19/08/2016

Koniczynka

Kilka dni temu kupiłam od kobiety siedzącej na chodniku kwiatek. Reklamowała go jako koniczynkę szczęścia. Staram się zawsze coś kupić od ludzi sprzedających swoje wyroby lub hodujących kwiatki.



Kwiatek to szczawik trójkątny, a koniczynką szczęścia jest szczawik Deppego, czyli czterolistny. Roślinka jest bardzo krucha, ale ciekawa do obserwacji. Gdy robi się ciemno to listki składają się jakby opadły, a kwiatki zamykają się. Tak roślinka reaguje na brak światła. Rano znowu wygląda pięknie. Nie pachnie. Podlać trzeba codziennie, bo inaczej roślina zaczyna się kłaść.


Do przynoszenia szczęścia mam różne rośliny i różne przedmioty.


Kurier przywiózł mi rano pilną paczkę i prawie musiałam go gonić, żeby mu dać napiwek. Jacy oni zabiegani. A potem dwóch klientów przyniosło mi prezenty. Tak bez okazji. Z uprzejmości. Karma wraca ;) (nie wierzę w karmę)


Ja to mam szczęście :) To chyba przez tę nową koniczynkę ;)


A ja tylko lubię czynić dobro.


 


Nieustająco mam dobry nastrój, choć życie toczy się jak zwykle. Chyba już mi tak zostanie na zawsze.


Gdy tak się zastanawiałam co mi jest sięgnęłam po raz kolejny do VI tomu Transerfingu. I znalazłam odpowiedź.


Świat troszczy się o mnie, podsuwa mi różne wspaniałe rzeczy, żeby życie było milsze. Mój umysł przyjął fakt, że swoimi myślami jestem w stanie tworzyć warstwę własnego świata. Oczywiście nie wszystko idzie gładko, czasem coś nie wypali. Zdarzają się porażki, ale akceptuję je. Gdy coś mi się uda to nie wpadam w euforię, choć zawsze się uśmiecham. Nie uważam, że dobry nastrój jest moim obowiązkiem i nie zmuszam się do tego. Przestałam się wzdrygać gdy ludzie układają palce rąk w kształt nerki. To ich sprawa, ich nadmierny potencjał. Mają taką potrzebę manifestowania. Znam taką osobę, która jest sztucznie wesoła, a nocami płacze w poduszkę. Zaklinanie rzeczywistości nic nie daje. Gdy czuję się źle to tak się czuję. Nie ma powodu, żeby udawać szczęście. Ja nie zaklinam rzeczywistości, tylko ją akceptuję.


"Pozytywne nastawienie powinno być skutkiem Twojej pewności co do tego, że jest to dla Ciebie korzystne... Lecz nie należy tego uważać za swój obowiązek." (s.44)


A ja jestem bardzo praktyczna. Nauczyłam się co mi służy, a co nie. I po prostu to robię.


Czuję się jak naczynie w całości wypełnione pozytywną energią. W naczyniu tym nie ma już miejsca na euforię, nadmiar ważności czy pesymizm i użalanie się nad sobą. Moje lustro zaczęło w końcu pokazywać mój stosunek do świata.


Jestem zadowolona tą grą w zwierciadła świata.


W moim przypadku to był proces. Pewne rzeczy przestałam robić, a robienie innych rzeczy przychodzi mi z łatwością.


Przestałam oglądać horrory, nie czytam kryminałów, gdy ktoś narzeka to zdecydowanie mu przerywam i wskazuję coś dobrego w jego życiu. Nieustannie zadziwia mnie reakcja takiego człowieka, bo zwykle traci głos i rozpęd i musi pomyśleć jak w czymś dobrym znaleźć jakiś cierń. Wahadło już się bujało, a tu dysonans.


Przestałam pić alkohol, piwo, wino, bo przestało mi smakować. Nie jest mi to do niczego potrzebne. Nie zmieniło się moje odżywianie, nie ćwiczę, bo szkoda mi na to czasu. Dużo chodzę, to wystarczy. Nie skupiam się na tym czego nie mam. Jestem zadowolona z tego co mam. A nie mam żadnych tabletek, nie zatruwam się.


Właściwie wszystko jest takie samo, tylko ja w środku jestem inna. Myślenie zmienia świat.


Lubię utalentowanych ludzi.



Jak tu się nie uśmiechnąć :)


Bądźmy dla siebie mili.


 


 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz