Obudziłam
się nad ranem. Była godzina 5:26. Ciemno. Napiłam się wody i
zasnęłam. Jest niedziela, o co wstawać w środku nocy.
Siedziałam
przy stole. Przeszedł mój syn z jakąś dziewczyną. Rozmawialiśmy.
W pewnej chwili zauważyłam, że ta dziewczyna mizia prawą rękę
mojego syna. Wydało mi się to dziwne. Przyszła w gości i nie może
się powstrzymać. Mój syn zdawał się nic nie widzieć. Uśmiechał
się. Zobaczyłam jak ta dziewczyna rysuje na jego ręce okrąg,
wypełnia go jakimś kolorem, potem rysuje strzałkę i mówi „na
złą dolę”. Syn nic nie słyszał. Ja odruchowo skoczyłam do
niej i zmazałam z ręki syna to co ona narysowała. Dziewczyna
zniknęła. Syn jakby się przebudził i zapytał gdzie poszła …
tu powiedział jej imię, ale nie dosłyszałam. Powiedziałam, że
zniknęła. A on wcale się nie zdziwił i poszedł. Pomyślałam, że
potrzebna jest mu ochrona i kupię mu nowy kryształ.
Obudziłam
się o 6:52. Szybko zapisałam sen, choć dobrze go pamiętałam. I
dobrze, bo znowu zasnęłam, obudziłam się przed 9 i słabo
pamiętałam sen. Gdyby nie zapiski nie przypomniałabym sobie o nim.
Gdy zapisałam godziny, trochę się zdziwiłam, że w tak krótkim
czasie może się wydarzyć sen.
Nie
zdziwiło mnie, że syn był zamulony. Na co dzień obserwuję jak
ludzie mówią, chodzą, robią coś automatycznie, jakby spali.
Czasem mam ochotę nimi potrząsnąć, żeby się obudzili. Ciężko
jest rozmawiać z kimś kto słabo coś czuje, jest nieobecny duchem.
Mam
dużo kryształów. W sypialni mam ametyst (szczotkę), a w oknie
wisi kwarc biały w kuli. Przy komputerze mam kwarc dymny, ametyst,
kwarc różowy, kwarc biały i drzewko szczęścia z różowego
kwarcu. Przy tv mam kwarc biały. I inne w pudełku. Lubię
kryształy, często biorę je do ręki, a co jakiś czas myję w
bieżącej wodzie. Potem opalają się na parapecie w słońcu.
Pełnia raczej funkcje dekoracyjne, a nie ochronne. Nie wiem dlaczego
pomyślałam o kryształach. Może dlatego, że są czyste, nie
kłamią, nie szkodzą.
Dziwny
sen. Ani dobry, ani zły.