06/01/2018

Sen z umową

Weszłam do jakiegoś pokoju, a właściwie do małej sali konferencyjnej. Na środku stał duży prostokątny stół, a wokół krzesła, ok. 10.


Po prawej stronie od wejścia siedziała tęga blondyna w nieokreślonym wieku. Ja usiadłam naprzeciwko niej po lewej stronie stołu. Za mną wszedł facecik, który usiadł bliżej okna, które było naprzeciwko drzwi. Potem weszły jeszcze ze 3 osoby. Usiadły gdzieś. Przed każdym leżały zadrukowane kartki, ok. 50-100. Był to duży plik kartek.




Ta blondyna powiedziała, że to jest umowa, którą musimy podpisać. Wtedy zdałam sobie sprawę, że jestem pracownikiem ogromnej, bogatej i znanej firmy. Ale pracownikiem szeregowym i pracuję gdzieś w połowie wieżowca. A my spotkaliśmy się na najwyższym piętrze – tam gdzie urzęduje szczyt władzy. Wydało mi się to dziwne. Umowa była bardzo ważna. Więc zaczęłam czytać. Przerwałam i zapytałam gdzie są dyrektorzy i prezesi, bo to oni powinni podpisać tę umowę. Blondyna trochę się zmieszała i powiedziała, że musieli pilnie gdzieś polecieć. Dlatego my, ja i facecik, mamy ich zastąpić i podpisać umowę, bo ona jest bardzo ważna. Można to zrobić tylko dzisiaj. Facecik był niżej ode mnie w hierarchii zatrudnienia. Może to jakiś 30- letni stażysta. Robił co ju kazano, bezmyślny.


Spojrzałam w okno. Poziome żaluzje były podciągnięte do góry. Nasza sala była oświetlona, a na dworze robiło się już ciemno. Czułam się w tamtym miejscu niekomfortowo. Zawsze gdy czuję się niepewnie to żartuję. Taki wentyl bezpieczeństwa. Więc powiedziałam, że w tak oświetlonym pokoju jesteśmy jak na celowniku, łatwo nas wystrzelać. Trochę to kuriozalne, bo byliśmy naprawdę wysoko.


Wtedy przypomniał mi się film Wanted – Ścigani. Pamiętam scenę gdy główny bohater i Angelina biegli po dachu pociągu, żeby w ułamku odpowiedniej sekundy zastrzelić człowieka, który myślał, że jest bezpieczny.




A blondyna zaczęła nerwowo chichotać. Czy ona nie zrozumiała dowcipu? A może to nie dowcip, a zobaczyłam co nas czeka. Facecik przekartkował umowę i zaczął podpisywać każdą stronę. A ja zaczęłam czytać na serio. Przeczytałam, że my występujemy w imieniu firmy jako jej reprezentanci i odpowiadamy życiem i majątkiem za prawdziwość ustaleń umowy. Potem było jeszcze gorzej. Właściwie to my zostaliśmy wystawieni przez szefów. Poczułam, że jak podpiszę to mnie zabiją. Było tam takie sformułowanie, że gdyby mi się coś stało, to nikt za mnie nie będzie odpowiadał. To był duży przekręt, a ceną moje życie.


Gdy się tak zastanowiła, to stwierdziłam, że nie zależy mi na tej pracy w połowie wieżowca, znajdę inną. A na życiu mi zależy i to bardzo, bo mam je tylko jedno. Nie czytałam już więcej, bo było coraz gorzej. Czułam się jakbym grzęzła w błoto czy bagno. Wstałam, rozrzuciłam kartki tej umowy (były luźne, niczym nie spięte, bo było ich naprawdę dużo) i powiedziałam, że nic nie podpiszę. Blondyna znowu nerwowo się śmiała. Facecik patrzył na mnie zdziwiony, bo on podpisał już połowę kartek. Kiedyś może pojaśniłabym mu sytuację i razem byśmy wyszli. Teraz uważam, że każdy ma swój rozum i nie będę zajmowała się czyimś losem. Niech radzi sobie sam. Gdy wyszłam z oświetlonego pokoju na korytarz to poczułam ulgę. Uratował życie i nie dałam się zeszmacić. Bogaci tak mają, że wykorzystują słabszych i biedniejszych od siebie. Ja nic dla nich nie znaczę. Nie ja to inna znajdzie się na moje miejsce. Niech sobie poszukają innej naiwnej.


Wiedziałam, że jak wyjdę z budynku to już tu nie wrócę. I dobrze.


W życiu realnym teraz nic nie podpisuję, a zawsze czytam umowy. Jestem spostrzegawcza i to co miało być ukryte czy błędy ja zawsze widzę. One po prostu do mnie „wychodzą” z treści.


Po południu dostałam mejl z banku, że uznali moją reklamację. 20 października z mojego konta zrobiono przelew 2 razy po 11,07. Transakcje były opisane jako google*msp aps,g.cp/helppay#, GB. Natychmiast zablokowałam kartę, a potem dostawałam smsy, że mam odblokować kartę, bo przelewy nie mogą przejść. Automatem. Kwoty nieduże, ale chciałam wyjaśnić. Tego dnia płaciłam kart w 2 sklepach, ale zbliżeniowo. Nikt mnie nie pytał mnie o hasła czy numer karty, a jednak pieniądze zniknęły. Bank 22 października oddał mi na konto te kwoty, ale reklamację miał rozpatrzyć w styczniu. Z pisma niczego się nie dowiedziałam, oprócz tego, że reklamacja została rozpatrzona pozytywnie. Wszystko mejlowo. Mam teraz nową kartę i długo nie będę korzystała z płatności kartą w internecie. Wole przelew bankowy, idzie parę godzin dłużej, ale nikt nie będzie mi robił własnych przelewów.


Właściwie to sen był proroczy :) Wygrałam we śnie i w życiu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz