14/01/2019

Chleb żytni

Ostatni chleb jaki upiekłam to chleb cynamonowy. Zrobiłam to w zeszłym roku i od tamtej pory nic nie piekłam. Bo chleb był ohydny, obrzydliwy, suchy, niesmaczny, z niczym nie smakował, nawet z samym masłem. Gdy zostawiłam ten chleb dla ptaków, nikt go nie ruszył. Ani ptaki, ani żadne zwierzęta. Ten chleb był dla nich niewidzialny, jak coś nie do jedzenia. Gdy śnieg wszystko zasypał to powinny się na niego rzucić. Lubię słodkie pieczywo, jak chałka, rogale czy żulik, ale ten twór był do niczego.


Miałam takie obrzydzenie, że myślałam o rezygnacji z pieczenia i przeproszenia się z piekarnią. Odkąd piekę w automacie nie kupiłam nic w piekarni. Nie ciągnie mnie. Mam chleb, który smakuje, nie wzdyma, jest treściwy, czasem wystarczy jedna kanapka z dodatkami, żeby się najeść.


Gdy tak się zastanowiłam jaki chleb z piekarni najbardziej mi smakował to chleb żytni na zakwasie.


Więc postanowiłam go zrobić. A co. Nie sądziłam, że jestem do tego zdolna, bo jestem leniwa.


Zaczęłam od robienia zakwasu tuż po nowiu 6 stycznia.



Dzień 1 (6.01) godz. 9 - 2 szklanki mąki żytniej i 1 szklanka wody ciepłej przegotowanej. Użyłam szklanej salaterki, żeby łatwiej się mieszało.


Dzień 2 godz. 9 – zakwas urósł do brzegów salaterki. Czyli ożył :)


Do pół szklanki zakwasu z poprzedniego dnia dodałam 1 szklankę mąki i 1/2 szkl. wody. Kapnęłam się, że wzięłam mąkę żytnią 720 zamiast razowej. Ale nie zmieniałam.


Dzień 3 godz. 9 – to samo co dnia poprzedniego. Zakwas zaczął pachnieć, miał pełno bąbelków.


Potem o godz. 21 znowu to samo.


Dzień 4 godz. 9 i godz. 21 – brałam pół szklanki zakwasu, pół szklanki wody i szklankę mąki.


To samo przez kolejne dni do 11 stycznia godz. 21.


Zakwas stał się aksamitny, żył i pachniał. Postanowiłam upiec już chleb. Ja wiem, że to młody zakwas, ale nie mogłam się doczekać.


Wzięłam 250 g zakwasu (wyszło mi 9 łyżek), 250 g mąki żytniej 2000 i 400 ml wody. Zamieszałam i zostawiłam w dużej misce pod ściereczką na noc przy kaloryferze.


Rano o 9 zaczyn urósł. Dodałam 250 g mąki żytniej 720, 50 ml wody, 2 płaskie łyżeczki soli i zamieszałam. Ciasta było dużo więc wzięłam keksówkę 35 cm. Wlałam ciasto, przykryłam ściereczką i poszłam do sklepu. Budzik nastawiłam na 2 godziny. Gdy budzik zadzwonił byłam w sklepie. Zanim wróciłam do domu minęło 3 godziny. Trudno. Ciasto wyrosło do brzegów keksówki. Włożyłam do piekarnika na 2 półkę, góra dół, na 200 stopni. Chleb miał się piec 1,15 godz., ale po godzinie wyjęłam, bo zaczął się przypalać. Najwyżej się nie dopiecze w środku. Potem chlebek stygł 2 godziny, aż przekroiłam. Pachniał zakwasem, był wilgotny. Nie było zakalca, ani niedopieczenia. Nie da się go pokroić w cienkie kromki, bo skórka jest przypieczona. Nóż po każdej kromce trzeba myć, bo się okleja. Smak jest świetny. Kto by pomyślał, że jestem zdolna upiec chleb i się uda. Dopuszczałam wszystkie możliwości, ale nie skupiałam się na zakalcu, tylko na żyjącym zakwasie. Prawie zaczęłam mówić do niego ;) Po chlebie cynamonowym wszystko będzie lepsze.



Zakwas dokarmiam teraz codziennie o 21 2 łyżkami mąki i 4 łyżkami wody. Przełożyłam do słoika, ale nie rośnie tak dobrze jak w salaterce. Będę piekła kolejne chleby na tym zakwasie, aż go zabraknie. Następny zakwas zrobię prawidłowo z mąki 2000 razowej.


Automat na razie odstawiam, aż zatęsknię, albo zabraknie mi czasu. Strachu nie ma, bo moi domownicy zjedzą zakalcowate ciasta i gumowe kluski. Dlatego wypiek się udał, z maleńkimi przypiekami.


Myślałam, że pieczenie chleba będzie bardziej pracochłonne, a tu wystarczy 3 składniki krótko mieszać łyżką i odstawiać. Nie trzeba przesiewać mąki. Wszystko samo się robi. Budzik ci mówi kiedy masz się ruszyć.


Piekarnia to miejsce, którego w najbliższym i dalszym czasie nie odwiedzę.


Pierwszy chleb w tym roku z piekarnika i taki jadalny sukces :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz