05/05/2012

Rak nerki - mój tata

Ok 12 lat temu mój tata zachorował na raka nerki. Oczywiście nie nagle. Od kilku lat bolał go "żołądek", był senny, nie miał na nic siły. Chodził do lekarki, ale ona przepisywała mu coraz to droższe leki, które nie pomagały. Pił duże ilości wód mineralnych Jana i Zubera, bo to podobno miało mu pomóc. Ohyda. Powiedziałam mu, żeby zmienił lekarza, bo się przekręci. Zrobił to i został wysłany na badania. I prawie natychmiast po odbiorze wyników dostał skierowanie do szpitala.



mój tata w wojsku, kiedy mnie nie było na świecie i jeszcze nie wiedział na co zachoruje za 40 lat


Wtedy zaczęłam się interesować chorobami, dlaczego jedni chorują, a inni nie, od czego to zależy. Dlaczego jedni zdrowieją, a inni nie. A najbardziej interesowałam się tzw. "cudami", jak to określali lekarze. Już wtedy wiedziałam, że są 3 metody leczenia raka:




  1. chirurgia




  2. chemioterapia




  3. rentgenoterapia.




Wiedziałam też, że te metody leczą skutki a nie przyczynę. Wtedy znałam tylko Tombaka, więc moi rodzice przeczytali 3 jego książki. Ojciec pił różne mieszanki ziół, które przygotowywała mu mama, jadł potłuczone skorupki jajka, wykonywał proste ćwiczenia, które opisywał Tombak. Cała rodzina go wspierała. Dobrze, że nie zadawał głupich pytań w stylu: dlaczego mnie to spotkało? Miał raka i zaakceptował to, ale oczywiście się na niego nie godził. Zaczął myśleć jak żyć. Najgorzej rokują ci, którzy rozpaczają, nienawidzą tej choroby, albo udają, że jest niegroźna i ją bagatelizują. Jak masz katar to nie ubolewasz, że zachorowałeś tylko ciepło się ubierasz, leżysz w domu, albo łykasz tabletki lub coś tam wkraplasz do nosa.


O chemii nie było mowy, bo nieskuteczna. Wszyscy znajomi, którzy chorowali na raka, zmarli po chemii. Dziwna metoda jak dla mnie. Jak można ludziom wstrzykiwać truciznę i oczekiwać, że nie umrą. To makabryczny żart, który powinien być zakazany.


Ojciec bał się o swoje życie i dlatego zgodził się na usunięcie nerki, bo już nie pracowała. Organizm powoli był zatruwany. Nie przeszkadzało mu, że matka lekarza umarła na raka nerki. W jaki sposób ten lekarz miał wyleczyć mego ojca z raka skoro nie pomógł swojej matce? (ten ordynator zmarł kilka lat temu na raka nerki!) Dlaczego nikogo to nie dziwiło? Ale to nie ja byłam chora. Operacja się odbyła, oczywiście po wręczeniu dużej łapówki. W takiej sytuacji nikt się nie targuje, tylko płaci.


Dość szybko po operacji ojciec wyjechał do lasu na działkę i dalej stosował różne receptury z książek Tombaka. Kontakt z naturą, spokój, zdrowe żywienie zrobiło swoje.


A ja zaczęłam zastanawiać się dlaczego on zachorował akurat na tego raka. Powiedziałam mu, że jak przeszedł na emeryturę to jakby przeżył rozczarowanie. Całe życie pracował na kierowniczym stanowisku, był niezastąpiony. Mówiłam mu, że jego życie straciło sens, bo już teraz nie musi rano wstawać do pracy, nie musi się z nikim spierać, za nikogo odpowiadać. To takie zagubienie i szukanie nowego sensu życia. Oczywiście mówił, że wcale tak się nie czuje. To po co jeszcze przez pół roku jeździł do starej pracy? Myślał, że jeszcze go potrzebują? Na jego miejsce przyszedł inny człowiek. Nie jest głupi, więc zaczął nad tym myśleć i szybko znalazł sobie nowe zajęcia. Odpuścił i pogodził się z upływającym czasem. Choroba minęła, wszystko wróciło do normy.


Do czasu.


 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz