Byłam
dzisiaj umówiona na 14. Ale wcześniej musiałam zajrzeć do
rodziców. Wypiliśmy po butelce Portera, oczywiście za zdrowie.
Potem prawie frunęłam do domu i byłam pół godziny przed czasem.
Gdy minęła umówiona godzina to zaczęłam się denerwować i
chodzić. Zbierały się ciemne chmury. Nic nowego, wczoraj też były
chmury, potem wiatr, a na końcu ulewny deszcz.
Od
kilku dni gołębie rozbijają się o moje szyby. Przecież błyszczą
się w słońcu, więc wiadomo, że tam się nie leci. Gołębie
zostawiają brudny ślad na szybach, ale nie było spektakularnych
kształtów, jak kiedyś.
Dzisiaj
zauważyłam na szybie wewnętrznej niby motyla, czyli ćmę. Nie
zapraszałam jej.
Wpadła
i sobie siedzi w słońcu. Wczorajszy deszcz zostawił na szybie
krople kurzu.
Poszłam
do kuchni. Czarne chmury sobie poszły, wiatru nie było, ani
grzmotów i błysków. Zaczął padać deszcz, intensywny. Ciągle
zerkałam czy przyjechał samochód. Stałam i się zapatrzyłam na
drzewo. Na wiosnę było tam gniazdo, ale potem w jakiś sposób
wylądowało na ziemi. Gdy tak patrzyłam usłyszałam trzask i
zobaczyłam jak gałąź oderwała się i upadła na chodnik
tarasując wejście do klatki. Na moich oczach, jak w przedstawieniu.
Była
godzina 14:50.
Dziwne,
bo nie było żadnego podmuchu, ani uderzenia piorunem. Widocznie
było spróchniałe i nasiąknęło wczorajszym deszczem. Dobrze, że
nikogo nie było na chodniku. Marne szanse na ucieczkę.
O
godzinie 15:03 już byli strażacy. Przyjechali na sygnale. Dwóch
piłowało gałęzie, a 3 przenosiło je na trawnik.
O
15:08 skończyli pracę, wcale się nie śpiesząc, a o 15:10 pojechali dalej.
Lubię
patrzeć jak ludzie dobrze wykonują swoją pracę. Robią to pewnie
setki razy, ale to czysta przyjemność zobaczyć to na własne oczy.
Jaki
człowiek jest mały i bezradny wobec natury. Nie potrafi ujarzmić
sił przyrody, może tylko usuwać skutki bałaganu. Nie potrafi zatrzymać deszczu, nie panuje nad piorunami, osuwiskami, czy huraganami. Żyjemy tysiące lat, a o działaniu natury nic nie wiemy.
Co
roku przycinane są gałęzie, ale ci ludzie bawią się w
konstruktorów bonzai. Nadają taki kształt drzewom, że gałęzie
rosną w poziomie, a potem upadają na samochody lub na ludzi. Nikt
nie sprawdza jakości ich pracy. Duża różnica w wykonywaniu swoich obowiązków.
Gość
w końcu przyjechał 1,5 godziny po czasie. To przez trudne warunki
drogowe, więc nic nie mówiłam. Życie jest najważniejsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz