15/04/2021

Sen z wężowym jedzonkiem

Byłam na pustyni. Czerwonej jak planeta Mars, a może jak Wyżyna Kolorado.

Było gorąco, paliło słońce. Był tam też facet w czarnym płaszczu, długim do kostek. Gdy chciałam na niego spojrzeć to oślepiało mnie słońce i widziałam tylko buty i dół płaszcza. Robiłam tak kilkakrotnie, w różnym czasie, ale on tak się ustawiał, że nie mogłam go zobaczyć. Nie wiem czy mnie pilnował, czy był moim przewodnikiem.

Szłam w tym towarzystwie prawie do wieczora. I wtedy on złapał węża, którego znalazł na tej pustyni. Ja widziałam tylko sznurek. Ale co robi wyobraźnia. Wąż został zabity i wrzucony do kotła z wodą. Kocioł podgrzewał się na ognisku. Nie byłam głodna, jak zwykle. Musiałam zjeść kawałek, żeby nie robić przykrości temu „opiekunowi”, czy kim on tam był. Wąż smakował obłędnie. Było to przepyszne białe mięsko, rozpływało się w ustach, syciło jak nic co jadłam wcześniej kiedykolwiek. Czy mięso węża jest białe po ugotowaniu? Co ja właściwie jadłam? Na pustyni nie ma wyboru. Trzeba jeść co dają, lub co się znajdzie.


Obudziłam się najedzona, jakby to była rzeczywistość, a nie sen.


Ciekawe, że fotki z Marsa przypominają miejsca na ziemi. To po czym jeżdżą łaziki? I jakie mają baterie, czy akumulatory, skoro nie ma tam słońca.

NASA rejestruje marsjańskie krajobrazy w Kazachstanie nasa_2018-12-16-19015

Była już tęcza, teraz pora na huragan czy tornado.

Od rana miałam dobry humor.

Moja siostra miała dziś urodziny, a rano wyszła ze szpitala do domu. Tygodniowe badania. Operacja może w czerwcu.

Dzisiejszy dzień pachniał cukierkami. Przez 2 godziny spacerowałam i wszędzie to czułam w powietrzu. Nie mogłam zlokalizować źródła zapachu, a czułam landrynki i pudrówki, przez maskę. Dziwne, że po roku nie nabyłam nawyku zakładania maski. Ciągle zapominam. Muszę kogoś zobaczyć, żeby założyć swoją. Wtedy zastanawiam się po co to robimy, skoro nie ma żadnych naukowych dowodów, że to przed czymkolwiek chroni. Oprócz mandatu. Wtedy wyobrażam sobie decydentów, którzy to wymyślili i to nakazują. Widzę wyraźnie jak mają otwarte, trudno gojące się rany, z cieknącą ropą i śmierdzące na kilometr. Bo oni się boją o własne zdrowie, żeby nikt ich nie zakaził. Znalazłam powód.

Noszę maski szyte, materiałowe, bez żadnym norm i atestów, luźne, żeby było można swobodnie oddychać i rozmawiać. Przestałam nosić telefon, jak nie robię zakupów. W serialu francuskim usłyszałam, że ktoś ma alibi, bo jego telefon był w domu. To raczej telefon ma alibi, a nie człowiek. Nie jesteśmy przywiązani. Nic się nie dzieje, jak nie mam telefonu. Mam zegarek, kartę płatniczą przy sobie. Przestałam liczyć kroki, bo wiem ile zrobię z punktu A do B. Nic mnie nie uzależnia. Chyba tylko dobry humor. Przecież śmiech to zdrowie.

W Teksasie czy na Florydzie nie ma zakazów i nakazów, a ludzie przestali chorować. Skorumpowani eksperci nie znają przyczyny. Strach zniknął. Nie zauważyłam żadnej fali i mutacji. Gdzie ja żyję? Na pustyni. Byłam też na cmentarzy, a tam żadnych nowych grobów, żadnych kopców kwiatów.

Zdrowy człowiek nie wierzy w kłamstwa. Nie ma objawów, nie ma choroby. Trzeba o siebie dbać. Nikt tego za mnie nie zrobi.

Życzę zdrowia fizycznego i psychicznego, wszystkim.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz