29/12/2016

Masakra nad Wounded Knee

Dokładnie 186 lat temu 29 grudnia 470 kawalerzystów z 7 Pułku zabiło 153 Indian Lakota z wodzem Wielka Stopa. Miejsce: Dakota Południowa. Z karabinów i armat strzelano do bezbronnych mężczyzn, kobiet i dzieci. Masakra przeszła do historii. Uznaje się ją za historyczny koniec wojny z Indianami.




Masakra została zaplanowana.


Uchodźcy z Europy zwani Amerykanami odkryli nowy ląd i postanowili tam zamieszkać. Spotkali na swej drodze miejscową ludność, która była diametralnie inna. Indianie nosili długie włosy, skórzane ubrania, mieszkali w namiotach. Byli szczęśliwi, nie było przestępców, nie mieli więzień, definiowali człowieka po jego czynach i osobowości, a nie po ilości pieniędzy czy wyglądzie. I to wkurzało najeźdźców. Zapragnęli ziemi i bogactw w niej ukrytych. Podpisywali z Indianami traktaty, których nie respektowali, poili ich wódką. Ale Indianie za wolno zmieniali swoje nawyki i walczyli o swoje ziemie. Zgodnie ze Sztuką wojny trzeba poznać wroga i zniszczyć go od środka. Indianie wierzyli swoim szamanom, którzy mieli wizje, że biały człowiek odejdzie, wrócą bizony i dawne czasy. Jeden z tych szamanów, niejaki Wovoka wymyślił Taniec Ducha. Coś jak agent Doty, czy szpieg z krainy deszczowców. Indianie wierzyli, że tańcząc ten taniec w koszulach ducha ochronią się od kul białych najeźdźców. Jak wpada się w trans to wszystko wydaje możliwe. Pranie mózgu.




I tak tańczyli, a biali zajmowali coraz większe tereny zamykając Indian do rezerwatów. Robiono też czarny PR. Sprzedawczyki zwani dziennikarzami pisali artykuły pełne strachu przed tańcami. A zwykli ludzie zaczęli się bać nowej sekty, nowej religii. Nie wiedzieli o czym śpiewają tańczący Indianie, ale wzbudzali strach.


https://www.youtube.com/watch?v=DrCvcgfu61g



Na takim gruncie żołnierze mogli spokojnie wybijać mało uległych Indian.


Nad potokiem Wounde Knee otoczono grupę Lakotów, którzy zmierzali na południe. Żołnierze dzień wcześniej na kolację spożyli baryłkę whisky, więc mieli zaburzoną świadomość. Kazano Lakotom oddać broń. Od jednego wystrzału zaczęła się masakra. Nikt nie wie kto zaczął. Metodycznie zabijano każdego. Najłatwiej było strzelać do kobiet i dzieci. Alkohol sprawił, że nie widzieli białej flagi wywieszonej na namiocie wodza. Od kul zginęli prawie wszyscy mężczyźni. Po południu było po wszystkim. Kto nie zginął to zamarzł, bo tylko część rannych została wywieziona do kościoła oddalonego o 18 mil. Ekspedycja pogrzebowa dotarła na miejsce egzekucji dopiero 1 stycznia. Indian pochowano w zbiorowym grobie, bez żadnych honorów. Oprawcy oskalpowali wodza Wielką Stopę i umieścili go w muzeum w Massachusetts. Zabrano "na pamiątkę" koszule ducha i zbeszczeszczono wszystkie ofiary zabierając im wszystko. Kawalerzyści za ten mord dostali medale honoru. Biała ludność była zadowolona, bo powód ich strachu został zakopany.


Lakoci nie dostali od rządu USA żadnej rekompensaty za masakrę. Kraj, który chwali się ideami wolnościowymi, zabił marzenia o wolności Indian.


W ubiegłym roku Johnny Depp  zamierzał coś zrobić w tej sprawie.


Rząd USA zabija cały świat, bez przerwy. Najpierw czarny PR, a potem aneksja. Wchodzą do każdego kraju, do którego zechcą, gdzie wyniuchają zyski.


Historia zatoczyła krąg. Indianie przestali tańcować i zaczęli protestować. Chodzi o ropociąg w Dakocie Północnej i Południowej, przez Iowa do Illinois. Rurociąg ma mieć 1172 km. Sprzeciw zgłosiły wszystkie miejscowe rezerwaty, wszystkie tamtejsze plemiona się zjednoczyły. Protest rozpoczął się w kwietniu 2016 i trwa. Inwestycja za prawie 4 mld dolców.


Prezydent Obama udaje, że nic się nie dzieje i milczy. Łamie się kolejny traktat obowiązujący od lat. Czy nowy prezydent wypowie się w tej sprawie? Gdyby nowym prezydentem został Bernie Sanders byłaby szansa na porozumienie. Nie ma zgody na degradację środowiska, zanieczyszczenie rzek i terenów, na których Indianie starają się mieszkać w spokoju. Aktorzy: Susan Sarandon, Ben Affleck i Leonardo DiCaprio jawnie popierają protesty. We wrześniu poszczuto ich psami i użyto gazu pieprzowego. Protest Indian ma pokojowy charakter. Niczego się nie nauczyli. Czyżby nadal wierzyli w proroctwa szamanów o lepszym jutrze?


Więcej tu najwiekszy-od-lat-protest-indian-w-usa


W Kanadzie będzie podobnie. Zmieniają się rządy, obietnice idą do kosza. A ludzie protestują.


rozbudowa-ropociagow-moze-wywolac-protesty-indian


Czy masakra sprzed 186 lat niczego Indian nie nauczyła? Czy protest zakończy się podobnie? Kto jest silniejszy, kto ma lepszy PR?


Kiedy Matka Ziemia się wkurzy i zniszczy człowiecze budowle zagrażające ekosystemowi?


Zapaliłam świecę w tej intencji. Łączę się z ich duchem. Akurat dzisiaj.


Według schematu opisanego wyżej działają teraz muzułmanie. Z zazdrości, że Europejczykom jest dobrze przyjechali w odwiedziny. Ale najpierw małymi krokami umieścili tu swoje kebaby, modę na haremki i taniec brzucha. Mamy teraz seriale, które edukują nas na inne wierzenia. Potem zamkną nas w rezerwatach, aż przesiąkniemy ich kulturą i wszystkim. Prosty schemat, a jaki skuteczny. To wszystko z zazdrości.


A w tv same pierdoły i wiadomości wyssane z brudnego palca.


 



28/12/2016

Sen z pistoletem

Siedziałam z P. na podłodze przedpokoju z podkurczonymi nogami. A nad nami stał jakiś koleś z pistoletem (rewolwerem) i coś na nas krzyczał. Obok niego klęczeli dwaj inni i pilnowali, żebyśmy nie wstali. Przedpokój jest mały i wąski, ale jakoś się pomieściliśmy.




Sen się zaczął w środku akcji, tzn. moja świadomość właśnie weszła w ciało w tej właśnie chwili. Zastanawiałam się czy to ja zawiniłam, czy P. A czy to ważne. Mieliśmy wspólny problem.


Gdy tak patrzyłam na tą sytuację to czas zwolnił. Facet coś krzyczał i wymachiwał pistoletem. Pomyślałam, że chyba pistolet nie jest odbezpieczony, bo od tego wymachiwania już by wypalił. Nie bałam się, choć nie rozumiałam czego koleś chce od nas. Chyba chciał nas nastraszyć, ale słabo mu to wychodziło. My się nie baliśmy, bo czego tu się bać. Jeśli chciałby nas zabić to nic nam nie pomoże. Zabije i już. Więc po co krzyczeć i się miotać. Na filmach ofiary krzyczą, błagają o litość, a my siedzieliśmy spokojnie. To napastników wkurzało, bo ciągle nas szarpali. Cała ta sytuacja wydawała mi się dziwna. Od ich krzyków powinni się zlecieć sąsiedzi. W końcu byliśmy w przedpokoju, a przez drzwi wszystko słychać.


Gdy tak zaczęłam się zastanawiać nad tą sytuacją to pomyślałam, że skoro nikt nie słyszy napastników to oni są nierealni, wymyśleni. Nie zrobili nam krzywdy, tylko straszyli. Źle trafili, bo my nie mieliśmy nic do stracenia, oprócz życia. Byliśmy spokojni, choć siedzieliśmy skuleni na podłodze.


I wtedy oni zniknęli. We śnie. Ja wstałam z podłogi, P. też. Poszłam do kuchni zrobić kawę. Chciałam o tym porozmawiać i wtedy się obudziłam.


 


Ciekawy sen. Rozpoznawalność wahadeł tak mi weszła w krew, że nawet we śnie nie daję sobą manipulować. Nie wiedziałam, że śniłam, a jakimś sposobem uniknęłam kłopotów. Obserwowałam biernie sytuację i wybrałam najlepszy dla nas wariant rzeczywistości. Byłam niewiarygodnie spokojna, ale pewna czego chcę. Tylko spokój mógł nas uratować. Napastnicy we śnie byli realni, więc nie mogli zniknąć. To my wybraliśmy inny wariant rzeczywistości. Ciekawe czy P. był "stary" czy z nowej linii. Nie zdążyliśmy zamienić słowa. Może to ja sama się wpakowałam do innego wariantu świata. I co wtedy. Jak tu żyć z P., ale jakimś innym. ;)


Chyba, że warianty niewiele się różnią między sobą.


Nad uczuciem strachu już kiedyś pracowałam. Bałam się jednej osoby i nie mogłam sobie wmówić, że nie ma czego. Miałam myśli, że mogła nawet kogoś wynająć, żeby mnie zbił, albo zabił. Strach nie do opanowania. Co miałam robić. To bardzo niszczące uczucie. Więc zapisałam się na policyjny kurs samoobrony dla kobiet. Uczyliśmy się technik obezwładniania przeciwnika i dźwigni. Ale to nie działało na znajomych i domownikach. Nie chcieli współpracować ;) Więc zapisałam się na Krav Magę. Było ciężko uderzyć w twarz bez powodu wysokiego osiłka. Nauczyłam się jak unikać kłopotów, co robić gdy już napastnik na tobie leży, jak wyjść cało z opresji, niewielkim wydatkiem energii. Strach ulotnił się nie wiadomo kiedy. Już nie ćwiczę, ale został analityczny umysł i refleks.


Dzięki temu mogłam uratować nas z opresji. Jeśli to we śnie działa to w realu może też. Przecież wszyscy powtarzają, że żyjemy w wirtualnym świecie. Więc wszystko jest możliwe.


 


 



25/12/2016

Wdzięczność

Życzymy sobie różne rzeczy w czasie tych i innych świąt, a także osobistych okazji. Sztampowe życzenia to życzenia zdrowia, szczęścia, pomyślności. Czyli uważamy, że komuś tego brakuje, że ktoś nie jest zdrowy i szczęśliwy. To jak z prezentami. Dajemy coś czego ktoś nie ma, albo tak tylko myślimy. Komuś po stracie trudno życzyć wesołych świąt.



Wczoraj wypowiedziałam mnóstwo życzeń i dostałam tyle samo. Nikt nikomu źle nie życzył, jak to w normalnej rodzinie. Przez ostatni rok nikogo nie ubyło, a jeden przybył. Prezenty były trafione, bo każdy napisał list do Mikołaja. Tak jest prościej i fajniej. Można się pośmiać, że Mikołaj tak dobrze zna nasze pragnienia.


Ale najważniejsze było uczucie, które ogarnęło mnie już jakiś czas temu. I ciągle narasta.


To uczucie wdzięczności.


Takie bezgraniczne, bezinteresowne i wieczne. Nie mam pojęcia skąd się wzięło. Ale mam pewność, że nigdy mnie nie opuści, bo zlało się ze mną w moją osobowość. Takie uczucie mnie wypełnia, choć w ogóle się tego nie spodziewałam. Nie robiłam nic, nie stosowałam żadnej techniki. To raczej efekt uboczny poszerzanie swojej świadomości, odrzucania niepotrzebnych emocji. Niektórzy wypisują codziennie listę rzeczy za co dziękują i są wdzięczni. Pewnie, że można sobie wmówić różne rzeczy, tak działa pranie mózgu i techniki manipulacji. Ja tego nie robiłam, bo czułabym się jak zombi. Powtarzałabym, że coś jest, a tego bym nie czuła. A ja czuję wdzięczność za to, że jestem, w tym miejscu i czasie. Gdy budzę się rano to czuję wdzięczność, że się obudziłam i mogę coś robić w tym materialnym świecie. Czekam z ufnością co się wydarzy. Przestałam cokolwiek oceniać. Motywy ludzkich działań są różne, a my ich nie znamy. Jeśli postawić się na miejscu innej osoby, wiedząc co ją spotkało, co przeżyła, to inaczej na nią patrzymy. W każdym człowieku jest dobro, tylko czasem głęboko ukryte. Maskuje je pogardą, poniżaniem innych, wyśmiewaniem, szydzeniem, upokarzaniem, ale też użalaniem się nad sobą i swoim losem. Tylko, że takie uczucia szkodzą najbardziej osobie, która to robi. Uczucie wdzięczności jest jej obce.


Trudno usiąść przy stole z matką, która powtarza, że urodzenie dziecka to był błąd, że złamało to jej karierę, że dziecko nie jest takie jak inni. Jak reagować na pytania: kiedy będzie dziecko, kiedy będzie ślub, kiedy pójdziesz do porządnej pracy. Przed świętami nasłuchałam się takich opowiadań. Co tu można doradzać, tłumaczyć. Co można zrobić, gdy trzeba tego słuchać i się uśmiechać. Czułam strach znajomych przed spotkaniem z rodziną. Najchętniej zrezygnowaliby ze spotkania i wyjechali do ciepłych krajów. Ale problemy nie znikną same. Człowiek powinien się cieszyć, że nie jest sam na świecie. Święta są okazją do dobrego spędzenia czasu.


Ja jestem szczęściarą. Umiałam wybaczyć wtrącanie się mojej mamy, doceniam, że mnie sprowadziła na ten świat i że ciągle jest. Ona ciągle jest taka sama i się nie zmieni, bo nie chce. Ja jestem inna, bo zdaję sobie z tego sprawę. Dopóki żyje mogę ją o wszystko wypytać, bo już dawne emocje wygasły. Pamiętam wszystko, ale nie ma w tym żadnych emocji.


Dla mnie wdzięczność jest inna od miłości. W moim wydaniu miłość obróciła się przeciwko mnie. Gdy kochasz to dla drugiej osoby zrobisz wszystko, bezkrytycznie. Miłość jest ślepa, kochasz i nie widzisz przeszkód, jakoś to będzie. A potem zostajesz z długami, sam, bez wsparcia. Bo nie zauważyłeś, że miłość była nieodwzajemniona, źle ulokowane uczucie. Dowiadujesz się o tym za późno.


Z uczuciem wdzięczności tego nie ma. W moim przypadku, gdy jestem wdzięczna za wszystko nic nie tracę. Ktoś jest wdzięczny za uśmiech, a jak go zabraknie to co? Ja jestem wdzięczna za coś i za nic. Nic nie tracę, a zawsze zyskuję. Oczekuję najlepszego. Bo tak. Bez zasług. Nagrody od ludzi są za coś, a ja dostaję nagrody za to, że jestem.


A teraz siedząc przy jednym stole z rodziną czuję wdzięczność za to co jest. Jestem naczyniem wypełnionym wdzięcznością. Przy każdym ruchu czuję jak we mnie chlupie i się przelewa. Cokolwiek się wyleje to natychmiast się wypełnia, nigdy tego nie zabraknie. To magia.


I tego właśnie życzę teraz i zawsze każdemu: bądź wdzięcznością :)


W każdym się tli iskierka. Trzeba ja zauważyć, obdarzyć ją uwagę i patrzeć jak rośnie.


 


Lecę świętować dalej :) Taksówka czeka. ;)




23/12/2016

Bransoletka

Jakiś czas temu założyłam sobie, że będę miała 52 bransoletki. Na każdy tydzień roku. I oczywiście muszę je dostać. Kupowanie samemu się nie liczy. Być może już tyle mam, ale po co liczyć. Musiałabym ustalić nowy cel.


Ostatnio dostałam taką bransoletkę.




Główny element to ósemka lub symbol nieskończoności.




Ósemka symbolizuje ciągłe odradzanie się, gromadzenie i tracenie. Gdy powiedziałam znajomym Ósemkom, że w życiu mogą wszystko stracić, ale szybko je nadrobią, to stały się spokojne. Ciągle są na fali wznoszącej. Łatwiej zniosą przeciwności losu wiedząc, że los się odwróci. Patrząc w ten sposób na bransoletkę będzie ona o tym przypominać.


Znany wszystkim symbol nieskończoności o zaokrąglonych kształtach to Lemniskata.




Jest to nieskończoność graniczna, bo zamknięta. W ten sposób porusza się czas. W buddyzmie symbolizuje nieustanne narodziny, śmierć i zmartwychwstanie. Taki tybetański węzeł mam w domu.




Mamy kolejny symbol szczęścia - ósemkę wplecioną w niekończący się węzeł.


Czy aby na pewno?


W tarocie symbol ten występuje na niektórych kartach Magika, czyli tego, który stwarza świat.



Tu dochodzimy do właściwego symbolu. Jesteśmy zamknięci w fizycznym świecie, który jest dualny. Nie ma z niego wyjścia, nie można go opuścić. Magik, a więc każdy człowiek, umie ten świat sobie stworzyć, ukształtować jak mu pasuje. Dlatego powinien być świadomy swoich myśli, lęków i marzeń. Człowiek ma moc, ale nie każdy o tym wie.


I tu przypomniała mi się "leniwa ósemka", czyli wykres Marko Rodina.



 


Dawno temu obejrzałam jego wykład i miałam łzy w oczach. Ustawienie liczb nie jest przypadkowe. Wszystko sprowadza się do podstawowych liczb. W świecie materialnym 1, 2, 4, 8, 7, 5 , a w świecie niematerialnym 3, 6, 9. Takie rzeczy mogą wymyśleć tylko wolni umysłowo ludzie, albo dzieci. Na tym wykładzie tłumaczy w jaki sposób to wyliczył.


 


Ten wykres wyjaśnia wszystko co dotyczy naszego świata. Nazywa się go też "skrzydłami duszy do nieba". Zrozumienie go pozwala nam kreować swój świat. Prosić, a będzie nam dane. Naszej więzi ze Stwórcą. Tłumaczy wszystko.


To zupełnie inna matematyka, której nie uczą w szkołach. Pokazuje, że wszystko w naszym wszechświecie jest ze sobą połączone. Nic nie jest ukryte, tylko trzeba umieć patrzeć.


A więc moja nowa bransoletka będzie mi o tym przypominać.




18/12/2016

Sen z jeziorem

Stałam na brzegu dużego jeziora. To było popołudnie. Jezioro było duże, ale widziałam jego krańce. Całe jezioro otoczone było lasem. Nie można było iść brzegiem. Musiałam się dostać na drugi brzeg, bo tam las był rzadszy i można było gdzieś iść. Spojrzałam na wodę, a ona była nieruchoma, czarna i mętna. Nawet pomyślałam, że to może staw. Jednak to było jezioro.




Chciałam je przepłynąć wpław, ale rozważałam czy dam radę. Gdy będę płynąć na wprost to mogę się zmęczyć i utopić. Więc zastanawiałam się co robić. Wtedy zauważyłam dziecko po prawej stronie, które płynęło niedaleko brzegu. No właśnie, to jest dobry pomysł. Będę płynęła wzdłuż brzegu, tak aby mieć dno jeziora pod nogami. Gdy się zmęczę to będę mogła stanąć. A potem popłynę dalej. Jezioro jest owalne, więc dotrę na przeciwległy brzeg. Kolor wody zupełnie mi nie przeszkadzał. Nie wzbudzał żadnych negatywnych skojarzeń. Tylko to, że nie będę wiedziała gdzie jest dno Nie bałam się, skoro dziecko pływało w tym jeziorze. A dzieci są mądre..


Obudziłam się. Była 6:06. Zapisałam godzinę i 5 słów, żeby pamiętać sen.


Przewróciłam się na drugi bok i zasnęłam. Przecież nie będę wstawać w środku nocy.


Nie sądziłam, że coś mi się przyśni. Był ciąg dalszy.


Zaczął się w tym samym miejscu, w którym pierwsza część się skończyła. Nie zdążyłam wejść do wody. Stałam ciągle na brzegu tego samego jeziora. Było widniej, a woda w jeziorze czysta, niebieska. Sama się zmieniła. To nie omamy.




Wyglądało na to, że to to samo jezioro, ale woda była zupełnie inna. Ciągle była na brzegu i zastanawiałam się czy przepłynąć na wprost czy wzdłuż brzegu, tak jak planowałam w pierwszym śnie. Ciekawe, że we śnie wiedziałam co było wcześniej. Dalej moje umiejętności pływackie były takie same, więc postanowiłam płynąć wzdłuż brzegu. Weszłam do wody po prawej stronie. Woda była ciepła i wspaniała. Położyłam się, żeby płynąć.


I obudziłam się. Była godzina 8:18.


Ciekawy sen. Nie pamiętam, żebym miała ten sam sen w 2 częściach i żebym wiedziała w 2 części co zrobiłam w części pierwszej snu. Nie był to świadomy sen, więc skąd wiedziałam, że już o tym śniłam?


Od razu zajrzałam do sennika książkowego, bo stoi na półce w sypialni.



Dobrze, że nie wiedziałam nic o potworach i zmarłych. Moje jezioro najpierw było ciemne, więc nic się w nim nie odbijało, lustro bez odbicia. A potem, z niewiadomych przyczyn było krystalicznie czyste. Nie było w tym mojej zasługi. We śnie miałam zadanie do wykonania, żadnych lęków.


Może powinnam zapisać się na basen, żeby nauczyć się dobrze pływać?


 



10/12/2016

Sen z graffiti 3D

I kolejny sen. Artystyczny. Bez fabuły.


 


Był piękny słoneczny dzień. Boskie światło.Wszystko wydawało się ładniejsze i lepsze. Ktoś pokazywał mi obrazy na ścianach. Ale te były inne niż znane mi do tej pory. Obrazy zaczynały się na chodniku a kończyły na ścianie. Tworzyły spójną całość. Były obłędnie perfekcyjne i kolorowe. Zupełnie inne niż w moim mieście. Oglądaliśmy jeden obraz, a za chwilę obracaliśmy się w prawo i byliśmy w Brazylii. A tam inny street art. Potem spoglądałam w lewo i znalazłam się w NY dokładnie przed kolejnym obrazem. I tak jeszcze kilkakrotnie. Wystarczyło się obrócić i byliśmy w innym miejscu na ziemi, gdzie artysta namalował coś wspaniałego. W serialu Sliders potrzebny był portal, który otwierał przejścia do innych światów. W filmie Władcy umysłów (lubię Matta Damona) trzeba było przejść przez niebieskie drzwi w kapeluszu. A w moim śnie wystarczyło się obrócić. Ja nawet nie wiedziałam gdzie są najpiękniejsze graffiti, a byłam tam kierowana. Piękna podróż. Na pewno nigdy nie odwiedzę tych miejsc w realu. Zajęłoby mi to za dużo czasu.



3d-graffiti-street-art-anamorphic-odeith


Na dworze szaro, buro i ponuro, więc taki sen nie dziwi. Jednak dla mnie dzisiejszy sen ma głębszy sens. Utarł mi nosa.


Piszę tu o wszystkim co mnie spotyka, o tym co mnie ciekawi i co zatrzymuje mnie na chwilę. To nie jest blog o snach, a sny zaczęły dominować. Dlatego postanowiłam przez jakiś czas nie śnić.


Nie zdawałam sobie sprawy z konsekwencji. Dla mnie to było sprawdzenie czy mogę to zrobić. Innego powodu nie było, bo sny w żaden sposób nie rzutowały na moje samopoczucie. A właściwie wprowadzały mnie w dobry nastrój i byłam wyspana.


Dla mnie to była zabawa, a dla duszy więzienie. Zatrzasnęłam drzwi i dusza siedziała w ciemnym pokoju, czy futerale. W przedszkolu byłam zamykana, moje dziecko też. Inne dzieci też były i będą zamykane. (Tego chyba uczą przedszkolanki.) Więc wiem jak czuje się ktoś zamknięty. Zapewniam, że niekomfortowo. Nie rób innemu co tobie niemiłe.


Moja podświadomość jest świetnie wychowana. Nie przeszkadza mi, ale gdy coś się dzieje niekorzystnego dla mnie to daje znać. I ten sen jest takim właśnie znakiem. W życiu najważniejsza jest współpraca ciała, duszy i umysłu. Wtedy realizujemy się najlepiej jak potrafimy. A moja Dusza zamiast latać gdzie chce, siedziała sobie cichutko i się nie odzywała. Do czasu. Dała o sobie znać w swoim i zrozumiałym dla mnie języku.


A więc Hulaj Duszo, piekła nie ma ;) Wolność jest najważniejsza.




We śnie były piękne graffiti, sztuka ulicy. Sztuka zbliża się do ciebie, jest w zasięgu twego wzroku. Nie musisz za nią płacić, żeby doświadczać. Zresztą to co najlepsze jest za darmo.


Tak jest z rysunkami dzieci.



Jest w nich zaklęta energia chwili, emocje z danego dnia. Poczujesz to gdy widzisz oryginał. Żadne zdjęcie czy kopia tego nie przekazuje. A bogaci trzymają swoje oryginalne obrazy w klimatyzowanych sejfach i nikt tego nie ogląda i nie doświadcza.


 


Przepraszam Cię Duszo i proszę wybacz mi. Wybrałaś najlepszy sposób, żebym zrozumiała. Dziękuję za zwrócenie uwagi.


Wiesz, że Cię kocham. :)


 



07/12/2016

Sen z diabełkiem

Zaskoczyło mnie to, że śniłam dzisiaj. Myślałam, że mam to pod kontrolą. Myliłam się.


Sen był dziwny. Nie umiałabym coś takiego wymyślić.


 


Siedziałam przed telewizorem. Był on starego typu, tzn. Z dużą częścią z tyłu. Stał na osobnym stoliku, ok. Pół metra od ściany. I zza tego telewizora w pewnej chwili wyłonił się mały człowieczek. Najpierw pojawiła się głowa, a potem reszta ciała. Wyglądał jak pacynka, ale był prawdziwy. Proporcje miał dobre, więc nie był to karzeł. Był do dorosły facet, ale małych rozmiarów. Człowieczek. Miał lekki zarost i w oczach chochliki. Nie przestraszyłam się go. Chciałam mu tylko zrobić fotkę, ale na stole nie było telefonu. Zdziwiłam się, bo telefon mam zawsze w zasięgu wzroku. Zadzwoniłam z telefonu stacjonarnego do siebie i nic, cisza. A więc telefonu nie było w domu, choć powinien był być. Chyba z niego wcześniej dzwoniłam.


Gdy spojrzałam za telewizor to zauważyłam, że diabełek zrobił się większy. Nie bałam się go i wiedziałam, że on o tym wie. Czasem spotykam ludzi, którzy jakby wiedzieli o czym myślę i nie warto ich okłamywać.


Diabełek stał za tym telewizorem i patrzył na mnie. W pewnej chwili wskoczył na sufit i dreptał po nim, aż doszedł do najdalszego prawego rogu i zniknął. Pojawił się kolejny osobnik na suficie i też chodził sobie w różne strony. To krzyżówka człowieka ze zwierzęciem. Wyciągnęłam rękę po telefon. Leżał tam gdzie powinien. (Widocznie miał wyłączony dzwonek, skoro wcześniej go nie było). Zrobiłam mu fotkę. Potem kolejnemu osobnikowi i kolejnemu, a wszyscy znikali w prawym najdalszym rogu sufitu, jakby tam były drzwi.



Pomyślałam sobie, że gdyby nie fotki to nikt by mi nie uwierzył w to co widzę. Zrobiłam kilkanaście zdjęć. Przyszedł mój mąż. Wszyscy zniknęli w mgnieniu oka. Mąż oznajmił mi, że jedziemy do Wenecji. OK. Chyba to normalne, że w środku nocy gdzieś jedziemy. Zeszliśmy na dół do piwnicy. Tam wsiedliśmy na skuter wodny, taki ślizgacz. Naprawdę. I ruszyliśmy. Przez ściany. Jechaliśmy pod ziemią, przez różne fundamenty. My materialni i domy też z materii, a jednak mogliśmy to wszystko przeniknąć. Jechaliśmy bardzo szybo. A najlepszy był wiatr na twarzy. Czułam się jak Małgorzata od Bułhakowa. Prawie. Tylko, że ja byłam ubrana i lecieliśmy pod ziemią. Nie dość, że czułam wiatr, to jeszcze takie mlaśnięcia gdy przelatywaliśmy przez różne budynki. Bo przecież każdy był z czego innego. Pod ziemią były szare i przezroczyste. Łatwo było w nie wejść. A potem było morze.



Nie potrzebowaliśmy niczego, żeby oddychać w wodzie. Prędkość była taka sama, czyli szybka. Wokół pływały duże ryby, ale na nas nie zwracały uwagi. Nawet ogromne rozgwiazdy nas nie widziały. Kolory jakie widziałam w przepięknej błękitnej wodzie nie do opisania. Żadne zdjęcie tego nie odda. Było widno jak w dzień, czyli nie było głęboko, albo to inny wymiar. Jechaliśmy dalej. Bo to była jazda, a nie pływanie.


Nagle obudziłam się, na lewym boku. A właściwie obudziły mnie k...y zza ściany. Matka poganiała dzieci, które szły do szkoły. Co drugie słowo to k...a. Dziwiła się, że codziennie jest to samo. Żadne dziecko nie było gotowe do szkoły i robiło jej na złość. Skutecznie mnie wybudziła, a dzieci miały niewątpliwie zły dzień. Była 7:32, wschód słońca. Niedawno wprowadziła się jakaś rodzina, ale ich nie widziałam. Aż do dzisiaj. Usłyszałam ich.


Sen był bardzo realny. Wzięłam telefon, żeby pooglądać fotki, które zrobiłam w nocy. Nic nie było. A więc wszystko to był sen. Nie mogło być inaczej. Przecież nie można zrobić realnym aparatem zdjęć we śnie. Chociaż ;)


Trudno zinterpretować mi ten sen. Kluczem był diabełek (bez rogów). Mały, ale miał moc. Mógł zrobić wszystko co chciał. Pokazał mi próbkę swoich możliwości. W jego świecie nie działały żadne prawa. Tylko dlaczego akurat to mi pokazał? Chodzić po suficie może każdy w specjalnych butach. Z przenikaniem trochę gorzej do wytłumaczenia. A może to inny wymiar lub równoległy świat ze mną jako element wspólny.


Nigdy wcześniej we śnie nie czułam zapachów i smagania wiatru. Powinnam mieć czerwone policzki. Biegałam już wiele razy, ale dzisiaj było co innego. Miałam już kolorowe sny, ale kolory morza czy oceanu w tym śnie były nieziemskie. Mogłabym to narysować, ale nie ma takich farb.


 


Ostatnio oglądam powtórki serialu Lost. Zastanawiam się czy to nie mogliby by być rozbitkowie z samolotu malezyjskiego, który zniknął 8 marca 2014 roku. W filmie ludzie domyślają się, że świat o nich nic nie wie i ich nie uratuje. Mają komputer, ale nie wzywają pomocy, bo ktoś na taśmie im tego zakazał. Co 108 minut wpisują ciąg liczb i wciskają klawisz. Nie ma tam nikogo, kto by to wymuszał, a jednak to robią. Ludzie są dziwni.


Chyba stąd dziwny sen. :)


 



02/12/2016

Drzewa mówią

Byłam wczoraj w mało przeze mnie odwiedzanej części miasta. Pozałatwiałam sprawy i stałam na przystanku tramwajowym. Śnieg lekko sypał. Byłam zrelaksowana, myśli biegły samopas. Środek dnia, ok. 15.


Nagle usłyszałam w głowie zdanie: wytną nas.


Rozejrzałam się kto tak mówi. A potem dotarło do mnie, że na przystanku nie było nikogo. Nie miał kto mówić. Potem się kapnęłam, że to był głos w mojej głowie. Nieraz we śnie tak miałam, że słyszałam co kto myśli jako głosy.


Spojrzałam na drzewa rosnące między torami. Tak to one do mnie mówiły ;)!



Sytuacja irracjonalna. A co mi tam. Mogę pogadać.


Zapytałam: kto chce was wyciąć?


Odpowiedź: wytną nas.


Głos smutny, zrezygnowany.


Ja: Nie ma żadnych planów na przebudowę tej drogi. (to ulica Pabianicka)


One: nic nie wiesz.


Ja: Jesteście stare, dużo widziałyście. I oczami wyobraźni zobaczyłam lata wojny.


One: tak.


Ja: Jeszcze pożyjecie. Dobrze wyglądacie. (Naprawdę to są porządne, zdrowe drzewa. Dolne gałęzie przycięte i przypalone. Górne gałęzie umiejętnie omijały przewody.)


One: już niedługo.


Ja: Ciekawe co to znaczy "niedługo" dla drzewa.


One: niedługo.


Fakt, drzewa mają inną mentalność i inne poczucie czasu. Chyba.


Nadjechał tramwaj.


Ja: No to pa pa, trzymajcie się.


One: pa.


Odjechałam.


Zabawna sytuacja. Nigdy nie gadałam z przygodnymi drzewami. Ja ich zresztą nie zaczepiam.


Uwierzyłabym w tę sytuację, gdyby była noc, albo gdyby to był sen. Śmieszne.


Wycinka drzew jest prawdopodobna. Władze miasta betonują ulice w centrum nazywając to łunerfami. Stare drzewa znikają. Nie da się tam oddychać, bo jest smog. Kupuje się rachityczne drzewka w doniczkach. Ale one nie oczyszczają powietrza, bo ledwo zipią.




Kiedyś chciałam zostać bukieciarką, bo taka praca wydawała mi się ciekawa i pachnąca. Coś zawsze mi przeszkadzało w zdobyciu takiego zawodu. Właściwie to same kwiaty mnie odstraszyły. Zawsze gdy przechodziłam obok stoisk z kwiatami to czułam przeraźliwy smutek i zapach umierania. Do dzisiaj mam wstręt do ciętych kwiatów. Kiedyś dostałam w prezencie czerwoną różę, to zostawiłam ją w taksówce.


Mam więź z roślinami, ale z domowymi. Wiem kiedy wołają o wodę i świetnie rosną.


Ale po raz pierwszy rozmawiałam z obcymi drzewami. To nie żart.


Na zdjęciu są inne drzewa. Tak byłam zajęta rozmową, że nie zrobiłam fotki.


 




29/11/2016

Shannen Doherty

Miałam już zakończyć notki zdrowotne, ale te sprawy są tak ciekawe, że nie wytrzymałam.


Nic dziwnego, takie moje przeznaczenie ;)


Ciągle analizuję trafność horoskopu słowiańskiego. Nie ma tam zbędnych słów pasujących do każdego. Mój jest skrojony idealnie dla mnie.


Ćwiczenie 3, krąg 8 świat dolny – dar: uzdrawianie słowem, działaniem, myślami, dotykiem. Moim przeznaczeniem (jednym z wielu) jest ratowanie ciał i dusz ludzi. Dlatego interesuję się cienką granicą między życiem i śmiercią. Powinnam mieć zawód medyczny, ale ja wolę znajomości z lekarzami. Ostatnio poznałam lekarza (chirurga), który opowiada niesamowite historie. Mówi się, że medycyna pomaga w 40%, a on mówi, że w 20%.


Człowiek, który chce żyć musi mieć „wolę życia”. Do każdej operacji przygotowuje się pacjenta tak samo. Ale jedni szybko zdrowieją, a u innych są komplikacje i proste zabiegi mogą prowadzić do śmierci. Często o tym czytamy w prasie. Oczywiście, że lekarze popełniają błędy, ale często do tragedii prowadzi wiele czynników. Pacjent z wolą życia będzie żył, nawet jak lekarz się pomyli.


Może mój ojciec przeżył 2 raki, bo ja nim manipulowałam, podrzucałam mu nowe terapie i zakazałam chemii. Mam wejścia do Wyższej Siły i mogłam mu to załatwić ;)


Jako dziecko czytałam opowieść o człowieku, który chciał popełnić samobójstwo. (Czy ja już o tym nie pisałam?) Najpierw wypił truciznę, potem podciął sobie żyły stanął na szczycie skarpy, założył pętlę na szyi i skoczył do oceanu. Przeżył, bo pętlę umocował na spróchniałym drzewie, które się rozleciało. Gdy napił się słonej wody zwymiotował truciznę, a krew z ran ciętych przestała płynąć. Może to bajka, bo nie mogłam znaleźć nigdzie opisu tego przypadku. Myślę, że zadał sobie więcej „ran”, które miały mu zapewnić pewną śmierć, ja pamiętam tylko te 3.


Dzisiaj mamy 333 dzień roku, a więc szczęście zwielokrotnione. I taki ten dzień był dla mnie :)




Może więcej szczęścia będzie miała Shannen Doherty.


Kto oglądał Beverly Hills 90210 zapamiętał Brendę Walsh. Od marca 2014 roku (albo od lutego 2015) choruje na raka piersi i udziela wywiadów. Swoją chorobę opisuje też w internecie. Mam wrażenie, że zmierza do śmierci, podobnie do Farrah Fawcett, o której pisałam dawno temu tu Farrah-Fawcett


FF zmarła ponad 7 lat temu i nagrywała film ze swego umierania. Takie wtedy były możliwości. Nie oglądałam. Od tamtej pory umarło wiele „gwiazd” internetu, które opisywały swoje umieranie, zakładały fundacje i robiły inne zbędne rzeczy.


To samo robi teraz Shannen. Pokazuje fotorelacje z golenia głowy, wstrzykiwania trucizny w żyły … Takich fotek tu nie będzie.


Dziwnie szybko zrobiono jej mastektomię (tak radzili lekarze), potem były przerzuty do węzłów chłonnych (rak ucieka), chemioterapia (rak się uzłośliwił), będzie radioterapia. A potem … Wyniszcza ją trucizna, a nie rak. Statystyki nie kłamią.


Udziela wywiadów, które brzmią jak sponsorowane, a nie jak szczere wyznania chorej kobiety.


Przeczytałam ostatnio kilka i nie zgadzam się z żadną jej wypowiedzią.


Swoją batalię dokumentuje w mediach społecznościowych, chcąc dać innym kobietom motywację do walki z chorobą.”


Dokładnie to samo robiła FF i umarła. Motywacji dla innych kobiet nie widzę. Raczej użalanie się nad sobą.


Powiedziałam mężowi, że powinien cieszyć się każdą chwilą ze mną, bo za pięć lat nie będę już żyć.”


Mówisz – masz. Moim zdaniem, jak tak dalej będzie, 2017 będzie ostatnim rokiem, który przeżyje.


Rak dał mi coś niesamowitego, bardziej pozwolił mi być sobą, osobą, która wcześniej chowała się za innymi rzeczami.”


Wow. Rak naprawdę nie jest fajny. Żeby być sobą wystarczy sobie na to pozwolić, uwolnić się od stereotypów.


Rak zmienił moje życie na lepsze. Sprawił, że jestem lepszym człowiekiem.


Choroba to sygnał, że idziesz złą drogą, robisz coś źle, brak ci harmonii i równowagi. Znam niezabójcze sposoby na zmianę życia na lepsze.


Rak ujawni kłamstwo w twoim życiu, pokazuje kto cię zawiódł, a kto jest naprawdę przy tobie.


To właśnie bliscy i przyjaciele zwracają ci uwagę, że coś z tobą nie tak. Ale ty nie słuchałaś, wiedziałaś lepiej. Przyjaciele właśnie po to są. Bliscy pielęgnują w chorobie. Przyjaciele mają swoje życie, mogą cię tylko wspierać. I po to są.


Przyjaciół poznaje się w biedzie. Czy ona naprawdę miała przyjaciół? Zwykle wokół znanych osób jest wianuszek ludzi, którzy chcą ogrzać się w sławie.


Czy ona miała przyjaciół?


Każdy może zachorować na raka w dowolnym okresie swojego życia, ta choroba nie wybieram, zależy mi, żeby ludzie badali się wcześniej, wiem, ze strach jest wielkim czynnikiem.”


Nie każdy. Tylko ten, kto pielęgnuje w sobie urazy. Badaj się, ale nie za często, nie szukaj choroby.


Bardzo ważne jest jednak, by wykryć chorobę tak wcześnie jak to tylko możliwe.”


No właśnie. Symptomy choroby występują dużo wcześniej. Nie wolno niczego ignorować i udawać, że choroby nie ma.


Nie polegajcie tylko na innych, którzy powiedzą wam co robić. Dowiedzcie się wszystkiego, bo to wasze ciało, choroba przytrafiła się wam.


Żeby wyzdrowieć trzeba wykorzystać wszystko co tylko możliwe. Tu ma rację.


 


We wrześniu 2016 r. pojawiła się na imprezie Stand Up to Cancer 2016, która odbyła się w Los Angeles. Pozowała fotoreporterom w makijażu i z uśmiechem na twarzy. Towarzyszyli jej mąż - Kurt Iswarienko oraz jej lekarz onkolog - Lawrence Piro.


Tym samym okazała wsparcie innym osobom walczącym z chorobą.”


Litości! Nie widzę tu wsparcia niczego, oprócz onkologii.


Rak ma wiele twarzy. To jest jedna z nich - napisała. Dzień Chemii z Kurtem Iswarienko, 10 sierpnia 2016.”


Epatowanie bezsilnością. Hołubienie raka.


Mimo ciężkiej choroby Doherty nie przestaje pomagać innym.”


Zamiast zająć się sobą zajmuje się innymi. W żaden sposób to nie pomoże jej wyzdrowieć.


Przez cały ten czas zastanawiam się, co mi pomoże. Czy zadziała chemioterapia? A może radioterapia? A może będę miała nawrót i drugi nowotwór?”


Szuka pomocy u lekarzy, a nie w sobie, w swoim myśleniu i postępowaniu. Nie widzę próby zmierzenia się z przyczyną raka piersi. Przyciąga kłopoty. Czy ona przeczytała jakąś książkę o przyczynach chorób? Czy ona wie dlaczego zachorowała?


Staram się dobrze odżywiać, ćwiczyć i myśleć pozytywnie.”


To nie pomoże. To udawanie, że będzie dobrze. To złudzenie, wpływ Neptuna.


Choroba to wyzwanie, z którym trzeba się zmierzyć. Zaakceptować, zatrzymać się, przeanalizować i wdrażać nowe.


Rak to brak harmonii.


Piersi symbolizują macierzyństwo, wychowanie i karmienie. Osoba, która choruje jest nadpobudliwa, nadopiekuńcza, wszystko kontroluje i jest niezwykle wymagająca. Bardziej interesuje się innymi niż sobą. Osoba ma uczucia macierzyńskie wobec osób, które kocha, matkuje im i staje się przesadnie ostrożna.


Prawa pierś osoby praworęcznej ma związek z partnerem, rodziną lub z kimś z najbliższego otoczenia. Lewa pierś to związek z dzieckiem. (Lise Bourbeau, Twoje ciało mówi: pokochaj siebie).


I to jest prawda. Moja znajoma bardzo ingerowała w życie swojej córki. Ta wyprowadziła się z domu, nawet choroba matki jej nie zatrzymała. Człowiek dusi się i w trosce o swoje życie unika takiej matki, choć ją bardzo kocha. Lekarstwo: wyluzuj, daj przestrzeń dziecku, niech popełnia własne błędy, nie dołuj jej. To samo z innymi bliskimi.


Rak piersi jest możliwy u osób bezdzietnych. Może tu chodzić o wewnętrzne dziecko, albo o nieżywe dziecko. Energia dzieci po aborcjach nie ginie, jest blisko. Trzeba sobie wybaczyć, puścić i prosić o wybaczenie (uzdrawianie miedzypokoleniowe).


Rak zatrzyma się w momencie, gdy czynnik choroby zniknie. Dopóki człowiek żyje to wszystko jest możliwe.



Shannen Maria urodziła się 12.04.1971=25=7


Numerologicznie jest podobna do FF ur. 2.02.1947=25=7


Ojciec (12) Shannen, pracownik bankowy – konsultant hipoteczny, nauczył ją przebojowości, bo działał siłą Słońca (1), albo słowem Księżyca (2), albo siłą Urana (3). Stosował różne chwyty, żeby dziecko robiło to co chciał tatuś. Nie dawał jej wyboru.


Matka (4), pracownik gabinetu kosmetycznego, silna i idealna, nakazowo-zakazowa.


Ma 2 braci, młodszego i starszego. Co w takiej rodzinie może zrobić Siódemka?


Może grać, udawać kogoś innego, być kim zechce. Musi sobie radzić.


W 1978 rodzina przeniosła się do LA. Shannen grała w spektaklach dziecięcych. Jako 9 latka ubłagała rodziców, żeby pozwolili jej zostać aktorką. Uczyła się znakomicie w prywatnej szkole francuskiej. W 1982 roku zagrała w Domku na prerii Michaela Landona. A potem grała bez przerwy w produkcjach kinowych, ale najwięcej w serialach tv (Czarodziejki, Autostrada do nieba …). Często też grała siebie.


Siódemka obdarza magiczną osobowością (podobnie jak FF). Osoba taka ma wrażenie, że Bóg ją naznaczył i wspiera. Owszem, do czasu. Siódemka to nie szczęściara jak Trójka.


Ma wyrazistą osobowość. Jako 19 latka zagrała w Beverly Hills 90210 i grała 4 sezony. Została zapamiętana. Ludzie lubili nienawidzieć jej postać. W tańcu z gwiazdami (2010 r.) ludzie nie dali jej szansy i była ostatnia.


Nie miała szczęścia do ludzi. Jej pierwszy księgowy ją okradł. Procesował się też z menadżerem, który czegoś nie zapłacił i chora Shannen nie miała środków na leczenie.


Była na rozkładówkach Playboya.


Miała negatywną opinię. „Koledzy” i „koleżanki” z planu jej nie lubili. A ona była arogancka i kłótliwa. Nie dała po sobie jeździć i wykorzystywać. „Ona nie przeprasza”. Ludzie nie lubią lepszych od siebie, a ona ma niepowtarzalną charyzmę. Jest zdolna.


W 1999 roku ujawniła, że miała chorobę Crohna. A podobno jest nieuleczalna.


W grudniu 2000 roku aktorka została aresztowana za jazdę pod wpływem alkoholu.


Miała wiele burzliwych związków. Pierwszy mąż, Ashley Hamilton (syn aktora George'a Hamiltona) był nim krótko. Pobrali się po 2 tygodniach znajomości na 5 miesięcy. Z kolejnym Rickiem Solomonem, ślub anulowano po kilku miesiącach. Od 5 lat jest szczęśliwa z fotografem Kurtem Iswarienko.


Shanen w oczach ma strach i zdziwienie (że jest chora na taką chorobę), brak jej pokory (myśli, że nie umrze). Myśli, że wszystko będzie dobrze. A niby dlaczego ma tak być skoro nie naprawia swoich relacji (ciągle zajmuje się innymi).


Człowiek to doskonała myśląca istota. Chory człowiek uparcie nie chce zauważać znaków.


Mamy kolejny spektakl hołubienia raka. Pokazuje się nam, jak wygląda życie z rakiem i że z rakiem można żyć. Tak. Tylko krótko i co to za życie.


Żeby wyzdrowieć trzeba skupić się na zdrowiu, a nie na raku. Poświęcając mu tyle czasu i uwagi wzmacnia go, daje mu energię. A przecież nie o to jej chodzi. Chyba.


Powinna często używać magicznych słów: przepraszam, proszę, dziękuję, wybacz mi, wybaczam, kocham.


Niech się rozejrzy wokół siebie, czy nie ma tam Jedynki, która ją zainspiruje do zdrowia. Inni widzą lepiej. Jako Siódemka jest pod władaniem Neptuna, żyje w iluzji. Może budować, ale może też niszczyć, jak tsunami. Z euforii może popadać w depresję. Potrzeba jej słonecznej mocy Jedynki, która rozjaśni mgłę.


Jak będzie chciała wyzdrowieć to tak będzie. Ma intuicję, powinna wiedzieć co jest dla niej dobre.


Shannen - puść tego raka, nie trzymaj go na smyczy. Zmień swoje nastawienie. Zacznij zdrowieć.




21/11/2016

Wyższa Siła

Miałam dzisiaj wizytę u stomatologa. Gdy jechałam to pomyślałam, żeby nikogo nie było i żebym nie czekała.


Było to mało prawdopodobne, bo nigdy, naprawdę NIGDY tak nie było. Zawsze ktoś był na fotelu i ja siadałam zwykle po 10-30 minutach. Dzisiaj nie miałam na to ochoty. Chciałam wejść i od razu usiąść. Było to ok. Godziny przed wizytą.


Wzięłam ze sobą książkę, na wszelki wypadek ;) Plan B.


Byłam przed gabinetem ok. 10 minut przed czasem. Wchodzę, a tam nie ma pacjenta. Nie mogłam w to uwierzyć! Może ktoś odwołał wizytę? Chyba jednak nie, bo dentystka musiała jeszcze posprzątać po poprzednim pacjencie. Usiadłam punktualnie na fotelu.


Ciekawe.


Akurat się zastanawiałam nad siłą sprawczą, która realizuje moje pragnienia. Codziennie ćwiczę gimnastykę słowiańską (bo jest krótka - 7 ćwiczeń) a moim głównym ćwiczeniem (mój główny talent) jest Wyższa siła. Proszę i otrzymuję.



Każda kobieta może wykonać to ćwiczenie, nawet gdy nie jest jej przypisane zgodnie z datą urodzenia. Gdy coś chce osiągnąć to można się tym wspomóc.


Mam równocześnie pozytywne i negatywne aspekty tego talentu. Czyli umiem osiągnąć wszystko, czego potrzebuję dla siebie i innych, ale równocześnie narzucam innym swoje zdanie (bo wiem lepiej). Pisałam, że umiem manipulować, ale tego już nie robię. Minęłam się z prawdą. Robię to ciągle, bo mam taki przymus. Teraz tylko bardziej to kontroluję (w miarę możliwości). Ciągle mam np. przymus zmuszania kogoś, żeby coś zrobił, gdzieś poszedł lub gdzieś wyjechał. Mówię o tym tak długo, aż ta osoba to zrobi. A potem okazuje się, że wydarza się coś co zmienia na lepsze czyjeś życie. Gdyby mnie nie posłuchały, to żałowaliby, coś by ich ominęło. Tak jakbym była posłańcem Losu czy Wyższej siły. Skoro umiem manipulować to dlaczego tego nie wykorzystywać dla dobra innych. Udawanie, że tego nie robię jest śmieszne. Staram się tylko to jakoś kontrolować, żeby nie ingerować w czyjeś życie za bardzo. Kiedyś wkurzało mnie, że ktoś nie robi jak chcę (może to nie ja). Teraz odpuszczam. Choć rodzina nauczyła się, że czasem warto mnie słuchać ;)


 


Dobrze kombinowałam. Pani profesor w pewnej chwili uprzedziła mnie, że wsadzi mi do buzi coś niesmacznego, co może wzbudzić odruch wymiotny. Stwierdziłam: dla dobra można się poświęcić. A ona na to: siła wyższa.


Prawie się uśmiałam, jak trafiła w temat, ale na fotelu było to niemożliwe. Chciała się usprawiedliwić, że to nie jej wina.


A właściwie ohydny smak akrylu czy czegoś tam nie jest winą siły wyższej, ale chemika, który to wymyślił. Gdybym to ja wymyślała to nadałabym temu neutralny smak.Ale nie jestem chemikiem.


Wiara w wyższy byt nie omija nikogo. Np. sportowcy po osiągnięciu jakiegoś dobrego wyniku wznoszą ręce do nieba.




Co oni robią? Na kogo wskazują, komu dziękują? Kto patrzy z góry?


Po co jest nam potrzebne wsparcie z "góry"? Tak jakbyśmy sami nie byli odpowiedzialni za swoje czyny.


Akurat dzisiaj słuchałam 8 lekcji Kabały – Drzewo życia. Mam subskrypcję, więc ciągle coś przychodzi. Czasem oglądam, a czasem nie. A dzisiaj obejrzałam, bo krótkie, a tam coś na temat.


Mamy wiedzę i rozum, ale sami sobie stawiamy przeszkody. Potrzebna jest wiara powyżej wiedzy. Wtedy przeszkody znikają, a my wzrastamy.


Skoro Wyższa siła kieruje mną na tym świecie, to wyhaftuję sobie przypominajkę. Może gdzieś przyszyję.



Kupiłam sztywną tkaninę do haftu i wyrysowałam symbol Wyższej Siły. Mam też czerwony i czarny kordonek. Tylko haftować. Prosić i otrzymywać wsparcie.


 


PS. Przywiezione oscypki na nizinie smakują inaczej. ;)


 



18/11/2016

Bełkot

Szybko zjechałam z gór na niziny. Do pracy. Zresztą w ciągu 4 dni nie sposób się oderwać od prozy życia.


Od klientów dostałam kilka zapytań: czy płacić?


 


Oczywiście, że nie. Wyrzucić.


Ludzie nie czytają, widzą przelew i myślą, że trzeba. Oszuści to wykorzystują.


Każdy kto prowadzi swoją firmę wie, że wszystkie rejestry są bezpłatne. W KRS się płaci za rejestrację i zmiany, ale wyciągi są darmowe.


A pismo jest zabawnie skonstruowane.


W oczy rzuca się adres, który ujawnia szwindel. Który urząd ma siedzibę w Złotych Tarasach? Dlaczego ma mnie obowiązywać regulamin jakiejś prywatnej firmy? Bo przecież CEDGiF to nie CEIDG (prawdziwy rejestr CEIDG) 


Nie można ich podać do sądu za oszustwo, bo żądają uregulowania fakultatywnej (nieobowiązkowej) opłaty. Pismo sporządzili jako ofertę (art. 66 kodeksu cywilnego). I kwota jest za wysoka. Pazerność nie popłaca.


Życzę pomysłodawcom zaznania biedy. A moje życzenia się spełniają ;)


 


Znam staruszkę, która 2 razy została okradziona na wnuczka. Nic nie da się zrobić, bo jest infantylna, ufa ludziom. W głowie się jej nie mieści, że można być tak podłym. Do następnego razu.


Do moich rodziców przyszli oszuści z żądaniem faktur za prąd. I mama im pokazała. Stwierdzili, że płaci za dużo, ale nie naciskali na zmianę dostawcy. Nie wpuściła ich do mieszkania.


Oszuści są sprytni, ale to nieudacznicy. Potrafią tylko oszukiwać bezbronnych ludzi, którym nikt nie pomoże.


I mam kolejną kontrolę. Wszystko OK, ale dziwi mnie, że musiałam drukować kilkadziesiąt deklaracji, które wysłałam przez internet. Czy tak trudno je wyciągnąć z zasobów MF. Biurokracja ma się dobrze. Im więcej papierów tym ważniejszy urzędnik. A miało być lepiej.


Proza mojego życia. Tym muszę się zajmować.


 



14/11/2016

W domu

Piszę już w domu.


Absolutnie potrzebny był mi taki urlop. Chociaż w listopadzie nigdy nie wyjeżdżałam. Zawsze musi być pierwszy raz :)


Strawiłam góry o tej porze, bo pojawił się śnieg i było miło. Latem nikt mnie tam nie zaciągnie ;)


Ostatni rzut oka na ogród hotelowy.



I jeszcze dom dom góry nogami. Mały, z 1 pięterkiem. Gdy wychodziłam było mi niedobrze. Przecież grawitacja nie zniknęła, a jednak mózg szaleje.



Pa pa Zakopane. Ostatnie fotki z samochodu.



Zakopianka się skończyła i skończył się śnieg. Dom powitał słoneczkiem.


Zabawne. Rano śnieg, a po południu słońce. Od -4 do +2.


 


Nie da się wrzucać fotek ze smartfona, bo nie można edytować. A nie chce mi się pisać. Obrazy są najważniejsze.


Zaraz poprawię wygląd wpisów z ostatnich dni. Nie mogę na to patrzeć. Przepraszam :)



13/11/2016

Sypie nadal

Sypie nieustannie. Prawdziwa zima.


 



A tu są choinki na Gubałówce. Wszyscy robili sobie focie. Ludzi pełno.



17 a ciemno. Dzisiaj był miód z goździkami.



17777 kroków. Rekord dotychczasowy.