07/06/2018

Sen z labiryntem

Długo nie pisałam o snach. Bo nic mi się nie śniło. Tylko asie śniło mi się 2 razy, ale ich nie zapamiętałam.


Dzisiejszy sen trwał od 5:10 do 7:10.


Wybrałam się z siostrą do innego miasta na zakupy. To był inny czas nic obecny. Byłyśmy młodsze i żyłyśmy w innym świecie. Był on po prostu inaczej urządzony. Chyba gorszy.


Towary były cenne i niedostępne. Trzeba było je zdobywać w wymyślny sposób. Więc wstałyśmy w nocy, wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy na południe. Dojechałyśmy do jakiegoś miasta, celu podróży. Wszystko było zaplanowane, ale ja nie byłam z tamtego świata. Weszłam tylko w moje ciało w tamtym czasie, więc o wszystkim nie wiedziałam.


Wysiadłyśmy z samochodu i miałyśmy wejść do wielkiego murowanego budynki. Skierowałyśmy się do drzwi obitych blachą. Nie było klamki. Nie wiem jaki był sposób na otwarcie tych drzwi. Jakieś dziewczyny przed nami coś zrobiły, albo powiedziały jakieś hasło, i drzwi się otworzyły. Gdy powoli się zamykały my wślizgnęłyśmy się do tego miejsca. Okazało się, że to jakaś wyższa uczelnia. Miała swoją aulę, sale wykładowe. Wszystko po prawej stronie korytarzy. Po lewej za grubą ścianą były sklepy, ale rozmieszczone chaotycznie. Uczelnia na tym zarabiała, ale udawała, że nic o tym nie wie. Wszędzie był półmrok, czasami widniej, w zależności od branży sklepu. W pewnej chwili zobaczyłam przez okno, że w auli jest jakaś uroczystość. W tej ścianie oddzielającej dwie strefy były co jakiś czas okna. W całym budynku nie było światła słonecznego, tylko sztuczne, albo wcale. I my szłyśmy korytarzami, przechodziłyśmy przez wszystkie sklepy. Bo inaczej nie można. We współczesnej galerii idziesz korytarzem i wchodzisz gdzie chcesz. We śnie trzeba było iść w jedną stronę i przejść cały szlak setki sklepów. Mało interesowały mnie zakupy, ale siostra co jakiś czas się zatrzymywała, coś tam przymierzała, kupowała. Ja po prostu szłam. W pewnej chwili zostawiłam ją i szłam dalej. Zawróciłam, ale siostry nie było. Musiałyśmy się minąć. Szłam dalej do wyjścia. Spotkałam jakąś dziewczynę i 2 facetów. Rozmawialiśmy, byli mili, pomocni, weseli. Tacy fajni. Za fajni. Szliśmy przez jakiś czas razem. Zorientowałam się, że nie mam przy sobie portfela z pieniędzmi, ani telefonu, ani karty. Przypomniało mi się, że zostawiłam torebkę przy wejściu. Byliśmy już przy wyjściu. Oni otworzyli drzwi i zobaczyłam, że naprzeciwko są drzwi wejściowe.



Wystarczyło wyjść, i podjechać łukiem do tamtych drzwi. Znajomi powiedzieli, że mają samochód i mogą mnie podwieźć. Oni już byli na zewnątrz, a ja stałam jeszcze w środku i się zastanawiałam co zrobić. Podziękowałam tym ludziom i powiedziałam, że zawrócę po torebkę. Oni się zdziwili, bo ta droga trwała kilka godzin. Trochę na mnie naciskali, ale uprzejmie. Zwykle jestem niezdecydowana i łatwo mnie na coś namówić. We śnie zrobiłam jak postanowiłam. Drzwi wyjściowe się zamknęły. W drodze powrotnej pomyślałam, że to dziwne, że zakumplowałam się tak szybko z tymi ludźmi. Wzięli się znikąd, a siostra zniknęła. To wybitnie podejrzane. Chyba uratowałam życie. Droga powrotna była szybsza. Dotarłam do drzwi wejściowych, znalazłam swoją torebkę ze wszystkim w środku. Czyżby nikt jej nie widział i nie ukradł? Wyszłam przez drzwi wejściowe, bo od wewnątrz była klamka. Potem pomyślałam, że gdybym wyszła drzwiami wyjściowymi, to nie mogłabym wejść nie znając hasła. Musiałabym czekać godzinami aż ktoś się pojawi. Poczułam, że moja decyzja była dobra, a właściwie najlepsza. Poszłam do miejsca gdzie zaparkowałyśmy samochód, ale tam go nie było. Chyba siostra odjechała sama. Zaczęłam się zastanawiać co robić. I się obudziłam.



Cale szczęście :) Nie miałam pomysłu co dalej.


Nie będę się zastanawiała nad znaczeniem snu, bo przecież „sny nic nie znaczą”. ;)


Droga przez labirynt sklepów, to zwykła droga przez życie. Spotykamy dobrych i złych ludzi, pomocników i przeszkadzajki. Podejmujemy decyzje. Czasem sami, a czasem pod wpływem innych. Nie ma złych decyzji. Każda decyzja prowadzi w inną stronę i są tego konsekwencji. Jest po prostu inaczej, ani źle ani dobrze. Właściwie. Takie jest życie.


Jedyne co mnie zastanowiło w tym śnie to kształt tego budynku. Wyglądał jak ogromne oko, podłużny, zaokrąglony na końcach. Jak to możliwe, że wejście jest naprzeciwko wyjścia? Nie spotkałam w naszym świecie takiego kształtu budynku. Mój świat jest lepszy od tamtego we śnie. Jest widniej ;)


Dzisiaj zrobiłam dżem truskawkowy.



W wolnej chwili, 2 godziny. Wczoraj kupiłam 2 kg truskawek, część została wyrzucona, bo była uszkodzona, część została zjedzona. Resztę zasypałam cukrem, a gdy sok puścił trochę podgrzałam aż cukier się roztopił. Dzisiaj podgrzewałam ok. 2 godzin, ciągle mieszając. Lubi się przypalać. Więc w międzyczasie ugotowałam botwinkę, żeby mi się nie nudziło stać i mieszać. Z 1 kg owoców i kg cukru wyszły mi 3 słoiczki po 0,3 l. Ciekawe jak będzie smakował, bo z takiej odmiany (rumba) jeszcze nie jadłam. Kupnych nie da się jeść.


Dzisiaj środa, a ja tyle zrobiłam jakby była już sobota.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz