02/02/2015

Tydzień z frailingiem

Bardzo mądry człowiek Jiddu Krishnamurti powiedział, że „poczucie oddzielenia od podłoża duchowego sprawia, że człowiek Zachodu bardziej ufa słowu niż rzeczywistemu doświadczeniu.”

Ja należę raczej do ludzi pomiędzy wschodem a zachodem i żeby uwierzyć w coś muszę to sprawdzić.

Postanowiłam przez tydzień stosować frailing. Po 2 dniach wiedziałam, że to niezbyt dobry pomysł, ale jak się zaprogramuję, to idę do końca. Chyba, że są jakieś obiektywne okoliczności. A tych nie było.

Frailing to wg Transerfingu, technika wpływania na ludzi. Jeśli chcesz coś od kogoś to daj mu to czego on chce, a wtedy on da ci to co ty chcesz, a z czego zrezygnowałeś.

Trywialny przykład z pracy: Szef mówi ci, że ładnie dziś wyglądasz, masz świetną fryzurę, a ostatnio bardzo dobrze ci idzie w pracy, i jeszcze pyta o rodzinę, dzieci … co akurat pasuje. Pracownik zrobi wszystko co szef zechce, bo poczuł się doceniony i ważny. To cała tajemnica. Szefowie w korporacjach są tak właśnie szkoleni.

Frail tłumaczy się jako wiotki, cherlawy, a w tym przypadku chodzi raczej o polecenia duszy, a wszystko odbywa się niejawnie, samo.

Frailing to nastrajanie się na parametry drugiego człowieka przez poświęcenie mu swojej uwagi.

Moja mama całe życie to praktykuje i nawet o tym nie wie :) Po prostu jak czegoś chce, to podsuwa ojcu różne myśli, różne rozwiązania, a on zawsze potem robi to co mama sobie zaplanowała. I myśli, że to jego pomysł.  Ojciec jest głową rodziny, a mama szyją.

Ludzie nie chcą być pionkami, chcą być ważni. I ja w minionym tygodniu chciałam wszystkich ludzi, których spotkam dowartościować, żeby poczuli się ważni.Niczego nie oczekiwałam.

Interesowałam się każdym spotkanym człowiekiem, zagadywałam, słuchałam, obserwowałam i starałam się zgadnąć czego im potrzeba. Ale bez nachalności.

Zaczęłam od rodziny. Było łatwo, wystarczyło ogłosić tydzień dobroci i wszystko szło jak po maśle. Zadawałam pytania typu: na co masz ochotę, co byś zjadł, co kupić, a potem wszystko spełnić z uśmiechem. Dobrze, że nie kazano mi iść po coś do piwnicy, bo miałabym problem. Ale od czego są sąsiedzi, tacy nieustraszeni ;)

Do pracy wychodziłam pół godziny wcześniej, gdyby ktoś potrzebował pomocy.Ale pomocy nie potrzebował. Nikt się przede mną nie wpychał do kolejki w sklepie, nie narzucał się w autobusie.

W pracy drukowałam dwa razy to samo, bo ktoś coś zapodział, ale nie udowadniałam swojej racji, robiłam to co ktoś chciał. Jedna pracownica przepraszała mnie, bo miała mi coś przesłać, ale tego nie zrobiła. Dałam jej więcej czasu, bo miała straszne poczucie winy. Nie chciałam jej jeszcze bardziej dołować.

Na poczcie, gdy poszłam po książkę, zobaczyłam zmęczoną panią, która marzyła o pójściu do domu. Więc się nie odzywałam, żeby szybciej mnie obsłużyła. A miałam ochotę obsmarować listonosza, że nie chciało mu się przynieść koperty do domu. Nie umiałam przyśpieszyć czasu, ale jej nie budziłam.

Oczywiście spotkałam kilka osób, które opowiadały mi o swoich chorobach, ale to norma. Dowiedziałam się, że na RZS przepisują środki przeciwbólowe, a nie lekarstwa. Zresztą nie znam się. Powstrzymałam się z powiedzeniem, żeby poluzowali w życiu, bo stawy to sztywne przekonania. Tej pani przydałoby się mniej kontrolowania innych, złamanie kilku zasad, chociaż raz na jakiś czas i stawy „puszczą”. Ale nic nie powiedziałam, bo ona nie oczekiwała rady. Pozwoliłam się po prostu wygadać. Rozmowy z obcymi są fajne i oczyszczające, bo nigdy więcej się nie spotkamy.

Naprawdę szczerze się interesuję sprawami innych. Wiedzą to doskonale moje koleżanki, które zawsze dzwonią w swoich bardzo ważnych sprawach. Tu się nic nie zmieniło, wysłuchałam i przyznałam im rację, jak zwykle.

Dzisiejszy śnieg wyglądał w słońcu brudno przy asfalcie

Dwóm osobom nie mogłam dać tego czego chcieli.

Pierwszą był pan, który chciał mi sprzedać prenumeratę jakiegoś pisma. Zwykle mówię, że dziękuję, miłego dnia, do widzenia. Tym razem nie mogłam. Powiedziałam, że miło mi, że dzwoni, doceniam jego troskę, ale muszę się jeszcze zastanowić i decyzji teraz nie podejmę. Nie mogłam nic więcej zrobić, nie krzywdząc siebie. Za tydzień będzie próbował zadzwonić, ale stało się coś dziwnego. Zepsuł mi się telefon stacjonarny. Mam go ze względu na faks, ale nie mogę teraz go odbierać, bo coś się stało ze słuchawką. Wymieniłam baterie i nic.

Facet się do mnie nie dodzwoni.

Drugą osobą,była pani, która przychodzi co tydzień i donosi na innych. Obmawia ich, mówi nieprawdę. Kiedyś próbowałam zweryfikować jej gadanie, ale okazało się, że ona taka jest, wszystkimi pomiata, skłóca. Nie chciałam jej przyznać racji, ani jej osądzać (przynajmniej wtedy). To tak jakbym chciała płynąć pod prąd. Ja po prostu się nie odzywałam, pozwalałam jej wyrzucić z siebie wszystko co ją boli. Ktoś przyszedł i mnie uratował, a pani wyszła.

Spotkałam dzisiaj przy śmietniku parę biednych ludzi. Przywitałam się z nimi i powiedziałam, że mam dla nich używany czajnik. Jestem nieekologiczna, bo nie wyrzucam elektrośmieci tylko je daję innym. Oddałam im sprawny czajnik, a oni byli bardzo zadowoleni. Dzięki mnie mieli dobry dzień, bo poczuli się ważni :) Uśmiechali się jak odchodziłam. To było moje ostatnie w tym tygodniu doświadczenie.

 Myślałam, że to lot z Londynu do Bangkoku, a to lot z Frankfurtu  do Bangkoku.

Jakie płyną wnioski z tego doświadczenia? Nie można zadowolić wszystkich. Są osoby nadające na innych falach niż my, ale nieraz musimy się z nimi kontaktować.

Nie jestem złotą rybką i nie mogę każdego chwalić i spełniać jego chcenia. Choć na forum huny miałam nick Goldfish:))) To było dawno temu.

 

Zamiast bałwanka znalazłam chleb, którego ptaki nawet nie chcą.

Zachęta jest siłą budującą, a krytyka niszczącą. Jeśli nie możesz nic dobrego powiedzieć, to nie kłóć się, nie udowadniaj swojej racji, po prostu odejdź. Nie biorąc udziału w pyskówkach, mamy lepsze życie.

To co powinno się zdarzyć, zdarza się w swoim czasie.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz