Wczoraj miałam tylko
jedno spotkanie w centrum. Nie wiadomo dlaczego wyszłam 20 minut
wcześniej. Jechałam tramwajem. W pewnej chwili się zatrzymał, bo
doszło do stłuczki. Taksówka nadziała się na auto jadące przed
nim. Oba samochody stanęły akurat na torach. Musiałam iść na
piechotę 3 przystanki, czyli 1,29 km. I wtedy zobaczyłam dom, w
którym moja rodzina dawno temu mieszkała.
To był pierwszy dom,
który moi rodzice dostali od miasta. To mieszkanie bez wygód na I
piętrze. Dwa okna na ulicę i dwa na podwórko (zarośnięte), a właściwie na
ogród. Wtedy wydawał mi się ogromy. Teraz jest wiata śmietnikowa.
Mieszkaliśmy tam kilka lat. Ja od 3 do 8 roku życia, gdy
przyjechałam z Chorzowa. Już wtedy byłam bita przez ojca. Nie
mogłam sobie przypomnieć kiedy to się zaczęło, a jeden rzut oka
na dom i sobie przypomniałam.
Okolica szemrana,
mieszkanie bez toalety i łazienki. Pamiętam jak w kamienicy
naprzeciwko zmarła cała rodzina po kolacji z grzybami, które sami
zebrali. Też chciałam umrzeć.
Oczywiście spotkanie
z klientem odbyło się o czasie. Niepotrzebnie chciałam być wcześniej. Wszystko się wyrównało.
Dzień był parny i
słoneczny. Pracowite bąki obrabiały moją lawendę. Piękny widok.
Potem znów praca.
Musiałam się odnieść do pisma.
ZUS wysyła teraz
decyzje, że składki za kwiecień nie będą umarzane, bo
„należności za kwiecień 2020r. zostały opłacone w dn.
16.03.2020r. i 15.04.2020r.” To bełkot, żeby nie umarzać. Nie
można składek za kwiecień płacić w marcu, bo nie wiadomo ile
wyniosą. Składki płaci się po miesiącu, czyli za kwiecień płaci
się do 15 maja. Skoro tak, to może klient zapłacił składki za
listopad, albo grudzień. Wszystko jest możliwe.
Ale co tam. Ważne, że
kolejny raz robi się remont jednego z zusowskich pałaców w moim
mieście. Za moje pieniądze.
Pomoc państwa w
trudnych sytuacjach jest iluzją. Nie wierz w obiecanki tv.
Najpierw państwo
pozbawia ludzi pracy, a potem udaje, że pomaga.
Musiałam odreagować i
nie rzucać inwektywami. Spojrzałam przez okno i widzę kotka, który
patrzy na mnie. To drugie piętro i koty nie chodzą po drzewach.
Ledwo zdążyłam
zrobić fotkę, a kocur już schodził po gałęziach na dół.
Przedziwne. To naprawdę było wysoko dla kotka. Przypomniało mi się, że koty jak już wejdą na drzewo
to nie mogą z niego zejść. Ten był inny, zaradny. Po prostu
wszedł na szczyt drzewa, pooglądał sobie okolicę, zajrzał do mnie
i mnie rozbawił.
A dzisiaj czytam na tmz o kotku, który nie mógł zejść samodzielnie z drzewa i przykleił się do nogi wybawiciela. Czyli to
norma.
Nie czytam już
pudelka, bo kojarzy mi się z branżą porno, nic ciekawego.
I kolejny bąk na
łowach. Podeszłam bardzo blisko, żeby było wyraźniej.
Piękny widok nigdy
mnie nie dziwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz