04/09/2018

Proza życia

Słyszę nieraz od koleżanek, że mają nudne życie, nic się nie dzieje, rutyna. Chyba za dużo oglądają relacji z życia idealnych ludzi w mediach społecznościowych.


Mnie to akurat mało interesuje, nikogo nie śledzę, więc mam więcej czasu na ciekawsze zajęcia.


Co jakiś czas przyglądam się mojemu zwykłemu dniu, żeby zobaczyć dlaczego mam dobry humor i nieustanne poczucie szczęścia.


Rano wstałam o 7. Rzadkość. Ale na 9 miałam omówienie wyników kontroli w zus. Kiedyś się tym stresowałam, nie spałam po nocach i czekałam na to co ja takiego złego zrobiłam, czekałam na kary, albo więzienie. Odpowiedzialność przechodzi z klienta na mnie, czyli osobę odpowiedzialną. Oczywiście nic z tego co oczekiwałam się nie zdarzało. Czasem trzeba było zrobić jakieś korekty, coś tam dopłacić, albo nie. Może to doświadczenie, ale teraz zupełnie się niczym nie stresuję. Po co. Protokół podpisałam, odebrałam oryginały dokumentów i dowiedziałam się, że spółka ma jakś nadpłatę sprzed lat. Trzeba napisać o rozliczenie konta. Koniec.


A wychodząc z domu pękła mi smyczka do kluczy. Wyrzuciłam ją, bo zepsute rzeczy zabierają energię. Klucze zawsze mam na długiej smyczy, bo wtedy łatwiej je znaleźć w torebce. Mogłabym się zafiksować negatywnie na cały dzień. Niby to zły omen. Tylko po co. Wybieram, czy mam się tym przejmować czy nie.


Nie nakręcałam się, więc kontrola spłynęła po mnie jak po kaczce lub gęsi.



To są gęsi. Białe. Ostatnio byłam u przyjaciółki w jej nowym domu i je spotkałam ;) Blisko miasta.


W tramwaju zagadywała mnie pani, która jest na emeryturze, zmarł jej mąż i ona musi żyć za 800,- A często do niej przyjeżdża niepracujący syn i zabiera wszystko z lodówki. Narzekała na swój los. Usiłowałam zwrócić jej uwagę na to co może robić ze swoim życiem, ale była oporna. Czuła się pokrzywdzona przez los, pracowała w firmie transportowej nawet w soboty i niedziele, a teraz ma głodową emeryturę i znikąd pomocy. Problem w tym, że ona się niczym nie interesuje, nie ma w sobie ciekawości niczego. Narzeka.


Potem na przystanku zobaczyłam staruszkę, która stała, mrużyła oczy i usiłowała zobaczyć numer tramwaju. Bo u nas każdy tramwaj ma bardzo różne rozmiary numerów, każdy jest inny. Dla staruszków to problem. Przechodząc obok niej powiedziałam, że to trójka. Pani oderwała wzrok i uśmiechnęła się. Dlaczego ludzie nie umieją prosić o pomoc?


A ja lubię zauważać takie sytuacje i robić drobne przysługi. Trenuję uważność.


Potem załatwiałam zwykłe sprawy u klientów. Na luzie, bo dopiero początek miesiąca.


Zadzwonił telefon gdy jechałam autobusem. To z urzędu skarbowego w sprawie kwietniowych deklaracji. Nie mogłam rozmawiać nie mając dokumentów. Powiedziałam, że oddzwonię.


Jak to dobrze, że są telefony i wszystko można załatwić. Oddzwoniłam. Okazało się, że ten sam plik jpk puściłam 2 razy i system tego nie rozumie i liczy podwójnie. Wysłałam kolejny taki sam plik jako korekta. Sprawa załatwiona.


Miałam czas spojrzeć w niebo.



Godzina 10.38 i mam słońce i księżyc na jednym niebie. Ciągle nie rozumiem co przysłania księżyc, że nie jest okrągły. Próbowałam kiedyś zrobić model, ale mi nie wyszło.


A po godzinie z innego urzędu dzwoni pani i mówi, że plik jpk nie zgadza się z deklaracją w innej spółce. Gdy wzięłam dokumenty, to pani stwierdziła, że wg niej wszystko się zgadza i nie rozumie dlaczego system widzi coś czego nie ma. To tylko sztuczna inteligencja, która inaczej pracuje. Człowiek zawsze będzie góra, bo umie naprawić oczywiste pomyłki. Kolejna sprawa załatwiona.


W międzyczasie dostałam sms, że wpłynęły mi pieniądze na konto. To klient, który zawsze mi płaci zanim cokolwiek zrobię. Woli nikomu nie zalegać. Szanuję to :)


Potem w kolejnym tramwaju usiadł przede mną jakiś starszy pan. Dzwonił jego telefon. Kiedyś wszyscy mieli ten sam dzwonek, teraz każdy ma inny. Za co jestem wdzięczna.


Za mną usiadła jego żona, która usłyszała dzwonek. Próbowała jakoś dać mu znak. Spytałam czy chce usiąść na moim miejscu, bo mogę się przesiąść. Najpierw powiedziała, że nie, ale w następnej sekundzie powiedziała, że chętnie i że dziękuje. Przesiadłam się.


Czy to był dobry uczynek? Oczywiście, że nie zrobiłam sobie dobrze. Może by mnie wkurzyła gdyby krzyczała mi nad głową, bo jej mąż był przygłuchy. Tak to miałam spokój. Wszyscy byli zadowoleni.


Wszystko co mnie dzisiaj spotkało mogło mnie wyprowadzić z równowagi. To jak postrzegamy świat to nasz wybór. Można się złościć, albo przyjmować wszystko jako doświadczenie.


Po co utrudniać innym życie. Łatwiej się żyje jeśli ludzie sobie nawzajem pomagają. Gdy robisz coś dobrego, nawet małego, to urastasz. Naprawdę to dobrze wpływa na każdego.


Ale najlepsze jest pomaganie gdy nikt tego nie widzi. Pomagasz innym, ale tak, żeby tego nie widzieli. Potem słuchasz, że to jakiś cud, coś zdarzyło się wspaniałym zrządzeniem losu, to Bóg czy coś tam. Naprawdę to jest najlepsze, bo czujesz się jak stwórca, możesz zmienić czyjeś życie. Nawet lepiej, żeby nikt o tym nie wiedział, bo wtedy nie ponosisz odpowiedzialności za tego człowieka. Co zrobi z nową szansą to jego sprawa.


Kiedyś opisałam sytuację, jak to zmieniłam życie robaka, który utopiłby się w wiadrze z wodą. On na pewno mnie nie widział, ale gdy już czuł śmierć to nastąpiło niezrozumiałe dla niego ocalenie. Więcej tu Transerfing-cele-i-drzwi


I tak się życie toczy, między domem, pracą i ludźmi. Zwykłe życie. Ja się nie nudzę. Nie biorę udziału w napuszczaniu ludzi na ludzi. Bo to mi szkodzi.


Mamy teraz takie bogactwo owoców lokalnych. Jak ta gruszka prosto z drzewa.



Nie przyjechała z daleka. Nie ma wyglądu marketowego, a smakuje bajecznie. Zjadłam, była pyszna. :)


Codziennie dzieje się dużo rzeczy i proza życia może być inspirująca.


Doceń to co masz, doceń życie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz