26/02/2017

Liczenie

Poszłam na zakupy do pobliskiego sklepu spożywczego. Oprócz ekspedientki była też uczennica i to ona mnie obsługiwała. Słabo ogarniała sklep i towary. Ale największy problem był z kasą fiskalną. Gdy towar miał kod to wystarczyło zeskanować. Ale ja kupiłam aromaty do ciast i pani musiała wbić kod ręcznie. Przeprosiłam.


A potem pani podsumowała moje zakupy i zatwierdziła paragon. Wyszło 17,63. Uczennica nie wystukała ile dostała kasy i ile powinna wydać reszty. I miała problem z liczeniem. Dałam 20 zł. A ona wydaje mi 10 zł i szuka drobnych. Ekspedientka natychmiast zabrała 10 zł i mówi, że to za dużo. Tamta się zestresowała. No to ja dałam im 63 grosze i powiedziałam, żeby mi wydała 3 złote i będzie dobrze. Co za ulga, uczennica odetchnęła i uwierzyła mi.


Ja uczyłam się odejmowania i dodawania w słupkach. I do dziś umiem. To naprawdę jest proste. Liczę to w pamięci.



Gdy opowiadałam o tym znajomej, to mi powiedziała, że jej córka też nie umie dodawać i odejmować. Chodzi do podstawówki, ale nie wiem do której klasy. Czego teraz uczą w szkole? Przecież dodawanie i odejmowanie to podstawa. A jak się bateria wyczerpie w kalkulatorze albo zabraknie prądu? Gdy nie ma prądu zamykają sklepy, bo nie można rejestrować sprzedaży na kasie fiskalnej. A gdy blackout będzie trwał tydzień? To nie będziemy jeść.


 


Niedawno dostałam fakturę, którą ktoś wystawił w imieniu mojego klienta. Wypisał ją ręcznie. Od wartości netto policzył ok. 23,2% vat-u. A wartość brutto, czyli netto+VAT wziął z Księżyca. Nic się nie zgadzało. Trzydziestoparolatek nie umie ani mnożyć, ani dodawać. To nie dziecko, które uczy się liczenia. Od podstawówki upłynęło mu 15 lat. Nie można się tłumaczyć, że ktoś nie lubi matematyki. Bo ile ma dostać pieniędzy z pracy to każdy wie (za mało).


 


Wczoraj rano zadzwoniła pani. Spytała czy czekam na przesyłkę. Dopiero zamówiłam, a już w drodze ;) Powiedziała, że kurier ma mi ją dostarczyć między 12 a 14. Ale nie może na niego liczyć, bo ma dużo zwrotów i ona za to obrywa. Prosiła o telefon gdyby do mnie nie dotarł. O godz. 13:03 powiedziałam na głos: ciekawe kiedy przyjedzie kurier? I w tej sekundzie rozległ się dzwonek domofonu. Oczywiście to był kurier i paczkę dostałam. N. powiedziała, że ja to mam farta. Kochana, to nie fart, ja tak po prostu mam, to część mojego życie. Mówisz – masz. ;)


Kupiłam piłki do żonglowania, bo mandarynki trzeba jeść, a nie podrzucać.




Czy jesteś w stanie policzyć faworki, które dzisiaj dostałam?



Jest ich 58. Ale po co liczyć, trzeba jeść.


Czy liczenie w życiu się przydaje?


Czasem na innych nie można liczyć. Licz tylko na siebie.


 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz