31/03/2019

Awaria i żywe lalki

W nocy obudziło mnie pikanie. Musiałam wstać zobaczyć co wydaje dźwięk: pik, pik, pik...
Jeśli przypadkiem nastawiłam jakiś budzik to nie przestanie.
Pikało urządzenie, które pilnuje, żeby mój komputer działał w razie spadku napięcia, czy zaniku prądu. Gdy zapika to zawsze zdążę zamknąć ważne programy i wyłączyć komputer.
Wyłączyłam urządzenie i wyjrzałam przez okno. Było ciemno, w blokach i na ulicy. Spojrzałam na zegarek. Była godzina 2:22. Dziwne, przecież o tej godzinie zawsze ktoś ma włączone światło. A tu nic. Poszłam do innych pokoi i to samo – ciemno. Bardzo. Poszłam do łazienki, a światła nie ma. Poszłam do korków. Wszystko OK. Wybudziłam się na dobre i rozejrzałam się wokół. Musiała być jakaś awaria. W mieszkaniach jak okiem sięgnąć było ciemno, na ulicach ciemno. Przejechał jakiś samochód. Wyglądało to dziwnie, bo żadna latarnia się nie świeciła. Samochód jechał w ciemności, bardzo wolno.
Zajrzałam na kamery w mieście. Wydawało się OK. Ale na 3 rondach było ciemno. Gdzieś daleko były światła, ale w tych konkretnych miejscach było ciemno. Czyli 1/4 miasta była pogrążona w ciemnościach. Położyłam się, bo co tu w nocy robić. Była godzina 3.37. Czyli przestawianie czasu nie odbyło się o 2. Zmiana czasu to jakaś głupota. Ciągle nie może być normalnie. Zasnęłam. Rano wszystko działało, jakby nic się nie stało. A jednak zegar w kuchence gazowej musiałam ustawić. Więc awaria nie przyśniła mi się.
W ciągu dnia nie było żadnej informacji. Co to było? Przecież gdy nie ma prądu to nawet do domu nie można wejść, bo domofony nie pozwolą, jak nie działają. To nie była głęboka noc, że wszyscy spali. Mam dowód w aplikacji, która mierzy mi kroki. Nie wymyśliłam tego.
Ciekawe po co to było. Alarmy też nie działały, ale o spektakularnej kradzieży cicho. Nie ma z kim o tym pogadać, bo wszyscy spali. ;) Wszyscy udają, że nic się w nocy nie wydarzyło. Dziwne.


Lalki po wczorajszej kąpieli wyschły. Wszystkie trafiły do jednej miski z szamponem. A przecież każda jest inna i ma inne włosy. Najbardziej ucierpiała najwyższa lalka, bo włosy zaczęły jej wypadać. Inne mają włosy poplątane w kołtun. Pomyślałam, ze to jak z ludźmi. Każdy człowiek jest inny, więc nie można stosować jednego szamponu do każdych włosów, nawet jak jest się lalką. Wszyscy o tym wiedzą. Potraktowałam je osobowo, jakby były żywe. Zaczęłam je ustawiać na parapecie. 4 lalki były gotowe, uczesane, więc stanęły obok siebie. Gdy tylko się odwróciłam spadła Barbie i różowa z torebką. Jak mogła spaść różowa lalka skoro stoi  na stojaku?! No więc je znowu ustawiłam. Potem się odwróciłam i znowu spadły. Ta sytuacja powtórzyła się jeszcze 6 razy, dwie lalki spadały na podłogę. To śmieszne. Wyglądało, że najwyższa w kozakach ze zniszczonymi włosami popychała lalki, żeby upadły. Naprawdę ;) Zaczęłam je tak ustawiać, żeby nie miały możliwości upaść na podłogę, bo pochylone są w stronę okna i oparte są o ścianę. Dostawiłam najmniejszą, żeby blokowała ewentualny upadek. Powiedziałam do nich, że mają stać i się nie ruszać, bo są lalkami. Odwróciłam się i lalki nie spadły. Stoją nadal :)
Wpis wygląda jak dowcip, ale nie jest żartem. To wszystko się wydarzyło naprawdę.
Musiałam o tym napisać. Może to początek jakiejś choroby.
1 kwietnia jest jutro! 😎









30/03/2019

Pierwsze lody

Marzec był pracowity. Dużo pracy, ale dałam radę. Rano wysłałam ostatni plik do podpisu i mam kilka dni wolnych.
Im więcej pracy tym bardziej trzeba dbać o równowagę. W końcu jako zodiakalna Waga muszę o to dbać i uczyć się. Bawią mnie telefony w stylu: wiem, że jesteś zajęta, ale ja tylko na chwilę, bo to ważne. I dobrze, trzeba się rozerwać i myśli skierować na coś innego. Nie odmówiłam wyjścia na balet, bo wiadomo, że uwielbiam. Sama bym tego nie zaplanowała akurat w tym czasie. Ale było świetnie. Napiszę.
Wczoraj jeden gość wyjechał, a w czwartek przylatuje kolejny i w sobotę impreza urodzinowa.
Byłam dzisiaj na zakupach. Kupiłam prezenty i przy okazji sobie kawałek materiału. Teraz wisi wyprany w łazience, a potem będzie z niego spódnica, za 24 zł. :)
Było ciepło i słonecznie to skusiłam się na pierwsze lody w tym roku. 


Nie było moich smaków, więc wybrałam pistacjowe, bo musiałam jakieś wybrać. Lody były jak zwykle znakomite, naturalne. Niestety wafelek był twardy i smakował jak tektura. Mogłam wyrzucić. Latem będą lepsze, kolorowe.
Wpadłam jeszcze do kosmetyczni na hennę. Pani kosmetyczka ledwo mówi po polsku, jest ze wschodu o ciemnej urodzie. Powiedziała do mnie: oczki nie otworzyć. A potem się poprawiła: oczki nie otwierać. Polski to trudny język. Ciekawe, pani o nic mnie nie pytała, czy czarny czy brąz, czy jestem uczulona (a jestem). Na koniec spytała czy nie za jasne oczki (a robiła mi rzęsy i brwi, nie oczy). Bo ona dopasowała mi kolor do włosów, żebym nie wyglądała sztucznie jak w tureckim serialu czy w cyrku. Byłam zadowolona. Doceniam inicjatywę i samodzielne myślenie. Trzeba się przyzwyczajać do obcych ludzi. Są wszędzie.
Potem umyłam okna. Mam zawsze czyste. Nie mam firanek, tylko roletki. W słońcu widać każdą plamkę. Myję często. Odkąd dostałam myjkę karchera idzie mi naprawdę szybo. W pół godziny umyłam jedną dużą taflę okna kuchennego i dwa okna po 3 części. Wszystko w pół godziny, akurat tyle piłam kawę, wyjątkowo nie przy stole a w trakcie.
Okna w każdym domu powinny być czyste. Nie bez powodu mówi się OKNO NA ŚWIAT.
Okno jest symbolem twojego i domowników patrzenia na świat. Niektórzy myją okna 2 razy do roku jak są święta. Ich poglądy na życie i otaczającą rzeczywistość są ustalone wieki temu, są niezmienne, mało elastyczne. Stąd biorą się choroby, np. skostnienia, sztywnienie.
Ważny jest też widok z okna. Gdy patrzysz na cmentarz, kościół, szpital to zmień mieszkanie. Niedaleko złodzieje mieszkają na parterze i patrzą na śmietnik. Czy to przypadek?
Gdy widzę okna brudne, z firankami, zasłonami, żaluzjami, często podwójnym to wiem, że z takimi ludźmi się nie dogadam. Takie osoby patrzą na świat – ludzie są źli, wszędzie wypadki, wojny, do niczego dobrego to nie prowadzi, będzie gorzej, świat zmierza do upadku, wszystko w czarnych barwach. Jedynym wyjściem jest odejście z tego świata, czyli śmierć, bo przecież nic się nie zmieni na lepsze. Mam sąsiadów, do których 2 razy w tygodniu przyjeżdża karetka i wiezie ich na badania. To są starzy ludzie, rodzina ich odwiedza, ale nikt nie otwiera okien. Gdy otwierają drzwi to śmierdzi. Ratownicy otwierają okna na korytarzu, bo nie da się oddychać. A mieszkania trzeba często wietrzyć, wywiać zanieczyszczenia i zastałą energię, a wpuścić ożywczą, nową, świeżą. Wtedy myśli są inne, inaczej patrzymy na świat, z optymizmem. Choroby odchodzą, jak patrzymy z optymizmem, nie martwimy się, bo widzimy światełko w tunelu, sposoby rozwiązania swoich problemów.
Nie wtrącam się w cudze życie, nie pomagam jak mnie nie proszą. Często jednak jestem pomocna, ale tak, żeby nie było wiadomo kto pomaga. Wtedy karma jest czysta. Kiedyś zbierałam info o osobach, które pomagały innym, a potem same wymagały pomocy. To właśnie jest skutek złej pomocy. Jak kobieta, która zorganizowała zbiórkę na dom dla jakiegoś bezdomnego. Udało się jej. A potem sama straciła swój dom i były bezdomny jej nie pomógł. Tak to działa. Nie pomagaj jak cię nikt o to nie prosi. A jak już chcesz to po cichu, żeby nikt nie wiedział, jak niewidzialna ręka. Nie tak jak celebryci, którzy pomagają jak są dziennikarze i kamery.
Gdy pomagasz jak cię nie proszą to zmieniasz swoją karmę, czyli swój los, bierzesz sobie po prostu czyjeś nieszczęścia i dokładasz sobie, do swojego życia. Nie będzie ci lekko, to nie twoja karma, po co sobie mieszać w życiu. Chińskie nauki są bardzo pomocne w szczęśliwym życiu. Wystarczy to sprawdzić.
Potem jeszcze wymyłam lale. Wrzuciłam je wszystkie do miski, umyłam im włosy i ubranka. Wszystko było zakurzone. 4 miesiące stały nie dotykane.
Poprzestawiałam kwiatki. Poprzycinałam uschnięte łodyżki.


Po raz kolejny pojawiły się dzisiaj rano nowe kwiatki. Pierwsze zwiędły i nie było nic czerwonego. A dzisiaj znowu jest pięknie.
Już zapomniałam o dużym wysiłku umysłowym. Wystarczyło kilka godzin prac fizycznych. Powróciła równowaga. 😀😍😎

21/03/2019

Dziękuję i witam

To 888 wpis na blogu.
Od dnia założenia go w dniu 16 sierpnia 2008 r. minęło 3868 dni, czyli 10 lat 7 miesięcy i 4 dni.
Pora coś zmienić. Okazja się nadarzyła.
Dziękuję spółce Agora i portalowi gazeta.pl za możliwość pisania. Za darmo. Blox był przyjazny, łatwo się pisało.
Dziękuję 12 osobom czytającym ten blog. Tyle było zapisanych na newsletter, więc tylko one wiedziały kiedy pojawiały się nowe posty.
Dziękuję niezliczonym bootom ze stron pornograficznych. System musiał mieć luki skoro nikt nie zatrzymał wejść. Dzięki temu mój blog kończę na 77 pozycji top 1000. Mam dziękować sztucznej inteligencji?;)
Dziękuję za przypadkowe odwiedziny. Dobrze jest sprawdzić inny punkt widzenia.
Dziękuję wszystkim innym, którzy zaglądali na blox.
Zmiany są dobre.
Dzięki zmianom zima minęła mi błyskawicznie. Ciągle ludzie nie dawali mi odpocząć. Częste odwiedziny, potem pranie i sprzątanie, chwila oddechu i znowu goście z noclegiem. Nie da się zasnąć. :)
Zastanawiałam się czy nie skopiować bloga na wordpress i go tam zostawić jako archiwum. Wiedziałam, że nie będę tam pisać. Bo nie.
Ciekawe, że mój pierwszy blog nadal wisi w archiwach. Nie zaglądam tam, ale mogę. Bloxa nie będzie nigdzie. W ubiegłym roku zamknięto blog.onet.pl. Czytałam kilka. Informacja o zamknięciu tamtej platformy pojawiała się przy każdym wejściu, o czym każdy czytelnik wiedział, nie tylko właściciele blogów. Było mi smutno, że krakowski artysta malarz nie przeniósł się nigdzie, a na tamtym blogu było pełno treści. Nie przyszło mi do głowy skopiować. Świetny materiał na książkę.
Statystyki wejść platformę blogger/blogspot uplasowały na 1 miejscu, potem był blox, a dopiero potem wp (można znaleźć ranking w necie).
Blogowanie jest fajne. Będzie w większym czy mniejszym zakresie.
Dlatego założyłam blog, skopiowano mi go i będę pisała w nowym miejscu jako bajka 1007 ;)

A to pierwszy wpis na nowym blogu.
I pierwszy dzień wiosny.
Tydzień temu wysiałam rzeżuchę. Zwykle pachnie w całym domu, a tym razem nic. Sprawdziłam opakowanie i okazało się, że kupiłam rzeżuchę na kiełki. Nie miała w sobie goryczki ani specyficznego zapachu. To co, to nie jest rzeżucha ze swoimi mocami?
Posypałam nią zupę, ale smaku nie było.
Wysiałam prawdziwą i od razu pojawił się zapach.

Na górze jest rzeżucha na kiełki, a na dole ta prawdziwa. Wizualnie nie ma różnicy. W smaku jest zupełnie inna.
Akurat dobrze podrosła i miała być dzisiaj rano do jajek na miękko. I co się okazało?

Opadła, bo widocznie nie podlałam wystarczająco. Smutny widok. Zaczęłam ją przepraszać i bardzo dużo podlałam. Po 2,5 godzinie zaczęła się podnosić. Wieczorem wszystko wróciło do normy, nikt by się nie domyślił, że było źle. A jutro na śniadanie zostanie zjedzona ze smakiem i z mikroelementami.
Rzeżucha już pojawiła się na blogu ponad 3 lata temu tu
A to wszystko przez to, że wczoraj usłyszałam, że „wy w Polsce sami pieczecie chleb, taka moda”. No więc odpowiedziałam rdzennemu Polakowi, który od 14 lat mieszka w UK, że to konieczność. Jeśli chleb jest trujący i szkodzi zdrowiu, to nie ma wyjścia, trzeba o swoje zdrowie zadbać.
Chleb został zjedzony ze smakiem. :)
Dziwnie się tu pisze.
Dużo trzeba poprawić.

20/03/2019

Wiosenna energia

Wiosenną energię poczułam już rano. Wyszłam na balkon przegonić gołębie, które szukają miejsce na gniazdo. Nie u mnie. Nie pozwalam.
Zauważyłam pierwszą zieloną roślinkę w doniczce.
To jest lawenda dwuroczna (chyba). Przestałam ją podlewać w listopadzie, więc jest sucha jak wiór. A tu proszę, mam początek trawnika, bo to chyba trawa. Ta doniczka jest jakaś dziwna. Z lawendą dostałam nasionko sosny. Teraz jest uschnięte. Ciekawe czy się obudzi jak zacznę podlewać?
Cebule nie są do jedzenia, bo wyrasta z nich szczypior. Jak najbardziej do jedzenia.

Nie miałam żadnych spotkań dzisiaj, więc na luzie wyszłam z domu, sprawdzić czy inni też czują wiosnę.
Spotkałam starszą panią 75+ ubraną standardowo w brudnobrązowy płaszcz, spódnicę w kolorze zgaszonej, brudnej zieleni, buty czarne, znoszone. Wyglądała smutno, jak wiele innych wiekowych osób. Gdy ją mijałam zauważyłam, że miała torebkę we wściekłoróżowym kolorze. Torebka była elegancka, niewielka i na tle czarnej torby na zakupy biła po oczach. Może ta pani dostała tę torebkę, albo kupiła za 2 złote. Widocznie w duszy jest małą dziewczynką, a dusza nie ma wieku.
Przypomniało mi się, że ja też ponad 10 lat temu kupiłam różową torebkę, której nigdy nie nosiłam. Mam ją w szafie, trochę wyblakła. Sentyment. Utnę jej rączki i będzie kosmetyczka.

Warto sprawdzić co w duszy gra. Kiedyś córka mojej znajomej zażyczyła sobie lalkę Barbie na komunię. Wszyscy zaczęli się dziwić, że jest już za duża na takie zabawki. Ona była niewzruszona. Zawsze o tym marzyła. Gdyby jej nie dostała na pewno kupiłaby sobie jako dorosła za zarobione pieniądze. Dostała Barbie. Marzenia trzeba spełniać.
Zanim komuś coś kupię to pytam. Często jest tak, że słyszę: nic nie chcę, wszystko mam, kup cokolwiek. Zapytaj o to samo dziecko, to się zdziwisz.
Pora dnia przed południem, to ludzi mało. Poszłam kupić sezam na osiedlowym ryneczku. Nikogo nie było, to dam zarobić. Gdy pani ważyła w ciągu minuty weszło 8 osób i zrobił się tłok i harmider. Już zapomniałam, że zawsze wokół mnie robi się tłok. Jak na chwilę przysnę, wtedy nie panuję nad energią, a ona płynie gdzie chce. Naprawdę nikogo w zasięgu wzroku nie było. Skąd się wzięli ci ludzie i weszli akurat do tego sklepu? Uwaga ciągnie do energii.
Dzisiaj wyjątkowo byłam czujna i skoncentrowana. Widziałam siebie w tej rzeczywistości, raz z wysoka, raz z boku. Jakbym oglądała film z sobą. Bardzo dobre uczucie, przynosi ciekawe doznania. Ludzie przyglądają się jakbym była z innego świata, bo nie pasuję do śpiących. A to tylko energia czujności. W tłusty czwartek kupowałam pączki. Przede mną stał pan, którego obsługiwała jedna ekspedientka. Mnie obsługiwała druga. Pączki były już w torebce i czekałam ile mam zapłacić. Ekspedientka była rozkojarzona. Musiałam ją „obudzić” żeby zapłacić. Na to pan przede mną mówi, że może za mnie zapłacić. Roześmiałam się i powiedziałam, że stać mnie na pączki i sama zapłacę. A ekspedientka na to, że „ta pani płaci za siebie”. Co to miało być? Pierwszy raz byłam w tym sklepie, więc nie wiem czy to norma, że ludzie płacą za innych. A może ten pan funduje zakupy innym. Taki kaprys.
Ludzie jeszcze śpią i nie czują wiosny. Trzeba ich szturchnąć, żeby się obudzili i zaczęli normalnie funkcjonować. Wtedy świat wygląda inaczej.
Wiosna jest i się rozpycha, żeby wszyscy ją zauważyli. :)

Trucizny

Ludzie wydają majątek, żeby się oczyścić. Jakby mieli z czego. Ich sprawa, ich pieniądze. Takie działania pomagają na chwilę, bo przecież ludzie wracają do swych przyzwyczajeń, jedzą to co zwykle, myślą to co zwykle. I nic w ich życiu się nie zmienia, chyba, że na gorsze.
Prawdziwe trucizny są w naszej głowie, myślach.
Gniew to trucizna.
Złość to trucizna.
Nienawiść to trucizna.
Chciwość i pycha to trucizna.
Zazdrość i zawiść to trucizna.
Pożądanie i pragnienia to trucizna.

To są skłonności, które metodycznie nas zatruwają, utrudniają nam spełnianie marzeń, niszczą duszę i zdrowie.
Są jak chwasty, które uniemożliwiają wzrost i odczucia radości i błogości duszy. To wrogowie człowieka.
Te trucizny są źródłem wszelkiego zmartwienia, smutku, nieszczęścia i problemów. Są jak dziury w łodzi, która zatonie zatapiając cię nieodwołalnie. A więc zatkaj wszystkie dziury.
Jad bhawam, tad bhawati - stajesz się tym, co czujesz.

Szczęście nie zaznajemy z powodu innych ludzi, nie ma go na zewnątrz człowieka. Sami jesteśmy przyczyną naszego szczęścia czy smutku. Dostrzeż to. Cokolwiek się dzieje, bądź spokojny. Bądź też dobry dla siebie i innych. Nie złość się na nikogo. Wiem, że czasami inni są denerwujący. Zatrzymaj się odetchnij głęboko i pomyśl, że negatywna reakcja szkodzi tylko tobie. Po co ci to. Nie krytykuj innych, bo przecież nie znasz motywów ich podłych działań. Oni są na zewnątrz i nie mogą cię skrzywdzić jeśli ich nie wpuścisz do siebie.
Mówi się: „Gniew jest twoim wrogiem, cierpliwość jest twoją tarczą ochronną, a szczęście jest twoim niebem.” Poczuj w sobie miłość i współczucie. To są biedni skrzywdzeni ludzie. Atakują ciebie, bo się boją. Świetnie to maskują.
Większość ludzi wikła się w nieistotne zmartwienia, niekończące się pragnienia, nieosiągalne ambicje.
Ludzie cierpią, ponieważ mają wygórowane pragnienia, marzą o tym, aby je spełnić i im się to nie udaje. Przywiązują zbyt duże znaczenie do świata materialnego. Cierpienia i smutku doświadczasz tylko wtedy, gdy wzrasta twoje przywiązanie.
Wszystko, co człowiek myśli i czuje ma swoje skutki też w świecie zewnętrznym.
Rzucenie w kogoś kamieniem wyrządza krzywdę, to widać. Nienawistne myśli wywołują gorsze rzeczy, bo trafiają wprost do duszy, raniąc ja jak strzała.
Kłamstwa działają na organizm jak nowotwór, który je niszczy. Każdy kto mówi prawdę wspomaga rozwój ludzkości, a kto kłamie zabija formy astralne (jak mówił Steiner) i w ten sposób paraliżuje część ewolucji. Każdy kto kłamie, stawia na swojej drodze przeszkody. Po co ci to. Życie ma być przyjemne.
Jeśli człowiek wie co mu szkodzi, to unikając tych zachowań wiedzie szczęśliwe życie.
Potrzebna jest zmiana postrzegania siebie i otaczającego świata.
Gdy budzisz się rano to jaka jest twoja pierwsza myśl?
Ja zawsze czuję wdzięczność, ogólną do wszystkiego. Zupełnie nie rozumiem porad w stylu: zapisz za co jesteś wdzięczny, przynajmniej 5 rzeczy, i każdego dnia. To dołujące. Są dni, że ciągle czujesz taką samą wdzięczność, a wymienianie zajęłoby ci cały dzień. Po co tracić czas na głupoty, to prosta droga do depresji, bo co się stanie jak kiedyś będę miała gorszy nastrój i nie poczuję za co jestem wdzięczna. Uczucie wdzięczności wylewa się ze mnie każdego dnia i nie mam pojęcia dlaczego. To tak jak prawdziwa miłość. Kochamy za samą obecność. Za co matka kocha swoje dziecko? Za to, że jest. Po prostu. Takie uczucia są budujące, rozwijające i uzdrawiające. Po co ci trucizna. Przecież życie jest piekne, a każdy pelni w nim jakąś rolę. Nie dopuszczaj do siebie trucizny.
Gniew jest jak picie trucizny i oczekiwanie, że umrze ktoś inny.

pierwsze kwiatki tej wiosny ;)

Na koniec smutna wiadomość o śmierci wokalisty Talk Talk Marca Hollisa. Specyficzny i niepowtarzalny głos odszedł na zawsze. Zostały nagrania.

Życie jest takie jakie je stwarzasz - Life's What You Make It.
Życie jest takie jakim sam je kreujesz.
Wszystko jest w porządku.
Jak w piosence It's My Life - To moje życie, ono się nigdy nie kończy.

Strach

W książce Kurta Tepperweina szukałam wyjaśnienia kolejnej choroby na czyjeś życzenie. Coraz rzadziej to robię, bo ludzie niby chcą wiedzieć, ale nie chcą zmienić swojego nastawienia. I umierają.
"Przypadkiem" natknęłam się na hasło: strach. W tej książce choroby nie są ułożone alfabetycznie.
O strachu pisałam w 2014 roku, ale zupełnie od innej strony Strach 
Strach nie jest chorobą, ale może spowodować śmierć, a na pewno utrudnia nam życie.
Słowo "strach " pochodzi od łacińskiego "angustus" i oznacza "ściśle, ciasno".
Strach pojawia się wtedy gdy rozpatrujemy daną rzecz w zbyt ciasnych kategoriach. Pewne doświadczenia pamiętamy nie tak jak one wystąpiły w przeszłości. Gdy człowiek znajdzie się w takiej sytuacji ponownie to budzi się w nim strach. Gdy poszerzysz swoją świadomość o ten wrażliwy obszar to zniknie cały lęk. Lęki z dzieciństwa towarzyszą nam w dorosłości, przeszkadzają w dobrym życiu i hamują realizację naszych marzeń.
źródło: Eos-arts 
Strach ma wiele twarzy. Lękamy się trudności życiowych, katastrof, wypadków, bankructwa swojego interesu, utraty ukochanego człowieka lub śmierci. Media bardzo dbają, żeby człowiek ciągle czuł się zagrożony. Ludzie lubią się bać, bo nie wyobrażają sobie bez niego życia. Strach nie jest nam do niczego potrzebny, wystarczy zdrowy rozsądek, żeby nie wpaść w tarapaty.
Strach jest taką siłą, przez którą dotknięta nim osoba urzeczywistnia dokładnie to, czego się obawia i lęka.
Przykład z mojego życia.
Mam klienta, który ciągle narzekał, był zmęczony i nastawiony negatywnie. Patrząc na wystawiane przez niego faktury powiedziałam co może zrobić, żeby lepiej mu się wiodło w biznesie. Potem zauważyłam, że to robił. A po roku umarła nagle jego żona. Czuję się za to odpowiedzialna. Okazało się, że on biznes prowadził z żoną, a ona była bardzo obowiązkowa, ale strachliwa. Ciągle się bała, że przyjdzie kontrola i coś znajdzie. Usiłowałam to bagatelizować i mówiłam, że jak coś będzie to się naprawi. Bo przecież można popełniać błędy, albo się pomylić. Potem gdy firma zaczęła mieć więcej klientów, ona nie ogarniała już wszystkich spraw, była zmęczona, spadła na nią większa odpowiedzialność, trzeba było kogoś zatrudnić do pomocy. Nie dała rady. Strach ją zjadł. Więc teraz nie pomagam.
Czasem strach może pomagać, gdy trzeba szybko zareagować. Dzięki strachowi uciekamy z niebezpiecznych sytuacji lub miejsc ratując życie. Strach jest przeciwieństwem słabości.
Strach może szkodzić:
  • zmniejsza efektywność pracy umysłowej,
  • wywołuje schodzenia układu trawiennego,
  • powoduje choroby serca,
  • wpływa na podwyższony poziom cukru i tłuszczów we krwi,
  • powoduje uszkodzenie naczyń krwionośnych,
  • powoduje zanik radości życia.
Jedną z metod radzenia sobie z własnym strachem jest duchowe przeżycie sytuacji zagrożenia. Akrobaci, spadochroniarze kaskaderzy czy treserzy dzikich zwierząt wyobrażają sobie okoliczności, które wywołują lęk i nadają mu pozytywne zakończenie. W ten sposób gdy cos trudnego będzie miało miejsce oni będą spokojni, opanowani i będą właściwie reagować.
Szczególną formą strachu są fobie (obawa). Jest to strach obiektywnie bezpodstawny. Fobie wywołują przeżyte sytuacje i trzeba wrócić do przeszłości, do sytuacji, w której doszło do zafiksowania. Wtedy jest szansa, że fobia zostanie uzdrowiona.
Najbardziej powszechnym strachem jest strach przed śmiercią. Kto boi się śmierci, boi się również życia. Lęk przed śmiercią jest rezultatem własnego niespełnionego życia. Ten strach zniknie gdy w pełni zaakceptujemy własne życie i wszystko co nas spotyka.
Strach jest najsilniejszą przeszkodą w rozwoju, ponieważ uniemożliwia nam bycie tym, kim moglibyśmy być. Ten kto boi się śmierci, nie żyje naprawdę.
Jeśli unikasz tego, czego się boisz, strach za każdym razem będzie coraz większy. Strach znika, gdy jesteś gotowy, aby stanąć z nim "twarzą w twarz".
Strach pokazuje to, czego się obawiasz, po to, abyś mógł się tym zająć i nad tym pracować. Jest jak zwierciadło. Boisz się tego, czego nie chcesz do siebie dopuścić, choć powinieneś to uczynić, ponieważ w ten sposób mógłbyś być bardziej sobą.
Każdy strach wskazuje na sferę życia, którą trzeba przywrócić do harmonii. Strach znika sam z siebie w momencie usunięcia jego przyczyny.
Gdy ja czułam się kiedyś zagrożona to poszłam na krav magę. Czujność i refleks zostały mi do dziś. Poczucie zagrożenia zniknęło. Kiedyś musiałam mieć w domu tabletki od bólu głowy. Bo gdy zaboli głowa, to będą na miejscu. Głowa bolała mnie często, przynajmniej raz w miesiącu. A potem dowiedziałam się, że boląca głowa nie woła tabletki tylko wodę. Gdy zabolała mnie głowa to wypiłam szklankę wody, powoli. Przeszło. Od tamtej pory nie boli mnie głowa, tabletek nie mam, strach zniknął. A może to nie tabletka pomaga, a woda którą ją popijamy ;)
Strachu nie trzeba zwalczać, ani przezwyciężać, ponieważ jest ono tylko sygnałem, który zniknie sam z siebie, jak tylko uczynisz to, co konieczne.
Gdy np. Boisz się wody, to nie działa na ciebie, że to nic takiego. Nie wejdziesz i już. Trzeba wtedy usiąść blisko wody i obserwować innych. Po jakimś czasie możesz zanurzyć rękę, na krótko. A potem możesz się zanurzyć na płytkiej wodzie. Powoli. Możesz sobie też wyobrażać, że to robisz. W myślach nic ci się nie stanie. Do wszystkiego trzeba czasu i chęci pokonania swoich słabości.
Czyż nie na tym polega życie.
Gdy pożegnasz się ze strachem, odkryjesz, że spełnił swoją rolę. Dał ci poczucie spełnienia, poszerzył świadomość, uwolnił od urojeń, wyobrażeń niezgodnych z rzeczywistością i umożliwił ci powrót do teraźniejszości. Jesteś wolny :)

Praktyka Transerfingu
Gdy już niczego się nie obawiasz, to zacznij żyć i realizować swoje cele.
Dzisiaj miałam umówione dwa spotkania. Miałam być w jednym miejscu po 15, a w drugim miejscu miałam się spotkać z 2 osobami o 16. O 13 zadzwoniła jedna osoba i spytała czy mogłabym przyjechać o 15, bo ona ma umówionego lekarza. Zgodziłam się, bo termin u lekarzy nie może przepaść. Pomyślałam, że pojadę do niej na 15, potem pójdę do pierwszego klienta, pozałatwiam sprawę, potem pochodzę po sklepach, a na 16 wrócę w pierwsze miejsce do kolejnej osoby.
Trochę późno wyszłam z domu. Autobus co chwila stawał w korkach, myślałam, że się spóźnię. Ale wyluzowałam. Najwyżej się trochę spóźnię. Zaczęłam się przyglądać mojej rzeczywistości, widziałam numery tramwajów, numery rejestracyjne, ludzi w autobusie, co robili itd. Do pierwszej osoby weszłam za minutę 15. Osoba, z którą też się miałam spotkać, tylko o 16, dowiedziała się, że będę więc sprawę załatwiłam. Potem poszłam na spotkanie z klientem (po 15), a było 15 po 15. O godzinie 15.30 miałam wszystko załatwione. Zaczęłam się śmiać. Nie mogłam tego przewidzieć. Wysłałam jeszcze list, choć na pocztę miałam iść jutro. Czas został mi dodany :)
Teraz zawsze tak mam. Wytrenowałam się w podążaniu za rzeczywistością. Nie upieram się przy swoim planie, bo utrudniam wtedy jego realizację.
A potem przechodzimy do realizacji większych celów.
Miłego tygodnia :)

Ciastka i rocznica

Rano chciałam wyjąć talerzyk z szafki i wypadła mi torebka z foremkami do ciastek. Raczej mam porządek na półkach, ale czasem rzeczy tak się rozpychają, że same wypadają.
Skoro foremki wypadły to postanowiłam upiec ciasteczka. Nie miałam nic ważnego do roboty to przypomnę sobie jakiś przepis. Takie foremki używam do pierników, ale przecież to nie pora świąt. Postanowiłam zrobić zwykłe ciastka kruche ale dodałam trochę maku, bo lubię.
Gdy ciasto chłodziło się w lodówce, zadzwoniła znajoma, że wpadnie na kawę. Co za zbieg okoliczności ;) Skąd foremki wiedziały, że się przydadzą ;)

Tyle kształtów, a ja wybrałam jeden.
Znajoma obchodzi 30 rocznicę ślubu, a że wyprawia w lokalu to musiała potwierdzić udział wszystkich zaproszonych osób. W domu to nie ma problemu czy będzie mniej czy więcej gości.
Przy kawie i ciasteczkach miło spędziłyśmy czas i opowiedziała mi taką bajkę. W temacie i na dobry weekendowy nastrój.
Otóż pewna para po 60-ce świętowała rocznicę ślubu w restauracji. Było kameralnie i romantycznie. Gdy było słodko to pojawiła się wróżka i powiedziała: „Za to, że jesteście tak dobrym małżeństwem, przez 35 lat się wspieraliście, żyliście spokojnie i szczęśliwie, to spełnię jedno wasze życzenie.” Żona od razu zażyczyła sobie wycieczki dookoła świata z ukochanym mężem. Życzenie zostało spełnione i dostała dwa bilety na luksusowy statek.
Gdy mąż miał sobie czegoś zażyczyć to powiedział: To wszystko jest miłe i romantyczne, ale taka okazja zdarza się tylko raz w życiu. Przykro mi kochanie, ale życzę sobie, żeby moja żona była o 30 lat młodsza. Po chwili szoku i to życzenie wróżka spełniła i pan został 92 letnim mężczyzną.
Mężczyźni są niewdzięczni i zapominają, że wróżki są kobietami.
Zabawne :) Dla panów chyba mniej ;)
Znajoma gdzieś to niedawno usłyszała, a ja powtarzam. Mam nadzieję, że oddałam sens tej opowieści, jak w głuchym telefonie ;)))
Złota rybka też jest kobietą, a karma to suka.
Bądźmy wdzięczni za to co mamy. Albo uważajmy czego chcemy.

Drzewo

Drzewo jest najważniejsze dla istnienia człowieka. Bez wielu rzeczy człowiek może żyć, ale bez roślin umrze.
Skala zniszczeń jest ogromna, podobnie jak skala głupoty. Widać to w każdym mieście w Polsce. Drzewa są wycinane, bo komuś przeszkadzają. Zwykle przeszkadzają w betonowaniu miasta. Ludzie w miastach nie mają czym oddychać. Brak drzew powoduje, że powietrze jest nieoczyszczane. Rachityczne drzewka w doniczkach niczemu nie służą. Smog jest spowodowany błędnymi działaniami władzy, a nie paleniem w piecach. Ludzie od zawsze palili śmieci, a drzewa w nocy likwidowały ten problem. Bez drzew smog nie zniknie i zabierze ludziom życie.
Drzewo jest symbolem życia człowieka. Jesteśmy z drzewami związani na zawsze. One pokazują nam jacy jesteśmy i co mamy robić w życiu. Dla drzewa ważne są korzenie, bo utrzymują je przy życiu. I w życiu człowieka ważni są przodkowie. Im więcej się o nich dowie tym łatwiej ma w życiu. W genach mamy zapisaną naszą fizyczność, a rodzice, dziadkowie i pradziadkowie tworzą naszą osobowość. Ludzie odcinają się od swych korzeni i usychają z dala od nich.
Ten obraz pokazuje świetnie jak wygląda życie człowieka. Jak przemija, bo wszystko przemija. I zawsze jest piękne. To obraz Tomasza Alena Kopery, żyjącego polskiego malarza, który ma już swój styl. Jego malarstwo pobudza wyobraźnię i przenosi obserwatora w krainę wyobraźni. Gdybym miała wolną gotówkę to bym zakupiła parę z nich :) To kolejny malarz, który nie nazywa swoich dzieł. A to tak utrudnia ich rozpoznanie. Polecam przejrzeć internet.

Człowiek wtrąca się w ekosystem, a potem płacze. Wycięto już lasy tropikalne, wycina się puszcze na wszystkich kontynentach. Jakby człowiek stracił instynkt samozachowawczy. Protesty pomagają na krótko, a potem przekupstwo, szantaże i wycinka. Kiedyś drzewa umierały stojąc, teraz są mordowane piłami elektrycznymi. Brak drzew zmienia klimat na planecie. Wszystkie kataklizmy będą zasługą ludzi. I ludzie zginą.
Czy ludzie są głupi?
W wielu książkach czy w filmach zwraca się uwagę na drzewa. To są jakby podpowiedzi dla ludzi.

Była taki serial o usychającym drzewie i przepowiedni, że świat jaki znamy zniknie gdy spadnie ostatni liść. Walka o odzyskanie nasionka to cała fabuła serialu. Każdy znajdzie swoje drzewo.
Ten obraz Gustava Klimta jest mi bliski.
Pokazuje jak wygląda życie, jakie ma zawirowania, ścieżki, znaki. Można go kontemplować godzinami. Kto ma tyle czasu obecnie ;) Też tak rysowałam drzewo życia, ale nie mam talentu jak Klimt. Opisywałam wtedy życie Rivera tu Droga zycia 
Człowiek nauczył się zabijać innych ludzi patrząc im w oczy. To samo robi człowiek ze zwierzętami, choć one mogą uciec, zawyć lub ugryźć. Co może drzewo? Nie ma oczu ani rąk, nie wydaje głosu. Jest łatwym celem. Nikt im nie współczuje. Chyba, że usłyszy ich zmartwiony głos, jak ja kiedyś. Bez zwierząt człowiek przeżyje, a bez roślin nie. Bo one nie służą tylko do jedzenia, one zapewniają nam czyste powietrze.
Marcin Luter, zmarły 473 lata temu (18 lutego) reformator, wiedział, co w życiu jest ważne. Powiedział:
„Nawet gdybym wiedział, że jutro świat przestanie istnieć i tak zasadziłbym moją jabłoń.”

Drzewo łatwo wyhodować. Wystarczy nasionko, szyszka, listek, gałązka, cokolwiek.

Tak hoduję drzewko szczęścia. Ta roślinka wyrosła z opadniętego listka. Listek zwiądł, a w jego miejsce powstało nowe życie. Korzenie ma niewielkie, bo na razie żyje w kieliszku do jajek. Przyjemnie się obserwuje jak się zmienia.
To jak obserwować człowieka od dziecka do starości. Z konkretnego nasionka wyrośnie konkretne drzewo. Tak jest zaprogramowane. Człowiek też jest zaprogramowany i nie uniknie swego przeznaczenia. Gdy rodzi się kobietą, to do śmierci będzie kobietą. Jeśli człowiek uważa, że jest mądrzejszy od natury to może się zmienić. Gwałcenie praw natury jest cechą wielu ludzi, zwłaszcza na stanowiskach władzy.
Wszyscy słyszeli o drzewie życia w religii i o drzewie genealogicznym. To wszystko jest związane z ludźmi. Pomyślmy o tym, w wolnej chwili. Nie bez powodu powstają banki roślin.
Nie ma dinozaurów, są ptaki. Nie będzie drzew nie będzie człowieka.
Czy to ludzie ludziom zgotowali ten los?

Prosty chleb

Nie każdy piecze chleb. Modne jest niejedzenie chleba, oskarżając go o tycie, nietolerancje pokarmowe itp. To nie chleb szkodzi, a dodatki do niego. Trzeba też mieć zdrowy stosunek do jedzenia, nie przejmować się tym za bardzo. Mój ojciec odkąd pamiętam codziennie je 2 kromki chleba i ma ciągle taką samą wagę. Je, bo jest głodny. Codziennie chodzi po gazety i po jedzenie, bez względu na pogodę.
Ja zaczęłam piec chleb, bo miałam dość chemikaliów dodawanych do niego. Jesz taki chleb i nic nie czujesz. A potem masz różne sensacje żołądkowe. Próbowałam nie jeść chleba ze sklepu, ale potem jadłam go więcej. Ciało pamięta i się tego domaga.
Ponieważ nie znam nikogo kto by mi upiekł chleb, musiałam się sama za to zabrać. Nie należę do pracusiów więc dostałam automat. Wystarczyło kupić mąkę, dodawać w odpowiedniej kolejności, a potem czekać 3,5 godziny, wyjąć, ostudzić i jeść. Wszystko samo się robiło. Jedyna praca to dokładne ważenie i przesiewanie mąki pszennej. Tylko we wszystkich przepisach w internecie zaleca się używanie mąki 650. W moich sklepach jest tylko mąka pszenna chlebowa 750. Dlatego nie zawsze chleby się udawały. Ale wszystkim smakowały.
Gdy po 2 miesiącach zapragnęłam chleba z mąki żytniej, okazało się, że powinnam zrobić zakwas. No to zrobiłam. To przecież tylko woda z mąką. Oczywiście straszą, że chleb na młodym zakwasie może się nie udać, ale na mnie takie straszenie nie działa. Pierwszy chleb upiekłam na 7 dniowym zakwasie i się udał. Zakwas trzymam w słoiku i zakręcam lekko. Gdy był tylko przykryty ściereczką to wysechł z wierzchu i musiałam wyrzucić trochę. Po upieczeniu chleba zakwas chowam do lodówki na 3-5 dni.
Zanim będzie się nadawał do pieczenia chleba trzeba go trochę ocieplić, dodać 2 łyżki mąki i 4 łyżki wody letniej przegotowanej, zamieszać i zostawić na 12 godzin. Pieczenie chleba trzeba zaplanować i odpowiednio wcześniej dokarmić zakwas. Nieustannie zakwas ładnie pachnie, bąbluje, żyje.
Mam 1,5 miesięczne doświadczenie, ale już widzę fałszywe przepisy w necie. Na 550 g mąki powinno być ok. 1 szklanki zakwasu. Gdy jest 1 łyżka zakwasu to chleb raczej nie urośnie. Gdy podany jest przepis na wykły chleb, a potem napisano, że można dodać ziarna to trzeba też dodać więcej wody. W przeciwnym razie chleb będzie zbity i wyjdą małe kromki. Gdy doda się więcej jak pół szklanki ziaren to robi się dziwny chleb, smakuje tylko z masłem.
Ostatnio piekłam chleb pszenno-żytni (255g na 255g) ze słonecznikiem (3ł) i siemieniem lnianym (2ł). Inne światło, bo inna pora ;)
Zużyłam prawie cały zakwas. Najwyżej zrobię nowy. W słoiku zostało go trochę na bokach i na dnie, jakieś 2 łyżki. Dokarmiałam go 3 razy przez 24 godziny zanim wstawiłam do lodówki. W międzyczasie postawiłam słoik obok foremki z wyrastającym ciastem mówiąc, żeby sobie popatrzył co z niego rośnie ;)
Po 10 godzinach chleb urósł bardzo i dotknął folii. Musiałam go trochę wyrzucić, bo nie da się zdjąć z folii wyrośniętego chleba. Powinnam mieć namiocik z folii, bo ciasto wyrasta bardzo.
Ten mieszany chleb smakuje każdemu. Naprawdę można się najeść 2 kromkami.
Jedynym minusem jest długie stygnięcie. Najlepiej 3 godziny. Jak zaczęłam kroić po 2 godzinach to nóż był cały oblepiony. Nie da się pokroić gorącego chleba na zakwasie, zwłaszcza żytniego. Też niektórzy nie radzą piec chleba tylko z mąki żytniej, a ja piekłam 300g z mąki 720 i 250g z mąki 2000. Wyrósł i był dobry.
Od 1 listopada nie kupiłam żadnego pieczywa w sklepie. Zupełnie mnie nie ciągnie. I czuję się świetnie. Nie przytyłam i mam większą świadomość w ciele, cokolwiek to znaczy. Spodobało mi się pieczenia chleba, zwłaszcza żytniego. Kupiłam za 6 zł miskę plastikową specjalnie do wyrabiania ciasta i zawsze piekę w keksówce 31cm. Zawsze też wykładam foremkę papierem do pieczenia, bo wyjmuje się natychmiast. Raz wysmarowałam czymś i obsypałam chyba otrębami, a potem chlebek nie chciał opuścić foremki. To nie błąd, to nauczka. Do chleba na zakwasie nie trzeba mikserów, wystarczy miska i łyżka, keksówka, a potem czekanie. Wszystko samo się robi. Gotowy chleb zawijam w ściereczkę, a potem w folię. Jest świetny. Ścierkę mam lnianą, albo bawełnianą. Jak wyprałam w 95 stopniach to się skurczyła akurat idealnie do chleba. Chleb musi oddychać, więc do szczelnego pojemnika go nie wkładaj. Zacznie parować i zbierze się woda na ściance. Oczywiście chlebek nie zdąży spleśnieć, bo zostanie zjedzony.
Traktuj chleb dobrze. To przecież pokarm dla naszego ciała.
Gdy sklepowy chleb ci przestanie smakować, albo ciało odmówi spożywania chleba z konserwantami, to zacznij piec samemu. Zawsze jest dobry.

Grasica

Kilka dni temu spotkało mnie dziwne przeżycie. Gdy sobie siedziałam w spokoju i coś czytałam nagle w mojej klatce piersiowej coś zaczęło gruchotać, tykać i pukać. Tak jakbym coś miała u podstawy mostka. Ja wiem, że człowiek jest maszyną, ale nie dosłownie. Nie ma w ciele czegoś z mechanizmem, który może się popsuć i terkotać. To nie zegar. Uczucie było dziwne. Szybko przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej, poczułam rozlewające się ciepło i chrobotanie ucichło.
Przypomniało mi gdy dawno temu miałam zapalenie ucha środkowego i wtedy też słyszałam różne dźwięki, ale w uchu. Lekarz w przystępny sposób wytłumaczył mi, że to stan zapalny i w uchu przelewa się zainfekowana woda. Przeżyłam, ale do dziś pamiętam to uczucie i zawsze po kąpieli usuwam wodę z uszu.
Teraz sytuacja była podobna. Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś miał takie przeżycia. Musiałam to sprawdzić.
Żyjemy w takich czasach, że nie trzeba lecieć do księgarni po atlas człowieka. Wystarczy zajrzeć do aplikacji np. human body. W układzie pokarmowym w tym miejscu jest przełyk. Ale akurat nic nie jadłam, więc to nie to. Potem jeszcze wyeliminowałam tchawicę i serce (jest niżej).
W układzie limfatycznym znalazłam w tym miejscu grasicę. Mały narząd, ale ważny.
W tym układzie są jeszcze migdałki, śledziona, węzły chłonne i naczynia limfatyczne. A więc cały układ odpornościowy. Kiedyś czytałam, że to są wrota, które pilnują zdrowia człowieka. Wiadomo, że jak się wytnie migdałki, to zwykłe przeziębienie może przerodzić się w zapalenie płuc. Nie ma żadnej ochrony. Bez śledziony też jest trudniej, ale część jej funkcji przejmuje trzustka (podobno). O grasicy wiedział już Leonardo da Vinci. Kupował ludzkie zwłoki, rozcinał je i badał, a potem rysował i opisywał. Zauważył on, że dzieci mają ten narząd, a starcy nie. Wtedy nie wiedziano jeszcze do czego służy ta „narośl”. Łacińska nazwa to thymus, od greckiego słowa thymos oznaczającego „brodawkowatą narośl”, która przypomina macierzankę. Thymos oznacza też „dusza” lub „duch” i przez starożytnych Greków grasica była uważana za siedzibę duszy i sił życiowych. Byli blisko, bo odporność to przecież mechanizm obronny organizmu, który zapewnia długie życie.
Bo grasica starzeje się i kurczy się z wiekiem. Waga maksymalna grasicy to 37g, a w wieku 75 lat już tylko 6g. Jest malutka, albo zanika zupełnie, albo zmienia się w tkankę tłuszczową i już przed niczym nie chroni. Grasicę niszczy chemio i radioterapia. Dlatego jest taka umieralność.
Teraz wiemy więcej. W 2 połowie XX w. zbadał ją naukowiec Jacques Miller i stwierdził, że grasica jest konieczna do powstania limfocytów T, specjalnych białych krwinek. To właśnie one chronią nas przed infekcjami, mogą zwalczać wirusy, infekcje i choroby autoimmunologiczne.
Zanikającą grasicę można odbudować wstrzykując do niej komórki macierzyste, albo wykonać przeszczep.
Grasica nazywana jest punktem szczęścia, bo odpowiada za witalność i sferę psycho-emocjonalną.
Jest ona w stanie spowolnić biologiczny zegar organizmu. Dzieje się tak, ponieważ grasica nie tylko gromadzi armię limfocytów T, ale także produkuje specyficzne hormony thymiczne, które poprawiają regenerację skóry i przyczyniają się do szybkiego odzyskiwania komórek. Jednym słowem, ten malutki organ odpornościowy wykonuje poważne prace nad odmłodzeniem całego organizmu.

Grasica potrzebuje codziennego uzupełniania białka. Po pierwsze jest materiałem budującym hormony, które produkuje, a po drugie, białka zwiększają aktywność komórek grasicy.
Preferowane powinny być białka zwierzęce (można je znaleźć w rybach, mięsie, serze), sprzyjają jej też produkty mleczne, spirulina, gryka, fasola.
Oprócz diety białkowej, grasica lubi zabiegi termiczne (sauna, ciepłe kompresy, olejki, maść). Immunolodzy nie zalecają jednak angażowania się w stymulację grasicy, ponieważ długotrwała aktywność nieuchronnie prowadzi do wyczerpania się organizmu, a to może wywołać efekt odwrotny. Tak więc rozgrzanie grasicy nie powinno być dłuższe niż 5-10 dni, najlepiej na krótko przed okresem przeziębienia.
Nie ma pojęcia dlaczego moja grasica zaczęła się zachowywać w taki dziwny sposób. Często pukam opuszkami palców klatkę piersiową, żeby nic mi w płucach nie zalegało. Dzieciom w czasie choroby tak się robi, żeby w płucach nic nie zalegało. Lata palenia papierosów mogły mi zniszczyć płuca. Spirometria jest dobra, ale robię tak na wszelki wypadek. Gdzieś przeczytałam, że w stymulacji grasicy pomaga kwarc różowy. Mam kilka takich kryształów.
Akurat ostatnio myłam kilka moich kryształów i wystawiłam na słońce. Położyłam jeden płaski kwarc na klatce piersiowej i pomogło. Chrobotania nie ma, czyli wszystko wróciło do normy. Na wszelki wypadek noszę je przy sobie.
Może to ostrzeżenie, żeby nic przy grasicy nie gmerać, nawet nieświadomie.
Dziwne to wszystko. Organizm człowieka jest taki wrażliwy, a przy tym silny i wyposażony w funkcję samoleczenia.