Piszę już w domu.
Absolutnie potrzebny był mi taki urlop. Chociaż w listopadzie nigdy nie wyjeżdżałam. Zawsze musi być pierwszy raz :)
Strawiłam góry o tej porze, bo pojawił się śnieg i było miło. Latem nikt mnie tam nie zaciągnie ;)
Ostatni rzut oka na ogród hotelowy.
I jeszcze dom dom góry nogami. Mały, z 1 pięterkiem. Gdy wychodziłam było mi niedobrze. Przecież grawitacja nie zniknęła, a jednak mózg szaleje.
Pa pa Zakopane. Ostatnie fotki z samochodu.
Zakopianka się skończyła i skończył się śnieg. Dom powitał słoneczkiem.
Zabawne. Rano śnieg, a po południu słońce. Od -4 do +2.
Nie da się wrzucać fotek ze smartfona, bo nie można edytować. A nie chce mi się pisać. Obrazy są najważniejsze.
Zaraz poprawię wygląd wpisów z ostatnich dni. Nie mogę na to patrzeć. Przepraszam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz