13/05/2012

Rak prostaty - mój tata c.d.

W notce o raku nerki pisałam, że choroba zniknęła – do czasu. Uciekła przed nożem i się przyczaiła. Przez 6 lat wszystko było w porządku, rodzina zdała egzamin z miłości. Widocznie było zbyt dobrze, bo mój tata znowu zaczął dyrygować moją mamą i nami. Wszystko mu przeszkadzało (niezadowolenie!), wszystko było zrobione nie po jego myśli. Oczywiście on to robił z miłości, tylko to było jego zdanie. Moja mama nic się nie odzywała, tylko robiła co on chciał. Usiłowałam jakoś go nakierować na właściwą drogę, ale on był mądrzejszy. Na koniec lata 2010 wszyscy dowiedzieliśmy się, że ma raka prostaty. Nie znam szczegółów, ale miał go na pewno. Objaw, który można było zauważyć to częstomocz. Przez kilka lat pracował na tę chorobę. Klasyczny książkowy przykład. Rak nerki niczego go nie nauczył, więc ma kolejnego.



Moi rodzice chyba w Jastrzębiej Górze. Kochający się od zawsze.Tata jeszcze nie wiedział, że za 5o lat będzie miał raka.


Mieliśmy już doświadczenie, więc nie było pytań w stylu: dlaczego mnie to spotkało? Jest choroba, to trzeba ją zaakceptować i się z nią zmierzyć. Nie było żadnej walki czy wojny. Znalazłam w necie ciekawą kurację sokiem z granatów, wydrukowałam i dałam mamie. Sok z granatów ma działanie przeciwutleniające i badany był na wielu uniwersytetach, gdzie potwierdzono jego skuteczność też w leczeniu arteriosklerozy. Dałam rodzicom też karty do Makro i Selgrosu, żeby kupowali taniej te owoce. Przez całą jesień rodzice kupowali całe skrzynki. Właściwie odżywiał się tak samo, ale zakazałam im jeść pasztetową. Mieli takie przyzwyczajenie, ale teraz w tym produkcie jest tyle soli, że nie powinno się tego jeść. Ziół żadnych nie pił, tylko codziennie ten sok i to nierozcieńczony. Przez ok. pół roku do operacji. Raz mama kupiła gotowy w kartonie, ale nie było porównania z prawdziwym, za słodki i dziwny. Siostra kupiła im wyciskarkę do cytrusów, nic drogiego.


Zdawaliśmy sobie sprawę, że to nie wyleczy raka, ale na pewno wspomoże. Bo trzeba działać szeroko. Ojciec robił badania i nowotwór się zatrzymał, ale on chciał go chirurgicznie go usunąć. Może nie miał cierpliwości, nie mnie to osądzać. Wtedy dowiedzieliśmy się, że poprzedni ordynator łapownik umarł. A nowy ordynator nie bierze łapówek, ani żaden lekarz na tym oddziale. Naprawdę świetny lekarz, udzielał wyczerpujących informacji o stanie guza, o operacji i ewentualnych powikłaniach. Z takim podejściem długo pożyje. :)


Mama prosiła mnie, żebym zobaczyła w kartach czy tata przeżyje operację. Nie musiałam, wystarczyło popatrzeć na aurę – jeśli umrze to na pewno nie teraz. Lepiej to sprawdzić na początku choroby, bo nieraz jest tak, że ludzie przecież na coś muszą umrzeć i taki rak im pomoże w odejściu z tego świata. Ojciec musiałby się bardzo starać, żeby umrzeć, ale machina została wprawiona w ruch. Dałam mamie do przeczytania kolejną książkę, żeby też pracowała, ale wiem, że ojciec też ją czytał, ale czy zrozumiał.



Nie prosiła mnie o modlitwę więc się nie modliłam za niego. Zaprzestałam modlitw w intencji różnych osób bez ich wiedzy, bo zmieniał się przez to mój los (karma). Nie moją sprawą jest cudze życie, choć mnie może się wydawać, że mogę pomóc. To mi się tylko wydaje, a ludzie wcale nie chcą pomocy. Idą własną drogą.


Mama, siostra i ja miałyśmy grafik kto kiedy będzie w szpitalu, żeby nie chodzić razem, tylko żeby zawsze ktoś u niego był. Termin operacji został dobrze wybrany (nie nów i pełnia;)), kwiecień 2011 r. Wszystko się udało. Był jeszcze w szpitalu z 10 dni, żeby wszystko się podgoiło. Ordynator przyprowadzał studentów i mówił, że goi się lepiej jak u młodego mężczyzny. A jak miało być? Skoro tyle miał w sobie tego soku z granatów. ;) Oczywiście nikt nawet nie pomyślał o chemii. W leczeniu raka ważny jest system odpornościowy i ułatwienie ciału samoleczenia. Można organizm tylko wspomagać i nie przeszkadzać.


Prostata związana jest z męskością. Facet uświadamia sobie, że czas upływa i nie jest w stanie dłużej robić tego co by chciał. Trzeba przestać odgrywać rolę maczo i zacząć być sobą. Nie poddawać się presji seksualnej, zaakceptować poczucie starzenia się, siwe włosy. Ostatnio się wkurzył, że do mnie szedł 15 minut przez park, a kiedyś 8. Ciężko jest akceptować upływający czas. Łatwo powiedzieć, trudniej zastosować i powiedzieć to ojcu. Obcemu zawsze łatwiej. Mój ojciec to babski król, on jeden i 3 kobiety w domu. Jak pracował to był szefem kobiet. Dobrze się dogaduje z kobietami. Więc taka choroba to dla niego wyzwanie.


Próbowałam delikatnie mu to przekazać, ale chyba nie zrozumiał.


Potem pojechali jak zwykle na działkę, choć nosił ze sobą worek na rurce. Nieciekawy widok, ale my wszyscy to zaakceptowaliśmy i nie patrzyliśmy się specjalnie, żeby się nie krępował. Proces zdrowienia był błyskawiczny, ale soku już nie pił. Dałam im jeszcze art. o pestkach moreli, ale mama stwierdziła, że niepotrzebny. Za to korzysta ze wskazówek ojca Grande Majewskiego, też w necie jest sporo na ten temat. Trochę inaczej gotuje. Więcej teraz kaszy, fasoli, kminku, kapusty, cebuli i sami robią kefir. Pychota. Mam to skopiowane w pdf i ciągle rozdaję znajomym, co chcą, a nie umieją znaleźć w necie. A czy stosują to już nie wiem.


Latem pojechaliśmy do nich w odwiedziny. Mało mnie szlag nie trafił, jak usłyszałam, że mama dała niewłaściwe szklanki na stół i stół ma stać gdzie indziej, i mamy inaczej siedzieć przy stole. Powiedziałam mu, żeby tak mamą nie pomiatał. A on na to, że on tylko żartuje, ale powinno być tak zrobione jak on chce. Wtedy mu powiedziałam, że przez to zachorował 2 razy i niedługo może znowu mieć raka. Nie wolno ludźmi pomiatać, bo to nie miłość. Gdy znowu mi coś odpowiedział usprawiedliwiając się, to mu powiedziałam, że ja nie choruję a on tak. Zamknął się i nie zauważyłam, żeby wrócił do starych praktyk. Naprawdę z bliskimi to jest ciężko, obcemu można wygarnąć prosto z mostu, co robi źle i jak ma nad sobą pracować. Nie po to kilka lat uzdrawiałam nasze relacje, żeby teraz sobie przeszedł na drugą stronę.


Właśnie minął rok od operacji i wszystko się unormowało. Teraz gdy zauważę, że ma ochotę kogoś poniżyć lub kimś dyrygować, to natychmiast zareaguję i nie będę miła. Mam dość powtarzania tej samej lekcji. Trzeba się uczyć na błędach, a nie ciągle je popełniać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz