żadnej pracy się nie boją. Ważny jest cel.


Potrzebował pieniędzy na realizację swoich projektów, ale doceniał inne nagrody. Jak np. butelka wina „St.Estephe” z 1801 r. zakopana na ważną okazję. Tesla był tego godny. Dostał raz zamek, ale po co mu on, nie miał rodziny. Miał ciary gdy odkrył obracające się pole magnetyczne. To najlepsza nagroda, niewymierna. Po wykładzie w Londynie posadzono go na krześle Faradaya i delektował się whiskey, którą ten uczony zwykł pijać – przeżycie godne pozazdroszczenia.


 


Miał wzrok i słuch ponadprzeciętny. Słyszał grzmoty z odległości 550 mil, podczas gdy inni ze 150 mil. Po 60 nadal miał dobry wzrok (czyżby znał Bates'a?) i dobre samopoczucie.


Nikola Tesla nie miał własnej rodziny. Miał 3 siostry, ale o nich nie mówił w tym wywiadzie.


Jako naukowiec i pracoholik mieszkanie w hotelu było dla niego idealne. Nie musiał sprzątać ani gotować. A samotność naprawdę lubił, bo był sam ze swoimi myślami i stwarzał rzeczywistość. Lubił też spotkania z przyjaciółmi, wykłady i pokazy, bo mógł wtedy brylować swoim intelektem.


 


Nauczył się, że instynkt przenika wiedzę. On najpierw wiedział, a potem to udowadniał. Tak było np. z prądem zmiennym. Jedynki zawsze mają rację, zwłaszcza gdy się przy czymś upierają. Bo mają intuicję, jakiś wewnętrzny głos. Prosił swojego sponsora Astora, żeby nie wsiadał na Titanica. Ale ludzie robią co jest im pisane. Wsiadł, bo miał zginąć.


Wiele razy go oszukano, ale nie żywił urazy. Po prostu nie spotykał się z „wrogami”. A z niektórymi się procesował. Wielu jego asystentów zostało profesorami uniwersytetów, wielu przywłaszczyło sobie jego pomysły. Nic to – dla dobra ludzkości. Małostkowych i zazdrosnych ludzi określał jako „bakterie okropnej zarazy”. Kto by chciał się z nimi zadawać?


Dlatego nie umarł na raka, ale jego układ krążenia się zatrzymał w wieku prawie 87 lat.



"Blue Portrait PrincessLwoff-Parlahgy 1919


Nikola opisywał swoje życie jako „nieustanny ciąg zachwytu”. Umiał zaprząc siły natury do służby człowiekowi. Czuł, że miał niezwykłe życie. Rozwijał się przez własne myśli. Wiedział, że przejdzie do historii.


Nikola Tesla był wybitnym człowiekiem, wrażliwym i pracowitym. Chciał dać ludziom lepsze życie. Wszystko co go spotkało miało swój sens i cel, każde najdrobniejsze zdarzenie kształtowało jego przeznaczenie.


 


Nikola Tesla wynalazł XX wiek. A kto odkryje XXI wiek?


Wiedział, że obrazy będzie można przesyłać bezprzewodowo z każdego miejsca na świecie, ale słit focie i porno celebrytki to chyba marnowanie jego idei.


W Powrocie do przyszłości były latające samochody i latające lokomotywy. Nikola kochał latać. Cytował fragment Fausta: „Jaka szkoda, że skrzydła, które uniosły mój umysł nie mogą unieść mego ciała”. Latał prawie każdej nocy.


Przewidział GPS i druk 3D. Zgodziliśmy się na sieć anten telefonii komórkowej, a nie zgadzamy się na sieć do przesyłu bezprzewodowej energii.


Kiedy będzie bezprzewodowa elektrownia, którą Tesla zaczął budować w 1900 roku?


Kiedy samoloty będą latały dookoła Ziemi bez tankowania?


Kiedy energia słoneczna będzie kontrolowana do stwarzania jezior i rzek, kiedy nawodnione zostaną pustynie?


Kiedy będą dostępne dla zwykłych ludzi ekrany do wyświetlania myśli na podstawie zdjęć siatkówki?


Kiedy ujawnione zostanie wykorzystywanie promienia śmierci?


Kiedy pogadamy z Marsjanami oficjalnie?


 


Czy ludzie są teraz gotowi na jego wynalazki, czy musimy poczekać jeszcze wiek albo dwa.


Na następnego Teslę.


 




04/07/2017

Sen z gniazdkami

Ktoś przyszedł. Byliśmy w salonie. I ten ktoś powiedział, że trzeba wymienić gniazdka elektryczne. Trzy. Ja wiedziałam, że trzeba, ale jakoś nikt nie miał czasu, żeby to zrobić. Skąd on to wie? Przecież nie są zepsute tylko stare. I dlaczego trzy skoro są dwa i jeden kontakt do światła.. Coś z tym człowiekiem nie tak. O co tu chodzi? Obudziłam się. Bo robiło się dziwnie. Obcy człowiek mówi mi co mam robić.




Wczoraj na kolację było wino. Urodziła się dziewczynka. Trzeba było uczcić.


Stałam się mniej czujna.


Sen o elektryczności. Mamy 5 snów co noc, a ja zapamiętałam właśnie ten.


Trzy miesiące temu pożegnałam mój ostatni czajnik. Elektryczny. Kupiłam zwykły z gwizdkiem, bo ten się nie spali. Miałam kilkanaście czajników, które nagle przestawały działać. Moja mama mówi, że coś ze mną nie tak. Oni mają trzeci w życiu, a ja chyba 15.


To chyba nie o to chodzi.




Popsuł się kabelek do ładowania telefonu, ale działa. Mam inne, ale ten jest wyjątkowo długi. Może powinnam wyrzucić? Czy to ten kabelek chciał zwrócić moją uwagę?


Dostałam 3 miesiące temu dzwonek bezprzewodowy, ale nikomu nie chce się go zamontować. Mamy domofon, więc wiadomo kto wchodzi. Czekam w drzwiach na gościa. Nie musi dzwonić.


Przecież rzeczy martwe nie mogą myśleć, nie mogą same z siebie pojawiać się w snach i czegoś chcieć.


A może to Nikola Tesla przewraca się w grobie. Przeczytałam właśnie Autobiografię Nikoli Tesli. Szybko się czyta, wystarczył jeden dzień.



Chciał zupełnie co innego. Chciał latających maszyn dla każdego i bezprzewodowej transmisji energii. A Elon nie dość, że nazwał swoją firmę Tesla, to jeszcze zamiast latających samochodów stawia na elektryczne auta. Miała być wolna energia, a będą akumulatory, które zatrują ziemię. I jeszcze drąży tunele pod ziemią, zamiast wylecieć w przestrzeń. Czy on ma mózg czy musk?


Nie takie były wizje genialnego wynalazcy.


Sen bez znaczenia.


 


 

01/07/2017

Zmartwienia

Dzisiaj był zwykły dzień.


Wstałam rano. Jak zwykle podziękowałam, że żyję i postanowiłam, że to będzie dobry dzień. Tak robię zawsze. Skoro mam wolny wybór to tak wybieram, codziennie.


Byłam umówiona o 10 w urzędzie. Wczoraj nie dało się czegoś załatwić i miałam to dzisiaj zrobić.


Na przystanku zaczepiła mnie starsza pani. (Muszę mieć coś co skłania ludzi do zwierzania się mi. Odkryję to kiedyś).


Zapytała mnie czy mi nie zimno. Założyłam sukienkę bez rękawów. Było ok. 19 stopni. Odpowiedziałam, że nie jest mi zimno. Rzadko czuję zimno, że muszę się grubo ubrać. A teraz długie rękawy by mi miziały ręce pogryzione przez komary. Pani dotknęła mojej ręki, żeby sprawdzić czy nie kłamię. Spytała czy mam jakiś sweter. Nie mam, ale wzięłam parasolkę. A potem zaczęła się usprawiedliwiać, że ona założyła rajstopy. W zeszłym roku prawie nie straciła palca, bo wdało się zakażenie. Jak zwykle od 50 lat obcinała sobie paznokcie nożyczkami i coś poszło nie tak, że palec zaczął jej gnić. Była osłabiona i schudła 6 kg, to chyba przez nieprzespane noce i zmartwienia. Może śmierć jej zajrzała w oczy. Ludzie umierają z mniejszych urazów. Teraz jest prawie wyleczona, ale musi dbać o stopy. Przed pedikirem moczy nogi w wodzie z sodą oczyszczoną, a potem obcina paznokcie zdezynfekowanymi nożyczkami. Nie mam pojęcia do czego może mi się przydać ta informacja. Pojechałyśmy tym samym tramwajem, ale już nie było jak rozmawiać.



 


Spóźniłam się 4 minuty. To ciekawe, bo ja się rzadko spóźniam. Myślałam, że klient jak zwykle się spóźni, a on akurat był na czas. Niczego nie można z góry zakładać.


W urzędzie nie byłam specjalnie miła, ale rzeczowa. Wszystko wyjaśniłam. Potem trzeba było coś wpłacić, ale akurat zaczęła się przerwa śniadaniowa. Zupełnie się tym nie zmartwiłam. Najwyżej poczekamy 15 minut. Ale inna urzędniczka sama z siebie powiedziała, że taka sama kasa jest w urzędzie obok. Poszliśmy. Potem trzeba było złożyć papiery, czekały 3 osoby. Nic to poczekamy. I czekaliśmy minute, bo sprawy były szybkie. Nie zdążyłam się zmartwić. Wczoraj zaświadczenie miało być na piątek, a dzisiaj okazało się, że może być już na wtorek. Naprawdę o nic nie prosiłam. To klientowi zależało, żeby było wcześnie, bo akurat w piątek rano ma podpisywać umowę.


Niby te same urzędniczki, a jednak sposób załatwienia sprawy zupełnie inny. Wszystko zależy od ludzi.


Potem było tak samo. 2 i pół godziny u fryzjera minęły szybko. W międzyczasie lało, a ja siedziałam z folią aluminiową na włosach. Włosy mam teraz świetne. Nie ma się czym martwić. Gdy wracałam wyszło słońce. Parasolka okazała się niepotrzebna. To nie powód do zmartwień ;)


Wieczorem w skrzynce znalazłam kopertę. Nie sądziłam, że przesyłka dojdzie tak szybko. Sama przyszła ;) Mam teraz na weekend coś do poczytania. I czekamy na nowe dziecko w rodzinie. Mija termin. Nie martwimy się. Będzie co ma być.


 


Po co się martwić?


Są tylko dwa powody do zmartwień: albo jesteś zdrów albo chory.
Jeśli jesteś zdrów, to nie ma się o co martwić.
Jeśli jesteś chory, są dwa powody do zmartwień: albo wyzdrowiejesz albo umrzesz.
Jeśli wyzdrowiejesz, to nie ma się o co martwić.
Jeśli umrzesz, to są tylko dwa powody do zmartwień: albo pójdziesz do
piekła, albo pójdziesz do nieba.
Jeśli trafisz do nieba, nie ma się o co martwić.
Jeśli trafisz do piekła, to będziesz tak zajęty witaniem się z kumplami,że
nie będziesz miał czasu żeby się martwić.
Więc po cholerę się martwić???


(Znalezione dawno temu w sieci.)


 


Dobry dzień, jak zwykle.