15/10/2018

Czas i przestrzeń

Ostatnio coś się dzieje z czasem. Już kiedyś pisałam, że w środę mam poczucie, że jest sobota. Najpierw takie poczucie miałam raz na m-c. Potem już co tydzień. Ostatnio we wtorek mam poczucie, że mamy piątek. Muszę spojrzeć w kalendarz, żeby nie zawalić jakiegoś spotkania czy terminu. Zastanawiałam się skąd takie poczucie. Czasem nagnę czas, żeby szybciej zrobić dużo rzeczy. Ale nie jest to codzienność.



Zachwycając się najbardziej kolorową porą roku wróciłam do eksperymentów. Opisałam jeden taki eksperyment na pierwszym blogu. Byłam pod wrażeniem sprawdziłam i skończyłam z tym. Bo to niczego nie wnosiło do mojego życia.


Miesiąc temu przy zakładaniu biustonosza poczułam na plecach zgrubienie. Tworzył się jakiś pieprzyk czy coś podobnego. Przecież codziennie będę go urażała więc musiałam się go pozbyć. Więc go dotknęłam palcem i powiedziałam w myślach: „żegnam, nic tu po tobie, przeszkadzasz mi, pa pa.” Uśmiałam się, że mówię do nie wiadomo czego. Ale rano gdy się ubierałam po pieprzyku nie było śladu, aż wzięłam lusterko. Potem wysłałam w niebyt krostkę na czole pod grzywką. Zastosowałam dokładnie ten sam schemat. Dotykasz, mówisz i robisz coś innego. Efekt był taki sam. Nie mam śladu. Potem rozzuchwalona chciałam zrobić to samo ze znamieniem na policzku. Nie zadziałało. Czy ja nie chce za dużo naraz?


Praca księgowego jest bardzo urazowa. Ciągle atakują mnie segregatory i kartki. Gdy czegoś szukam to na biurku mam stos dokumentów i o ranę łatwo. Ostatnio przecięłam sobie skórę na palcu lewej ręki. Nic takiego, ale przy myciu rąk mnie szczypało. Gdy pracuję myję ręce nawet 16 razy dziennie, zwłaszcza gdy dotykam paragonów z kas fiskalnych. One zawierają szkodliwa chemię, nie wolno w trakcie takiej pracy jeść, ani dotykać np. oczu. No więc spojrzałam na czerwoną kreskę i pomyślałam, że jej tam nie ma, poszła sobie, zagoiła się, zniknęła, wyparowała. Nie mogłam wrócić do zranienia, bo nie wiedziałam, kiedy to było. Potem zajęłam się swoimi sprawami (tak trzeba – nie nadawać ważności swoim zamiarom). Wieczorem na palcu nie było śladu rany, ani jej samej. Wiadomo, że kiedyś by się zamknęła, ale byłby strupek.


W zeszłym tygodniu było ciepło więc założyłam czółenka na gołe stopy. Po całym dniu chodzenia okazało się, że mam odciski. Dokładnie 4, po jednym na każdej pięcie (zakrwawione pęknięte odciski), i po jednym odcisku na każdym małym palcu. Mogłabym zaplastrować rany i dalej chodzić. Postanowiłam sprawdzić znikanie odcisków. Były już znikające siniaki, znamiona i rany. Spojrzałam na odcisk na prawej stopie i powiedziałam do niego: znikaj, przeszkadzasz mi.


Rano 3 odciski były na „swoim” miejscu, a na prawej stopie zniknął z palca. Te odciski ciągle mam, bo gojenie jest powolne. W końcu codziennie zakładam jakieś buty. Nie próbuję je unicestwić, bo mają już tydzień, są za stare.


Nie robiłam zdjęć. Gdybym uwieczniła moje skaleczenia to może nie mogłyby zniknąć?


Czy to co robię i będę robiła zalicza się do cofania w czasie? Chyba nie, bo przecież podobno nie można. Ja jestem wyznawcą prawa Murphy'ego – gdy coś może się zdarzyć to się zdarzy. To brzmi jak druga zasada Huny – Kala – nie ma rzeczy niemożliwych. Nieważne jak to nazwiemy, ważne, że działa.


Starając się wytłumaczyć moje działania przypomniałam sobie znakomity film – Interstellar. Nikomu ze znajomych on się nie podobał. Ciekawe ;) Bracia Nolan nadają na tych samych falach co ja, uwielbiam ich skróty myślowe i niedopowiedzenia. Konsultantem filmu był astrofizyk Kip Thorne, a więc to nie był bajkowy film. Wiadomo już, że czas inaczej płynie w różnych miejscach, np. w okolicy czarnej dziury, czy na innych planetach. Dlatego możliwe było spotkanie ojca z córką, która była zestarzała się szybciej od niego.



Ta scena bardzo mi się spodobała. Wyobraziłam sobie, że np. ja mogłabym skakać po wymiarach, serfować. Może kiedyś będzie to możliwe. Tylko ludzie musieliby się otworzyć. Każdy chce „skakać w hiperprzestrzeń” ale z całym bagażem fizyczności, musi być ubrany i mieć przy sobie dużo hajsu, żeby w nowym miejscu rządzić ;)


Z nowym – starym zegarkiem nie jest tak różowo. Zapominam go nakręcić prawie co drugi dzień. Zauważyłam też, że spóźnia się minutę na dobę.


Coś jest na rzeczy z czasem skoro politycy chcą zaprzestać manipulowania nim. Akurat teraz?! Człowiek myśli, że gdy przestawi zegarki to i panuje nad czasem. A to tak nie działa. Ludzie już się kłócą jaki ma być czas, letni czy zimowy. Taki iluzoryczny wybór. Odwracanie uwagi, patrz tu a nie tam. Czy na pewno czas biegnie liniowo, od punktu A do B?


Skoro mogę zmieniać maleńkie rzeczy w dopiero co minionej przeszłości to co z przyszłością?


Otóż mam przebłyski pewnych zdarzeń, ale nie mam na to wpływu.


Np. gdy usłyszałam o referendum w sprawie brexitu, to wiedziałam jak się to skończy i wyrobiłam sobie paszport. Znajomi patrzyli na mnie dziwnie, ale ja wie3działam.


W czerwcu wiedziałam, że Trump wygra. Ktoś powie, że to było wiadomo i że to przez Podestę i pizzagate. W dniu wyborów 2 razy przechodziłam obok zakładów buchmacherskich, ale nie wiedziałam ile postawić i zrezygnowałam. Nie byłam zdziwiona kto został prezydentem.


Potem gdy Dylan dostał nagrodę Nobla to powiedziałam, że jej nie odbierze. Na początku długo się nie odzywał, czyli miałam rację. Potem odezwał się i podziękował. No trudno, nie wszystko wiem. Potem na wręczenie nagród nie pojechał, wysłał kogoś innego. Czyli ja miałam rację.


Gdy usłyszałam, że Wodecki trafił do szpitala, to usłyszałam jego głos: jaki jestem zmęczony. Wiedziałam, ze umrze, bo już ma dość pracy. Potem sprawdziłam go, był typowa Ósemką, robił wszystko dla pieniędzy. Tylko po co, miał przecież uznanie i mało nie zarabiał. Okazało się, że grał nawet po 2 koncerty dziennie w oddalonych od siebie miejscach, bo utrzymywał rodzinę, w tym bardzo dorosłe dzieci. Nawet po śmierci jest wykorzystywany.


Gdy obserwowałam pompowanie balona piłki nożnej to powiedziałam do nawiedzonego znajomego: blamaż (lubię określenia jednym słowem). I tak się stało. Nie obchodzi mnie sport i nie ja powiedziałam to w „złą godzinę”. Ja po prostu słyszę pewne rzeczy. A właściwie to efekt pewnych zdarzeń pojawia się w mojej głowie, na trzeźwo, w pełnym słońcu, pomiędzy zwykłą aktywnością. Nie mam wpływu co się pojawi i nie mogę tego planować. Nie znam mapy wydarzeń, a na pewno taka istnieje. Od pewnego momentu pewne rzeczy muszą się wydarzyć i można je „podejrzeć” w jednej z szufladek międzywymiarowego banku wiedzy.


Przestałam się przejmować ludźmi chorymi. Gdy widzę w tv czy internecie jakąś reklamę i prośby o pieniądze, to nie daję, bo wiem, że one nic nie pomogą, człowiek (dziecko) umrze. Nic nie mogę z tym zrobić.


Zaburzenia czasoprzestrzenne są, ale nie wiem czy są inni ludzie, którzy też to dostrzegają właśnie teraz. O przyczynach tego stanu jeszcze nic nie wiem.


Spotykam na ulicy coraz więcej ludzi. Którzy „nie mieszczą” się w swoim ciele. Gdy zobaczyłam to pierwszy raz to pomyślałam, że mam zwidy. Ale teraz coraz więcej ludzi „nie pasuje” do siebie.


To wygląda tak: patrzę na kogoś, na jego ciało, a jego ciało stoi a jego środek (obraz) się porusza. Jak jakieś zakłócenia. Ciężko to wytłumaczyć. To wygląda jakby w ciele „mościł się” duch, który przybiera postać tego ciała. Ten „duch” i ciało wyglądają tak samo. Dotyczy to zwykłych ludzi spotykanych na ulicy. Wiadomo przecież, że wszystko drga. Najszybciej drga Bóg i dlatego nie możemy go zobaczyć. Gdy zaczniesz machać ręką bardzo szybo to nie zobaczysz ręki. Sprawdź.


Normalnie każdy człowiek wibruje tak jak ciało. Czasami jego pole się rozszerza, tak jak


kiedyś (Dzien-z-wampirem) opisałam zdarzenie, gdy pewna kobieta nagle się odwróciła jakby poczuła, że ktoś ją dotknął. Była przede mną ok. 6 m, a ja musiałam nieświadomie ją dotknąć „mentalnym palcem”.


Teraz to zupełnie co innego. Upewnia mnie to, że fizyczność to umowa na to miejsce i czas. Ale wcale tak nie musi być na zawsze. Może dlatego tak ogromną uwagę przykłada się teraz do wyglądu ciała. Odciąga się uwagę do tego co się dzieje z czasem w przestrzeni tego wariantu. :)


Na urodziny, jako dodatek do prezentu dostałam kupon lotka. Powiedziałam wtedy: na pewno szczęśliwy. A potem gdy goście wyszli sprawdziłam numerki. Miałam z tym kłopot, bo nie za bardzo wiedziałam jak to sprawdzić, tyle jest nowych gier. W wyszukiwarce wyszło, że mam 10 zł. I tak było, dostałam prezent z wartością dodaną. Tego nie przewidziałam ;)


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz