Czosnek jest już nie do
jedzenia. Trochę wyschnięty, trochę robaczywy. Nadaje się tylko
do posadzenia w ziemi. Jadalny będzie szczypior, który wyrośnie.
Niedługo.
Jak ta natura jest mądra.
Nic się nie marnuje.
Posadziłam kilka ząbków
w doniczce na balkonie. Nie mam za bardzo czasu teraz na zajmowanie
się roślinami. Wykorzystałam donicę ze starą ziemią i
zeschniętymi łodyżkami starych roślin. Zrobiłam trochę miejsca
na nowe. Przy okazji zaczęłam podlewać ziemię w innej skrzynce,
bo zauważyłam trochę zielonych listków. Po kilku dniach pojawił
się bratek w wersji mini. Samotny na tle brudnej ziemi.
Właściwie to można się
było tego spodziewać. Przecież w ubiegłym roku miałam kilka
rodzajów bratków we wszystkich skrzynkach. Nie mogło wyrosnąć
nic innego. Chyba, że wiatr przyniósłby coś innego. Jeden, albo i
więcej bratków, przetrwał w ziemi zimę. Gdy pojawiły się
sprzyjające warunki to odważył się rosnąć. Wszystko w naturze
ma pęd do życia. Po to istnieje w ziemskim środowisku. Wszystko
jest zaprogramowane. Z nasionka bratka wyrośnie bratek, a nie
kaktus.
Jako miastowy człowiek
cieszą mnie takie spostrzeżenia. Ktoś kto ma naturę na co dzień
inaczej ją traktuje.
Nawet gołębie
przypomniały sobie jak się buduje gniazda.
To widok z kuchennego
okna. Gołębie przestały wpychać się na balkon i uwiły gniazdo
na drzewie.
Raz jeden, raz drugi
wysiaduje jajka, nigdy razem. Często ten drugi śpi obok, czujny.
Gdy rano robię kawę to
się z nim/nią witam. Zawsze na mnie patrzy, może się boi, a może
to tylko ciekawość i odruch obronny. Przecież mogę im zaszkodzić.
Gdybym chciała, a nie chcę. Wybieram życie. Wspieram siłę
życiową i instynkt samozachowawczy.
Tego ludzie nie mają i
pędzą ku samounicestwieniu. Dlaczego w gnieździe nie mieszkają
dwa samce albo 2 samice? Po co, to przecież bez celu. Dzieci z tego
nie będzie. Może i dobrze, że gatunek znika. Przyjdzie nowy, jeśli
nie lepszy to inny.
To dla mnie taki relaks.
Potrzebuje się zresetować i dojrzeć piękno świata natury. Ufam
Wyższej Sile. Życie przetrwa, człowiek niekoniecznie. Jak i wszystkie jego dzieła. Patrząc na płonącą wieżę Notre Dame myślimy, że to niemożliwe. To tylko przyzwyczajenie. Wszystko odchodzi, by powstało nowe. Choć na początku jest smutek.
Sobotnia impreza była udana. Były łzy wzruszenia, co złe poszło w niepamięć. Wszyscy ustaliliśmy, że nie chcemy być na starość niedołężni i obciążać bliskich. Jednomyślnie :)
Oczekuję kolejnego
gościa tuż po świętach. Ciągnie ich do korzeni, przeszłości.
Latają tam i z powrotem. :)Ledwo zdążę posprzątać 😉
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz