Byłam
w grupie kilkunastu obcych mi osób. Był wieczór. Staliśmy na dworze, osobno
w różnych miejscach wokół. Ziemia była czarna, spękana, gorąca.
To wyglądało jak lawa. Było ciepło, a my ubrani byliśmy jakby
było lato. Widać było małe gejzery ognia. Naszym zadaniem było
dojść do hotelu, który był kilkanaście kilometrów od nas.
Tam miało być bezpiecznie. Dziwne, bo nikt nie miał ze sobą bagażu. Nie miałam nawet
torebki, niczego. Próbowaliśmy
skakać na miejsca bez ognia. Ziemia była gorąca, nawet tam gdzie
nie było widać ognia. Słabo nam to wychodziło. Kombinowaliśmy co
robić. W pewnej chwili przybrałam pozycję jak do skoku.
Podskoczyłam i wyciągnęłam ręce. Nogi oderwały się od ziemi, a
ja uniosłam się w powietrzu. Krzyczałam do innych, żeby zrobili
to samo co ja. Ludzie nie chcieli tego zrobić, bo niby nie umieli.
Ja powiedziałam, że ja też nie umiem, ale spróbowałam i się
udało. Ludzie bezradnie błąkali się na kawałku bezpiecznej
ziemi, miotali się w różnych kierunkach. Żar był coraz większy,
a oni byli w pułapce. Nie chcieli latać. A ja leciałam ponad tym
żarem. Najpierw nisko na wysokości 5 m, potem odważyłam się
lecieć wyżej, ale nie za wysoko, by nie przegapić hotelu. Czułam
się świetnie. Zobaczyłam jakiś budynek, który okazał się
hotelem, do którego mieliśmy się dostać. Wokół było spokojnie
i bezpiecznie.
Latanie
jest fajne. Nie ma żadnych ograniczeń, żadnego strachu. To uczucie
nieporównywalne do niczego.
Sen
typowy dla mnie. 😎 Jestem człowiekiem zadaniowym. Gdy jest jakiś
problem, to myślę i go rozwiązuję. Po to chyba są przeszkody w
życiu, żeby je pokonywać. Użalanie się jest mi obce. Trzeba
działać. Wtedy dzieją się rzeczy niezwykłe. Może latanie w
realu nie byłoby możliwe. W życiu możliwe są cuda. Nie można
być biernym.
Niektórzy znajomi doskonale o tym wiedzą i często testują mnie. Zawsze istnieje rozwiązanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz