05/03/2021

Rośliny w domu - ZZ

Rośliny w domu to nie tylko dekoracja. Oprócz wprowadzania przyjemnej atmosfery, dzielenia się z nami swoją energią, to tworzą też swój własny świat.

Zamiokulkasa zamiolistnego, czyli ZZ plant, dostałam kilka lat temu. W ciągu 3 lat rozrósł się tak, że doniczkę musiałam ciąć sekatorem i nożem, żeby uwolnić jego korzenie i przesadzić. Zostawiłam sobie 3 patyki. A on natychmiast wypuścił kolejną gałązkę. Potem cisza.


Został mi jeszcze 1 listek, bez korzonków, więc wsadziłam go do małej doniczki. Podlewałam, a właściwie pryskałam raz na miesiąc i dziwiłam się, że listek nie żółknie. Więc chyba się ukorzeniał. Nie zawadzał mi więc dałam mu spokój. Lubię młode rośliny, bo urzekające jest obserwowanie jak rosną.

Aż 2 lutego zauważyłam u „matki” nowy pęd.


A po kilku dniach zauważyłam, że u „syna”, czyli tego samotnego listka, dzieje się to samo.

To wyglądało jakby matka telepatycznie wydała polecenie swojemu synowi do wzrostu. A przynajmniej powiedziała: pora się obudzić ;)

Kiedyś pisałam o sekretnym zyciu_drzew. Świetna książka. Tam autor opowiadał jak rośliny tego samego gatunku poprzez korzenie wspierają się, karmią, ostrzegają itp.

A tu mam podobną sytuację.

Matka stoi w salonie, a syn w biurze, dystans wynosi 12 m. Nie widzą się. Może syn przetrwał dzięki wsparciu matki. Wiedział, że nie jest sam. Ale matka w żaden sposób nie mogła go karmić.



Jest jeszcze trzeci ZZ. Był taki ładny i gęsty, że sam pchał się do mojego domu. Ogrodnik był szczodry. Do doniczki powpychał listki i pełno gałązek, na bogato. Zrobiła się rodzinka.


Zastanawiam się, czy nie powinnam je postawić blisko siebie. Na razie to jest niewskazane, bo młody jest za mały, żeby stać na podłodze. Ale skoro 3 rośliny tego samego gatunku kontaktują się ze sobą, wiedzą o sobie, więc niech zostanie jak jest.

A wczoraj zauważyłam, że mam też inne rośliny, które ze sobą „rozmawiają”.

To szczawiki. Bałam, że matka mi zmarnieje więc jedną odnóżkę przesadziłam do innej ziemi i doniczki. Obie przeżyły, uratowały mojego ojca i teraz rosną sobie spokojnie.

Po lewej to matka, po prawej córka. Górne zdjęcie jest z wczoraj, dolne z dzisiaj. Matka rośnie powoli, wypuszcza kolejne listki. Córka rośnie jak szalona i ma pełno kwiatków. Ale najciekawsze jest to, że one swoimi kwiatami chcą się dotknąć. Tak rosną, że wyciągają się w jedną stronę, ale nie do słońca, tylko do siebie.

Za chwilę zdominują i przerosną grubosza. Symetria wprowadza harmonię.

Raczej nie miałam kilku takich samych roślin. Jeśli coś rozsadzałam to rozdawałam. Teraz pojawiły się rodzinki i jest wesoło.

Mam kilka doniczek epipremnum złocistego, kiedyś zwany scindapsusem złotym, czyli money plant, ale nie ma między nimi żadnej więzi. Mają w końcu inne zadania, jak wskazuje ich nazwa potoczna. Są też plastyczne, bo można je uformować wg własnej wyobraźni i łatwo rozmnażać.

Posiadanie roślin to niezła zabawa. Jedne nam pasują inne nas nie lubią. Mnie mają sprawiać radość i wspierać. Funkcja oczyszczania mnie nie interesuje, bo nie działa w domu. Musiałoby być kilkadziesiąt roślin i pełno chemikaliów w domu. A po co w domu benzen, toluen i formaldehyd. Może rośliny te trucizny nie zabiją, ale człowieka owszem.

Mnie najwyraźniej chronią przed zewnętrznymi wirusami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz