Obudziłam się o 4.58. Przecież nie będę wstawała o tej godzinie. Zasnęłam. Przeniosłam się na jakiś dziedziniec, chyba wyższej uczelni. To był 1 piętrowy ogromny budynek z arkadami, przez które można było wyjść na zewnątrz.
Na dziedzińcu było dużo studentów, naukowców, samych mądrych ludzi (z wyglądu). Ja spotkałam się tam z jakimś naukowcem w czarnym berecie (jak u Kopernika na obrazach). Ale to na pewno były nasze czasy, tylko trochę inne. Nie wiem dlaczego, ale takie odniosłam wrażenie. To nie było nauczanie, a raczej wymiana poglądów, bo ja nie mogłam zrozumieć pewnych rzeczy, a ten wykładowca coś mi cierpliwie tłumaczył. Zastanawiałam się dlaczego w czasach obecnych ludzie nie garną się do wiedzy i wolą robić co im się każe. W dobie internetu, gdzie każdy może samodzielnie nie wychodząc z domu znaleźć odpowiedź na swoje pytanie i to nie jedną. Nie ma żadnych tajemnic, wszystko jest odkryte. Tylko trzeba sięgnąć po to. A ludzie żyją jak zahipnotyzowani i nie chcą wiedzieć niczego. Kiedyś pewna wiedza była zarezerwowana dla królów, kapłanów, tzw. elity. Reszta ludzi o niczym nie wiedziała, bo i skąd. Ludzie nie mieli świadomości, że ich życie może wyglądać inaczej i żyło by się im lepiej, łatwiej. Nie musieliby się zmagać z przeciwnościami losu, bo wiedzieliby do czego są przeznaczeni. I ten wykładowca powiedział, że wiedza jest najważniejsza, bo nie można jej zabrać. To nie wolność jest najważniejsza, bo łatwo można ją zabrać, a wiedzy nie. Owszem można uszkodzić mózg przez dodatki do jedzenia (np. aspartam) i wtedy człowiek nie ma chęci na uczenie się czegoś i jego potrzeby kończą się na podstawowym, bytowym poziomie. Burzyło to mój światopogląd, bo zawsze podziwiałam ludzi, którzy walczą o wolność. Chociaż tracenie życia w tym celu uważałam za błąd. A ten wykładowca powiedział, że wolność to złudzenie. Człowiek myśli, że jest wolny, a naprawdę jest zniewolony. Takie więzienie bez krat. Sam sobie jest strażnikiem i pilnuje siebie, żeby nie wyjść poza ustalone ramy. My rozmawialiśmy, ludzie krążyli po dziedzińcu. Wtedy ktoś podszedł do nas i zagadał do tego naukowca. Kazał mi odejść i wmieszać się w tłum i wyjść przez te arkady. Wydało mi się to zabawne, bo mamy XXI wiek a mam zachowywać się jak spiskowiec i uciekać przed kimś/czymś. Gdy próbowałam dogonić jakąś grupkę studentów zobaczyłam, że nagle wszyscy (ok. 20-30 osób) padają na ziemię. Tak jakby nagle zasnęli. To ja też upadłam, ale byłam przytomna. Zobaczyłam, że wokół mnie pojawiła się jakaś bańka, kula niewidzialna, ale odczuwalna. Taka ochrona. Leżałam i czekałam. Myślałam, że ktoś musiał nas podsłuchiwać, ale dlaczego podsłuchuje się zwykłych ludzi. I po co użyto jakiegoś gazu do uśpienia lub zabicia tylu młodych ludzi. My nic złego nie robiliśmy. Ja tylko chciałam wyjść poza arkady. Niestety nie udało mi się. Leżałam i czekałam aż mnie dobiją, bo nie zasnęłam, kombinowałam co dalej i się obudziłam.
Nie wyszłam poza arkady, czyli ciągle poruszam się z moją wiedzą w określonych ramach, ustalonych przez coś/kogoś.
Spróbuję dokończyć ten sen dzisiaj i wyjść poza ten dziedziniec. Zobaczę co/kto tam jest. Jak mi się uda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz