Dzisiaj
wyszłam się przewietrzyć i wyrzucić śmieci. Najpierw myślałam,
że jestem sama na świecie, bo nie było nikogo wokół. Ale potem zauważyłam kilkanaście osób. Była
młoda mama z synkiem na rowerku, para na spacerze, dwie koleżanki z
psem, 3 osoby też wyrzucały śmieci i kilka innych. Wszyscy
wyglądali na zdrowych. Nie ma przecież zakazu wychodzenia dla
zwykłych zdrowych ludzi. Ulżyło mi. To tylko rzeczywistość.
Wczoraj
pojechałam do klienta po faktury. Na Piotrkowską. Niektóre sklepy
były otwarte, w tym obiady domowe. 2 osoby robiły sobie pazury, a
kosmetyk i kosmetyczka w maskach. O ile widziałam to maseczki noszą
zawsze, jak i moja stomatolog. Była godzina 13, a ludzi tyle co
zwykle o 10. Nikt mnie nie zwolnił z rozliczania podatków, a do 20
każdy klient musi wiedzieć ile ma zapłacić. Mam terminy, z
których nikt mnie nie zwolnił.
Wysłałam
też stan licznika gazowego, bo nie wpuszczę inkasenta. O dziwo
dostałam zwrotkę, że dziękują. Czyli można wszystko załatwić
na odległość. Moją mamę nie mogę namówić na e-faktury, bo
woli papierki w ręku.
Komunikacja
miejska pracuje. Wydzielona jest przestrzeń dla motorniczego czy
kierowcy autobusu. Dziwnie się jedzie gdy są tylko 2-3 osoby.
Gdy
przechodziłam obok apteki była kolejka. 6 osób stało i
rozmawiało. Do środka wchodzi się po 2 osoby i najlepiej płacić
kartą. Jeśli doszłoby do zarażenia to przed apteką, a potem
przez klamki i terminale zarażą się farmaceuci i klienci.
Byłam
też w lidlu. Skoro mam piec chleb to muszę mieć mąkę. W sklepie
ok. 30 osób. Gdy wychodziłam przed sklepem stało ponad 50 osób.
Widocznie w środku było już za dużo. Przed kasjerką strefa
ochronna, ale ludzie w kolejce stoją blisko siebie. Nikt nie
kaszlał.
Niczego
nie dotykam. Zawsze noszę rękawiczki. Podróżuję komunikacją
miejską i nigdy nie dotykam poręczy gołą ręką. Mam rękawiczki.
Kiedyś widziałam jak menel wytarł nos ręką, którą potem
trzymał się poręczy. Wolę nie ryzykować jakiejś choroby. Nie
siedzę też na krzesełkach materiałowych, tylko plastikowych.
Każdy
powinien zadbać o siebie. Gdy nie umie lub nie może to niech
poprosi kogoś.
Ja
dbam o moich rodziców. Mój ojciec żyje z rakiem, jak mi ostatnio
powiedział, więc jest w grupie ryzyka. Muszę iść jutro kupić mu
gazetę i zanieść jedzenie. Nie zostanę w domu, nie umiem być
bierna. Po co oni mają gotować, czy wychodzić do marketów. Gdy
oni zachorują to ciężko im będzie wyzdrowieć. Ja mam wysoką
odporność, którą buduję od lat. Ostatni raz byłam u lekarza w
grudniu 2018 r. Chorowałam 3 tygodnie, a gdybym tam nie poszła, to
wyzdrowiałabym w tydzień, jak zwykle. Moja lekarka ma Parkinsona i
bierze leki. One chyba upośledzają mózg, bo najpierw wypytała na
co jestem uczulona, a potem dała mi leki zawierające substancje,
które mi szkodzą.
Mam
ocet jabłkowy własnej roboty, kwas buraczany i witaminę C.
Dostałam kiedyś w dużym pudełku z maleńką miarką i piję ją
codziennie rano od miesięcy. Dwa razy w miesiącu jem rzeżuchę, bo
lubię do jajek. Unikam szkodliwych substancji w żywności i w
kosmetykach. Kupuję wyłącznie wybrane i sprawdzone produkty. Mam
dużo własnych wyrobów, tak na wszelki wypadek. Jestem leniwa i
wolę coś zjeść własnego niż biegać ciągle do sklepów.
Dziwi
mnie, że ludzie potrzebują instrukcji mycia rąk. Mnie mycia rąk
nauczyła mama. Najpierw sama myła mi ręce, a mnie dawała mydełko
do zabawy. Musiało być dużo piany. Gdy już dawałam sobie sama
radę to przestała mnie kontrolować. I tak mi zostało. Co miesiąc
przez moje ręce przechodzi prawie 3 tys. faktur. Ręce myję co
100-200. Staram się nie pić w trakcie pracy, o jedzeniu nie ma
mowy. Najgorsze są paragony z kas fiskalnych, bo śmierdzą i
zostawiają tusz na rękach. Są rakotwórcze. W sklepie ich nie
biorę. Gdybym nie myła rąk to często zapadałabym na choroby.
Każdy kwitek dotykały przeciętnie 3-4 osoby.
Staram
się zachować spokój i zdrowy rozsądek. Ostatni raz podałam rękę
w wakacje, politykowi, bo wyciągnął do mnie rękę. Na co dzień
nie witam się.
Nie
chodzę do tłocznych miejsc, a w torebce od dawna mam żel, który
stosuję czasami, w nagłych wypadkach.
Nic
mi nie będzie. Przypomniał mi się sen z 19 lutego 2020 roku.
Były
wtedy aż 3-sny
Ubrana w skafander uratowałam się, a ktoś nie, choć też miał
skafander. Ja pomyślałam, a on się poddał. Chaos niszczy.
Ojciec
mojej koleżanki umarł kilka lat temu na zwykłą grypę, a wtedy
chorowało więcej osób niż teraz.
Biedne
są dzieci, które śpiewają piosenki o złu, które panoszy się
teraz. Chwalmy Pana, nie Szatana.
Przedziwne
są informacje, którymi nas karmią. Nigdzie nie znalazłam
informacji ile jest osób przebadanych. W Belgii jest 6 razy więcej
zarażonych, a kraj malutki. Urzędnicy rozjadą się do swoich
krajów.
W
UK rządzący nic nie robią, ale w sklepach nie ma papieru
toaletowego i makaronów. Poddani mają chorować, żeby umrzeć albo
się uodpornić. Wszyscy normalnie pracują. W końcu w Chinach
pandemia znika. Jak mam wspierać tamtych bliskich?
W
trudnych sytuacjach zachowaj spokój i myśl. Zawsze można coś
zrobić. Panika i strach prowadzi do piachu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz