Stałam
na korytarzu. Hotelu. Odziedziczyłam go i przyjechałam na przegląd
mojej własności. Szłam z menagerem i oglądaliśmy pokoje.
Ciągle natykałam się na ludzi, którzy w nich mieszkali. A nie
powinni, bo nie byli zameldowani. Gdy wchodziłam do pokoje to z
łóżka wstawał jakiś człowiek w bardzo pogniecionej pościeli.
Przez miesiąc pościel tak się nie pogniecie, więc na pewno
mieszkał w moim hotelu bardzo długo. Zwolniłam menagera,
zatrudniłam kolejnego. I znowu oglądałam kolejne pokoje w innych
skrzydłach i znowu było to samo. Przynajmniej jeden pokój na
piętrze był zajęty przez bezdomnego.
Dlaczego
tak się dzieje? Pytałam się w myślach. Dlaczego mam ich
przechowywać w moim hotelu. Uważałam, że wszyscy w hotelu
winni mi są szacunek, bo przecież to ja rządzę. Powinni się mnie
przynajmniej bać.
Hotel
był duży, nieregularny, z setką korytarzy. Musiało upłynąć dużo
czasu zanim we wszystkim się zorientowałam.
Nie
zdążyłam zrobić porządków, bo się obudziłam.
Byłam
wkurzona, że nikt mnie nie słuchał, że nic nie odbywało się tak
jakbym chciała.
Zdziwił
mnie ten sen. Jakbym to nie była ja. Nie jestem przywiązana do
moich rzeczy, do niczego. A we śnie to właśnie było
najważniejsze. Posiadanie. Wybitnie mi obce uczucie.
Dziwi
mnie też każdy początek snu. Jakbym wchodziła w czyjeś ciało w
pewnym momencie życia poprzedniej osoby. Jak w filmie. Raz wcielasz
się w jedną, a raz w drugą osobę. To bardzo ciekawe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz