09/05/2019

Wolność chlebowa

W ostatni dzień przed majowym weekendem spotkałam sąsiada. Powiedział, że o godz. 13 nie było już chleba w piekarni. To niebywałe, bo przecież chleb jest zawsze, o każdej godzinie. Musiał iść do jakiegoś marketu po pieczywo mrożone, które jak wiadomo nie przetrwa 2 dni. Czyżby ludzie aż tak dużo kupili tego chleba, że zniknął? Nie będę mu mówiła, żeby sobie upiekł, bo on nie widzi takiej potrzeby. Ludzie wola narzekać i utyskiwać niż rozwiązywać problemy.
Pozwoliłam innemu człowiekowi być innym i nie pomagam nieproszona. I tak ma być. Wystarczy tylko robić co należy i nie krzywdzić ludzi. To nie znaczy „róbta co chceta”, bo to złe. Ludzkość zginie jeśli będzie tolerowała przemoc. Modne stało się dowalanie każdemu kto myśli inaczej. A wystarczy nie reagować. Jak z tym marszem równości, który niedawno obserwowałam. Akurat tam gdzie stałam nikogo nie było. Brak było energii. Śmieszna nazwa takich marszów. Czy oni chcą żeby walec wyrównał wszystkich ludzi na ich obraz? O jaką to równość chodzi.? Niech sobie maszerują i się obnażają, ale bez widowni. Omijać wahadła, nie karmić.
Niestety zwykły człowiek niewiele może zrobić, ale może nie szkodzić i zawsze pomagać. Jakiś czas temu uruchomiłam skrypt – ujawnienie wszystkich pedofili na ziemi. I to się dzieje. Powoli. Nie można żądać dla nich kary, bo oni są upośledzeni, mają jakieś ubytki w mózgu. Ich nie boli krzywda drugiego człowieka, nie odczuwają wyrzutów sumienia, nie mają pokory, uważają, że wszystko ujdzie im na sucho. Uważam, że jak wszystko wyjdzie na jaw, to część ludzi się od nich odsunie, na ich cierpienie nie ma co liczyć. Nie ma karmy, ale ich dzieci i wnuki będą za to płacić. Skrzywdzenie seksualne dziecka powoduje, że ma złamane życie, krzywda jest dożywotnia, nie jest łatwo się z tego otrząsnąć. Tym bardziej patrząc, że inni ludzie zawsze stają po stronie oprawców, a nie ofiar. Bo oprawcy są mili, uprzejmi, elokwentni i mają zawsze wytłumaczenie.
Każdy człowiek na ziemi może coś zrobić. Wystarczy, że sobie pomyśli o ujawnieniu oprawców. Myśl ma moc, tworzą się myślokształty i działają.
I pozwalam sobie być sobą. Nie muszę się nikomu przypodobać. Nie muszę udawać, że lubię to co inni, że myślę tak jak inni. Lata praktyki.
Gdy sobie wymyśliłam cel – żyć 120 lat, to świat zaczął mi się kłaniać i podsuwać mi wszystko, żebym ten cel zrealizowała. Zaczęło się od kosmetyków. Część odstawiłam, zmniejszyłam ich ilość używam niewiele. Przerażają mnie blogerki, które co miesiąc denkują tonę kosmetyków. Po co. Przez skórę ta cała chemia dostaje się do organizmu i powoli go zatruwa. Przestały mnie wzruszać choroby. Każdy jest kowalem własnego losu. Ma to na co zapracował.
Dlatego też przestałam jeść sklepowy chleb. Nie jem tego co mi szkodzi. Od 1 listopada nie byłam w piekarni i nie kupiłam chleba. Na tłusty czwartek kupiłam pączki i mam dość na rok.
Ostatnio mówiłam o tym koleżance. Jej córka też piecze chleb, ale sporadycznie. Zapytała mnie skąd wzięłam zakwas? Zakwas to woda z mąką i czas. Po 7 dniach zakwas jest gotowy. Sama uległam stereotypowi, że pieczenie chleba jest trudne. W sieci jest pełno złych przepisów.
Dlatego dostałam maszynę do chleba, żeby samo się robiło. Chleb w smaku zawsze był dobry. Czasem nie wyrastał, czasem był suchy, a przepisy coraz gorsze, żeby zniechęcić. I z mąki pszennej chlebowej typ 750 nie powinno się piec chleba.
Ostatnio piekę chleb pszenno-żytni na zakwasie. Pasuje do wszystkiego i zawsze jest dobry.


Przepis jest łatwy
1,5 szklanki mąki żytniej typ 720
1,5 szklanki mąki pszennej typ 550 (to b.ważne)
1 szklanka zakwasu żytniego (nie mam innego), nieraz daję niepełną.
1 łyżkę miodu (kiedyś dawałam cukier i nie ma różnicy)
1 płaska łyżka soli albo czubata łyżeczka, w zależności jaką mam pod ręką.
2 łyżki ziaren siemienia lnianego
3 łyżki uprażonego słonecznika (czasem zamieniam i daję 3 siemienia i 2 słonecznika)
woda ciepła – mam naszykowane ok. 400-500 ml. Zawsze zostaje. Powinno się dać 300 ml, ale nieraz to za mało, żeby ciasto dobrze wymieszać. Może zakwas jest za gęsty.

W niektórych przepisach mówi się – dowolne ulubione ziarna. Owszem, ale wtedy trzeba zwiększać wodę, bo ziarna inaczej ją chłoną. Ja lubię siemię i mi ten przepis pasuje. Większa ilość mąki spowoduje, że chlebek jeszcze bardziej wyrośnie.

Nie robię już zaczynu. Szkoda czasu. Wszystko mieszam łyżką w misce i wlewam do keksówki 31 cm. Zawsze używam papieru do pieczenia, bo ciasto wyrasta ponad rant i się wylewa. Wstawiam keksówkę do dużej foliówki (od ubrania) i szczelnie zamykam spinaczami. Gdy przykrywałam ściereczką to raz mi wyschło i musiałam zdjąć 1 ściemniałą warstwę. Reklamówki są za małe i przy wyjmowaniu zabierają trochę ciasta. Nie sypię niczym na wierzch.


Piekę 10 minut w 230 st, 10 minut w 200 st. i 30 minut w 180 st. Razem 50 minut. Nie otwieram piekarnika, choć tył mi trochę przypieka. Potem wyjmuję, od razu zdejmuję papier i chlebek stygnie, długo, 3 godziny to minimum.


Potem trzymam chlebek w ręczniku lnianym i w folii. W chlebaku zawsze pojawiała się woda, a potem pleśń, a może to od drożdżowych chlebów.

Niedawno dostałam telefon o przyjeździe gościa. Miałam do wyboru iść do sklepu i kupić chleb dla niego, albo upiec. Wyjęłam zakwas z lodówki. Po 2 godzinach jeszcze był zimny, ale go dokarmiłam. Po 5 godzinach (miało być po 12) zrobiłam ciasto i wlałam do keksówki. Odczekałam 6 godzin i wstawiłam do piekarnika. Na rano chleb był gotowy.
Wiedziałam, że wyjdzie, choć podobno nie powinien. Zakwas w lodówce był 2 tygodnie, bo akurat był post i jedliśmy mało i co innego. A podobno trzyma się tylko tydzień. Zakwas wystarczyło obudzić i dokarmić. I być dobrej myśli. Jakby zakwas wiedział, że ma być dobrze.

Jako dzieci stałyśmy z koleżankami ok. 2 godzin pod piekarnią, żeby kupić chleb na święta. Wtedy jadło się dużo chleba i nikt nie myślał o jego domowym pieczeniu. Od tego byli piekarze. A i chlebek był dobry i długo świeży. Wszystko się zjadało i nikt go nie mroził w lodówce. Teraz ze względów zdrowotnych lepiej upiec samemu. Bo zdrowie jest najważniejsze. I człowiek jest wolny.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz