21/01/2018

Sen w NY

Sen usiłujący złamać mój stereotyp. Wczoraj rozmawiałam z klientem, krótko. I on powiedział, że sny są prawdziwe, a nasze życie jest snem. Być może, ale na dziś mam inne zdanie. Musiałam się nad tym zastanawiać skoro w nocy zamiast spać to śniłam.

Znalazłam się w Nowym Jorku. Nie przyleciałam. Tego jestem pewna. Byłam tam z koleżanką i z jakimś facetem na jakieś zaproszenie. Miałam wygłosić wykład. Chodziliśmy po mieście, ale nie wśród wieżowców, tylko normalnymi ulicami, na których mieszkali ludzie. Pora roku – lato. Było ciepło, ale nie słonecznie.

Mijaliśmy zadbane sklepy, z których wychodzili uśmiechnięci ludzie. Byli bardzo życzliwi. Gdy dowiadywali się kim jestem, to ściskali mi ręce i mówili, że marzyli, żeby mnie spotkać. Potem poszłam sama i weszłam do knajpki. Zamówiłam coś i gdy chciałam zapłacić to zorientowałam się, że nie mam pieniędzy. I znowu ktoś za mnie zapłacił, gdy dowiedział się kim jestem. Potem szłam znowu ulicami, zrobiło się słonecznie. Zdziwiła mnie kwiaciarnia, bo wszędzie stały szklane wazony z kwiatami na białych półkach. Był tylko jeden rodzaj.


Trochę złe proporcje. Łodyga była cieńsza, a kwiatów więcej.

Kwiaty wyglądały jak małe drzewka, choć niektóre miały ok. metra wysokości. Każda roślina miała śnieżnobiałą łodygę, zwężającą się ku górze. A na gałązkach, również bielusieńkich były niebieskie kwiatki. Ale te kwiatki były różnych kształtów gdy im się bliżej przyjrzałam. Jedne wyglądały jak storczyki, inne jak tulipany, inne jak dzwonki, inne jak bratki i jeszcze inne. Wszystkie były idealne i do siebie pasowały, bo miały jeden kolor. Wnętrze kwiaciarni było białe, wazony szklane i te białe łodygi z niebieskimi kwiatami. Piękny widok.

Potem poszłam do budynku, w którym miałam wygłosić wykład. Spotkałam koleżankę. Poszłyśmy do toalety. Wyglądała okropnie, jakby to nie był Manhattan a Rosja. Musiałam wyjść, koleżanka została. A ja poszłam jakąś klatką schodową do góry. Do sali prowadziły różne klatki schodowe, można tam było dojść z różnych stron, żeby nie było tłoku. Jak na mojej uczelni. Spotykałam różnych ludzi. Wszyscy byli uśmiechnięci i z niecierpliwością czekali na mój wykład. Ponieważ to była dzielnica finansowa, to pomyślałam, że mam wygłosić wykład z ekonomii albo finansów. Nic to dla mnie.

Obudziłam się.

Cały ten sen to iluzja. Od pierwszej sceny. Nie można się dostać do NY drogą lądową tylko samolotem albo statkiem. Dotarłam tam szybko więc droga morska odpada. Potem kwiaty. Nie jest możliwe, żeby miały białe łodygi i miały różne kwiatki. I ten kolor. Wazony były przezroczyste, więc nie pojono je atramentem. Zauważyłabym. Potem jeszcze ten wykład. Nie znam angielskiego, więc w jakim języku miałabym wykładać? Kiedyś miałam wykłady z rachunkowości, ale miałam tremę i ten stres bardzo przeżywałam. Na pewno nie zgodziłabym się tego robić teraz. Nowy Jork też wybrałam do śnienia nieprzypadkowo. To efekt spotkania, o którym miałam wczoraj napisać, ale jestem troszkę zajęta. Napiszę następnym razem. Chronologia zdarzeń nie jest obowiązkowa., to nie szkoła ;)

A więc śnił mi się inny świat, nierzeczywisty. Ja w niego weszłam i odgrywałam swoją rolę. Wiele razy miałam takie sny, bez emocji, jak w teatrze. Wszystko już było, jest i będzie w jednym czasie. Nie wierzę też w reinkarnację, a raczej w wybór roli do odegrania.

Nie jestem gotowa na zmiany swoich poglądów, bo mój sen był wybitnym złudzeniem. Wyobraźnia ludzka nie ma granic.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz