Sen
między 6 a 8:30 dzisiaj.
Ktoś
umarł w USA. Jakiś znajomy. Nikt bliski, ani ważny. Ale ja i moja
była przyjaciółka miałyśmy tam polecieć i uczestniczyć w
pogrzebie. Pojechałam na lotnisko. To dziwne, bo bilety kupuje się
przez internet. Na sen ie mam wpływu. Gdy stałam w kolejce, ktoś
powiedział, że opłaca się lecieć do San Francisco, bo ląduje
wcześniej o pół godziny niż ten do Nowego Jorku. To zasiało we
mnie nutkę niepewności, czy aby na pewno mam kupić bilet do NY.
Próbowałam się dodzwonić do koleżanki, ale ona nie odbierała.
Wyszłam z kolejki i z lotniska. Musiałam się upewnić czy pogrzeb będzie w NY. Miałam jeszcze jeden dzień na kupno biletu.
Wieczorem pojechałam do koleżanki, a ona powiedziała, że lecimy
do NY, bo tam będzie pogrzeb. Gdy sama się zastanowiłam to
stwierdziłam, że to żadna oszczędność czasu, bo przecież San
Francisco jest bardzo daleko od NY. Nie zdążyłabym na pogrzeb,
choć wylądowałabym wcześniej.
Nie
wiem czy poleciałam, bo się obudziłam.
Ciekawe,
że nie potrzebowałam wizy na ten lot. I niezbyt dobrze wiedziałam
kto umarł. Nie czułam smutku, ani niczego.
Znam
kilka osób, które poleciały do USA, Kanady i Australii. Było to
ponad 20 lat temu. Każda wyjeżdżała w tajemnicy, ale robiliśmy
imprezy pożegnalne. Co to za tajemnica, jak musieli wszystko
posprzedawać. I kontakty się urwały. Mojej koleżanki mama
porzuciła rodzinę i zamieszkała na Florydzie. Zmarła kilka lat
temu, ale kazała przewieźć trumnę, żeby pochować ją w PL.
Ogromne koszty.Innej koleżanki siostra tam nadal mieszka, też na Florydzie, nie zamierza wracać, na razie.
Mnie
też zastanowiło we śnie, że trzeba było lecieć na pogrzeb.
Można było wziąć urnę i przewieźć ją tutaj. Wtedy na
pogrzebie byłoby więcej ludzi.
Nie
pałam miłością do Stanów. Ale dla wielu Ameryka jest krajem
nieograniczonych możliwości i udawanej wolności. Dlatego wielu
marzy, żeby tam się znaleźć. I tak wrócą, z tęsknoty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz