22/04/2016

Sen z tablicami w dniu śmierci Prince'a

Dziwny sen, dziwny dzień.

Pierwsza wiadomość poranna o 9:50 - Prince nie żyje (tmz.com).

Straszna wiadomość, jakby zmarł ktoś z rodziny. Nie do uwierzenia. Nasze media jak zwykle mają opóźnienie.


Nie ma przypadków. Tydzień temu wpadła mi w ręce płyta Musicology. Oglądałam książeczkę, rysunki i pomyślałam, że wiele nas łączy, o czym zapomniałam. Podobne przyciąga podobne. Miałam napisać o jego talencie i mojej miłości, ale chciałam poczekać do 7 czerwca, do dnia jego urodzin. Tak w prezencie. Część już mam. Może opublikuję. I od 10 dni codziennie słuchałam tych utworów. W kółko. W radiu go nie puszczają. 15 kwietnia gdy składałam siostrze życzenia urodzinowe przez telefon to czytałam wiadomość (dailymail.com), że Prince źle się poczuł po koncercie w Atlancie i jego samolot awaryjnie lądował w Illinois. Ale potem niby wszystko było w porządku, bo koncertował dalej. Ciekawe – miał 157 cm wzrostu i zmarł w wieku 57 lat. Nie zostawił potomka, bo jego syn zmarł tydzień po urodzeniu. Pierwszy ślub wziął w walentynki 1996 roku. Od 15 lat był świadkiem Jehowy. Miesiąc temu zaczął pisać wspomnienia. Jakby coś przeczuwał. Miał grypę. Jego muzyka pojawiała się w moim życiu w ważnych dla mnie momentach. Nie mogę o nim zapomnieć. Jest mi smutno. Nie jestem żadną fanką czy wyznawcą, ja go po prostu kochałam. Jego muzyka mnie poruszała. (The Beatles nie słucham, nic dla mnie nie znaczą).  Ludzie kupili 100 mln jego płyt. Mega talent i fascynująca osobowość.


A teraz sen.

Wprowadzenie. Byłam w dużym piętrowym domu. Miał wiele pokoi, prawie jak zamek. W tym domu mieszkałam razem z mężczyzną. Był mi bliski, ale nie wiem czy to mąż czy przyjaciel. Wiele nas łączyło, wiele lat byliśmy ze sobą. Chyba był naukowcem, bo pracował w domu. Coś jak ja w realu ;)  Nie przypominał mi nikogo z mojego prawdziwego życia.

To wszystko zrozumiałam w ułamku sekundy na początku snu. Nie wiem kim byłam we śnie, bo chyba nie księgową ;) Księgowe nie mieszkają w zamku ;))) Zresztą kto by chciał mieszkać w zamku. Musiałabym codziennie być w każdym pokoju, żeby obdarować go swoją energią. Mam rolki, dałabym radę ;) Bo inaczej dom zabrałby moją. Duże domy potrzebują dużo energii.

Byłam w jednym pokoju na piętrze. Wyglądał jak gabinet, czy pokój do pracy. Na ścianie wisiała tablica. Nie spotyka się w domu czarnych tablic szkolnych, a tu taka była. Pisało się na niej kredą.


Ta tablica była cała zapisana. W innym pokoju była kolejna tablica na ścianie i też zapisana chyba przez mojego męża. Był to tekst i liczby, ale więcej tekstu. Na dole każdej tablicy były liczby schowane w tekście, które skojarzyły mi się ze współrzędnymi. Niezbyt dobrze pamiętam te liczby, bo skupiałam się na czym innym.

Do pokoju wszedł mój mąż. Siedzieliśmy naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem. Zaczęliśmy rozmawiać, ale raczej to on mnie wypytywał. Chciał się dowiedzieć czy ja odkryłam te liczby i czy komuś o tym powiedziałam. Liczb było wiele na tablicach, ale akurat te przyciągnęły moją uwagę. To tak jak na coś patrzysz a to coś "wysuwa się" na spotkanie z tobą. Inne rzeczy pomijasz. Ty wiesz co jest ważne. Udawałam, że nie wiem o jakie liczby chodzi. Lubię wszystkie liczby. Te odkryte przeze mnie liczby były zapisane inaczej i skojarzyły mi się ze współrzędnymi. Wydawało mi się, że one oznaczały jakieś miejsce, w którym miało się coś stać. Wiedza o tym była zabójcza. Nikt o tym nie miał wiedzieć. Moje życie zawisło na włosku. Oczywiście powiedziałam, że rozmawiałam z kimś o liczbach, bo nie wiedziałam co o tym myśleć. Nie podałam nazwiska. Ale mógł sprawdzić do kogo dzwoniłam, bo telefon "prawdę ci powie".



Mój mąż już postanowił co się ze mną stanie. Wiedział, że ja wiem i ja wiedziałam, że on wie, że ja wiem. To była gra. Powinnam się bać, ale ja byłam spokojna. Nic mnie nie przerażało. Zaczęłam się zastanawiać, w czasie gdy on mówił, że mieszkamy ze sobą tyle lat, znamy się, a właściwie nic o nim nie wiem. Czy on jest przestępcą i coś planuje? Przecież ja w żaden sposób mu nie zagrażam. Za mało wiem. Skoro on dał znać, że to ważne to dopiero teraz będę drążyć temat. On wyszedł z założenia, że najlepiej coś ukryć na wierzchu i zapisał te współrzędne na dwóch tablicach. Tylko, że ja lubię liczby i one mnie przyciągają. Umiem zauważać nic nie znaczące detale i je łączyć.

Chyba nadszedł mój kres. Jego oczy zrobiły się zimne, puste, świdrujące. Ja też patrzyłam na niego, ale nie bałam się. On chyba był rozczarowany, że ja nie błagam o litość, nie chcę go oszukać, czy coś takiego. Ja po prostu pogodziłam się z tym. Na każdego przychodzi czas. Widocznie zginę z ręki mojego ukochanego, który okazał się kimś zupełnie innym. Dalej rozmawialiśmy, ale to już była gra. Zaczęłam się nawet zastanawiać jak on mnie zabije. A może nie on, tylko ktoś inny. Byłam spokojna. A mąż ciągle mnie wypytywał, ale to już była formalność i zagadywanie czasu. Dowiedział się wszystkiego. Mój los go nie obchodził. Próbowałam się dowiedzieć znaczenia tych liczb, ale nic mi nie powiedział. Wystarczyło, że zwróciłam na nie uwagę i w ten sposób wydałam na siebie wyrok.

Często zastanawiam się jak bym się zachowała w różnych ekstremalnych sytuacjach. Teraz wiem.

Człowiek dąży do wiedzy, a wiedza zabija.

Nie doczekałam się śmierci. Nie wiem jak zginęłam. Obudziłam się. O 9 rano, bo położyłam się o 1:10.

W tym czasie ja nie umarłam, a umarł Prince.


Idę się upić. ;(

Noc długa, bezchmurna, widno jak w dzień. Nie zasnę chyba.






20/04/2016

Luna

Przed snem zerknęłam w niebo i Luna wyglądała tak. Przez szybę.



Nie ma już złączenia. Jowisz jest jeszcze dobrze widoczny, choć Księżyc mocno świeci (sam nie świeci tylko odbija światło słoneczne).


Księżyc jest już w znaku Wagi więc do piątku będziemy bardziej uprzejmi, ale też niezdecydowani.


A wieczorem wyszłam na balkon sprawdzić gdzie są obserwowane ciała niebieskie. Nie mogłam zrobić fotki, bo albo Księżyc wyszedł zza chmur, albo Jowisz. Nie było ich widać razem.


Więc powiedziałam, że wracam za 10 minut i mają się ustawić do dobrego zdjęcia. I efekt widać na ostatniej fotce ;) Mówisz - masz.



 


Myślą można zmieniać rzeczywistość. Wielu naukowców przeprowadza różne doświadczenia. Więc i ja to robię, choć nienaukowo. Zupełnie mnie to nie martwi :)


Spotkałam się dzisiaj z dwoma klientami, którzy mieszkają za miastem. Okazało się, że też patrzą w niebo i oczywiście wiedzą doskonale, że była koniunkcja znakomicie widoczna. Za miastem jest ciemno i wszystko widać lepiej. Kto by pomyślał, że poważni biznesmeni interesują się kosmosem i patrzą w niebo ;)


Tak to jest. Spotykamy się, prowadzimy interesy, interesujemy się ludźmi, którzy są do nas podobni (nie fizycznie). Czasem o tym nie wiemy. Do czasu.


 


 



19/04/2016

Bratki i koniunkcja

Kwiecień to pitowy miesiąc. Nic innego nie robię tylko wysyłam i wysyłam. Mało mam czasu na przyjemności, nic nie czytam i nie bywam. O czym tu pisać. Przeżyję ;)


Zagospodarowałam kolejne skrzynki na balkonie i posadziłam m.in. Bratki. Dawno ich nie było u mnie, ale nic ciekawszego nie wpadło mi w oko.



Oczywiście wszystkie kwiatki zwróciły się do słoneczka, oprócz jednej sadzonki. Jedna kępka bratków zamiast zwrócić się do słońca to "patrzy" na mnie. To zabawne. Jakby bratek pomylił mnie ze słoneczkiem. Uśmiecham się gdy odwracam wzrok od komputera i mam taki piękny widok.



Ciekawe jak długo to potrwa zanim się odwróci :)


W ciągu ostatniego tygodnia spotykam ludzi, którzy robią mi drobne uprzejmości, dobre uczynki. Też się uśmiecham. Ludzie są z natury dobrzy.


Wczoraj było ciekawe zjawisko na niebie: koniunkcja Księżyca z Jowiszem. Koniunkcja, czyli złączenie, czyli dwa ciała niebieskie są blisko siebie. Koniunkcja jest "kosmicznym drinkiem", składającym się z dwóch planetarnych energii.


Ktoś kto nie ma koniunkcji w swoim horoskopie urodzeniowym będzie mało przebojowy, będzie się bał działać, będzie szukał wsparcia i pomocy innych. Osoba z wieloma koniunkcjami ma energię do pokonywania przeszkód, bez lęku pokonuje trudności, nie ogląda się na innych, nie idzie na kompromisy. Ma moc. Z nieba.




Wczoraj mieliśmy aspekt gdy Księżyc i Jowisz połączyły swoje siły. Księżyc wygląda jak w pełni, ale ma dopiero 90%. Jowisz to kropka po lewej stronie.


Księżyc symbolizuje energię żeńską i zasadę macierzyństwa, płodność i ukryte moce Natury.


Księżyc wpływa na nasze emocje, nastroje i uczucia. Działania pod wpływem aspektu Księżyca wywołują skutki trudne do przewidzenia, a są długofalowe.


Jowisz jest największą planetą naszego Układu Słonecznego. To planeta społeczna. Jego energia wzmacnia ludzkie dążenie do poprawy statusu. Jeżeli przestrzega się prawa i normy to Jowisz działa dobroczynnie.


I te dwie energie wymieszały się akurat w ten weekend. Nie jest to koniunkcja pozytywna, ponieważ Jowisz jest w retrogradacji, czyli cofa się.


No i mieliśmy manifestacje aborcyjne.


Smutne to, że kobiety zapomniały o swojej kobiecości, o swoim powołaniu i żądają zabijania dzieci w swoich łonach. Znam wiele kobiet po poronieniach i nie życzę tego nikomu. Nie każdy jest celebrytką i nie każdy musi sypiać z każdym. Nikt się już nie szanuje. Promuje się seks w gimnazjach, dla sportu. A konsekwencji można się pozbyć. Aborcja to absolutna ostateczność.


Kobieta po aborcji traci energię, robi się dziura w aurze na wysokości macicy. Im więcej aborcji tym macica zimniejsza. W zimnym łonie żadne dziecko się nie zagnieździ. A jeśli już, to chore i słabe. Nie można bezkarnie zabijać, a potem czekać na dziecko. To prawo natury (Jowisz). Każda kobieta, którą znam lub znałam, a która miała aborcje to chorowała na nowotwory jajników, miała mięśniaki, cysty, torbiele, usunięto niektórym macicę itp. To się zawsze źle kończy dla zdrowia kobiety. Można przeprowadzić uzdrawianie międzypokoleniowe, które złagodzi trochę skutki decyzji o aborcji. Nie mogłam patrzeć na te kobiety, bo widziałam je zasnute w szarych pajęczynach i pleśni. One już są chore, nienawiść je zżera. Nie zamierzam z nikim wchodzić w dyskusję, stwierdzam fakty i widzę przyszłość. Każda choroba ma swoją przyczynę. Prawo karmy.


Dzisiaj koniunkcja się rozjechała. Nastroje opadły. Ale skutki wczorajszych decyzji będą dalekosiężne. Jowisz jest już po prawej stronie u góry.




Akurat gdy robiłam fotkę, przelatywał samolocik, który widać na 2 dolnych fotkach (z prawej do lewej leciał).


Pora przemyśleć wiele spraw. Cofają się jeszcze inne planety: Mars, Saturn, Pluton i ciągle Jowisz. Retrogradacje to ciekawe zjawisko. Planety cofają się, żebyśmy mogli "wrócić" do starych spraw i je przerobić, zaakceptować.  Dostajemy od Losu drugą, trzecią i czasem kolejną szansę na zmianę. Wszystko jest możliwe!


 


 



11/04/2016

Mama i tata

Kwiecień to miesiąc  jubileuszy w mojej rodzinie. W minionym tygodniu moi rodzice ukończyli dużo lat. Powiedzmy, że tata skończył lustrzane 28, a mama lustrzane 18 ;)


Nie było świętowania, ale były refleksje. Ojciec powtarza od jakiegoś czasu, że nigdy nie myślał, że dożyje tylu lat. Myślał, że umrze w wieku ok. 40 lat, jak jego ojciec i starszy brat. Znałam te jego strachy i ciągle z nim rozmawiałam, że śmierci się nie dziedziczy. Każdy idzie własną drogą i umiera gdy nic nie ma do zrobienia. Podziałało.


Teraz w ogóle nie myślą o śmierci, długo śpią, jedzą byle co (z wyjątkiem margaryny, która jest zakazana) i żyją. Ojciec jeszcze jeździ samochodem, ale tylko poza miasto. Psychicznie są w dobrej formie, fizycznie średnio.


Chyba już mam pozamykane sprawy z rodzicami. Wybaczyłam im wszystko co mi zrobili. I nawet dziękuję im, że jestem właśnie taka. Bo gdyby mnie nie gnębili, to byłabym inna. Przestałam się starać zrozumieć ich postępowanie, bo się nie da. Naprawdę rozmowy nic nie dają, szkoda czasu. Rodzice nie rozumieją o co chodzi dzieciom, bo przecież oni myślą o sobie dobrze. Oni nie umieli postępować inaczej. Wtedy.


W ubiegłym roku w sierpniowej Urodzie życia gorącym tematem była rozmowa z psychoterapeutą i filozofem Jackiem Masłowskim zatytułowana : "Zrób genogram i wybacz". Trochę stary art, ale akurat teraz mi się przypomniał ;)


Kiedyś znajoma poszła do psychologa w jakiejś sprawie i opowiadała mi oburzona, że pytał o dzieciństwo i relacje z rodzicami. Była raz i więcej nie poszła. A nie miała racji. Bo to w jaki sposób rodzice nas traktują buduje nasz charakter i osobowość.


I właśnie o dorosłych dzieciach i ich rodzicach jest ta rozmowa. Polecam ten art. dorosłym, którzy mają dzieci i którzy myślą, że są świetni.




Stosunki i relacje trzeba przepracować. Większość dorosłych dzieci odcina się od rodziców, nie kontaktuje się, nie odwiedza, nie pomaga. Mój ojciec wyzywał mnie od głąbów. Nie miałam tak dobrych ocen jak siostra, ale mnie interesowało i interesuje wiele rzeczy jednocześnie. Zawsze robiłam kilka rzeczy na raz, bo szkoda mi było czasu. Gdy jadłam to przy okazji czytałam i jeszcze oglądałam tv. Mogłam też robić na drutach, oglądać tv i rozmawiać. Nie umiem poświęcić się jednej dziedzinie. Teraz gdy całe dnie siedzę w fakturach i cyferkach, to dla odmiany czytam książki z zupełnie innych dziedzin, szyję ubranka dla lalek, gadam godzinami z przyjaciółkami. Trzeba się jakoś zresetować. Inwektywy pamiętam, ale nie biorę już do siebie.


Dla zabawy posłałam kupon multi lotka w prezencie dla nich. Okazało się, że wygrałam 12 zł, tzn. oni to wygrali, bo kupon był dla nich. I co mój ojciec powiedział: głupi ma szczęście. Głupi trafia 6 z 10, a mądry 1 z 10. To już mnie nie boli, bo wiem co jestem warta. Mama wzięła kupon i podziękowała. Jakaś odmiana. Tu nie chodzi o pieniądze, a o rozrywkę.


Póki żyją ciągle będą mnie testowali ;)


Wiele osób słyszało, że nic w życiu nie osiągną i rzeczywiście wiele spraw idzie im ciężko. Bo rodzice w jakiś sposób nas programują. Droga dzieci może iść dwutorowo: ja im pokażę, że będę kimś, albo walczą z rzeczywistością, bo ciągle w tyle głowy słyszą dołujące teksty.


Ja jako rodzic usiłuję programować syna, żeby uwierzył w siebie (a ma szczęście), bo ciągle jest niepewny czy mu się uda. I spotkałam się z krytyką, że go wspieram, a on tego nie docenia.


Doceniać można coś wyjątkowego, a nie typowe zachowanie. Znam dziewczynę, która robi karierę i marzy, że matka ją doceni. A matka się nią nie interesuje, jest jej obojętne co robi córka.


Moja przyjaciółka ciągle hamowała swoją córkę. Mówiła: stój, nie biegaj, bo się przewrócisz i stłuczesz kolano, nie śmiej się głośno. Teraz córka ma 26 lat, narzeczony rozmyślił się 4 miesiące przed ślubem, a ona nadal z nim mieszkała. W końcu odeszła, bo ile można wytrzymać upokorzeń. Teraz choruje na ZZSK, podobnie jak matka. I moja przyjaciółka teraz zdała sobie z tego sprawę, ale nie może zmienić przeszłości. To przykład świadomego rodzica. To taki skrypt rodzinny po babce, matce i tak dalej. Ważne, żeby nie przenosić takich zachowań na córkę, wnuczkę itd. Na tę chorobę są znakomite biologiczne leki, ale nie na długo pomogą jeśli nie zmieni się swojego myślenia i zmierzy z przeszłością, ranami i kodami.


Zresztą każdy chciałby mieć innych rodziców, być kimś innym, urodzić się w innej rodzinie. Tak się nie da. To co nas spotyka trzeba przekuć w inspirację. Przecież obok złych wspomnień mamy też dobre wspomnienia. Nic nie jest tylko czarne.


 


Nie znam nikogo, kto byłby zadowolony ze swoich rodziców i nie miał im nic do zarzucenia. Rodzice zwykle faworyzują jedno dziecko kosztem innego. Tak jest w każdej rodzinie. Niektóre samotne matki krzywdzą swoich synów, jedynaków, powtarzając, że to ich mężczyźni, śpią w jednym łóżku i powtarzają, że bez nich nie istnieją. Jeśli takie dziecko stworzy w końcu swój dom, to przenosi toksyczne relacje na związek i dalej krzywdzi bliskich.


Niektórzy rodzice wychowują klony samych siebie. Nie rozumieją, że dzieci to inne byty. Najgorzej mają dzieci celebrytów. Zwykle nie radzą sobie ze sławą rodziców. Same by chciały być sławne, ale brak talentu.




Np. Kelly Osborne, córka wokalisty Black Sabbath. Gdy Kelly miała 18 lat (niby dorosła) to wzięła udział w rodzinnym reality show. Dzieci nikt się nie pyta o zdanie. Potem była aktorką, piosenkarką i projektantką mody. Trochę zaistniała, ale bez spektakularnych sukcesów. Dobrze jej szło obrażanie ludzi w programie Fashion Police. Ciągle wypowiada się na tematy, na których się nie zna i obraża celebrytów. Teraz powtarza, że chciałaby być zwykłą osobą albo kimś innym. Tu informacja na ten temat Kelly Osbourne To przykład osoby, która nie wie czego chce. Próbowała swoich sił w show biznesie, ale nie ma talentu. Nie jest sobą i nie wie kim jest. Czy to zasługa rodziców i życiu w blasku fleszy? To trochę hipokryzja. Już po tygodniu by się jej znudziło zwykłe życie, bez imprez i narkotyków. Człowiek, który zaznał sławy nie umie lub trudno mu żyć bez kamer.


Za kilka lat zobaczymy co wyrosło z dzieci Mariah Carey , która kazała zamknąć sklep (nie ona pierwsza, nie ostatnia) z zabawkami, żeby jej dzieci nie zetknęły się ze zwykłymi ludźmi.


I ma rację, bo dzieci celebrytów muszą zdobyć własne doświadczenia. Nie będą pracować, bo Mariah nigdy nie będzie biedna. Jeśli nie będą miały talentu sławnego rodzica to będą imprezować ponad miarę, pić alkohol od 14 roku życia, uzależnią się od seksu, narkotyków, jedzenia. Będą chodzić na odwyki i psychoterapie. A zwykli ludzie tego nie robią.


Zastanów się, czy postępowanie twoich rodziców nie hamuje cię w jakikolwiek sposób, czy ich lubisz, czy kochasz, jak cię ukształtowali. Doceń ich, wybacz i idź dalej. Nie pielęgnuj w sobie urazy, bo to zaszkodzi tylko tobie.


Moi rodzice żyją chyba tak długo, żebym to w końcu zrozumiała, a nasze relacje są zupełnie inne niż kiedyś.


Nasze życie zależy tylko od nas. Nie usprawiedliwiaj porażek trudnym dzieciństwem. Na pewno takie było, ale było i minęło.


 


 



07/04/2016

Sen z trawnikiem

To najkrótszy sen, jaki mi się kiedykolwiek śnił.

Stałam w pokoju i spojrzałam w okno. Zauważyłam, że coś kapie z wyższego piętra. Wyszłam na balkon, może to deszczyk. A tam sąsiadka wystawiła za balkon skrzynkę, coś zasadziła i obficie podlała. I to ze skrzynki kapało na mnie.

Gdy spojrzałam w bok, na sąsiedni balkon to zauważyłam podobną skrzynkę, a w niej trawnik. Tak było we wszystkich balkonach, które mogłam zobaczyć. Wszędzie były skrzynki, a w nich zamiast kwiatków była tylko trawa. I to ładnie przystrzyżona. Zupełnie jak trawnik w kilkunastu kawałkach.

Pomyślałam, że to dziwne, żeby wszyscy jednego dnia wywiesili skrzynki na balkonach i zasadzili trawę.

Obudziłam się.


Nie byłam pewna czy to był sen, więc od razu poszłam na balkon. To był sen. Na sąsiednich balkonach  nie było skrzynek z trawą, a nawet bez trawy i bez kwiatków. Nie było nic, jak wczoraj i wcześniej.

Za to gdy poszłam do łazienki to na suficie zauważyłam zaciek i krople wody. To moja sąsiadka mnie zalała. Skąd ja mogłam to wiedzieć we śnie?

Jak się mieszka w bloku to trzeba się liczyć z innymi. To nie domek, w którym nikt inny nie mieszka. A sąsiadka zalewa mnie regularnie, a ja jej zwracam uwagę, ubezpieczyciel mi zwraca kasę, ja maluję, aż do następnego razu. Czy można się do tego przyzwyczaić?

I kolejni znajomi wrócili do miasta ze wsi. Kilka lat temu wydawało im się, że mieszkanie na wsi to szczyt ich marzeń. Po roku już mieli dość, ale nie było chętnych do kupna czy zamiany. Teraz udało im się sprzedać dom. I są szczęśliwi. Ludzie miastowi powinni mieszkać w mieście. Nie zdają sobie sprawy, że to jest ich miejsce. A znajomych ta prawda kosztowała 6 lat straconego czasu. Przecież nie muszą mieszkać w bloku. Ostatnio byłam z wizytą w apartamencie 90 m, taras 70m2. Piękne. I też ktoś mieszkał nad i pod. Można tak żyć w mieście.

Gdyby mi ktoś dawał za darmo pałac na wsi, to odmówiłabym. Ja jestem miastowa i bez ludzi umarłabym. Muszę się spotykać i rozmawiać na żywo. To daje mi energię i szczęście. Wiem co jest dla mnie dobre, nie muszę sprawdzać i tracić czas.

Ważni są ludzie, a nie miejsce.

Bez ludzi każde miejsce niszczeje i umiera. Dobrze to widać w moim mieście.


06/04/2016

Stokrotki

Dzisiaj kupiłam stokrotki i wsadziłam do skrzynki na balkonie. Od razu lepiej :) Zniżyłam się do ziemi albo to ziemia podniosła się do mnie.



 


Nie włożyłam rękawiczek, nie używałam żadnych narzędzi. Gołymi rękami pracowałam ;) W ziemi pracuję sporadycznie, więc mogę nie dbać o dłonie i ziemię pod paznokciami. A w zasadzie to był powód do zrobienia manicure ;)


Wkładanie rąk do czarnej ziemi jest jakieś magiczne. Czuje się więź z ziemią. Bo ziemia jest najstarsza na naszej planecie. Była od zawsze. Po tej ziemi chodzili ludzie od milionów lat. Potem pojawiły się rośliny. Zawsze mnie ciekawiło co też stare drzewa widziały zanim zobaczyły mnie ;)


Potem pojawiły się zwierzęta, a na końcu ludzie. Potwierdza się, że nasz świat nie powstał dla człowieka (to z wykładów kosmologii).


Lepiej rozumiem się z roślinami niż ze zwierzętami. Czuję nastrój kwiatów, czy są smutne czy wesołe, czy umierają, czy się nudzą. W moim domu rodzinnym, dziadkowym i pradziadkowym nie było psów czy kotów. Dlatego chyba psy omijam z daleka, a w dzieciństwie panicznie się ich bałam. Popracowałam nad tym i jest lepiej, nie uciekam i nie staję jak zamurowana. Koty się mnie boją ;) Kiedyś była u znajomej, która miała kota. Siedziałyśmy w pokoju, a kotek maszerował po przedpokoju i na mnie zerkał. Znajoma powiedział, że on nigdy się tak nie zachowywał. Potem gdy wyszłam wszystko wróciło do normy. Ja chyba jestem kosmitką i kot to zobaczył ;) Mój ojciec miał rybki, ja też miałam kilka razy akwaria. Ojciec teraz łowi w stawie ryby, w domu nie ma zwierząt. Nie musimy posiadać.


Widziałam dzisiaj kilkanaście osób z psami i żadna nie sprzątnęła kupy. Czy ziemia sobie poradzi z taką ilością? W lesie nie śmierdzi, a przecież po leśnych zwierzętach nikt nie sprząta. Tylko, że tam jest równowaga i przyroda sobie radzi.


Ziemia od zawsze pełniła rolę oczyszczającą. Rabusie, którzy chcieli ukryć złoto, zakopywali je w ziemi. Miało to zmyć złą energię, czy pecha (cokolwiek to znaczy). W ziemi chowa się zmarłych (z prochu powstałeś ...)


Gdy ziemia przesypuje się między palcami to czuję ją, jaka jest ciepła, wilgotna, dobra. A rośliny są szczęśliwe gdy w niej rosną.


Póki jest ziemia, życie trwa.


 


 

02/04/2016

Dzieci Buffetta

Gdy rok temu przeczytałam, że Warren Buffett nic nie zostawi dzieciom , to uśmiałam się do łez. Bo jego dzieci miały wtedy 62, 61 i 57 lat. W takim wieku ludzie są już ustawieni, wiedzą co mają robić w życiu, a nie czekają na kasę tatusia.

Ciekawe, że bogaci tatusiowie co jakiś czas ogłaszają, że nic nie dadzą swoim dzieciom. Wcześniej pisałam jak to Jackie Chan nie będzie pomagał synowi (35 lat). Ostatnio Elton John ogłosił, że jego adoptowani synowie nie dostaną jego kasy. Sting też nie podzieli się 300 mln z dziećmi.  Natomiast bogate mamusie zrobią dla dzieci wszystko. Madonna przeżywa ostatnio załamanie nerwowe, bo jej 15 letni syn nie chce z nią mieszkać. A Nigella Lawson nie zamierza zostawiać dzieciom majątku. Smutna kobieta, miała być synkiem (Nigel), a tu niespodzianka, całe życie musiała udowadniać, że jest coś warta.

Ciekawiło mnie jakie to dzieci ma Wyrocznia z Omaha. Z dat urodzenia dzieci można zobaczyć obraz ojca i matki w oczach dziecka. Jeśli rodzice wielu dzieci mówią, że wszystkie kochają jednakowo to kłamią.

O Panu Warrenie już pisałam (w towarzystwie Sorosa). Teraz kilka słów o pierwszej żonie i matce jego dzieci.

Pan Warren ożenił się z koleżanką i współlokatorką ze studiów swojej młodszej siostry Roberty. Susan Thompson ur. 15.06.1932=27=9

Miała talent muzyczny, śpiewała w lokalach, potem była działaczką i zwolenniczką kontroli populacji i aborcji, a potem została dyrektorem w firmie męża Berkshire Hathaway. Pobrali się w 1952 roku. Urodziła 3 dzieci. W 1977 roku Susan zostawiła męża i wyjechała do San Francisco robić karierę piosenkarską namówiona przez Neila Sedakę. Występowała w NY, wydała kilka płyt. Małżonkowie nigdy się nie rozwiedli i przez 27 lat byli w separacji. Często pojawiali się razem na imprezach, choć nie mieszkali razem. Jako dobra żona Susan wprowadziła do domu męża znajomą barmankę z lokalu w którym śpiewała. Koleżanka opiekowała się jej mężem, a potem, po śmierci żony wyszła za niego za mąż. Susan chorowała na raka jamy ustnej, wyzdrowiała, a zmarła na wylew krwi do mózgu. Na jej pogrzebie śpiewał Bono (Forever Young i All I Want is You). Nic dziwi to, bo jest on w zarządzie Fundacji jej imienia. Dzieciom zostawiła po 10 mln $, a wnukom po 100 tys. $, dużo też znajomym i pracownikom, a 3 mld $ zostawiła swojej fundacji.


Dzieci miały normalny dom. Ojciec kupił dom w Omaha gdy urodziło się trzecie dziecko. Gdy dzieci miały 12,11 i 7 lat kupił Berkshire Hathaway i zaczął inwestować. Gdy rodzice się rozeszli dzieci miały 24, 23 i 19 lat. Nie mieszkały w domu.


Pierwsze dziecko Susan Alice Buffett urodziła się 30.07.1953 = 28=10=1



Dostała imię po matce, ale nazywana jest Susie. Nie powinno się nadawać imion w ten sposób. Bo dziecko nie jest w oczach rodziców wyjątkowe, ciągnie los osoby, po której ma imię. I sprosta tym oczekiwaniom lub nie. Smutne.

Ojciec (30) dał jej wiele miłości. Był zabawny, ale też pamiętliwy, nadwrażliwy.

10 Uranów daje Susie migrenowe bóle głowy, nieprzewidywalność i zainteresowania artystyczne.

Matka (7) poświęciła się dla dziecka. Reagowała histerycznie, bo pierwsze dziecko to taki poligon, rodzic wszystkiego się uczy. Raz kocha, raz odpycha, albo zalewa się alkoholem. W tym wypadku chyba nie, bo nigdzie o tym nie ma.

Ma dwoje dzieci, rozwiodła się z mężem. Pracuje w 3 fundacjach Buffetta, zasiada też w fundacjach non-profit. Realizuje swoją karmę (5+3=8) – społecznik o cechach przywódczych (1). Czasem apodyktyczna i wszystkowiedząca.


Drugim dzieckiem jest syn Howard Graham Buffett ur. 16.12.1954=29=11


Pierwsze imię dostał po dziadku, a drugie po idolu ojca, Benjaminie Grahamie, autorze "Inteligentnego Inwestora”. Dobrze, że nie inspirował się Leonciem i Isaurą.

Howard jest podobny do ojca fizycznie, też nosi okulary. Posiadanie syna zaspokoiło męskie ego. Ojciec (16) był, ale nie wychowywał syna, bo zarabiał pieniądze. Skoro chciał w wieku 30 lat mieć milion na koncie to musiał główkować, a nie zajmować się dziećmi.

Matka (12=3) była dobra dla dziecka, dała mu wiele miłości, ale też wiele negatywnych emocji.

Pierwszy raz ożenił się w 1977 r., gdy rodzice się rozeszli.

Howard jako 11 posiada potężną energię i chce coś robić dla ludzkości, na wielką skalę. Był politykiem, biznesmenem, farmerem (ojciec kupił mu pierwszą farmę). Napisał 8 książek z różnych dziedzin. Działa w WWF.


Ostatnio inwestuje (przez fundację) miliony dolarów w sektor energetyczny w ogarniętym wojną Kongo i zbuduje elektrownię wodną. W 2010 roku został członkiem inicjatywy wschodniego Kongo założonej przez Bena Afflecka. Pasjonuje się fotografią, robi świetne zdjęcia podróżując po świecie. Zdobył wiele nagród m.in. za zasługi w rolnictwie, dostał też Order Orła Azteckiego od rządu Meksyku.

Wszystko co robi robi z rozmachem. Realizuje swoją karmę (5+4=9) – praca dla ludzi i wśród ludzi, ofiarny idealista, wiecznie młody duchem. Realizuje  swoją drogę życiową 11, a nie 2.

A synowi dał imiona Howard Warren, po sobie i po dziadku. Wiadomo jaką drogą pójdzie.


Trzecie dziecko, drugi syn, Peter Andrew Buffett ur. 4.05.1958=32=5




Raczej nie planowane dziecko. Ojciec (4) ustalił reguły gry, zamykający. Raczej nie dogadywali się w dzieciństwie. Trudno Piątce usiedzieć w miejscu, kocha wolność, a tu zakazy i nakazy. Piątka robi co chce.

Po matce odziedziczył talent muzyczny. Matka (5) manipulowała dzieckiem w kontaktach z ojcem.

Muzyk new age, kompozytor, producent. Jest autorem muzyki do Tańczącego z wilkami, a za muzykę do filmu dokumentalnego dostał w 1999 nagrodę Emmy.

Z drugą żoną prowadzi fundację Novo wspierającą kobiety na całym świecie.

Też go ciągnie do działań charytatywnych, w 1999 brał udział w koncercie zorganizowanym przez Roberta Redforda z wodzem plemienia Szanisów, a potem grali trasę Spirit.

Karma (5+8=13=4) dług długów, czyli musi pracować i budować.

Ciekawe, bo w 1958 roku ur. się Sharon Stone, Madonna, Prince, Michael Jackson, Andrea Bocelli. Pracują i pracują, do śmierci.


Po śmierci żony Warren zaprzyjaźnił się z B. Gates'em i w 2006 roku przekazał mu 30 mld $, mówi się o nich ojciec i syn. To był do tej pory największy akt charytatywny w historii. Obaj lubią podróżować odrzutowcami i udzielać się charytatywnie.



Na podróże wydaje mln $ rocznie, ale mieszka w tym samym domu z 3 łazienkami i 5 sypialniami. Nie przejada swoich milionów, a wspiera swoją firmę, bo wypija kilka puszek coli dziennie.


Wg Buffetta dzieci trzeba wychowywać i wykształcić, dać tyle, żeby mogły się realizować, ale nie za dużo, żeby nic nie robiły. Nie umrą z głodu, bo dostały i dostają miliony.  Jak ojciec umrze to zostaną fundacje – źródło dochodów.