09/12/2014

Ziemski teatr

Obudziłam się jak było ciemno. W ułamku sekundy, zanim otworzyłam oczy wiedziałam gdzie moja świadomość była w nocy i co robiła … Czas był nieliniowy, wszystko wydarzało się w tej samej sekundzie. Jednocześnie nierealne i jak najbardziej realne.

Udało mi się być świadomym przejścia świadomości między światami. Po prostu ją na tym przyłapałam.

Zastanawiałam się już kiedyś nad tym co robi świadomość gdy opuszcza ciało np. w czasie snu, w czasie upojenia alkoholowego (gdy film się urywa), w czasie narkozy, w czasie odlotu po narkotykach. Świadomości oczywiście nie ma w ciele, ale jest na tyle blisko, że w ułamku sekundy może do niego wrócić.

Tego samego doświadczył Adam Mickiewicz, tylko się domyślam. Pisał w Stepach Akermańskich: „Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu ...” Dokładnie tak było, świadomość po prostu płynnie popłynęła do oceanu wszechświadomości. Ocean to nie była woda, tylko wielka masa wibrujących świadomości, połączonych wzajemnie.

W niedzielę straciłam głos. Tak to jest jak się wychodzi na balkon po kąpieli, trzeba za to zapłacić. I we śnie poleciałam się uleczyć. Wiele świadomości podczas snu łączy się z wszechoceanem. Następuje wymiana energii, kto potrzebuje uleczenia to się leczy, kto potrzebuje wiedzy to ją dostaje. Wielu artystów „dostaje” we śnie gotowe dzieła muzyczne, literackie itp. O tym się mówi i nie są to jakieś duchy i zło, tylko wszechświadomość. Wszystko tam jest zapisane, co było, jest i będzie, w każdym wariancie. Wystarczy tylko zachcieć tego, wg zasady mówisz – masz.


Gdy już wracałam z tego oceanu to widziałam dużo osób, które zmarły, a ja je znałam. One nie miały ciał, one wibrowały w konkretny sposób, po którym je poznałam. Sama byłam wibracją i doskonale widziałam te inne wibracje. Gdzieś daleko majaczyły jakieś postacie, trochę fizyczne, ale były bardzo daleko i nie wibrowały jak ja. Przypomniała mi się Teozofia Rudolfa Steinera. Opisywał on jak dusza po śmierci przechodzi przez różne światy, jak odpadają przywiązania materialne itd. Im kto bardziej przywiązany do materii tym dłużej tam siedzi i wibruje wolniutko na szaroburo. Gdy nauczy się odrzucić cały majątek to pójdzie dalej i może trafi do tej masy wszechświadomości. Tylko ja nie umarłam. Widziałam znane mi świadomości osób zmarłych. To, że nie miały ciał było ciekawe, zupełnie mi to nie przeszkadzało w ich identyfikacji. Odeszły niedawno i widocznie miały jeszcze coś do załatwienia. Choć absolutnie nie mogły ingerować w ziemskie życie. To jest niemożliwe właśnie ze względu na wibracje. Jeśli myślisz, że ktoś z zaświatów czuwa nad tobą, to jesteś w błędzie, to tylko twoje pobożne życzenia. Oni mają co innego do roboty niż mieszać się w lepkie sprawy.

To jak z operacjami plastycznymi. Gdy znamy kogoś od zawsze i widzimy jak robi z siebie potwora, to widzimy tylko powłokę, a w środku jest ciągle ta sama osoba. Jak z Donatellą Versace.

Dziwne, ale jest tam spokój i jest on bardzo pociągający. Nie chce się opuszczać tamtych terenów. Tyle się naczytałam o złych duszach, które niewolą ludzi poprzez chanellingi.

Zrozumiałam dlaczego mnie to nie dotyczy. Te dusze lgną do tych, którzy dadzą im ciało materialne. Gdy ktoś ceni sobie materię, gromadzi jej niewiarygodne ilości, często ze strachu, że mu czegoś zabraknie, to zaczyna inaczej wibrować. Właściwie nie ma tam żadnej wibracji, jest tylko lepkość i ciężkość, a to nie pozwala na oderwanie się od ziemi. I takie osoby są podatne na wpływy.

Dla mnie materia jest ważna, bo w końcu bez niej nie jest możliwe życie, ale nie jestem do tego przywiązana. Po prostu mi zwisa i powiewa. Nie dam się zagonić do wyścigu po złote runo ;)

Szkoda, że tylko we śnie mogę tak wibrować. To jest niebywale fantastycznie nieziemskie. Nie umiem znaleźć odpowiednich słów, żeby opisać uczucie, którego doświadczyłam. Ten świat poza jest fascynujący, rozumiem, że ktoś kto tego doświadczył mógłby popełnić samobójstwo, żeby się w nim szybciej znaleźć. Tylko czy na pewno tam by się znalazł?

Gdy wibrowałam w tym oceanie, to starałam się ukryć niżej i głębiej. Jednak „ktoś” o mnie pamiętał, że tam nie pasuję teraz i „wyciągnął” mnie stamtąd. Leżałam sobie jak w spa, a tu wchodzi ktoś i mówi, że czas opłacony minął i pora opuścić lokal. Tak było. Ociągałam się, więc dostałam kopa i usłyszałam, że mam „wracać i robić swoje”. Moja natura buntownika od razu zakwestionowała to zdanie. Jak to, ja mam robić coś ustalonego przez kogoś-coś. Myślałam, że mogę robić wszystko co zechcę. Przecież to ja tworzę swoją rzeczywistość. I dzieje się to co chcę. Wychodzą na jaw gwałty popełniane przez szanowane osoby i w końcu ujrzą światło dzienne dokumenty o torturach w tajnych więzieniach w Polsce. Sprawcy nie muszą umierać w męczarniach, wystarczy tylko wyciągnąć to na światło dzienne. Czy Cosby marzył jako dziecko o gwałceniu młodych kobiet? Może tak, może nie. Wystarczy, że ktoś mi pomoże i też zechce to samo. I ludzie zaczną szanować siebie nawzajem, a nie torturować i zabijać. Tak będzie. Jeśli czekasz na wojnę to musisz poszukać sobie innego świata.

I tak wróciłam na kopach, aby odegrać zaplanowany dla mnie spektakl. Wolna wola jest przereklamowana. Potwierdziło się, że to nie ja sama wybrałam sobie tą ścieżkę życia. To mnie ktoś umoczył w to życie. Przy najmniejszej próbie wyrwania się ze schematu, zostanę wsadzona w ustalone tryby. Coś mam jeszcze do wykonania i muszę to robić. A jak nie, to naprostuje mnie los, czasem delikatnie, czasem boleśnie.

Wszyscy gramy ustalone dla nas role, a często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Bez nas ten ziemski teatr przestałby istnieć.

Nie narzekam, ale gdybym miała wybór to zdecydowanie wybrałabym cieplejszy klimat ;)

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz