25/11/2014

Dostałam wycisk

I żyję. I czuję się lepiej niż rano.


Byłam na pierwszej rehabilitacji ;)


Najpierw podpisałam 3 oświadczenia i poszłam.


Pierwszy zabieg polegał na omiataniu powietrzem mojego nadgarstka. Podobno zimnym, ale ja nie czułam. Widocznie jest jeszcze w środku stan zapalny. Potem był masaż. Rękę miałam wyginaną we wszystkie kierunki i masowaną. Stawiałam nieznaczny opór, bo przecież nie mam pełnego zakresu. Było bardzo fajnie. Sama nie zrobiłabym takiego masażu. Czułam jak coś w środku odpuszcza.


Potem był laser. Banalne. Przykłada się do ręki miejsce przy miejscu gruby „pisak”, ale on nie pisze. A na koniec włożyłam rękę do takiego koła i przez 15 minut tak siedziałam. Nic nie czułam. Podobno to są jakieś prądy.



Dobrze, że miałam książkę, więc mi się nie nudziło. I tak minęła mi godzina. Gdybym nie złamała ręki, to bym ten czas inaczej zagospodarowała. Nic to.


Dowiedziałam się, że dobrze, że nie złamałam łokcia, bo on się dłużej goi, a rehabilitacja pomaga, ale bardzo powoli. A ja tylko złamałam "dalszą kość promieniową z przemieszczeniem".


Tak więc znowu dobrze trafiłam. Zanim poszłam na zabiegi myślałam, żeby trafić do mistrza świata w rehabilitacji. Ale przecież nie ma takich zawodów ;) Nieważne.


Już po jednym zestawie zabiegów mogę wkręcić żarówkę, a przedtem taka rotacja ręki była niemożliwa. Zadziwiające, że tak pomogło.


Służba zdrowia jest jaka jest, ale jak masz dobre nastawienie to trafiasz akurat do tych dobrych wyjątków.


Mój znajomy skaleczył się w palec. Oczyścili mu na pogotowiu, ale palec był zaogniony. Potem kolejne wizyty i było coraz gorzej. On nie lubi lekarzy, więc w jego lustrze odbija się to czego oczekuje. Gdy palec miał być amputowany, to nie poszedł i moczył go w mieszankach ziołowych, które znalazł w internecie. Wierzył, że internet mu pomoże. I pomógł. Palec ma, tylko trochę krzywy.


W czasie I wojny żołnierze na polu bitwy obsikiwali sobie rany i one się goiły. Wiem to na pewno. Czy to tylko wiara, czy konieczność, a może to naprawdę pomaga.


Jeszcze tylko 9 zabiegów i ręka będzie jak nowa. Bo ja tak myślę. I tak będzie. W końcu potrzebne są mi dwie ręce.


 


 




 






20/11/2014

Znikanie

Przedwczoraj miałam w ręku akt urodzenia w 1992 r. i świadectwo zgonu w 2014 roku tej samej osoby. Nie zdążyłam zobaczyć imion i nazwiska. Kto umiera w wieku 22 lat? Narkomanka. Nie napiszą o niej na pierwszych stronach gazet, nie będą rodzinie współczuli obcy ludzie. Odeszła udręczona młoda dusza. Czy zabił ją złoty strzał? Zabiło ją życie. Bezsensowne życie. Nie dała rady dłużej żyć.


Rodzice: lekarz, adwokat, radny, naukowiec, artysta, polityk – niepotrzebne skreślić.


Do śmierci prowadzi długa droga. Jest czas, żeby się zatrzymać i zastanowić dokąd się zmierza. Dzieci nie sięgają po narkotyki gdy mają szczęśliwy dom. A pusty dom nie jest szczęśliwy. Jest za to dużo kasy na wszystko, tylko nie na czas i miłość rodziców.


źródło: http://truththeory.com 


Możesz mieć miliony znajomych na FB, a czujesz się samotny. Gdybyś siedział obok takiego znajomego w realnym świecie, to nawet byś nie chciał z nim rozmawiać. Bo o czym.


Gdy w szkole nauczyciel cię zdenerwuje, gdy w pracy szef daje wycisk, gdy koledzy śmieją się z ciebie, gdy cię tolerują, bo masz kasę to gdzie udasz się po pomoc? Kto ci pomoże, jak w domu pusto. W zasięgu ręki masz narkotyki, stać cię. Weźmiesz i odlecisz, nic się nie liczy, dusza śpiewa, nic cię nie boli, jesteś w innym świecie, na orbicie Ziemi. Ilu tam ciekawych ludzi, spotykasz zmarłą babcię i ona cię przytuli. W tym innym świecie wszystko jest lepsze, nie boisz się śmierci, śmierć jest wybawieniem. A potem wszystko mija i wracasz do zimnego świata. Czy ktoś się cieszy, że jesteś? Może pies. I wracasz tam gdzie jest ci dobrze. To logiczne. A czasem nie ma już powrotu. Tak było w tym przypadku. Narkotyki to takie opóźnione samobójstwo, a nie lekarstwo na zbolałą duszę.


Pisałam kiedyś o Tatum O'Neal. Ona napisała książkę o swoim dzieciństwie, ale chyba nie ma jej w języku polskim. Gdy dostała Oscara za Papierowy księżyc to ojciec w domu uderzył ją w twarz. Z zazdrości, że on nie dostał. Potem imprezy z kolegami, alkohol i narkotyki, wszyscy odlatują. Co ma zrobić 12 latka, gdy jej najbliżsi ją krzywdzą? Może napisać książkę, a na pewno wszystko zło ujawnić. Tak jak teraz dzieje się z wyczynami Cosbyego. Wszyscy wiedzieli, ale nikt nic nie zrobił. Ofiary mają traumę przez lata.


W kwietniu tego roku zmarła Peaches Geldof. Miała 2 lat, drugiego męża i dwóch synów. Była bardzo wrażliwą młodą kobietą (13-03-1989=17+17=34=7). Jej matka Paula Yates też przedawkowała w 2000 roku. Czy to szczęśliwy dom, w którym ucieka się w używki? Lepiej ratować dzieci w Afryce niż własne. A afrykańskie dzieci ciągle głodują. Omijam toksycznych ludzi z daleka.


Narkotyki to ucieczka. Ludzie znikają i nawet nie ma po nich pustego miejsca.


Teraz tylko skasować konto na FB i osoba znika również ze świata wirtualnego. Czy ktoś to zauważy?


A ja w trudnych chwilach wolałam się zabić szybko. Ale zamiast trafić na drugą stronę to druga strona przyszła do mnie i mnie otrzeźwiła. Z samobójstwa wyszły nici. A myśl, że rodzice będą płakali nad moim grobem była najlepszą rzeczą, którą wtedy czułam. Nie brałam i nie zamierzam. Co złe minęło, wybaczyłam innym i sobie. Tylko nie każdy ma wolę życia mimo wszystko.


Wczoraj byłam u ortopedy. Mam ograniczone zaufanie do lekarzy i wolałam się upewnić, że wszystko jest w porządku z moją ręką. Gdy czekałam w pustej poczekalni, przyszło dwóch panów. Wepchnęli się przede mnie. Właściwie to byli wcześniej, ale poszli kupić leki. Zanim weszli, to najpierw jeden potem drugi porozmawiali sobie przez swoje telefony. Nie znali się, ale byli do siebie podobni, z zachowania. Nie podsłuchiwałam, ale nie dało się nie słuchać, bo rozmawiali głośno i maszerowali mi przed nosem. Zaciekawiło mnie, bo byli rozedrgani (fajne słowo). Wydawali przez telefon instrukcje swoim podwładnym, bo przecież bez nich świat by się zawalił. Nawet u lekarza nie mają spokoju. Ciekawe ile czasu spędzają w pracy. Jeden dostał zastrzyk w kolano, żeby nie bolało i żeby chodzić do pracy, a drugi pan dostał zastrzyk w łokieć, też żeby nie bolało. Szkoda, że ich nigdy nie spotkam, bo powiedziałabym im na co zachorują w przyszłości, jeśli się nie obudzą. Usuwają skutki, a nie przyczynę. A potem ktoś powie, że nagle coś się wydarzyło.


Kiedyś wyjechałam w bardzo ważnej sprawie. Gdy wróciłam to syn siedział mi na kolanach przez dwie godziny. Nie pamiętam tego ważnego powodu wyjazdu, ale to zdarzenie tak.


Dzieci potrzebują bliskości i przytulania przez własnych rodziców, rozmowy i zrozumienia, a przynajmniej wysłuchania. Akcje pt. przytul mnie są bez sensu, bo z obcymi to nie ma takiego znaczenia.


A wracając do lekarza, to za 100 zł dowiedziałam się, że gips miałam „wypracowany”, kości „nawet ładnie się zrosły”, chociaż złamanie było „trudne”. Na 10 zdjęciach rtg wszystko OK, będzie dobrze, a nawet tak jak przed złamaniem. Dusza się uspokoiła i mogę iść na rehabilitację.


Jeśli zniknę to na chwilę ;)


 


 



16/11/2014

Stachura

Niedaleko mojej poniedziałkowej pracy, na ulicy plamistej, otworzyli kolejny antykwariat. Byłam trochę wcześniej więc weszłam. Nie zamierzałam niczego kupować, tylko się rozejrzeć. Wpadła mi w ręce mała książeczka. Więc ją kupiłam, skoro się pcha do mnie. Nie przepadam za poezją. To trauma ze szkoły i z lekcji pt. co poeta miał na myśli. Zupełnie nie trafiałam w gust nauczycieli, bo ja widziałam w wierszach zupełnie inne rzeczy. Widocznie się nie znam.


To wydanie II z 1983 roku. Kto dzisiaj czyta Stachurę, czy ktoś o nim pamięta? W pracy ją przeczytałam, bo to tylko 172 strony. Już w drodze do domu przypomniałam sobie, że mam w domu dżinsowy zestaw 5 ksiąg dzieł Stachury, wydanie II z 1984 r. Po co ja kupiłam kolejną książkę? Może ze strachu przed działaniami Winstona z Roku 1984 ;)



Niestety nie mam 5 tomu, bo pożyczyłam i koleżanka mi nie oddała do dzisiaj, a minęło tyle lat. Nie da się kupić jednego tomu ;)

Widocznie Stachura chciał, żebym o nim napisała ;) A to bardzo ciekawy człowiek. Był.

Utalentowany poeta, pisarz, podróżnik, pieśniarz, tłumacz urodził się we Francji

18-08-1937=37=10=1

jako Jerzy Edward Stachura

O Jedynkach już pisałam, ale one są takie ciekawe. Jedynka jest najbardziej samotną z liczb i on jest świetnym tego przykładem. Miał 2 braci i siostrę, oboje rodziców, ale czuł się samotny. Ta samotność jest raczej wynikiem niezrozumienia. Mało kto może się bezpiecznie zbliżyć do Słońca. A on urodził się ze Słońcem w Lwie, czyli ego rozdęte do niemożliwości, patrzcie ludzie i podziwiajcie mnie.

Ludzie – Jedynki – są indywidualistami, twórczy, niezależni i uparci. Bardziej niż inni doskonalą się wewnętrznie, niechętnie słuchają innych i chcą kontrolować wszystko. Dzieciństwo mają przerąbane, bo który rodzic da sobie radę z takim krnąbrnym dzieckiem? Wiem coś o tym ;)

Sam uważał, że poza jedynką nie ma nic więcej, a każdą liczbę można zapisać przy pomocy jedynek.



Stachura wszystko brał do siebie. Bez przerwy kłócił się z ojcem, w matce też nie miał wsparcia. Uciekał do ciotki, do innych ludzi. Lubił zwracać na siebie uwagę, dziwnie się ubierał – jak to indywidualista. Szukał miłości, której nie zaznał w domu. W szkole lubił nauki ścisłe, a z języka polskiego na maturze miał 3. Chciał studiować malarstwo, ale się nie dostał, choć miał talent. Na studiach miał problemy z pieniędzmi, bo nie dostał akademika ani stypendium. Utrzymywał się grając w pokera i w szachy na pieniądze. Raz mu szło, a raz nie. Ale był zaradny, podejmował różne prace. Biedował, a ojciec nie dał mu ani grosza, nie wspierał go. Nienawidzili się do śmierci.

Brak miłości ojcowskiej rzutował na całe jego życie, ciągle go gnało po świecie. Tak jest gdy nie czuje się korzeni. Czuł się wygnańcem, miotał się po świecie” „ni Francuz, ni Polak, ni Meksykanin”. Odwiedził Jugosławię, Meksyk, Bliski Wschód, Szwajcarię, Francję, Norwegię, Stany Zjednoczone, Kanadę, Węgry. Ale jego podróże nie były zwykłą ucieczką. On tłumaczył tamtejszą literaturę na polski, a polskich autorów na inne języki. Zbierał doświadczenia do kolejnych opowiadań. Poznawał różne kultury i starał się je zrozumieć. Nie tak jak pan C. który obraża wierzenia innych.

Szukał swojej tożsamości. 18 kwietnia 1974 r. urzędowo zmienił kolejność imion na Edward Jerzy. Pierwsze imię emanuje energią społeczną, jest dla ludzi. Drugie imię to energia wnętrza, duszy, nazwisko to energia rodowa, bo zwykle je dziedziczymy po przodkach. A on swoją duszę postawił na pierwszym miejscu. Edward-Jerzy-Stachura = 1 – 3 – 1 – równowaga.

Podpisywał się Sted (Stachura Edward) = 3 – miała mu przynieść szczęście. I przyniosła, bo był uznanym pisarzem i uhonorowanym nagrodami. Był też człowiekiem – nikt, człowiekiem – ja. A w twórczości pomniejszał się (to wbrew sobie), nie chciał się podpisywać na swoich dziełach. Ciągle poszukiwał siebie i eksperymentował na sobie. Nieustannie myślał i może dlatego zainteresował się buddyzmem zen, tao, ja też. Był po kursie dżudo, ja po krav madze, jodze.

Przez 10 lat był żonaty. Rozwód był dla niego porażką. Zyta jest numerologiczną 11, więc to ona powinna rządzić w domu. Która Jedynka się na to zgodzi. Też była spod znaku Lwa. Może by im się udało gdyby pracowali w różnych branżach. A oni oboje pisarze, tłumacze. Dobrze się im rozmawiało, ale żyć w związku to przecież co innego. Data ślubu była kiepska – 5-04-1962=9, zwiastowała rozstanie. Żadne z nich się w tym związku nie realizowało. Ciekawe czy mieli dzieci.

Ostatnio George Clooney wziął ślub też dziwnego dnia 29-09-2014=9, ale po miesiącu wziął kolejny 25-10-2014=6, a wiadomo, że 6 to liczba „domowa”. Ciekawe, która data przeważy.

Stachura miał 35 lat i w tym samym roku zmarł jego ojciec i jego mentor Rafał Urban. W 9 roku osobistym możliwe są odejścia, wszystko się kończy.

Nadszedł 1979 rok. Dla niego to był 7 rok osobisty (18-08-1979). To trudny rok dla każdego, a dla wrażliwego artysty trudniejszy. Człowiek powinien wtedy słuchać intuicji, uczyć się. Mogą być choroby, depresja, a przyszła śmierć.

3.04. wypadek na torach. Stał i czekał o 6:30 aż go pociąg przejedzie, nie mógł się poruszyć. Był zafascynowany pociągami, bo głównie nimi podróżował, i gdy nie miał się gdzie podziać. Stracił 4 palce prawej ręki, został mu kciuk. Wiedział, że nigdy nie zagra na gitarze, ale nauczył się pisać lewą ręką. Stracił wtedy smak życia. Zaczął się leczyć psychiatrycznie. Szkoda, że wtedy nikt mu nie pomógł psychologicznie, zamiast faszerować lekami.

24.07. zażył leki psychotropowe, podciął sobie żyły i się powiesił. Musiał mieć pewność, że mu się uda. Pisał: „nie chciałbym niepostrzeżenie dla samego siebie zestarzeć się w labiryncie czasu czy czasów”.

Kiedy pierwszy raz czytałam Stachurę dałam się nabrać na jego mit – myślałam, że w powieściach opisywał swoje życie. Był doceniany przez krytykę i nagradzany. Po jego śmierci zrobiono z niego idola. Utożsamiano jego życie z twórczością, a on był po prostu dobrym twórcą, wykształconym i prawdziwym. Pisał to o czym wiedział i co przeżywał, nie zmyślał. Miał talent i był inny niż poeci i pisarze w tamtych czasach. Jak to Jedynka – szedł własną drogą.

Wszystko co napisałem – przepisałem z przestworzy.” On wiedział, że wszystko już jest gdzieś zapisane, wystarczy to sobie wziąć.

Bardzo skupiony na sobie i swoich przeżyciach. Szukał siebie i chciał uciec przed rodziną. Grał na gitarze i śpiewał, popularyzował swoją twórczość, pisał w drodze. Ludzie go uwielbiali, zwłaszcza poeci z małych miasteczek i fanki. Pisał: „wszystko jest poezją, każdy jest poetą” i ludzie mu wierzyli.

Chciał słowem zbawiać świat. W 4 tomie pisał „Czy można wytoczyć sprawę o ludobójstwo przez zaniechanie” (s.193 t.4). Nie rozumiał, że można zagłodzić 2 mln (wtedy) ludzi w Afryce. Takie rzeczy fizycznie go bolały. Mnie też.

Opisał też takie zdarzenie z podróży pociągiem. Poczuł boską radość, że nawet zaczął tańczyć. Jakąś godzinę przed Łodzią zauważył białe plamy za oknem. Była połowa października więc za wcześnie na śnieg. Jednak to był śnieg „w środku rudej jesieni”. Pomyślał, że jak dojedzie do Łodzi to śnieg zniknie i zrobiło mu się żal, bo zapragnąłem dotknąć tego śniegu, nabrać go w garść i przytknąć do ust, oczu, skroni – wiecznie rozgorączkowanych. Pomazać się nim. Skromne to pragnienie było silne, ale wcale nie takie, że musiało zostać zaspokojone. I oto pociąg zahamował i stanął wręcz pośrodku pola. Wysiadłem, nabrałem z ziemi garść śniegu, wsiadłem, dziękuję i cały tabor ruszył.” On nie pomyślał, żeby pociąg stanął, a jednak tak się stało. Myślisz – masz. Skąd ja to znam ;) On uważał, że są jakieś siły, które działają wspólnie z siłą człowieka. Czyżby mówił o zewnętrznym zamiarze? Był nieświadomym Transerferem.

Zastanawiał się czy można jednocześnie być i nie być, nad świadomością, nad czasem i wiecznością. Gdy miał 37 lat jakaś 18 letnia dziewczyna spytała go ile ma lat. A on jej odpowiedział, że urodził się w 37 roku i ma 37 lat. A jej koleżanka, że 37 to jej numer buta. Co pomyślał Stachura? Że został zdeptany.

Odszedł, bo zrozumiał istotę życia, wiedział, że śmierć nie jest końcem. Poznał wszystko co było do poznania, więc dalsze życie było bez sensu. Miałby dzisiaj 77 lat (2014), a tak nigdy się nie zestarzeje. Teraz w dobie internetu miałby używanie. Pisałby najbardziej poczytnego bloga w Polsce tak jak wtedy pisał dzienniki. Klikał by w klawiaturę palcami lewej ręki, nie byłby ograniczony ułomnością.

Krytyka zarzucała mu, że nie odniósł się w swojej twórczości do roku 1968 i 1970, a on wiedział, że to nieistotne, polityka to złudzenie. Czy każdy musi angażować się politycznie? Nie. Ja też przestałam odróżniać polityków, bo oni wyglądają, robią i mówią to samo i mało co się zmienia dla dobra ludzi.

O milionerzy i multimilionerzy, akcjonariusze, antykwariusze, wielcy i średni, i pośredni posesorowie, a także wy, drobni posiadacze nieruchomości, oraz ty, wszelka kapitalistyczna i socjalistyczna prywatna inicjatywo- czyż nie słyszycie czasami, jak komunistycznie śmieją się z was w głos atomy przedmiotów, których jesteście właścicielami, a tak naprawdę niby-właścicielami, a tak bardzo naprawdę niewolnikami? Tom 4 s. 263. Ciągle prawdziwe.


Czy musiał umrzeć w wieku 42 lat? Facetom – Jedynkom trudniej pomóc. Intuicyjnie czuł, że musi pracować nad swoim wnętrzem, ale nie wybaczył ojcu, że był jaki był, nie wybaczył matce, byłym przyjaciołom itd. Dużo pisał o sobie, ale nie pozwalał innym dotrzeć do siebie. Paradoks. Jako gnębiony nastolatek nie myślał o samobójstwie, a ja próbowałam. W wieku dorosłym mi przeszło, a jemu nie. Znając numerologię całej rodziny, można spróbować pojaśnić wzajemne relacje, zrozumieć je i zaakceptować. Z każdej drogi można zejść, przebudzić się i iść dalej inną. Nic nie jest przesądzone.

Poeta nic już nie napisze. Przeszedł do historii. Niektórzy będą go pamiętać. Byli lepsi poeci i lepsi pisarze, ale o nich nic nie słychać. Ludzie kochają szczerych ludzi.

Inspirował za życia, inspiruje i dziś.





12/11/2014

nie - ćma

Mejle, smsy, telefony nie zastąpią bezpośredniej rozmowy. I dlatego umówiłam się z przyjaciółką właśnie dzisiaj. Dla niektórych ważny dzień, dla mnie niekoniecznie. Nie lubię hołdować niczemu i nikomu, zwłaszcza świętować czyjąś śmierć.


Do naszej chińskiej restauracji musiałyśmy się przebić przez tłum ludzi i uważać, żeby nie zostać stratowane przez konie.



Niewiele jest miejsc gdzie można w spokoju posiedzieć, zjeść dobre jedzonko. Tam jest dobra energia. Kucharze Chińczycy są uśmiechnięci i spokojnie przygotowują posiłki. Ach, jak ja lubię orientalne grzyby :)



Dziwne, że ludzie, a zwłaszcza dzieci interesują się wojskiem i różnymi metodami zabijania. Bardzo dobrze pamiętam sen, w którym siedziałam z moim przodkiem w okopach wielkiej wojny. On nie rozumiał po co ma zabijać nieznanych sobie ludzi, bo bezsensowne jest każde zabijanie. Żołnierze się maskują, ale zabrane życie i śmierć i tak się do nich przylepia. Nazywa się to stres pourazowy, nerwica bojowa, wyrzuty sumienia, trauma. 




Ludzie w jedną stronę, a my w drugą. Dziwne, że nie ciągnie nas do tłumu. Najdłuższa kolejka była do waty cukrowej ?!


Zdałam sobie sprawę, że przestałam być ćmą, która leci do światła, tłumu. Nie interesują mnie rzeczy, które innych interesują. Nie wchodzę na strony, które odwiedzają miliony ludzi. Za to z uwagą oglądam reklamy, żeby wiedzieć czego nie kupować. Reklamy nie pełnią już roli informacyjnej. Kiedyś reklamowano kawę, którą ja kupowałam. Musiałam być konsekwentna i znalazłam inną kawę, lepszą. A więc warto było.


Gdy wracałam do domu, zobaczyłam 3 wozy strażackie.



Ktoś miał nieudany dzień, bo spaliło mu się mieszkanie. Ludzie z okolicy szli zobaczyć to zdarzenie, a ja szłam w odwrotnym kierunku. Zupełnie mnie nie interesowało kto, co, ile. Nie było karetki, więc nic poważnego. A jednak ludzi to interesuje. Może cieszą się, że to nie u nich.


Kiedyś tak nie było. Szłam jak ćma tam gdzie się coś działo. Nic to nie wnosiło do mojego życia, ale przecież wszyscy tak robili. Nawet nie wiem, kiedy się to zmieniło. Przestałam być ćmą, ale jeszcze nie jestem orłem, który lata dokąd chce.


Świadoma ćma to ja ;)


 




11/11/2014

O podświadomości

Tę książkę kupiłam w ubiegłym roku. Byłam ciekawa co podróżniczka może wiedzieć o podświadomości. I jeszcze dostałam książkę z dedykacją. Mam ich kilka, od żyjących autorów.



To jest książka napisana przez osobę, która wiele przeszła, obserwuje życie i wyciąga wnioski. Nie dowiesz się z tej książki definicji podświadomości, skąd się wzięła, czy można ją zobaczyć i czym ona właściwie jest. Dowiesz się jak działa i jak wpływa na twoje życie. Bo to podświadomość chce rządzić nami i to robi. Chyba, że przejmiesz kontrolę nad swoimi myślami i przekonaniami.


Podświadomość troszczy się o nas, bo to nasz najlepszy przyjaciel. I to z miłości przyciąga nieraz do nas kłopoty.


Pracując ze swoimi przekonaniami możemy odkryć, ze one nie zawsze działają na naszą korzyść.


Autorka namawia cię, żebyś codziennie rano powtarzał jedno, wybrane zdanie, w które chcesz uwierzyć. Gdy będziesz to robił wytrwale, to podświadomość uzna, że skoro jesteś tak uparta, to pewnie masz rację i przyjmie twoją wersję. Samo się nic nie zmieni. Człowiek zachowuje się w pewien sposób, ale wcale tego nie chce, bo to komplikuje mu życie. Trzeba to odkryć i to zmienić. Autorka na podstawie własnego życia i własnych doświadczeń pokazuje, że można się zmienić, pokochać siebie i być szczęśliwym.


W książce jest wiele żółtych stron z ciekawymi myślami, jak np. ta:



Więcej takich kartek jest na stronie http://www.beatapawlikowska.com/diary.html


Mam w domu białą tablicę, na której zapisuję kolorowymi pisakami zdania, które mi się podobają, a czuję, że nie do końca jestem do nich przekonana. Często na nią zerkam. A potem zmazuje i pisze kolejne ciekawe zdania.


Na rynku jest wiele książek. Są nawet biografie 20-letnich celebrytów. Tego nie polecam. Ale tę książkę polecam zwłaszcza młodym osobom, które już coś wycierpiały, a nie wiedzą dlaczego i jak to zmienić. Przed nimi cale życie. Z tej książki dowiesz się jak ważne jest dobre mniemanie o sobie. Nie mów o sobie, że jesteś głupia, leniwa, nienawidzisz siebie, jesteś gruba, niska itd. To nie świat jest zły. On jest taki jaki powinien być. Musisz tylko zmienić sposób patrzenia na świat.


Ostatnio poznałam młodego człowieka. Współpracuje z jednym moim klientem, muszę go tolerować. On myśli, że jest najlepszy, zarabia mnóstwo kasy, wynosi informacje z jednej pracy, wykorzystuje je w innej. Wszystko mu się udaje, a jak na czymś się potknie, to podnosi się, otrzepuje i wchodzi w nowe miejsca. Może niedługo zostanie politykiem ;) Dla mnie jest trochę za śliski i rozedrgany. Ale jemu się wiedzie. Bo żyje w zgodzie ze sobą. Jestem pewna, że osiągnie co zechce.


Każdy tak może. Jeśli twoje życie nie układa się po twojej myśli to polecam ci tę książkę, pierwszą z całej serii. Na pewno cię zainspiruje. Tylko zrób pierwszy krok.


I nie wystarczy tylko ją przeczytać. Trzeba popracować, żeby coś się w twoim życiu zmieniło, na lepsze. Sa ludzie, którzy przeczytali wiele poradników jak być pięknym i bogatym, wiedzą wszystko, tylko nic z tą wiedzą nie robią.



Ja akurat niczego nowego o działaniu podświadomości się nie dowiedziałam, ale dowiedziałam się o przeżyciach życiowych Beaty Pawlikowskiej. Wydaje mi się, że ją znam ;)


Nie żałuję, że ją kupiłam. Polecam :)


 


 



03/11/2014

Transerfing powszedni

Minęło właśnie półtora roku od przeczytania pierwszego tomu Transerfingu Rzeczywistości Vadima Zelanda.

Dużo się zmieniło, a głównie moje widzenie świata i życie powszednie.

Dzisiaj jechałam tramwajem do pracy. W pewnej chwili usiadł za mną facet, od którego poczułam alkohol. Miałam świeżą fryzurę, czyściutkie włosy, a on oddychał głęboko na mnie. Nie przestając grać na smartfonie pomyślałam o swoim dyskomforcie. No dobrze, pomyślałam, żeby spadał. Ja byłam pierwsza i nie ja będę uciekała przed nim. Może nie zwymiotuje, ale nie będę sprawdzała. Ktoś by powiedział, że ja wpłynęłam na niego, ingeruję w jego życie. Gdzie tu zasada: pozwól innym być innymi. Ależ ja mu pozwalam żyć, tylko gdzie indziej. A on wstał i przesiadł się na drugą stronę. I widziałam, że tamta strona była dla niego lepsza, on był wyraźnie zadowolony, że się przesiadł. Ja też byłam zadowolona :)

Po pracy zwykle jechałam do banku wpłacać pieniądze. Dziś postanowiłam nie jechać, bo szkoda mi było pół godziny. Może jutro. I zamykając drzwi widzę, że naprzeciwko pojawił się oddział mojego banku. Weszłam. Były dwa wpłatomaty. Okazało się, że mój bank wchłonął inny bank, powiesił swój szyld i ustawił odpowiednie urządzenia. To wyglądało tak jakby mój świat chciał mi ułatwić moje życie i zaoszczędzić mój czas. To dziwne, bo miałam zamiar jechać z kasą do domu. Jednak lepiej, że pieniądze (nie moje) znalazły się na koncie.

Codziennie mam pewność, że wszystko będzie tak jak powinno. To dziwny stan, który nie pochłania energii, a właściwie dodaje, i poprawia humor. Zabawnie jest patrzeć jak się kształtuje świat.

Dlaczego opowiadam dzisiejszy dzień? Bo zmieniło się moje widzenie świata. Obudziłam się, nie śpię i widzę wszystko wyraźnie. Gdy mi coś nie pasuje to wybieram co innego. Nie ma niepokoju, pragnienia czy nadziei, jest tylko pewność, że będzie jak zechcę. Jestem świadoma każdej chwili. Nawet jak gram, czy czytam to widzę co się dzieje wokół.

Bez przerwy podejmuję decyzje. Nie zdaję się na wiatr losu tylko steruję. Nie mówię, że mi wszystko jedno co dostanę do picia, czy usiądę, czy zadzwonię, co myślę, co kupię, w co się ubiorę itd. Nawet jak jest mi wszystko jedno to z premedytacją wybieram jakiś wariant. Mam poczucie, że jestem odpowiedzialna za moje życie. Mogę się pomylić, ale będzie to świadome. Owszem potykam się czasami, drzemię, ale coraz rzadziej. To niebywałe i ciągle się uśmiecham gdy świat daje mi to co chcę – małe przyjemności każdego dnia.

Wahadła mnie mniej zaczepiają, rozpoznaję je z daleka. Kiedyś był to problem numer 1, teraz już nie. Może stałam się pusta i niewidzialna, widzę rzeczy takimi jakie są (oczywiście, że nie wszystkie, jeszcze nie).

A wystarczyło przeczytać kilka książek (9), zrozumieć i stosować w życiu. Jak przeczytasz tylko ostatni tom, to będziesz wiedział, ale czy zrozumiesz? Nie mów potem, że to nie działa.

Są też efekty uboczne. Zdałam sobie sprawę, że przestałam być tolerancyjna. Mogę tolerować wrzód na tyłku przez chwilę. Ale gdy wrzód mówi, że mam szanować jego odrębność i teraz on będzie rządzić i się rozrastać na całe ciało, to mówię nie. Bądź tolerancyjny dla mnie, uszanuj moją normalność. Tolerancja w obie strony. 


Zorientowałam się, że część mojego życia była jak jazda ferrari. Migawka. Pamiętam punkt A i punkt B, ale co pomiędzy to niekoniecznie. Czy to jest życie?

Może pora teraz na coś bardziej spektakularnego? Czy ja jestem już gotowa na większe rzeczy? Czy rok to nie za mało, bo wtedy właśnie zdecydowałam nie spać.

Nie mam jeszcze płaszcza (kupiłam inne potrzebne rzeczy;)), więc jesień nieustająco jest kolorowa i piękna.


01/11/2014

Trefnisie

Parę synonimów: błazen, dowcipniś, figlarz, kawalarz, klaun, komik, pajac, wesołek, żartowniś. To tak, żeby było wiadomo o kogo chodzi.


Są tacy ludzie, którzy wyglądają na szczęśliwych, śmieją się bez przerwy i rozśmieszają innych.


Miałam w liceum kolegę, który właśnie taki był. Wszyscy go lubili. Ciągle sobie stroił żarty. Gdy był nieprzygotowany to tak umiał zbajerować nauczyciela, że wszystko mu uchodziło na sucho. Bez przerwy był uśmiechnięty. Gdy po maturze większość zdała na studia, zrobiliśmy domówkę, żeby pożegnać beztroskie życie. Potem każdy wrócił do domu. Następnego dnia dowiedziałam się, że Konrad się powiesił. To było straszne. Piliśmy do rana, a teraz jednego z nas nie ma. Na pogrzebie była cała szkoła. Każdy mówił, że nie udał mu się ostatni żart. Przyjęliśmy, że to był wypadek. Był pijany i dla żartu chciał kogoś przestraszyć. Ale przypadkiem się udusił. To był dla nas szok. Przecież nie umiera się w wieku 18 lat i w dodatku jak się jest takim fajnym człowiekiem. Do dziś nie wiem co się właściwie stało.


Robin McLaurin Williams urodził się 21-07-1951= 26=8.


To co się rzuca w oczy to bardzo dużo wody, czyli 2 – Księżyc i 7 – Neptun. 21=3x7. I jeszcze 2 w podliczbie 26.


Taka osoba musi bardzo uważać z nałogami, zwłaszcza z alkoholem. Dlaczego nikt mu tego nie powiedział?


W matce – modelce nie miał wsparcia. Próbował ją rozśmieszać, żeby zwrócić jej uwagę. Ojciec – menedżer zakładów Forda, miał dużą intuicję. Oboje rodzice wspierali się w trudnych momentach alkoholem. Wychowywały go nianie, bo rodzice byli nieobecni. Nie miał go kto dopilnować. Brakowało mu stabilnego domu, a to jego karma.


Karma – 51 = 6 – poświęci wszystko dla domu i rodziny. Ludzie go kochali, a on tego nie czuł, ciągle mu było mało. To jest dopiero doświadczenie – pragnął normalnego domu, a rzadko go miał.


Liczba serca (prawdziwa osobowość) = 2 = wrażliwość i empatia


Liczba osobowości (jak działa na innych) = 7+7+8+7 =29=11= 2 = współczucie i zrozumienie, uczuciowy (znowu ta woda, trzy Siódemki)), emocjonalny, bardzo lubiany, szukający kontaktu z innymi.


Liczba przeznaczenia (prezent od Wszechświata, podstawa życia) = 2+1+7+1+9+5+1=26=8 = lubi być podziwiany, wie jak zrobić karierę i pieniądze, korzysta z życia, uczuciowy, nie widzi własnych błędów, otwarty na wszystko. Życie może być nieprzewidywalne.


Dzień urodzenia (talenty) = 21 = najważniejsze są kontakty z innymi ludźmi, potrafi bawić innych, sztuka aktorska, talent naśladowczy, emocjonalny, huśtawki nastrojów. Księżyc i Słońce.


Wszystkie cechy charakteru są zapisane w liczbach. To tylko próbka.


Całe dnie spędzał sam w domu, bo był gruby i koledzy się z niego śmiali. Gdy miał 16 lat rodzina przeprowadziła się do Kalifornii. Jak większość grubasków miał poczucie humoru. Zauważył, że jest lubiany, gdy bawił kolegów. Gdy miał 18 lat został uznany przez kolegów jako najzabawniejszy koleś, a przez nauczycieli – jako ten najprawdopodobniej nie odniesie sukcesu. Zarabiał na życie bawiąc ludzi na stand-upach. W tym był mistrzem. Mógł godzinami improwizować, na dowolny temat. Mówił 6 językami, umiał naśladować głosy innych znanych ludzi. I wtedy, żeby zagłuszyć stres zaczął pić i brać kokainę. Zawsze bawił się świetnie.



Zaczął grać w filmach gdy miał 26 lat. Brał wszystko, nie przebierał. Gdy miał 31 lat zmarł jego kumpel John Belushi (Blues Brothers) – fanka Cathy podała mu złoty strzał, po którym się już nie obudził. A wcześniej Robin balował u niego z Robertem de Niro. Odebrał to jak ostrzeżenie. Rzucił alkohol i narkotyki. Żeby przełamać depresję zaczął jeździć na rowerze. Z pierwszą żoną ożenił się gdy miał 27 lat (!) Wytrzymała z nim 10 lat. Rozwiedli się gdy Robin ją zdradzał. Ożenił się z opiekunka swego syna i byli razem 19 lat. Wtedy zaczął się udzielać charytatywnie i przeznaczał dużo kasy dla ofiar trzęsień ziemi i wspomagał ludzi w potrzebie.


Mój ulubiony film to Good Morning, Vietnam z 1987 r. Ale Oscara dostał wtedy Michael Douglas za Wall Street. Lubiłam też przewidywalny film „Między piekłem a niebem” z 1998 roku za zjawiskowe obrazy.


W 1987 zmarł jego ojciec (81 lat). Kolejna okazja do picia i depresji. Ale też dobra Bawił ludzi śmiejąc się ze swego alkoholizmu. A mnie chce się na tym płakać. On krzyczy - pomóżcie!, a ludzie się śmieją.





W 2000 roku Robin przeprowadził się do Tiburon, ale nie było to dobre dla niego miejsce. Są takie miejsca, które cię odpychają. Brał każdą rolę, którą mu proponowano, żeby coś robić, był nadaktywny. Gdy film nie był dobry, to popadał w depresję i znowu brał byle jaki scenariusz, tak w kółko. W 2001 roku zmarła jego matka (miała 79 lat). W 2004 roku zmarł jego przyjaciel z czasów szkolnych w NY - Christopher Reeve. Od chwili wypadku bardzo go wspierał, rozśmieszał i płacił za jego leczenie. Wcześniej Reeve pomagał mu finansowo na studiach. W 2008 roku rozwiódł się, a w 2009 miał operację zastawki serca. Znowu zaczął grać w serialach. On czuł, że jego dobre lata minęły. Przyjaciele odeszli. Choroby serca "mówią" - nikt mnie nie kocha. On tak to odbiera.


Występował w 2011 dla żołnierzy (100 tys.) w Iraku i za to dziękował mu Obama.



Miał sporo rowerów i często był na Tour de France. Lubił Monthy Pythona (a kto ich nie lubi). Pasjonował się też grami video. 30 lat kariery i 40 nagród. Od 2010 roku nie jadł mięsa. Z jednej strony chciał być zdrowy, a z innej sam się pogrążał.


Całe życie miał silną potrzebę bycia z kimś (26). Nigdy nie powinien zostawać sam, bo wtedy różne myśli przychodziły mu do głowy.


O jego uzależnieniach wiedzieli wszyscy, sam o tym mówił. Tylko wszyscy wiedzieli, a nikt mu nie pomógł. I jeszcze każdy zdziwiony, że Robin Williams odebrał sobie życie. (Niektórzy podli ludzie węszą spiski). Tak jest ze znanymi ludźmi. Udają wesołków, a ich dusza płacze. Nie można im pomóc. Jeżeli człowiek wie, że jest taki, bo tak ma, to wtedy łatwiej się żyje akceptując to co nie można zmienić.


Niektóre osoby mają w swojej dacie urodzenia znak, że sami zdecydują o swoim odejściu. I Robin to miał.


Zdecydował i odszedł.