11/01/2017

Sen o imprezowaniu i kwantowym splątaniu

Byłam na jakimś spotkaniu. Odbywało się ono na wyjeździe w jakimś hotelu. Znałam tylko moją przyjaciółkę i jeszcze dwie osoby. A to było spotkanie po latach paczki znajomych z dawnych czasów. Wyglądaliśmy jak teraz.


Opowiadaliśmy sobie różne rzeczy z przeszłości, ale ja pamiętałam tylko te sytuacje, w których były osoby mi znane z obecnego życia. Wszyscy dobrze mnie znali i mieli ze mną wspomnienia. Ja niestety nie pamiętałam tych rzeczy. Bawiliśmy się świetnie. Tańczyliśmy, ale nie pamiętam do jakiej muzyki, bo nie ona była ważna. Ważni byli ludzie, oni mnie fascynowali. Było mało alkoholu, bo nie był on nam potrzebny. Ale ja nie wypiłam nic, bo tak postanowiłam kilka miesięcy temu w obecnym życiu. (Nie zdążyłam jeszcze o tym napisać.)


Potem poszliśmy do pokoi, ale nie do swoich. Wszystko się wymieszało. W końcu jesteśmy dorośli, nie wszyscy mają zobowiązania. A potem przeniosłam się do zwykłego życia, tamtej ja. Przyszła do mnie jakaś dziewczyna, a ja jej powiedziałam, że na tym wyjeździe nic ważnego się nie wydarzyło. Ona wyszła. Nie umiem kłamać, bo mam za małą samokontrolę, żeby udawać i tego pilnować. Oczywiście coś się wydarzyło, ale nie ważnego dla mnie. Nie skłamałam. Potem minęło jeszcze trochę zwykłego życia i znowu pojawiły się osoby z przeszłości, które były na imprezie wyjazdowej. Miałam zupełnie innych przyjaciół. W obecnym życiu nie stawiałabym na nich, minęło. Moje życie wywróciło się, byłam z kim innym, w zupełnie innym mieście. Gdy miałam coś powiedzieć po niemiecku to się obudziłam. Zorientowałam się, że to sen, bo przecież język niemiecki jest ostatnim, którego mogłabym się nauczyć. Nie dałam się nabrać. Co za przedziwne splątanie części mojego życia z życiem w innym wymiarze.



Obudziłam się uśmiechnięta. Ten sen mnie totalnie zrelaksował.


Można tańczyć całą noc, śpiewać, dyskutować, spacerować i obudzić się w doskonałym nastroju. Ciekawe. To możliwe tylko w snach.


Miałam nie pisać o tym osobistym śnie, ale zaczęłam się zastanawiać nad anomaliami. Nie wiem czy to ktoś zrozumie.


Pomyślałam, że trafiłam na inny wariant mojego życia. W pewnym momencie drogi moje i niektórych znajomych się rozeszły. Z przyjaciółką poszłam w stronę, którą obecnie zmierzam. Dlatego ona była w moim śnie. Potem zobaczyłam co mnie "ominęło" w innym wariancie mojego życia. Ale nie mogę sobie przypomnieć kiedy i jaką decyzje podjęłam, że skoczyłam gdzie indziej. Widocznie nie są to decyzje "życiowe", ale czasem zwykłe małe: komuś odmówimy i on nie wróci. Podobno to się dzieje gdy widzimy jakieś dziwne postacie. Tylko, że ja takie postacie spotykam często. Podczas studiów to nawet codziennie, bo chyba mieszkali blisko uczelni.


Wiadomo z mechaniki kwantowej, że najbardziej splątani jesteśmy z sobą samym. Dlatego gdy zaczniemy się sami uzdrawiać to będzie najbardziej skuteczne i nieodwracalne. Tylko, że we śnie splątałam się z inną wersją siebie. Rodin mówił też, że przeszłość ulega rozpadowi, to dlaczego ja kiedyś cofnęłam się w czasie i nie dopuściłam do zranienia. Opisałam to na starym blogu dość szczegółowo. Teraz myślę, że to nie było cofnięcie się w czasie tylko przeskok na najbardziej zbliżoną wersję mojego wariantu życia. Czy mam ranę czy nie, nie było to ważne dla Losu, dlatego uszło mi na sucho.


Wiadomo, że nie ma żadnej komunikacji między wariantami w przestrzeni. A jednak mnie to spotkało. Na razie we śnie. A skoro we śnie było to możliwe, to może i w realu.


Rodin mówił też, że nie ma zdeterminowanej przyszłości. Ważne jest co myślimy, bo w ten sposób kształtujemy swoje jutro. Dlatego w tv ciągle nadają filmy katastroficzne, a czarnowidze (ciekawe, że nazywają ich jasnowidzami) wieszczą wojny. To wszystko zależy od naszego myślenia. Nie dajmy się wplątać w cudze gierki.


We śnie byłam świadoma siebie z tego świata. Było łatwo, bo wyglądałam jak teraz. Ale też czułam, że weszłam w inną wersję mnie, właśnie z innego tunelu.


Nie mam pojęcia po co mi ta wiedza. Czuję się we właściwym czasie i miejscu i nie mam żadnych niespełnionych marzeń. Wszystko jest na swoim miejscu, niczego nie żałuję. Owszem dziwne rzeczy dzieją się z czasem. W moim życiu nie płynie jednakowo codziennie. Czasem jak mam coś ważnego do zrobienia to czas płynie wolniej, żebym wszystko zdążyła zrobić. A podobno czas płynie szybciej.


Postanowiłam być dziś maksymalnie uważna, bo może spotkam kogoś z przeszłości.


Spotkałam się z klientami, z którymi rozmawiałam wcześniej kilka razy przez telefon. W realu są tak samo mili.


Ponieważ jestem leniwa to wymyśliłam sobie, że zawsze mam zielone światło gdy przechodzę przez ulicę. Rzadko jest inne. Ale dziś mnie ono rozśmieszyło. Gdy szłam na przystanek to z ok. 300 m widziałam, że światło jest dla mnie zielone. OK, zmieni się na czerwone, ale jak dojdę to znowu się zmieni. Nic z tego. Światło się zacięło i było cały czas dla mnie zielone. Zrobił się korek. Kilka samochodów nie wytrzymało i przejechało. Ja wolno doszłam na przystanek, wsiadłam do autobusu i wtedy zrobiło się zielone dla mnie. Autobus ruszył i wszystko wróciło do normy. Nieustannie takie sytuacje wprawiają mnie w dobry nastrój. Wystarczy je tylko dostrzec.


Jeden z umówionych klientów wyjechał, ale nic to. Kto inny dał mi dokumenty. A potem był jeszcze dzień kawy, więc tanio kupiłam mój ulubiony napój.


A w piekarni kupiłam sezamki. Są pyszne. Często je kupowałam, ale w wakacje przestali produkować z powodu upału. A potem chyba o nich zapomnieli, bo nie było ich w ofercie. Aż do dzisiaj. Po pół roku przerwy.



Wszystkie sprawy załatwiłam szybko, jakby czas się rozciągnął.


I przez cały dzień świeciło słoneczko.


Nikogo ze starych znajomych nie spotkałam.


A ja uśmiechałam się nieustannie :)


 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz