Tuż przed zaśnięciem zastanawiałam się co mam robić, żeby ręka szybko doszła do siebie. Takie luźne myśli, bez kierunku.
We śnie poczułam, że unoszę się i lecę dość szybko. Miałam zamknięte oczy, nic nie widziałam tylko czułam. A właściwie widziałam, ale nie swoimi oczami. Ciężko to wytłumaczyć.
Cały czas byłam w swoim ciele i czułam jak jakieś igły nakłuwają mi rękę. Było to bardzo przyjemne, nic nie bolało. Może dlatego nie otwierałam oczu. mi Było cudownie. Trochę smyrało, ale wiedziałam, że to dla dobra mojej ręki.
Nie mam pewności czy to był sen. Gdy się obudziłam, to jest taki moment, że już się nie śpi, ale nie otwiera się oczu. I właśnie w takiej chwili czułam, że te igły ciągle pracują. Postanowiłam nie otwierać oczu, bo może dostałabym zawału. Poczekałam, aż ich nie czułam i otworzyłam oczy.
Ręka bez zmian, żadnych śladów ukłuć. Choć na nodze pojawił się siniak, a wcześniej go nie miałam. Przecież nie chodzę w nocy, najwyżej latam ;)
W ciągu dnia mało się działo, ale do ręki wróciła świadomość. Wszyscy tak narzekają na złamania, że biorą leki przeciwbólowe, a mnie to ominęło. Być może moja świadomość czmychnęła z ręki i czekała, aż wyzdrowieje. Nie widzę innej możliwości. Przecież ręka to nie ja.
Opuchnięcie znacznie się zmniejszyło, wróciło czucie. Myślałam, że do wyzdrowienia daleka droga, bo każdy mi to powtarza. Naszykowałam się na pół roku rekonwalescencji, ale przecież złamanie szybko się zrosło. Może nie potrafię jeszcze odkręcić lakieru do paznokci, ale to tylko kwestia czasu. Krótkiego. Ręka jakby dostała kopa i chce działać.
Może ten sen to jakieś chciejstwa mózgu. Taka podróż do sanatorium.
Muszę bardziej uważać, nie puszczać myśli samopas. Zwłaszcza przed snem.
Co by było gdyby każda myśl się materializowała? Chaos. A ja tego nie chcę. Kolejna lekcja uważności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz