26/08/2014

Wypadek

W czwartek, 14 sierpnia złamałam rękę :)


Nie ma przypadków, a ja się chyba o to prosiłam. Od kilku tygodni rozważałam jak by to było, gdybym miała nogę w gipsie. Jak ja bym się poruszała po mieście i w ogóle. Przy schodzeniu ze schodów pobolewało mnie kolano, a moje srebrne kolczyki ciemniały jak je nosiłam. To taki mój osobisty barometr. Gdy je noszę, a następnego dnia muszę je czyścić tzn. że będę chora. Tak mam. Spodziewałam się czegoś. Tego dnia od rana było jakoś dziwnie. Gdy szłam do klienta i przechodziłam obok marketu to zgasło 5 świateł na ścianie sklepu. Poczułam się jak Keanu Reeves w Constantine. Była tam taka scena gdy zgasły latarnie uliczne. Tak mi się skojarzyło. Potem zjadłyśmy duży obiad i poszłyśmy do parku. Na półpiętrze zorientowałam się, że nie wzięłam telefonu, więc się wróciłam. Gdy odłączałam z kabla to zadzwonił klient i rozmawiając z nim wyszłam z domu. Potem o godz. 16.44 upadłam i złamałam lewą rękę. Wstałam, spojrzałam na nią i stwierdziłam, że jest złamana, bo była spuchnięta i lekko się przesunęła. Nic nie bolało. Pojechałam na pogotowie, o 17.44 zrobiono pierwsze zdjęcie. Lekarz stwierdził, że to złamanie z przemieszczeniem i kazał jechać do szpitala. Pojechałam. Problemem był obiad, który zjadłam, bo musiałam czekać 6 godzin. Nudziłam się i rozmawiałam z pacjentami, kierowcami karetek i znajomymi telefonicznie. Powiedziałam do mojej ręki: kochana ręko, wyzdrowiej, bo jesteś mi potrzebna. Znalazłam 1 grosz. Na szczęście. Chyba się obudzę po tej narkozie. Gdy wkłuwano mi wenflon poprosiłam lekarza, żeby mi zrobił ładny opatrunek, żeby nie był ciężki, bo za 2 dni idę na wesele i muszę włożyć sukienkę. O 21.44 obudziłam się z gipsem na ręce. Bardzo ładnie zrobiony, cienki, zupełnie mi nie przeszkadzał. Po obserwacji o 22.44 wyszłam ze szpitala. Ciągle nic mnie nie bolało. Siostra spytała czy ja usiadłam gdy wróciłam do domu po telefon. I wtedy przypomniałam sobie, że pierwszy raz w życiu nie usiadłam i nie policzyłam od 7 do 1. Taki mamy zwyczaj w mojej rodzinie i zawsze o tym pamiętamy. Teraz to już nikt nigdy o tym nie zapomni.


Piątek spędziłam na nauce ubierania, mycia i chodzenia z ręką na temblaku. Wszyscy mi usługiwali, co na początku było przyjemne. W sobotę było wesele. Nikt mi nie powiedział, że pić nie wolno więc piłam najpierw wódkę, a potem duuużo szampana. Tak profilaktycznie, bo mogła mnie zaboleć ręka. Zresztą z góralkami to ja nie miałam szans. W niedzielę w poprawiny był grill i piłam dalej wódkę i piwo. Ciągle mnie nic nie bolało. Widoczna część ręki była spuchnięta i sina. Było to w końcu mocne uderzenie. A złamanie typowe i najczęstsze (Collesa).


W poniedziałek poszłam do poradni szpitalnej i doświadczyłam jaki system jest beznadziejny. Nie było miejsc. Gdy gatunek ludzi zwany rejestratorkami zniknie, to nie będę płakać. Poszłam do mojego lekarza rodz. po zwolnienie, a w piątek dostałam się do innego specjalisty. Zrobiono mi kolejne fotki, stwierdzono, że nic się nie przesunęło. I tyle. Lekarz nawet nie spojrzał na siniaki i nic nie doradził. Ponieważ suszyło mnie bardzo to dziennie piłam 2 litry galaretek. Teraz trochę mi przeszło, ale pić się chce. Chyba po tym znieczuleniu.


Przez ten tydzień miałam gości z zagranicy i zamiast ich obsługiwać to sama byłam przez nich obsługiwana. Wczoraj pojechali i wszystko wróciło do normy.


Spotkałam też sporo ludzi, którzy kiedyś coś złamali i składano im kości w mordowni, czyli w tym szpitalu, w którym ja byłam. Lekarze nie potrafią dobrze złożyć kości, widziałam powykrzywiane nadgarstki i łokcie. To jakiś horror. Mam tam nie iść na rehabilitację, bo szkodzi zdrowiu. A dyrektor tego szpitala dostał nagrodę za wybitny wkład w rozwój ochrony zdrowia. Ciekawe co mieli na myśli, bo na pewno nie dobro pacjentów. Ten szpital ma b. złą opinię wśród ludzi, ale kogo to obchodzi. Ważne, że kasa płynie.


I w tym szpitalu złożono mi kości ;)


Jedyna nadzieja w ręce, która ma wyzdrowieć. Nic mnie boli, nie swędzi, widocznie się dobrze znieczuliłam.


Tak z ciekawości sprawdziłam tranzyt na dzień wypadku. Nie znam się jeszcze dobrze, ale miałam 6 kwadratur! Marsa do Księżyca (stąd te złe przeczucia), Merkurego do Marsa (pokrzyżowanie planów), Księżyca do Mc, Saturna do Urana (niespodziewane), Jowisza do Neptuna i Wenus do Neptuna. Jak się więcej dowiem to przeanalizuję to dokładniej.


Musiało się coś wydarzyć i dobrze, że to tylko złamanie i tylko lewa a nie prawa ręka. Szczęście w nieszczęściu.


A co o wypadku pisał Kurt Tepperwein w książce Co choroba mówi o tobie? Dokładnie to co czułam. Wypadki wywołujemy nieświadomie, być może straciliśmy w czymś umiar, wpadliśmy w szał, utraciliśmy nad czymś kontrolę lub panowanie i w wyniku tego wypadliśmy z drogi, lub nie potrafiliśmy zahamować. Dokładnie tak się czułam – jak nie wiadomo w którą stronę pójść to trzeba się zatrzymać. Jeśli nie zahamowałeś odpowiednio wcześnie jest to oznaką, że pędzisz przez życie (lub przyśpieszasz sytuacje, swój rozwój), że stwarzasz niebezpieczeństwo sam dla siebie. Ewidentnie zboczyłam ze swej drogi życiowej. Człowiek odczuwa wewnętrzną potrzebę zmian, ale brakuje odwagi, aby wykonać decydujący krok.


Prawo rezonansu niezawodnie czuwa nad tym, aby każdy stawał do konfrontacji tylko z takim działaniem, jakie sam wywołał lub uczynił koniecznym.


Ma rację. Muszę pomyśleć.


A wczoraj śniło mi się, że wyjęłam sobie rękę z gipsu, jak z futerału. Taka cienka się zrobiła ;)


Jeszcze tylko 5 tygodni. Wytrwam.


 


 


 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz