13/04/2012

Ból kolana

Na początku lutego br. Zaczęło boleć mnie prawe kolano. Gdy chodziłam po prostym, nie było problemu. Jednak, żeby zejść po schodach musiałam się nieźle starać, żeby z nich nie spaść. Schodziłam jak małe dziecko po jednym stopniu z dostawianiem nogi. Wchodzenie to też był koszmar. Z zewnątrz kolana niczym się nie różniły, a jednak prawe bolało jak cholera. Po 3 dniach już tak bolało, że zaczęłam szukać pomocy. Do lekarza nie poszłam, bo niepotrzebne mi było zwolnienie, a po poprzedniej wizycie i perspektywie dożywotniej choroby kręgosłupa, nie miałam zaufania do umiejętności lekarza. Dostałabym tabletki przeciwbólowe, a choroba rozwijałaby się dalej.


Oczyma wyobraźni widziałam siebie z laseczką, albo na wózku. Więc musiałam działać szybko. Zajrzałam do kilku moich książek i znalazłam przyczynę.


Ból kolana = nie chcę się przed czymś ugiąć.


Kolana symbolizują dumę i "ego", schorzenia - niezdolność do ugięcia się, lęk, nieelastyczność, nieustępliwość. Czyli jest coś do czego nie chcę się przystosować i czemuś się poddać. Cała ja ;)


Teraz najważniejsze: trzeba znaleźć coś takiego w życiu co by do tego pasowało. Pierwsza myśl: mnie to nie dotyczy, nie ma niczego takiego w moim życiu. Tak mam zawsze. Gdy się poważniej zastanowiłam to znalazłam.


U jednego klienta miałam kontrolę i nie zgadzałam się z jej wynikami. Kontrola zaczęła się przed świętami, a zakończyła w połowie stycznia. Czułam, że ja mam rację, ale mój klient powiedział, ze on się na wszystko zgadza i nie chce problemów. Ja jednak jestem mądrzejsza i napisałam odwołanie. Dziwiłam się, ze ludzie sami z siebie dążą do gnojenia innych, zasłaniają się durnymi przepisami, nie rozumiałam celu ich postępowania. Nie chciałam odpuścić. I wtedy pomyślałam, że cmentarze są pełne ludzi, którzy mieli rację i nie chcieli odpuścić. A potem znalazłam to zdjęcie ze zbiorów dra Malczewskiego z Raciborza.


 


I postanowiłam wyzdrowieć.


Zaczęłam mówić do swojej podświadomości, że ja już nie upieram się, odpuszczam, nie będę się odwoływać, kary nie było, więc może było łatwiej. To pracownik urzędu musi żyć ze świadomością swojego postępowania, ale przecież mnie to nic nie obchodzi. To jego życie. A moje zdrowie sama niszczę. Wymyślałam różne usprawiedliwienia, dlaczego zmieniam swoje myślenie. Cel miałam jeden – wyzdrowieć. Przez kilka dni w każdej wolnej chwili, przekonywałam siebie – podświadomość (KU), że poddaję się i wszystko dzieje się dla mojego dobra. Urabiałam moje ego, że ja już jestem elastyczna i trzymanie swoich poglądów niczego dobrego nie przynosi. Naprawdę robiłam to szczerze i w to uwierzyłam. Po 3 dniach ból zniknął, niespodziewanie. I bezpowrotnie.


Kolejna choroba wyleczona u źródła. Minęły już 2 miesiące i kolano jest w porządku. Nawet zaczęły śmieszyć mnie reklamy jakichś środków na stawy, na kręgosłup itp. Ludzie myślą, że jak będą je brać to choroba zniknie. Tak, zniknie w jednym miejscu, żeby pojawić się w innym. Przyczyna każdej choroby jest w głowie i tam najpierw trzeba szukać.


Nie dziwi mnie teraz jak widzę starszych ludzi z laskami. Gdyby odpuścili swoje przekonania, przyzwyczajenia z lat młodości, laski poszłyby w kąt. A tak będą cierpieć do śmierci, bo tabletki i maście nic im nie pomogą. Nawet nie wiedzą, że uleczenie jest blisko, bo w nich samych. Wystarczy tylko zmienić swoje myślenie.


Czasami mam wrażenie, że ludzie lubią chorować, że jest im to do czegoś potrzebne. Gdy ktoś choruje na raka i mówi, że walczy i nienawidzi swojej choroby, to wiem, że umrze. Bo nie chce wyzdrowieć, on chce walczyć. A ciało karmi nienawiścią, zamiast miłością.


To Miłość uzdrawia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz