07/11/2018

Projekcja

Kilka dni temu oglądałam serial Stacja Berlin. Kiedyś oglądałam pierwszą serię, a teraz drugą. Nawet nie wiedziałam, że coś tam dokręcili. Jak to dobrze, że można oglądać ciekawe seriale kiedy się chce. To współczesny serial szpiegowski. Lubię takie filmy. Nie zdziwiły mnie tajne więzienia w naszym kraju, albo wydalanie „dyplomatów” gdy coś się dzieje. Wiadomo, że lepiej mieć agentów w jednym miejscu i pod obserwacją.


Ostatnio zdałam sobie sprawę, że nikt z rodziny i znajomych nie lubi tego co ja. Oglądałam nieciekawe rzeczy, bo inni na nie patrzyli. A teraz dość. Nie mam nawet z kim o tym pogadać. Może zapiszę się do jakiegoś klubu dyskusyjnego ;)


Kto lubi Bourne'a i takie klimaty to polecam. Ciekawe, że w Berlinie umiejscowiony jest kolejny serial, który oglądałam (Odpowiednik- Counterpart). Co w tym mieście jest takiego, że ciągnie tam cała ludzkość ze wszystkich kontynentów? Czy chcą przejść do innego wymiaru, w którym będzie lepiej/gorzej?


No więc zainspirowana szpiegami postanowiłam sprawdzić, czy ktoś wchodzi do mojego mieszkania pod moją nieobecność. Drzwi do przedpokoju przymknęłam i postawiłam grubą zapałkę. Szpara była niewielka, taka na moją małą dłoń. Zapałkę wsadziłam w szparę między klepkami parkietu, była stabilna. Mogła się przewrócić tylko po otwarciu drzwi. To miało być zabawne, żeby mieć co opowiadać wnukom ;) Wróciłam po prawie 2 godzinach i otworzyłam drzwi wejściowe. Drzwi z przedpokoju były otwarte do połowy, a zapałka leżała sobie na podłodze w sporym oddaleniu. Trochę mnie to zdziwiło, a właściwie to byłam zszokowana, bo myśl, że ktoś wchodzi do mojego mieszkania w biały dzień była śmieszna. Niby po co. Nic nie zginęło, przynajmniej na wierzchu. Nie sprawdzałam w szafach. Jak to możliwe, że drzwi były otwarte inaczej niż zostawiłam. Nie było trzęsienia ziemi, ani wyczuwalnych ruchów tektonicznych. Fakt, że dwa piętra wyżej mieszkają ludzie ze wschodu, może wzbudzać niepokój.



Kolejnego dnia zrobiłam to samo, ale zrobiłam fotkę. Gdy wróciłam do domu, drzwi były na swoim miejscu, jak na fotce, ale zapałka znowu leżała. Dzisiaj to samo. Zapałka nie miała prawa upaść od podmuchu wiatru. Niemożliwe, a jednak to się dzieje.


Powinnam teraz wpaść w paranoję, oglądać się za siebie i nieustannie być czujną, nie spać, nie jeść. Takie nakręcanie się nie jest w moim stylu, jestem typem zadaniowym. Rodzący się strach trzeba oswoić. Kiedyś zagrażała mi podła Ukrainka. Nie mogłam żyć w strachu przed nią i jej kompanami, więc poszłam na krav magę. Wszystko rozeszło się po kościach, ale nabyłam pewności siebie i do dzisiaj mam refleks. Ukrainka odeszła w niebyt. Muszę się dowiedzieć jak to się dzieje, bo wytłumaczenie na pewno jakieś jest.


Ludzie zupełnie nie panują nad swoim strachem. Mój ojciec zanim poszedł na pierwszą operację raka to uporządkował wszystkie sprawy materialne, napisał pełnomocnictwa i wydał wszelkie dyspozycje. Na operację poszedł wyluzowany, bo można umrzeć w każdej chwili. Żyje już 16 lat od tamtego momentu. A ludzie mówią, że walczą z chorobą, zamiast ją zaakceptować i pożegnać się z życiem. Wtedy wracają i mają się dobrze. Z niczym nie walczą, nie nadają temu ważności, nadmiernego potencjału.


Wczoraj zadzwoniłam do przyjaciółki, bo przez imprezy nie miałam czasu pogadać o różnych ciekawych rzeczach. A ona mi mówi, że jej szwagier idzie do szpitala na operację. Tylko, że jego zżera strach. Boi się zaziębić, nie chce, żeby ktoś do niego przychodził z zarazkami. Kiedyś był mądrym wykładowcą na uczelni, który nigdy nie chorował, a teraz jest strachliwym upierdliwym dzieckiem. Może nie wie jak się zachować w takiej sytuacji, stąd ten strach. Nie da się nikomu przetłumaczyć, bo przecież jest się czego bać. Takie nastawienie pacjenta jest niekorzystne. Każdy lekarz miał taką sytuację, że wszystko było przygotowane, operacja się udała, a pacjent zszedł. A to wszystko przez strach. Pozytywny pacjent to połowa sukcesu. Jeśli można żyć to po co umierać.


Chyba kupię kamerę, żeby zobaczyć, w którym momencie ta zapałka upada. Zwierząt nie mam, a osoby, które mają klucze na pewno u mnie nie były. Mogłyby zaczekać. Po co agenci mieliby przychodzić do domu zwykłego człowieka. Nie zabrali nic, a może coś zostawili ;)


Ciekawe zjawisko socjologiczne. Czy można atmosferę z filmu przenieść na realne życie? Przecież życie to nie film. A może ;) To tylko moja projekcja. Skoro mogę zmieniać dowolnie pogodę, to mogę tworzyć cokolwiek. A może ja gram w jakimś filmie, ale jeszcze o tym nie wiem ;)))


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz