06/10/2019

Sen o zniknięciu ludzkości

Sen między 4:28 a 8:30 dzisiaj.

Znalazłam się na ulicy. Była pusta. Był półmrok. Poczułam się jak na filmie. Zostałam wrzucona w kadr z jakiegoś filmu, chyba katastroficznego. Nie umiałam odgadnąć kiedy to było. Pomyślałam, że to daleka przeszłość, ale przecież byłam w jakimś mieście. Nie było gołej ziemi, a bruk. Były domy, ale murowane. Ulica szeroka, a w moim mieście takich nie ma. Wszystkie ulice są wąskie, zabudowane. W końcu smog nie bierze się znikąd.
Budynki były wysokie, ale niezamieszkałe. Wszędzie było szaro-buro i ponuro. Nie była to noc, ale niebo było zachmurzone. Nie było chmur, ale jakieś formy z dymu. Ponownie pomyślałam, że jestem w filmie. Było cicho. Nie było ulicznych latarni, które rozświetliłyby półmrok. Z okien domów nie wydobywało się żadne światło, bo nikogo tam nie było. Nie było też żadnej elektryczności.


Stałam na tej szerokiej pustej ulicy. Z lewej strony nadszedł jakiś facet ok. 35-40 lat. Zobaczył mnie i zaczął się zbliżać. Z prawej strony nadeszła młoda kobieta. Zorientowałam się, że jestem ubrana w czerwony płaszcz. Zorientowałam się, że to sen, bo miałam kiedyś taki płaszcz, ale go wyrzuciłam. Szybko się opatrzył. Ta dziewczyna powiedziała, że cieszy się na nasz widok, bo wszyscy jej znajomi zniknęli. Ja też nie mogłam sobie przypomnieć co z moją rodziną i znajomymi. Wszyscy wyparowali. Ta dziewczyna powiedziała, że wszyscy zginęli i zostało niewiele ludzi na świecie. Rozśmieszyło mnie to. Kiedyś ktoś mnie pytał jak bym przetrwała armagedon. A ja mu odpowiedziałam, że nie chcę go przetrwać. Chciałabym zniknąć szybko, bez bólu. Po co mam przeżyć coś strasznego i się błąkać potem. Jestem ostatnią osobą, która by chciała przeżyć, jeść korzonki, palić ognisko i walczyć o życie. Powiedziałam tej dziewczynie, że chyba zaszła jakaś pomyłka, bo przeżyć powinni bardzo młodzi ludzie, żeby rasa ludzka przetrwała. Poczułam się jak nauczyciel od głoszenia mądrości.
Dziwna była ta rozmowa. Jakby każdy z nas badał innych, kim są, czy nas nie zabiją. I ta cisza. W moim mieście nigdy nie jest cicho i ciemno.
Razem postanowiliśmy iść. Nie mieliśmy przy sobie nic, żadnych narzędzi, latarek, jedzenia, ale ogarnął nas optymizm. Nie byliśmy głodni, ani chorzy, ale mieliśmy siłę, żeby szukać innych ocalałych. Nie chciałam sobie przypomnieć co się właściwie stało. Ważna jest przyszłość. Poszliśmy szarą ulicą, w pewnym oddaleniu od siebie. To brak zaufania do obcych. Pojawiła się nadzieja – na lepsze jutro, na spotkanie innych, na nowe życie bez bagażu.

Obudziłam się zdziwiona. Zawsze pierwsza moja myśl po obudzeniu to wdzięczność. A dzisiaj pierwszym odczuciem było zdziwienie, że coś takiego mi się przyśniło. To chyba jakaś pomyłka. Taki sen powinien przyśnić się komuś innemu, a nie mnie.
Nie oglądam filmów katastroficznych, bo mnie śmieszą. Jak np. 2012 rok z Cusackiem, beznadzieja. Zawsze mnie dziwi, że za wszelką cenę ratują polityków, którzy są bezwartościowi - nic nie umieją. Skoro nie wierzę w wielki wybuch to nie będzie wielkiego końca. Nie mieści mi się w głowie, że ludzie mogą zniknąć z tej planety, cokolwiek by się wydarzyło. Chociaż ludzie znikają. Ok. 1/3 mieszkań w okolicznych blokach jest pustych. Komunikacja jest tak ustawiona, że jeździ rzadziej. Więc jest tłok. Przed wakacjami jeździły częściej, a teraz woziłyby powietrze. Ktoś by się też kapnął. Gdyby nie były rozkopane wszystkie ulice, okazałoby się, że jest mało samochodów. A tak są korki, bo wszyscy tłoczą się kilkoma arteriami.
Ten sen był o tyle ciekawy, że w jego trakcie kwestionowałam pewne rzeczy na bieżąco. Naprawdę czułam się jak w filmie. Czy można spać i kwestionować wydarzenia we śnie?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz