01/01/2018

Rodzina

Wigilia była świetna, bo była tylko najbliższa rodzina. I dostałam to co chciałam. W święta już gorzej, bo była osoba, której nie lubię. Nikt jej nie lubi, bo jest podła. Jestem miła, ale nie dla niej. Nie odzywałam się do niej, bo nie lubię złych ludzi i ich unikam. Gdy wróciłam do domu to zaczęło mnie boleć gardło. Nic dziwnego – brak porozumienia. Nie dało się, musiałam to odchorować.


Czasem do rodziny wchodzą osoby, które nie pasują, nikt ich nie lubi, a trzeba je zapraszać.


Rodzina jest bardzo ważna w życiu człowieka. Bo to ona kształtuje charakter. Rodzimy się konkretnego dnia z pewnym potencjałem. Potem rodzice nadają nam imiona i nazwisko. A potem starają się z nami zrobić co sami chcą. Mają jakieś wyobrażenia, niespełnione marzenia i chcą, żeby dziecko to realizowało. Rzadko zdarza się, że rodzice dają wolną rękę. Często gdy znikają to można iść własną drogą, bo nikt nie przeszkadza.


Gdy poziom frustracji jest wysoki to zaczynamy unikać tego co nam szkodzi. Omijamy rodzinne spotkania, żeby nie wysłuchiwać uwag pod swoim adresem. Moja mama ciągle pytała moją siostrę kiedy będą mieli dziecko, bo była już po ślubie. Więc ja, żeby tego uniknąć najpierw zaszłam w ciążę, a potem był ślub. Zresztą ślubu by nie było, gdyby moja mama mnie nie szantażowała. Przecież rodzina się obrazi. Presja była ogromna. I tak jest ciągle. Przez lata nic się nie zmieniło. Tylko teraz już mi to nie przeszkadza. Olewam, nie przejmuję się. Ważne jest zdrowie.



Na tym zdjęciu są moi rodzice, część z tych osób już chyba nie żyje. To było ponad 50 lat temu.


Kiedyś na ślub zjeżdżała się cała rodzina. Teraz więcej jest znajomych i przyjaciół, a dzieci nie zawsze są mile widziane. Moja kuzynka na swój ślub nie zaprosiła babci, bo powiedziała, że nie lubi starych ludzi. Teraz jest stara, to chyba ją też nikt nie lubi. A może umarła, nie utrzymujemy kontaktu.


Rodzina to korzenie. Bez korzeni roślina długo nie pociągnie, a człowiek? Rodzinę mamy jaką mamy, nie nasza wina ani zasługa. Rodzina jest ważna gdy chodzi o choroby. Jeśli kobiety umierały na to samo, to mówi się, że to choroby genetyczne. Ale geny to program, można go zmienić. Sprawdź jak zachowywała się babka i matka, wtedy unikniesz ich losu, gdy ty będziesz się zachowywać inaczej. To naprawdę wykonalne. Lepiej być zdrowym niż się użalać, że tak być musi.


Nie musi.


Podczas 3 dniowego leżenia i zdrowienia obejrzałam film sprzed 15 lat. City by the Sea, a polskie tłumaczenie Dochodzenie. Lubię filmy o czymś. Najważniejsza w filmie jest historia, a potem obsada i zdjęcia. Angielski tytuł sugeruje miejsce – w tym wypadku umierające miasteczko, a polski tytuł skupia się na wątku kryminalnym.




Scenariusz powstał na podstawie artykułu w prasie. Kto nie widział filmu, niech dalej nie czyta.


Główną rolę gra Robert De Niro, zagrał poprawnie. Jego syna zagrał James Franco (czy on mnie prześladuje ;)) Ojciec De Niro miał pecha. Był biedny i zadłużony, więc porwał dziecko. Gdy czekał na okup dziecko się udusiło. Miał pecha. Poszedł do więzienia. De Niro został policjantem. Miał syna Joeya, ale po rozwodzie nie utrzymywał z nim kontaktu. Joey został ćpunem. Świetnie gra ten Franco. Ćpuna nie tak łatwo zagrać, można przegiąć. Gdy Eliza Dushku mówi, że musi się naćpać to chciało mi się śmiać, zupełnie niewiarygodna.


Joey wpada w kłopoty, bo pojawia się w złym miejscu i czasie i jest uznawany za mordercę. Nie jest w stanie opiekować się swym synem. Każdy z tych panów opuszcza swego syna, z różnych powodów. Powiela schemat, wydawałoby się nieunikniony. Tali los. Dziwna scena gdy De Niro oddaje swego wnuka, bez emocji. A potem akcja przyspiesza. De Niro wygłasza monolog, a potem bawi się z wnukiem na plaży. Mamy tu 4 pokolenia, które popełniają ten sam błąd.


Wątek kryminalny jest słaby, potrzebny tylko po to, żeby pokazać wiarę ojca w niewinność syna.


Oczywiście każdy widzi w tym filmie inne przesłanie. Dla mnie film pokazuje, że w życiu nic nie jest przesądzone, zawsze można zmienić swoje życie. Gdy rodzina wyciągnie do ciebie rękę to chwytaj ją, możesz się zmienić, ale tylko gdy ty sam zechcesz. Tak to jest z nałogowcami. Ciągle obiecują, przysięgają, że się zmienią i dalej nurzają się po dnie. Świetny Franco. Nic dziwnego, że go lubię :)


Rodzina jest źródłem informacji. Wiedza bardzo się w życiu przydaje. Nie chcesz być taki jak ojciec czy matka, a robisz dokładnie to co oni. Znam dziewczynę, która traktuje swoją córkę tak jak jej matka ją traktowała. Wiem na co zachoruje. A dziewczyna nie zdaje sobie z tego sprawy. Może tak ma być.


Podobno wszyscy jesteśmy połączeni. Tylko, że ja tego nie czuję. Natomiast czuję ścisłe połączenie z rodziną. Wiem kto potrzebuje pomocy, gdy jest chory lub szczęśliwy. Wiem kiedy zadzwonić, albo oczekuję telefonu. To jak nici Aka, o których wiedzą Kahuni. Po tych niciach idzie informacja, to nie magia. Trzeba tylko nastawić się na nadawanie, albo odbieranie.


Kiedyś nie mogłam spać, aż syn nie wrócił do domu. Czekałam cała w nerwach. Kiedyś mi powiedział, że gdyby coś się stało to i tak nic bym nie mogła zrobić. Ale nic się nie stanie więc mam spać spokojnie. Odpuściłam. Ale mu powiedziałam, że jak będzie coś robił to niech wie, że ja stoję obok i patrzę. A co, takie prawo matki ;)


 


Dzisiaj nie wychodziłam z domu, żeby wydobrzeć. Upiekłam ciasteczka na szczęście i ulepiłam pierogi z kapustą i grzybami. To sentyment po świętach, chyba za mało wtedy zjadłam ;) Pogoda znakomita. Księżyc prawie pełny, a ja spałam znakomicie bez zasłaniania okna.


I doczekałam jest fajerwerków. Kocham i uwielbiam. Szkoda, że tak rzadko można je podziwiać. Sąsiedzi nie zawiedli. Pół godziny widowiska, ale z domu nie wychodziłam. W tym roku było dużo nowości, a kaskada światełek była najlepsza. Jak konfetti :) Gapiłam się w niebo, ledwo zdążyłam kilka uwiecznić.



Na świecie to chyba w Hongkongu były najlepsze. Wiadomo, Chińczycy mają kilka tysięcy lat tradycji, są mistrzami.


I dostałam życzenia, że mam się nie zmieniać. Ciekawe. Czy to znaczy, że mam stać w miejscu?


To będzie Dobry Rok :) Jedenastka.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz