12/07/2017

Sen z napadem i śniegiem

Muszę uważać co oglądam przed snem.


 


Byłam w jakimś sklepie – butiku. Stałam na środku, bo nie było lady. Pełno półek wokół i lekki półmrok. Ktoś wszedł i kierował się w moją stronę. Gdy był blisko mnie rozpoznałam w nim kogoś podobnego do Johna Travolty. Naprawdę ;)


Wiedziałam, że chce mi zrobić krzywdę. Podszedł bardzo blisko. Zauważyłam, że nie ma noża ani pistoletu i mi ulżyło. Zaciekawiło mnie jak mnie zabije. Może sobie poradzę. Chciał mnie chwycić za gardło, a ja już kombinowałam jakiś unik z krav magi. Wiedziałam, że sobie dam radę. I w tej chwili do sklepu wpadł jakiś koleś, a za nim uzbrojeni i zamaskowani ludzie z sił specjalnych. Powalili Travoltę na ziemię, zakuli w kajdanki i wyszli. Powiedziano mi, że to była pułapka, a ja byłam przynętą. Tylko nic mi nikt nie powiedział. Nikt mnie nie przeprosił, bo przecież nic mi się nie stało. Wszystko było pod kontrolą. Okazało się to był groźny przestępca i wszystkim ulżyło, że już siedzi.


Potem jeszcze musiałam udzielić paru wywiadów i kilka razy opowiadać co się wydarzyło.


Nareszcie mogłam pójść do domu. Z mamą i siostrą poszłyśmy do sklepu. Nic nie kupiłyśmy. Wracałyśmy szeroką ulicą. Było ślisko, śnieg był udeptany. A my trzymałyśmy się za ręce, mama w środku, ja po jej lewej stronie, siostra po prawej. Rozpędzałyśmy się i ślizgałyśmy się po tej ulicy. Było super. Nie wiem jak nam się udało równocześnie ślizgać w jednym rytmie. Było fajnie. O napadzie zapomniałam.


 


Obudziłam się. Było widno. Od razu zachciało mi się śmiać. Bo wczoraj wieczorem, gdy gasiłam telewizor to właśnie leciał film z Johnem Travoltą Punisher. I mnie się przyśniła dokładnie ta scena z filmu. Dobrze, że nie puszczali zwierzęcej kreskówki, bo co wtedy by mi się przyśniło ;) Tylko, że ja przeżyłam.





Nie mam wytłumaczenia na ten śnieg.


W ciągu dnia nic specjalnego się nie wydarzyło. Uciekł mi autobus, bo komunikacja jeździ jak chce. Do pracy dojechałam 2 tramwajami i 4 autobusami. Spóźniłam się tylko 10 minut. Zapomniałam jednego telefonu, którego używam jako radia. Było cicho.


Nie zdarza mi się to. Rozśmieszyło mnie to, bo to ewidentnie „wina” snu. Tak miało być.


Wieczorem wysypałam na podłogę pół puszki groszku. Wyrzuciłam. W sałatce było mniej.


Samo życie. Nikt mnie nie napadł w realu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz