09/10/2016

Słowa, słowa, słowa

Gdy budzisz się rano i widzisz taki widok za oknem to jaki może być dzień?



 


Tak jest co rano. Ptaki siadają na szczycie drzew, patrzą na wschód i czekają aż pojawi się Słońce.


Pojechałyśmy dzisiaj do galerii handlowej na zakupy. Nie wiedziałam dlaczego moja przyjaciółka wzięła ze sobą parasolkę. Podobno zapowiadali permanentne deszcze. Dziwne, wczoraj było słonecznie, a na dzisiaj zamówiłam stop deszczom. I tak było. Na zakupy nie zabiera się parasolki, bo zajmuje miejsce i ciężko nosić torby.


BTW wczoraj przed snem pomyślałam, że Matthew rozejdzie się po kościach. I coś jakby osłabł. Nie moja broszka, bo ja jestem daleko i w żaden sposób mnie to nie dotyczy.


W galerii to chciałam kupić dobrą kawę i może coś przy okazji ;)


Mama kupiła kawę z reklamy i nie da się tego pić. Ohyda. Pani reklamująca szajs straciła twarz.


Dlaczego pisze o zwykłym dniu? Bo galeria była przepachniona. Od jakiegoś czasu tak mam, że wymyślam określenia czegoś lub kogoś w 1 słowie.


Przepachniona to nie znaczy przepełniona zapachem, tylko przeładowana pachnidłem. To wielka różnica. W galeriach sprzedają tandetę, którą przywożą z najdalszych zakątków świata. Towar płynie miesiącami w kontenerach i żeby nie zapleśniał pryska się to chemikaliami. Żeby to ludzie kupili trzeba ten smród czymś zamaskować. Najlepiej pryskać różnymi perfumami. A nuż się uda. I udaje się często. Mój znajomy pół roku temu kupił markowe dżinsy w markowym sklepie. Dużo zapłacił. Jak przyniósł do domu to dopiero poczuł czym są nasiąknięte śliczne spodnie. Prał, wietrzył, nic nie pomagało. Oddał, ale nie mógł wymienić na inne, bo wszystkie cuchnęły. Dostał zwrot kasy. I od teraz zanim coś kupi wącha. Dobry sposób. Gdy wchodzę do takiego wypachnionego sklepu to od razu robię się czujna. Czasem od razu wychodzę.


 


Ciągle nie daje mi spokoju zachowanie znajomego, który po wypiciu łaski właśnie w słowach stal się oszczędny. Słowa stwarzają rzeczywistość, więc nie powinno się paplać byle czego. Ale dla mnie to za mało.


(Nie miel ozorem, nie gadaj po próżnicy).


Słowa muszą mieć własną moc, własny kod.


Wymyśliłam ostatnio takie zaklęcie:


NapRAwiam DNA


Dla mojego dobRA


Nie dla zabawy


A dla popRAwy


Mojego ducha i ciała


La, la, la.


Akcent jest na ostatnią sylabę, żeby miało rytm i melodię i łatwo było zapamiętać. Własne kody mają największa moc.


Gdy robię coś mało ważnego to sobie to powtarzam. Tak, żeby sprawdzić czy można coś w sobie zmienić słowami, bo nic konkretnego nie miałam na myśli.


Właściwie od pierwszego wypowiedzenia tego zaklęcia, coś mi się przekręciło w świadomości, jakby zapaliło się światło. Wszystko zaczęłam widzieć jakoś inaczej.


Zwykle gdy szłam do pracy to kupowałam jakąś słodką bułkę, bo miałam blisko cukiernię. Teraz gdy przechodziłam obok sklepu to nic nie czułam, jakby to był sklep z gwoździami (takie miałam skojarzenie). A więc wszystko co tam było nie ma energii, więc po co mi to. Najgorzej jest w marketach, bo tam nic nie nadaje się do jedzenia. Owoce nigdy nie widziały światła słońca, są kwaśne i niejadalne. Pomidory zalatują rybą, bo są zmutowane. Wszystko jest sprejowane i woskowane. Gdy jesz takiego ogórka to wchłaniasz łój zwierzęcy z wosku. Itd. Nie ma tam życia. Zostałam zmuszona przez siebie (czy tak można powiedzieć?) do kupowania pomidorów i papryki u rolników na rynku. Na rynku są też inni sprzedawcy, którzy mają towar z hurtowni.


A najgorzej jest przy półkach z wodą i sokami. Tam jest jakaś dziura energetyczna, zastój, niechęć do życia. Najpierw mnie to zaskoczyło, ale gdy się zastanowić nad tym ...


Nie kupuję wód w plastikowych butelkach, bo plastik przechodzi do wody. Ale chodzi bardziej o to, że ta woda jest martwa, stojąca, pusta, nijaka. Taka woda jest trudno przyswajalna przez komórki i albo jest wydalana albo zatrzymuje się między komórkami powodując opuchnięcia i ciastowatość ciała.


O znaczeniu wody mówił Nassim na tym spotkaniu. O kształtowaniu świata też. Każdy jest kowalem własnego losu.





Lepsza jest woda z kranu, ale trzeba ją spreparować. Można ją strukturyzować w zamrażarce i pić po rozmrożeniu. Ja wolę rozbitą (rury) strukturę wody porządkować mieszając ją w jedną stronę, aż utworzy się wir. Pisałam o tym kiedyś na blogu. Ta woda jest świetnie absorbowana przez komórki.


Efekt tej "naprawy DNA" jest taki, że nie kupuję czegoś co jest martwe, jem 2 razy dziennie i owoc pomiędzy. Nie jestem głodna, mam dużo energii, świetnie sypiam, mam więcej pieniędzy, mam mało śmieci. Nie pamiętam kiedy bolała mnie głowa. A wiadomo, że jak boli to trzeba wypić szklankę wody.


I jeszcze jedna rzecz: wyrzuciłam wszystkie tabletki z domu. Po co mi to. To czysta chemia. Tabletki wycofują, bo substancji czynnych jest śladowa ilość, za to pełno wypełniaczy, które są nie do strawienia i kumulują się najczęściej w mózgu i przestrzeniach międzykomórkowych.


To wszystko to jakiś wewnętrzny przymus. Może niepotrzebnie łączę to z zaklęciem, ale to zaczęło się właśnie od niego.


Człowiek jest doskonały.


Wystarczy pozwolić ciału na naprawę i to robi, z pomocą DNA.


DNA rules!


I jeszcze słowa. W zaklęciu wyróżniłam jedną sylabę RA. Kiedy układałam tekst nie zauważyłam tego. Ale jak coś zaczęło się dziać to szukając przyczyny znalazłam klucz (Keymaker). Ta sylaba to imię boga Słońce RA, albo hinduskie Ravi.


Każde słowo gdzie znajdziemy tę sylabę ma znaczenie – oświecać, pojaśniać, mieć moc. Bo Słońce to światło, centrum naszego układu, świeci własnym światłem. Cechą Słońca jest zdolność widzenia, przenikanie, rozświetlanie, rozpoznanie, dawanie chęci życia. Słońce daje splendor każdemu działaniu.


Jako Jedynka kocham Słońce, a jako 55 kocham energię.


 


Zbadajmy kilka słów z tą sylabą:


WIA-RA – wiedza o świetle, o boskiej sile, która spełnia życzenia


U-RA-n – planeta, która jest władcą energii kosmicznej i transformuje energię. Może doładować albo rozwalić, jat to uran.


RA-dość – to ciekawe słowo. Gdy mamy radość to powinniśmy spuścić z tonu, nie skakać ze szczęścia (gdyby kózka nie skakała ...). To Zeland określał jako ważność – cieszyć się ale z umiarem. I wskazówkę mamy w jednym słowie!Nie musimy czytać książek.


Pa-RA – czuć gorąco ;) albo związek, w którym jest ciepło i wszyscy to widzą.


RA-sa – z wyglądu jedni ludzie są bardziej opaleni od innych.


RA-na – piecze, pali jakby ktoś przypiekał.


RA-diowóz – tam też może być gorąco ;(


Kiedyś żołnierze do walki uderzali z okrzykiem HU-RA, czyli poświęcali się dla Ra, zwycięstwo oddawali Bogu-światło.


B-RA-ma – gdy przejdziesz to czegoś się dowiesz.


Pa-RA-da – zobaczcie jacy jesteśmy piękni, świetliści dla Boga.


Można się tak bawić w nieskończoność.


Ciekawe jest słowo B-RA-IN – czyli mózg – to tam jest światło. Dlatego wszyscy chcą się tam dostać. A słowo HE-AR-T – serce – lustrzane odbicie RA.


Tak można długo.


 Świat jest mądry.


Daje nam nieustannie podpowiedzi. Trzeba tylko być uważnym, otworzyć się.


Dawno temu złapałam się na rozwój duchowy. Gdy człowiek czuje, że coś z tym światem nie gra (każdy jest Neo) to zaczyna szukać. I pakuje się w kłopoty.


Słowo ROZWÓJ znaczy rozłączenie, rozplącz zwój.


Idealnie to widać w słowie ROZWÓD – rozłączasz ród, małżonkowie idą własnymi drogami.


Mądrzejsi to doskonale wiedzieli tworząc cały świat EZO. Dawno już stamtąd odeszłam, bo coś mi nie pasowało. Ile można słuchać o końcach świata i o 5 wymiarach. RA mnie oświeciło. Szkoda czasu. Nikt ci nie pomoże, chyba że na krótko. Całą pracę musisz wykonać sam. Inne to przeszkadzajki, dostajesz punkty karne we wzRAstaniu


Rozwój duchowy czy osobisty ma za zadanie rozdzielić człowieka fizycznego od duchowego. Nadal działa dualizm, my wy, białe czarne, dobrzy i źli. To nic dobrego. Ludzie medytują, lewitują, dają się uzdrawiać, ktoś im grzebie w polu (jak kwantowe pijawki) nie wiadomo po co. To źle się kończy. Strata pieniędzy to pikuś. Zawsze chodzi o wyznawców i energię. Rynek podzielony.


Dlatego tak wiele osób "wysoko rozwiniętych" choruje na straszne choroby i szybko umiera. Na własne życzenie. Już mnie to nie dziwi, ani nie wzrusza. Nie zadaję pytania dlaczego, bo wiem. Brak harmonii. Człowiek się rozpada. Mamy materialistów i w lustrze uduchowionych. To dokładnie to samo. Nikt nie jest lepszy. To wszystko ma jeden cel, urabiać i straszyć. Czarnowidztwo było dawno temu karane. Ludzie byli świadomi własnego roli.


Z numerologii (amatorskiej) wiem, że dopiero Trinity daje szczęście i spełnienie.


Człowiek to jedność w Trójcy i tak powinien funkcjonować. Szanować ciało fizyczne i wykorzystywać dla własnego dobra swoją duchowość, którą mają od urodzenia (niczego nie muszą rozwijać). I do tego jeszcze szczypta boskości. I o to chodzi w życiu. Bo istota ludzka jest hologramem Boga.


Człowiek jest istotą duchową i ma żyć na Ziemi w świecie materialnym, fizycznym. Do podejmowania decyzji wykorzystywać swoją wewnętrzną wiedzę – intuicję i błogosławić i dziękować. Mamy 3 w jednym. Wybieraj 3 drogę.


Przecież żyjemy w świecie TRÓJWYMIAROWYM. To do czegoś zobowiązuje. Ludzkość jako całość musi wz-RA-stać. Innej drogi nie ma, nie ma wybranych. Wszyscy, albo nikt.


Obrazy spełniały się u mnie szybko, ale słowa jeszcze szybciej.


Słowa rezonują ze świadomością na zupełnie innym poziomie, z którego nie zdawałam sobie sprawy.


Dziękuję RA :)


 


 


 


 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz