16/07/2020

Dziwaczny dzień

Wczoraj miałam tylko jedno spotkanie w centrum. Nie wiadomo dlaczego wyszłam 20 minut wcześniej. Jechałam tramwajem. W pewnej chwili się zatrzymał, bo doszło do stłuczki. Taksówka nadziała się na auto jadące przed nim. Oba samochody stanęły akurat na torach. Musiałam iść na piechotę 3 przystanki, czyli 1,29 km. I wtedy zobaczyłam dom, w którym moja rodzina dawno temu mieszkała.


To był pierwszy dom, który moi rodzice dostali od miasta. To mieszkanie bez wygód na I piętrze. Dwa okna na ulicę i dwa na podwórko (zarośnięte), a właściwie na ogród. Wtedy wydawał mi się ogromy. Teraz jest wiata śmietnikowa. Mieszkaliśmy tam kilka lat. Ja od 3 do 8 roku życia, gdy przyjechałam z Chorzowa. Już wtedy byłam bita przez ojca. Nie mogłam sobie przypomnieć kiedy to się zaczęło, a jeden rzut oka na dom i sobie przypomniałam.
Okolica szemrana, mieszkanie bez toalety i łazienki. Pamiętam jak w kamienicy naprzeciwko zmarła cała rodzina po kolacji z grzybami, które sami zebrali. Też chciałam umrzeć.
Oczywiście spotkanie z klientem odbyło się o czasie. Niepotrzebnie chciałam być wcześniej. Wszystko się wyrównało.
Dzień był parny i słoneczny. Pracowite bąki obrabiały moją lawendę. Piękny widok.


Potem znów praca. Musiałam się odnieść do pisma.
ZUS wysyła teraz decyzje, że składki za kwiecień nie będą umarzane, bo „należności za kwiecień 2020r. zostały opłacone w dn. 16.03.2020r. i 15.04.2020r.” To bełkot, żeby nie umarzać. Nie można składek za kwiecień płacić w marcu, bo nie wiadomo ile wyniosą. Składki płaci się po miesiącu, czyli za kwiecień płaci się do 15 maja. Skoro tak, to może klient zapłacił składki za listopad, albo grudzień. Wszystko jest możliwe.
Ale co tam. Ważne, że kolejny raz robi się remont jednego z zusowskich pałaców w moim mieście. Za moje pieniądze.
Pomoc państwa w trudnych sytuacjach jest iluzją. Nie wierz w obiecanki tv.
Najpierw państwo pozbawia ludzi pracy, a potem udaje, że pomaga.
Musiałam odreagować i nie rzucać inwektywami. Spojrzałam przez okno i widzę kotka, który patrzy na mnie. To drugie piętro i koty nie chodzą po drzewach.


Ledwo zdążyłam zrobić fotkę, a kocur już schodził po gałęziach na dół. Przedziwne. To naprawdę było wysoko dla kotka. Przypomniało mi się, że koty jak już wejdą na drzewo to nie mogą z niego zejść. Ten był inny, zaradny. Po prostu wszedł na szczyt drzewa, pooglądał sobie okolicę, zajrzał do mnie i mnie rozbawił.
A dzisiaj czytam na tmz o kotku, który nie mógł zejść samodzielnie z drzewa i przykleił się do nogi wybawiciela. Czyli to norma.


Nie czytam już pudelka, bo kojarzy mi się z branżą porno, nic ciekawego.

I kolejny bąk na łowach. Podeszłam bardzo blisko, żeby było wyraźniej.


Piękny widok nigdy mnie nie dziwi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz